Polska jest mistrzem Europy w marnotrawieniu pieniędzy W świecie istnieją jeszcze cztery ostoje socjalizmu: Białoruś, Kuba, Korea Północna i polski sektor państwowy. Aby socjalizm mógł istnieć, ktoś musi do niego dopłacać. Do polskiego socjalizmu państwowego dopłaca prywatny podatnik. Dokładniej - to, co wpłaca jako podatek od dochodów (w ubiegłym roku 22 mld zł), nie wystarcza na podtrzymywanie socjalistycznego trupa (około 30 mld zł). Gdyby obywatel RP nie pił i nie palił (przez to, że jednak i pije, i pali, wzmacnia budżet akcyzą w wysokości 8 mld zł), trzeba by natychmiast zamknąć kopalnie, huty, stocznie, przedsiębiorstwa zbrojeniowe i motoryzacyjne oraz PKP. W tej sytuacji musimy - we własnym interesie - poważnie się zastanowić, czy nie opłaca się nam zostać abstynentami. Na pewno także powinniśmy żądać od rządu, aby się rozliczył z naszych pieniędzy. Rząd na razie zgodził się na nowe dotacje dla stoczni i dla upadającej FSO. W kolejce po nie już ustawiły się kolejne mastodonty. Nic dziwnego, darowane głównie przez ministerstwa skarbu, gospodarki i finansów pieniądze są jak narkotyk - nie sposób się od nich odzwyczaić.
Bankrut na budżecie
Jeśli jakikolwiek podatnik dysponujący najlepszym fachowym wykształceniem zada sobie trud przestudiowania tysiąca stron ustawy budżetowej z wszystkimi załącznikami, aby dociec, ile jego pieniędzy utopionych jest w przedsiębiorstwach, które od wielu lat są bankrutami, to dowie się niewiele. Co najwyżej wyczyta, że "dotacje do zadań gospodarczych" mają wynieść 2384,5 mln zł, "dotacje do agencji państwowych" - 3099,8 mln zł, a dotacje do "pozostałych jednostek" (z wyłączeniem FUS) - 9627,2 mln zł. Informacji, ile w sumie pieniędzy wydaje się z finansów publicznych na pomoc publiczną, nie znajdzie ani w budżecie, ani w żadnym innym dokumencie opublikowanym przez Ministerstwo Finansów. Najwidoczniej rządowi taka wiedza albo jest niepotrzebna, albo - jeżeli ją ma - nie uważa za stosowne się nią podzielić z podatnikami.
Na szczęście udostępnienia takich danych domaga się od nas Unia Europejska. Dlatego w ubiegłym roku Sejm uchwalił ustawę o postępowaniu w sprawach dotyczących pomocy publicznej, nakładającą na UOKiK obowiązek sporządzania raportów o pomocy publicznej. I pierwszy taki dokument zawierający informacje za lata 1999-2003 powstał. Przytoczone dane są wstrząsające. W 2003 r. wydaliśmy na przykład na dotowanie, subwencjonowanie itd. aż 28,6 mld zł (dlatego przypuszczenie, że w roku 2004 przeznaczono na to 30 mld zł, jest w pełni uprawnione), czyli 4 proc. PKB - to największa skala tego typu wydatków we wszystkich państwach Unii Europejskiej. Co więcej, w latach 1999--2003 łączne wydatki nominalne na ten cel wyniosły 67 mld zł. Przeliczenie na ceny stałe z 2003 r. i uwzględnienie choćby minimalnego oprocentowania powiększy te kwotę do ponad 100 mld zł.
Żebracy miliarderzy
Kto dostał te pieniądze? Lista niedługa i znana. Ponad połowę z owych 28,6 mld zł pochłonęły trzy studnie bez dna: górnictwo węglowe (11 mld zł), hutnictwo (2,5 mld) i kolejnictwo (1,5 mld). Jaka była efektywność owej "pomocy"? Dokładnie nie wiadomo, bowiem dokładnie nikt tego nie bada. Analizie poddano tylko 300 firm (i niekoniecznie byli to najwięksi beneficjanci, badano bowiem tylko te firmy, które skorzystały z tzw. planu Kołodki, a tym kanałem przekazano tylko 0,5 mld zł), dochodząc do wniosku, że w 20 proc. były to pieniądze całkowicie zmarnowane. Przedstawiona analiza wydaje się jednak dalece niekompletna. Górnictwo, które łącznie pochłonęło od początku transformacji znacznie ponad 100 mld zł, w ubiegłym roku znowu zostało zasilone kwotą 5,8 mld zł (dotacje z budżetu - 1,6 mld, dokapitalizowanie akcjami - 0,9 mld zł, umorzenie lub odłożenie długów - 3,3 mld zł).
