Drodzy panowie, czy uważalibyście za normalne, gdyby któraś z waszych przełożonych klepała was po pupie?
Masował mi szyję i zadawał głupie pytania, był obrzydliwym człowiekiem" - tak podsumowała kontakty z Zygmuntem Freudem jedna z jego pacjentek Maria Koestler. Z kolei hrabina Anna de Noailles na widok najsłynniejszego psychoanalityka świata zawołała: "Ależ on nie mógł napisać tych wszystkich seksownych książek! Cóż za okropny mężczyzna. Jestem pewna, że nigdy nie zdradził swojej żony. To wprost niemoralne, to skandal!". No cóż, zapewne pani hrabina już samym brakiem widoku na molestowanie czuła się molestowana.
Biedaczka miała pecha, bo najwidoczniej trafiła na mężczyznę, któremu nie seks, lecz psychoanaliza była w głowie. Miała pecha, skoro - statystycznie rzecz biorąc - prawie 40 proc. mężczyzn myśli o seksie przynajmniej raz na pół godziny. A potem prędzej czy później przechodzi do czynu i zdradza swoje żony. Myślą albo czynem. Rachując dalej, jeśli co czwarty mężczyzna myśli o miłości, czyli o tym, na czym siedzi Maryna, to nic dziwnego, że tak często oczy ma rozbiegane. Nie tylko nie wie, jak trzymać ręce przy sobie, ale i nad szarymi komórkami zdarza mu się nie panować. Ryzykuje więcej, niż dostaje w zamian. Z molestowaniem bowiem jest jak z rosyjską ruletką. Raz się uda, a innym razem nie.
Zwłaszcza, że od 1 stycznia w polskim kodeksie pracy molestowanie to nie tylko propozycje współżycia, gesty i dotykanie, ale także obraźliwe komentowanie czyjegoś ubioru, wyglądu, a nawet dwuznaczne spojrzenia. Raz się uda, a raz nie. Takiego Paula Hicksona, trenera brytyjskiej kadry narodowej, skazano na siedemnaście lat więzienia za seksualne molestowanie i napastowanie nieletnich podopiecznych. Siedzi w więzieniu, mimo że w czasie aresztowania zdziwił się: "Myślałem, że macie ważniejsze sprawy na głowie". Nie mieli.
Starosta i wicestarosta z Częstochowy, według powódki, w czasie służbowej podróży łapali ją przez spodnie za krocze. Była asystentka posła Polskiego Bloku Ludowego Piotra Smolany oskarża go o dobieranie się do niej w sejmowym hotelu. "Obmacywał mnie na każdym kroku. Łapał za pośladki. Obiecywał, że jak zostanę jego kochanką, to będę miała pieniądze" - zwierzała się na początku tego roku "Gazecie Wyborczej" inna z molestowanych kobiet. Znany w całym mieście laryngolog w czasie badania gardła dotykał nóg i piersi swoich pacjentek.
Co zaś do rosyjskiej ruletki, to ta broń na razie nie wystrzeliła. Na razie. A to za sprawą kolegów laryngologa, którzy nie dopatrzyli się w jego zachowaniu przewiny, a to dzięki pani prokurator i pani sędzi, które w łapaniu podwładnej za krocze nie widzą nic nagannego, a skargę tłumaczki określają jako "niezasługującą na uwzględnienie polemikę ze stanowiskiem prokuratury". Gdyby ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości, to wyjaśniam, że - według wykładni obu pań - nieradzenie sobie z siłami grawitacji, nietrzymanie rąk przy sobie i przyciąganie do siebie podwładnej "nie stanowi innej czynności seksualnej w znaczeniu prawnym" i w związku z tym o molestowaniu nie może być mowy. "A więc i ty Brutusie przeciwko mnie?" chciałyby pewnie zawołać wszystkie molestowane. Może więc w takim razie należałoby się odwołać do męskiej wyobraźni.
