Europejczycy głosują na terrorystów
11 marca, dzień zamachów w Madrycie, był tragicznym dniem dla całej Hiszpanii. 14 marca, dzień zwycięstwa wyborczego hiszpańskich socjalistów, może się okazać tragiczny dla całej Europy.
Nazajutrz po wyborach Carlos Mantilla, deputowany Partii Ludowej, zapytał publicznie: "Kto teraz będzie rządził Hiszpanią: Zapatero czy bin Laden?". Można się ukrywać za dymną zasłoną argumentów zastępczych, jak to robi w tych dniach dziennik "El Pais", nieformalny organ hiszpańskich socjalistów, ale nic nie zmieni faktu, że wynik ostatnich hiszpańskich wyborów zależał od czynnika całkowicie zewnętrznego w stosunku do hiszpańskiej polityki. Jeszcze 7 marca wszystkie sondaże wskazywały na zdecydowaną przewagę ludowców i właściwie jedyną niewiadomą było to, czy uda się im zdobyć większość absolutną. Zamachy sprowokowały reakcję społeczeństwa - szok, oburzenie, nienawiść i przekonanie, że tylko kapitulacja może uchronić Hiszpanię przed kolejnymi zamachami. Potem kto żyw poszedł głosować: jeszcze nigdy frekwencja wyborcza nie była tak wysoka.
Schemat myślenia wyborców był następujący: "Aznar na polecenie Busha wysłał żołnierzy (1350) do Iraku, czym sprowokował ekstremistów muzułmańskich. A zatem Aznar ponosi winę za ich zemstę. Należy go za to ukarać i zagłosować na jego przeciwnika politycznego. Ma to jeszcze tę zaletę, że ów przeciwnik Aznara wycofa - jak zapowiedział - hiszpańskich żołnierzy z Iraku i tym samym zlikwiduje powód, dla którego islamscy fanatycy mogliby chcieć się mścić w przyszłości".
Rozumowanie w pewnym sensie słuszne: w ubiegłą środę rzecznicy Al-Kaidy ogłosili w Kairze zawieszenie broni z Hiszpanią José Luisa Rodrígueza Zapatero. Tak samo stało się we Włoszech w 1985 r., kiedy premier Bettino Craxi uwolnił Abu Abbasa, porywacza statku "Achille Lauro". Z wdzięczności Arafat zakazał dokonywać zamachów we Włoszech i ten pakt obowiązuje do dzisiaj.
Tak samo dzieje się we Francji. Kiedyś była schronieniem dla wszystkich terrorystów z ETA, którzy z wdzięczności nie podkładali bomb po tamtej stronie Pirenejów. Dzisiaj Francuzi nie aresztują fundamentalistów islamskich z Maroka ani Algierii i od 1995 r. GIA dała im spokój. Ba, Francja namówiła władze autonomicznej Katalonii do stosowania tej samej strategii. To dlatego baskijskie bomby przekraczają granicę francuską w pobliżu Andory, a nie San Sebastian.
Ostatnio podobnym myśleniem wykazał się prezydent Kwaśniewski: zachodnie agencje, na ogół ignorujące jego poczynania, poświęciły dużo miejsca oświadczeniu dotyczącemu tego, jak to Polska została oszukana w sprawie broni masowego rażenia w Iraku, i zapowiedzi wycofania polskich żołnierzy na początku roku 2005.
Tyle że jest to dokładnie takie samo myślenie, jak to, które przyświecało Neville'owi Chamberlainowi i E'douardowi Daladierowi, premierom Wielkiej Brytanii i Francji, w Monachium w 1938 r. Wydawało się, że ukuty wówczas angielski termin appeasement (ugłaskanie) został już przez historię doszczętnie skompromitowany. Cierpienia 50 mln ofiar II wojny światowej - konsekwencji Monachium - dzisiaj najwyraźniej już nie bolą.
Tak samo jak Chamberlain i Daladier wówczas, tak i dzisiaj tragicznie łudzą się politycy przekonani, że ustępstwami uda im się ugłaskać bestię. "Wy chcecie życia, my chcemy śmierci" - napisał w podrzuconym w pobliżu madryckiego meczetu komunikacie Abu Dużan Al-Afgani, samozwańczy rzecznik wojskowy Al-Kaidy na Europę.
Hiszpanie skapitulowali przed terroryzmem, dopuszczając, by Al-Kaida miała decydujący głos w kwestiach politycznych Hiszpanii i całej Europy, by stała się europejskim podmiotem politycznym. Teraz nic nas już nie uchroni: będziemy na łasce i niełasce Al-Kaidy. Będziemy musieli się przyzwyczaić do życia w poczuciu nieustannego zagrożenia, barier, drutów kolczastych, może nawet do wysokich, betonowych murów. Nigdy nie będziemy mieli pewności, czy nasze dzieci, wsiadając do pociągu lub autobusu, dojadą żywe na miejsce przeznaczenia. W naszych sercach zalęgnie się nienawiść, zaczniemy być niegrzeczni i niesprawiedliwi wobec wszystkich ludzi wyglądających na południowców. Dla lepszego samopoczucia zaczniemy nosić przy sobie broń, choć dzisiaj wielu z nas wydaje się, że lepiej być zabitym, niż zabić.
