Naszą politykę zagraniczną można porównać do wysoko licytowanego brydża
Polska osiągnęła cele strategiczne wyznaczone u progu lat 90. Wstępujemy do Unii Europejskiej, jesteśmy członkami Paktu Północnoatlantyckiego. Teraz potrzebna nam jest debata na temat przyszłości naszej polityki zagranicznej. Jej zasadniczy kierunek pozostaje nie zmieniony, pojawiły się tylko nowe problemy. Nie ma miejsca na tak radykalne zmiany, jakie nastąpiły na początku lat 90. Powinniśmy się skupić na działaniach wewnątrz organizacji, do których już należymy, i stale zwiększać naszą aktywność wobec innych partnerów.
Europa 25
Unia Europejska przechodzi najgłębsze w swojej historii reformy - wprowadzenie konstytucji i rozszerzenie o nowe państwa. Poszerzona unia będzie całkiem nową konstrukcją polityczną. Nie tylko jako unia 25 zamiast 15 państw. W sporach o konstytucję dotykamy istoty koncepcji wspólnoty europejskiej. Dlatego przy zrozumiałym znaczeniu naszych stosunków z poszczególnymi partnerami europejskimi najważniejsze jest stworzenie gwarancji funkcjonowania solidarnej i partnerskiej Unii Europejskiej.
W kategoriach strategicznych - co jest konsekwencją wstąpienia do unii i NATO - będzie następowała globalizacja naszej polityki zagranicznej. Polska, wykorzystując wszystkie mechanizmy stworzone przez instytucje, do których wstąpiliśmy, uzyskuje nowe możliwości działania. Ze względu na globalny charakter problemów, jakimi zajmują się te instytucje, mamy okazję odnosić się do spraw, które do tej pory leżały poza zasięgiem naszych możliwości. Jest to również kwestia naszych uzasadnionych ambicji. Wydaje mi się, że Polska lepiej odczytuje ducha czasów niż inne państwa, które wybrały rolę pasywnych uczestników polityki międzynarodowej. Naszą politykę zagraniczną można porównać do wysoko licytowanego brydża: nie stawiamy wszystkiego na jedną kartę, nie blefujemy, ale przy tych kartach, które mamy, musimy grać bez strachu przed podejmowaniem ryzyka.
Spór o konstytucję
Szczyt w Brukseli okazał się porażką wszystkich uczestników. 25 państw nie wykazało zdolności do wypracowania kompromisu. Zbliżają się wybory europejskie, potem będzie dyskusja o przyszłym budżecie unii. Należy więc dać społeczeństwom jasny sygnał, że wspólnota europejska jest zdolna do działania.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że porażka brukselska została bardzo jednostronnie i niesprawiedliwie przedstawiona zachodniej opinii publicznej. Brak porozumienia był konsekwencją działania wielu państw. Wytworzono tymczasem negatywny stereotyp Polski jako kraju, który wbrew większości i interesom wspólnoty broni partykularnego uzysku. A Polska po prostu domaga się stosowania wobec siebie zasady równego traktowania.
Wynegocjowany w Nicei system ważenia głosów należy sprawdzić. Jeśli się okaże, że blokuje on funkcjonowanie unii, to już dzisiaj możemy z czystym sumieniem zadeklarować, że Polska pierwsza będzie popierała zmiany.
Jeśli nie porozumiemy się w najbliższych tygodniach, traktat może umrzeć śmiercią naturalną. Jeśli w najbliższych tygodniach nie będzie porozumienia w sprawie konstytucji, to może się okazać, że do rozmów wrócimy po dłuższym czasie.
Atlantyk nie dzieli
Kiedy wiosną ubiegłego roku decydowaliśmy się poprzeć akcję Stanów Zjednoczonych w Iraku, w naszym myśleniu największą rolę odegrało rozumienie stosunków transatlantyckich. Uważaliśmy, że jeśli my teraz nie pomożemy Ameryce, to i ona kiedyś może nam odmówić pomocy. Jednocześnie zależało nam, by nie wzmacniać w Waszyngtonie wizerunku Europy jako niekooperatywnego sojusznika. Podzielaliśmy również pogląd, że nie można dłużej tolerować ostentacyjnego lekceważenia przez Irak serii rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ adresowanych do tego państwa. Te przesłanki wystarczyły do usprawiedliwienia decyzji, którą podjęliśmy. Być może zachowaliśmy się zbyt szlachetnie, nie kładąc równocześnie jakiegoś rachunku na stole, ale biorąc pod uwagę ówczesne okoliczności, nasze postępowanie było słuszne.
Polska cały czas zyskuje na współpracy z USA. Zyskuje gospodarczo i politycznie. Niefortunnie w oczach opinii publicznej wszystko to przesłoniły sprawy wiz, ale i w tej materii następują pozytywne zmiany. Na naszych lotniskach - co jest już przesądzone - będzie uruchomiona procedura prescreeningu, czyli będą tam obecni amerykańscy urzędnicy imigracyjni, aby oszczędzić naszym obywatelom przykrego zawodu po przylocie do USA. W kwestii wiz główna batalia rozegra się w Kongresie.
Tekst powstał na podstawie dyskusji ministra z dziennikarzami "Wprost", która odbyła się na początku marca. Tytuł i nadtytuł pochodzą od redakcji.
Europa 25
Unia Europejska przechodzi najgłębsze w swojej historii reformy - wprowadzenie konstytucji i rozszerzenie o nowe państwa. Poszerzona unia będzie całkiem nową konstrukcją polityczną. Nie tylko jako unia 25 zamiast 15 państw. W sporach o konstytucję dotykamy istoty koncepcji wspólnoty europejskiej. Dlatego przy zrozumiałym znaczeniu naszych stosunków z poszczególnymi partnerami europejskimi najważniejsze jest stworzenie gwarancji funkcjonowania solidarnej i partnerskiej Unii Europejskiej.