Drodzy panowie, przecież wy również macie krocza, za które można, przynajmniej teoretycznie, was łapać. Macie pośladki, w które można was podszczypywać, a w międzyczasie składać wam niemoralne propozycje. Że brzmi zachęcająco? Że już puszczacie wodze fantazji? Zanim to zrobicie, zastanówcie się jeszcze raz, czy byłoby wam wszystko jedno, gdyby pani doktór od gardła w czasie badania dotykała waszych ud, piersi i wymuszała pocałunki? Tak bez pytania, przyzwolenia. Czy uważalibyście za normalne, gdyby któraś z waszych przełożonych tak bez okazji klepała was na korytarzu po pupie? Że brzmi zachęcająco?
Tyle tylko, że pani doktor nie byłaby oszałamiającą blondynką, nie przypominałaby też Angeliny Jolie. Byłaby zwykłą urzędniczką, którą zainteresowało wasze krocze. Czy i wówczas wszystko byłoby w porządku? Tak? Jakoś głupio, prawda? Zwłaszcza że właś-nie w tym momencie zazwyczaj kończy się sen rodem z "Playboya", a zaczyna ordynarne molestowanie. Swoją drogą, czy o ciekawszych przypadkach niż czuły laryngolog, chutliwy starosta i pobudliwy poseł mógłby marzyć Freud?
Tym razem to ja, oczyma wyobraźni, widzę szanowanego doktora, jak wprowadzony w psychoanalityczne transe opowiada o swojej traumie z dzieciństwa. Stąd pewnie jego dzisiejsza czułość i serdeczność wobec pacjentek. Widzę starostę i jego kompanów, jak cierpliwie czekają w profesorskiej poczekalni na złożenie wyznań. Zrzucą winę na tłumaczkę, która sama siebie łapała za krocze, a całowanie w szyję to tylko projekcja jej sennych marzeń. Pewnie na kanapce u Freuda znalazłoby się miejsce i dla obu pań: sędzi i prokurator. Czemu nie widzą tego, co powinny zobaczyć? Kilka lat temu Kelly Flin, amerykańska pilotka bombowca B-52, za to, że najpierw molestowała, a potem uwiodła męża swojej koleżanki, już nigdy nie będzie mogła usiąść za sterami jakiegokolwiek samolotu Air Force, nie dostanie wojskowej renty i już zapłaciła 18 tys. dolarów odszkodowania. Ona już wie, że z rosyjską ruletką nie ma żartów. Bo jak powiadał Zygmunt Freud, "w nieświadomym człowieku tkwi jego tragiczny los. Jeśli nie potrafiłeś wytępić w sobie występnych pragnień, żyją one w tobie nieświadomie, a więc jesteś winny". Nawet jeśli pani sędzia i pani prokurator mają w tej sprawie inne zdanie.
Biedaczka miała pecha, bo najwidoczniej trafiła na mężczyznę, któremu nie seks, lecz psychoanaliza była w głowie. Miała pecha, skoro - statystycznie rzecz biorąc - prawie 40 proc. mężczyzn myśli o seksie przynajmniej raz na pół godziny. A potem prędzej czy później przechodzi do czynu i zdradza swoje żony. Myślą albo czynem. Rachując dalej, jeśli co czwarty mężczyzna myśli o miłości, czyli o tym, na czym siedzi Maryna, to nic dziwnego, że tak często oczy ma rozbiegane. Nie tylko nie wie, jak trzymać ręce przy sobie, ale i nad szarymi komórkami zdarza mu się nie panować. Ryzykuje więcej, niż dostaje w zamian. Z molestowaniem bowiem jest jak z rosyjską ruletką. Raz się uda, a innym razem nie.
Zwłaszcza, że od 1 stycznia w polskim kodeksie pracy molestowanie to nie tylko propozycje współżycia, gesty i dotykanie, ale także obraźliwe komentowanie czyjegoś ubioru, wyglądu, a nawet dwuznaczne spojrzenia. Raz się uda, a raz nie. Takiego Paula Hicksona, trenera brytyjskiej kadry narodowej, skazano na siedemnaście lat więzienia za seksualne molestowanie i napastowanie nieletnich podopiecznych. Siedzi w więzieniu, mimo że w czasie aresztowania zdziwił się: "Myślałem, że macie ważniejsze sprawy na głowie". Nie mieli.