Innymi słowy: witacie w Monachium, Europejczycy!
Nazajutrz po wyborach Carlos Mantilla, deputowany Partii Ludowej, zapytał publicznie: "Kto teraz będzie rządził Hiszpanią: Zapatero czy bin Laden?". Można się ukrywać za dymną zasłoną argumentów zastępczych, jak to robi w tych dniach dziennik "El Pais", nieformalny organ hiszpańskich socjalistów, ale nic nie zmieni faktu, że wynik ostatnich hiszpańskich wyborów zależał od czynnika całkowicie zewnętrznego w stosunku do hiszpańskiej polityki. Jeszcze 7 marca wszystkie sondaże wskazywały na zdecydowaną przewagę ludowców i właściwie jedyną niewiadomą było to, czy uda się im zdobyć większość absolutną. Zamachy sprowokowały reakcję społeczeństwa - szok, oburzenie, nienawiść i przekonanie, że tylko kapitulacja może uchronić Hiszpanię przed kolejnymi zamachami. Potem kto żyw poszedł głosować: jeszcze nigdy frekwencja wyborcza nie była tak wysoka.
Schemat myślenia wyborców był następujący: "Aznar na polecenie Busha wysłał żołnierzy (1350) do Iraku, czym sprowokował ekstremistów muzułmańskich. A zatem Aznar ponosi winę za ich zemstę. Należy go za to ukarać i zagłosować na jego przeciwnika politycznego. Ma to jeszcze tę zaletę, że ów przeciwnik Aznara wycofa - jak zapowiedział - hiszpańskich żołnierzy z Iraku i tym samym zlikwiduje powód, dla którego islamscy fanatycy mogliby chcieć się mścić w przyszłości".
Rozumowanie w pewnym sensie słuszne: w ubiegłą środę rzecznicy Al-Kaidy ogłosili w Kairze zawieszenie broni z Hiszpanią José Luisa Rodrígueza Zapatero. Tak samo stało się we Włoszech w 1985 r., kiedy premier Bettino Craxi uwolnił Abu Abbasa, porywacza statku "Achille Lauro". Z wdzięczności Arafat zakazał dokonywać zamachów we Włoszech i ten pakt obowiązuje do dzisiaj.
Tak samo dzieje się we Francji. Kiedyś była schronieniem dla wszystkich terrorystów z ETA, którzy z wdzięczności nie podkładali bomb po tamtej stronie Pirenejów. Dzisiaj Francuzi nie aresztują fundamentalistów islamskich z Maroka ani Algierii i od 1995 r. GIA dała im spokój. Ba, Francja namówiła władze autonomicznej Katalonii do stosowania tej samej strategii. To dlatego baskijskie bomby przekraczają granicę francuską w pobliżu Andory, a nie San Sebastian.
Ostatnio podobnym myśleniem wykazał się prezydent Kwaśniewski: zachodnie agencje, na ogół ignorujące jego poczynania, poświęciły dużo miejsca oświadczeniu dotyczącemu tego, jak to Polska została oszukana w sprawie broni masowego rażenia w Iraku, i zapowiedzi wycofania polskich żołnierzy na początku roku 2005.
Tyle że jest to dokładnie takie samo myślenie, jak to, które przyświecało Neville'owi Chamberlainowi i E'douardowi Daladierowi, premierom Wielkiej Brytanii i Francji, w Monachium w 1938 r. Wydawało się, że ukuty wówczas angielski termin appeasement (ugłaskanie) został już przez historię doszczętnie skompromitowany. Cierpienia 50 mln ofiar II wojny światowej - konsekwencji Monachium - dzisiaj najwyraźniej już nie bolą.
Tak samo jak Chamberlain i Daladier wówczas, tak i dzisiaj tragicznie łudzą się politycy przekonani, że ustępstwami uda im się ugłaskać bestię. "Wy chcecie życia, my chcemy śmierci" - napisał w podrzuconym w pobliżu madryckiego meczetu komunikacie Abu Dużan Al-Afgani, samozwańczy rzecznik wojskowy Al-Kaidy na Europę.
Hiszpanie skapitulowali przed terroryzmem, dopuszczając, by Al-Kaida miała decydujący głos w kwestiach politycznych Hiszpanii i całej Europy, by stała się europejskim podmiotem politycznym. Teraz nic nas już nie uchroni: będziemy na łasce i niełasce Al-Kaidy. Będziemy musieli się przyzwyczaić do życia w poczuciu nieustannego zagrożenia, barier, drutów kolczastych, może nawet do wysokich, betonowych murów. Nigdy nie będziemy mieli pewności, czy nasze dzieci, wsiadając do pociągu lub autobusu, dojadą żywe na miejsce przeznaczenia. W naszych sercach zalęgnie się nienawiść, zaczniemy być niegrzeczni i niesprawiedliwi wobec wszystkich ludzi wyglądających na południowców. Dla lepszego samopoczucia zaczniemy nosić przy sobie broń, choć dzisiaj wielu z nas wydaje się, że lepiej być zabitym, niż zabić.
Innymi słowy: witacie w Monachium, Europejczycy!
Więcej możesz przeczytać w 13/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.