W kategoriach strategicznych - co jest konsekwencją wstąpienia do unii i NATO - będzie następowała globalizacja naszej polityki zagranicznej. Polska, wykorzystując wszystkie mechanizmy stworzone przez instytucje, do których wstąpiliśmy, uzyskuje nowe możliwości działania. Ze względu na globalny charakter problemów, jakimi zajmują się te instytucje, mamy okazję odnosić się do spraw, które do tej pory leżały poza zasięgiem naszych możliwości. Jest to również kwestia naszych uzasadnionych ambicji. Wydaje mi się, że Polska lepiej odczytuje ducha czasów niż inne państwa, które wybrały rolę pasywnych uczestników polityki międzynarodowej. Naszą politykę zagraniczną można porównać do wysoko licytowanego brydża: nie stawiamy wszystkiego na jedną kartę, nie blefujemy, ale przy tych kartach, które mamy, musimy grać bez strachu przed podejmowaniem ryzyka.
Spór o konstytucję
Szczyt w Brukseli okazał się porażką wszystkich uczestników. 25 państw nie wykazało zdolności do wypracowania kompromisu. Zbliżają się wybory europejskie, potem będzie dyskusja o przyszłym budżecie unii. Należy więc dać społeczeństwom jasny sygnał, że wspólnota europejska jest zdolna do działania.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że porażka brukselska została bardzo jednostronnie i niesprawiedliwie przedstawiona zachodniej opinii publicznej. Brak porozumienia był konsekwencją działania wielu państw. Wytworzono tymczasem negatywny stereotyp Polski jako kraju, który wbrew większości i interesom wspólnoty broni partykularnego uzysku. A Polska po prostu domaga się stosowania wobec siebie zasady równego traktowania.
Wynegocjowany w Nicei system ważenia głosów należy sprawdzić. Jeśli się okaże, że blokuje on funkcjonowanie unii, to już dzisiaj możemy z czystym sumieniem zadeklarować, że Polska pierwsza będzie popierała zmiany.
Jeśli nie porozumiemy się w najbliższych tygodniach, traktat może umrzeć śmiercią naturalną. Jeśli w najbliższych tygodniach nie będzie porozumienia w sprawie konstytucji, to może się okazać, że do rozmów wrócimy po dłuższym czasie.
Atlantyk nie dzieli
Kiedy wiosną ubiegłego roku decydowaliśmy się poprzeć akcję Stanów Zjednoczonych w Iraku, w naszym myśleniu największą rolę odegrało rozumienie stosunków transatlantyckich. Uważaliśmy, że jeśli my teraz nie pomożemy Ameryce, to i ona kiedyś może nam odmówić pomocy. Jednocześnie zależało nam, by nie wzmacniać w Waszyngtonie wizerunku Europy jako niekooperatywnego sojusznika. Podzielaliśmy również pogląd, że nie można dłużej tolerować ostentacyjnego lekceważenia przez Irak serii rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ adresowanych do tego państwa. Te przesłanki wystarczyły do usprawiedliwienia decyzji, którą podjęliśmy. Być może zachowaliśmy się zbyt szlachetnie, nie kładąc równocześnie jakiegoś rachunku na stole, ale biorąc pod uwagę ówczesne okoliczności, nasze postępowanie było słuszne.
Polska cały czas zyskuje na współpracy z USA. Zyskuje gospodarczo i politycznie. Niefortunnie w oczach opinii publicznej wszystko to przesłoniły sprawy wiz, ale i w tej materii następują pozytywne zmiany. Na naszych lotniskach - co jest już przesądzone - będzie uruchomiona procedura prescreeningu, czyli będą tam obecni amerykańscy urzędnicy imigracyjni, aby oszczędzić naszym obywatelom przykrego zawodu po przylocie do USA. W kwestii wiz główna batalia rozegra się w Kongresie.
Tekst powstał na podstawie dyskusji ministra z dziennikarzami "Wprost", która odbyła się na początku marca. Tytuł i nadtytuł pochodzą od redakcji.
Polska misja iracka Włodzimierz Cimoszewicz dla "Wprost" po zamachu terrorystycznym w Madrycie |
---|
Na razie nie widzimy podstaw do niepokoju o zmianę polityki Hiszpanii. Poczekajmy do momentu ukonstytuowania się nowego rządu. W Madrycie deklaracje przedwyborcze muszą się zderzyć z realiami politycznymi. Czas pokaże, z jakimi rezultatami. Stanowisko wyrażone w ostatnich dniach przez przywódcę zwycięskich socjalistów odnosi się również do hipotetycznej sytuacji w dość odległej przyszłości. Bezpieczeństwo Iraku związane jest z obecnością sił stabilizacyjnych. Polska, w gronie kilkudziesięciu sojuszniczych państw, konsekwentnie i z powodzeniem realizuje mandat, który przyjęła, angażując się w proces stabilizacji. Nie planujemy przeciągania naszej obecności w Iraku nawet o jeden dzień dłużej, niż będzie tego wymagała sytuacja. Z chwilą gdy cel - którym jest zapewnienie bezpieczeństwa Irakijczykom - zostanie osiągnięty, Polska wycofa swe jednostki. Mamy nadzieję, że przyjęta w ostatnich dniach nowa konstytucja oraz planowane wybory w Iraku pozwolą na przyspieszenie procesu stabilizacji i przybliżą moment osiągnięcia tego celu - liczymy przy tym na zaangażowanie ONZ i NATO. |
Więcej możesz przeczytać w 13/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.