Starosta i wicestarosta z Częstochowy, według powódki, w czasie służbowej podróży łapali ją przez spodnie za krocze. Była asystentka posła Polskiego Bloku Ludowego Piotra Smolany oskarża go o dobieranie się do niej w sejmowym hotelu. "Obmacywał mnie na każdym kroku. Łapał za pośladki. Obiecywał, że jak zostanę jego kochanką, to będę miała pieniądze" - zwierzała się na początku tego roku "Gazecie Wyborczej" inna z molestowanych kobiet. Znany w całym mieście laryngolog w czasie badania gardła dotykał nóg i piersi swoich pacjentek.
Co zaś do rosyjskiej ruletki, to ta broń na razie nie wystrzeliła. Na razie. A to za sprawą kolegów laryngologa, którzy nie dopatrzyli się w jego zachowaniu przewiny, a to dzięki pani prokurator i pani sędzi, które w łapaniu podwładnej za krocze nie widzą nic nagannego, a skargę tłumaczki określają jako "niezasługującą na uwzględnienie polemikę ze stanowiskiem prokuratury". Gdyby ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości, to wyjaśniam, że - według wykładni obu pań - nieradzenie sobie z siłami grawitacji, nietrzymanie rąk przy sobie i przyciąganie do siebie podwładnej "nie stanowi innej czynności seksualnej w znaczeniu prawnym" i w związku z tym o molestowaniu nie może być mowy. "A więc i ty Brutusie przeciwko mnie?" chciałyby pewnie zawołać wszystkie molestowane. Może więc w takim razie należałoby się odwołać do męskiej wyobraźni.
Drodzy panowie, przecież wy również macie krocza, za które można, przynajmniej teoretycznie, was łapać. Macie pośladki, w które można was podszczypywać, a w międzyczasie składać wam niemoralne propozycje. Że brzmi zachęcająco? Że już puszczacie wodze fantazji? Zanim to zrobicie, zastanówcie się jeszcze raz, czy byłoby wam wszystko jedno, gdyby pani doktór od gardła w czasie badania dotykała waszych ud, piersi i wymuszała pocałunki? Tak bez pytania, przyzwolenia. Czy uważalibyście za normalne, gdyby któraś z waszych przełożonych tak bez okazji klepała was na korytarzu po pupie? Że brzmi zachęcająco?
Tyle tylko, że pani doktor nie byłaby oszałamiającą blondynką, nie przypominałaby też Angeliny Jolie. Byłaby zwykłą urzędniczką, którą zainteresowało wasze krocze. Czy i wówczas wszystko byłoby w porządku? Tak? Jakoś głupio, prawda? Zwłaszcza że właś-nie w tym momencie zazwyczaj kończy się sen rodem z "Playboya", a zaczyna ordynarne molestowanie. Swoją drogą, czy o ciekawszych przypadkach niż czuły laryngolog, chutliwy starosta i pobudliwy poseł mógłby marzyć Freud?
Tym razem to ja, oczyma wyobraźni, widzę szanowanego doktora, jak wprowadzony w psychoanalityczne transe opowiada o swojej traumie z dzieciństwa. Stąd pewnie jego dzisiejsza czułość i serdeczność wobec pacjentek. Widzę starostę i jego kompanów, jak cierpliwie czekają w profesorskiej poczekalni na złożenie wyznań. Zrzucą winę na tłumaczkę, która sama siebie łapała za krocze, a całowanie w szyję to tylko projekcja jej sennych marzeń. Pewnie na kanapce u Freuda znalazłoby się miejsce i dla obu pań: sędzi i prokurator. Czemu nie widzą tego, co powinny zobaczyć? Kilka lat temu Kelly Flin, amerykańska pilotka bombowca B-52, za to, że najpierw molestowała, a potem uwiodła męża swojej koleżanki, już nigdy nie będzie mogła usiąść za sterami jakiegokolwiek samolotu Air Force, nie dostanie wojskowej renty i już zapłaciła 18 tys. dolarów odszkodowania. Ona już wie, że z rosyjską ruletką nie ma żartów. Bo jak powiadał Zygmunt Freud, "w nieświadomym człowieku tkwi jego tragiczny los. Jeśli nie potrafiłeś wytępić w sobie występnych pragnień, żyją one w tobie nieświadomie, a więc jesteś winny". Nawet jeśli pani sędzia i pani prokurator mają w tej sprawie inne zdanie.
Więcej możesz przeczytać w 13/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.