Kopalnie mimo to mają nadal prawie 10 mld zł długów, a zysk brutto, który po raz pierwszy w historii wypracowały w ubiegłym roku, roku rekordowych cen węgla, wyniósł niecałe 2 mld zł. Oznacza to, że przy najbardziej optymistycznym rachunku zakładającym, że owa szalona koniunktura trwać będzie wiecznie, potrzeba jeszcze co najmniej pół wieku, aby wyrównać poniesione w ubiegłych latach straty. Podwojenie ceny węgla w 2004 r. ma swoje wyjaśnienie w szaleństwie inwestycyjnym w Chinach. Owe inwestycje pociągnęły w górę jednak nie tylko ceny węgla, ale i stali (oraz innych surowców), a także - przecież te towary czymś trzeba do Chin dowieźć - statków. Prosta logika zatem podpowiada, że polskie stocznie powinny ubiegły rok zakończyć dużą nadwyżką. Tyle że w wypadku firm, które przyzwyczaiły się do zasilania przez budżetową kroplówkę, taka logika nie ma zastosowania. Stocznie, mimo że w latach 2002-2004 dostały rządowe wsparcie w wysokości miliarda złotych, nadal są deficytowe i w tym roku chcą dostać jeszcze 110 mln zł. Oznacza to, że rentowność budowy statku będzie wynosić minus 6 proc.
O tym, że pieniędzy (najchętniej kilka miliardów) chce kolej, nawet nie trzeba wspominać. Dostanie jako pomoc bezpośrednią 1,3 mld zł od rządu i ponad pół miliarda od samorządów. Dlatego kolejarze są bardzo nieszczęśliwi i grożą - organizowanym przy cichym wsparciu szefostwa - strajkiem. Szkoda tylko, że nikt z naszych dzielnych rycerzy dróg żelaznych nie chce zauważyć, że za te pieniądze taką liczbę pasażerów można by w dowolny punkt Polski przewieźć taksówkami.
Najdroższe taksówki świata
Nie mogą to być jednak taksówki z Żerania. Te bowiem są najdroższymi samochodami świata. W sytuacji gdy sprzedaż nowych samochodów spadła w ubiegłym roku o połowę, a trzyletnie auto w dobrym stanie można kupić w komisie za 10 tys. zł, rząd chce koniecznie wznowić produkcję w FSO i dlatego postanowił "dokapitalizować" tę firmę kwotą 53 mln zł (z jeszcze większą "kasą" w dłoni już czeka Agencja Rozwoju Przemysłu - "rozwoju?"). Na szczęście, tego już było unii za wiele i mamy drugie (po Hucie Częstochowa) dochodzenie w sprawie niedozwolonego przyznawania pomocy publicznej. Na nieszczęście, Komisja Europejska niewiele może. Generalnie "może nam skoczyć", czyli zabronić przekazania pieniędzy lub nakazać firmie ich zwrot. A wtedy my, twardzi jak stal z Huty Częstochowa i niezatapialni jak statki z polskich stoczni, odwołamy się do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu albo przekażemy pieniądze "pod stołem". I frajerzy z UE nic nam nie zrobią. Bo przecież nie wpadną na pomysł, aby zezwolić Polsce na dowolne dotowanie produkcji samochodów pod warunkiem wypełnienia obietnicy złożonej kiedyś przez premiera Pawlaka. Takiej mianowicie, że rząd polski będzie jeździł wyłącznie samochodami wyprodukowanym w kraju. A w tym wypadku subwencjonowanie ich produkcji ustałoby w ciągu jednego dnia.
Jeśli jakikolwiek podatnik dysponujący najlepszym fachowym wykształceniem zada sobie trud przestudiowania tysiąca stron ustawy budżetowej z wszystkimi załącznikami, aby dociec, ile jego pieniędzy utopionych jest w przedsiębiorstwach, które od wielu lat są bankrutami, to dowie się niewiele. Co najwyżej wyczyta, że "dotacje do zadań gospodarczych" mają wynieść 2384,5 mln zł, "dotacje do agencji państwowych" - 3099,8 mln zł, a dotacje do "pozostałych jednostek" (z wyłączeniem FUS) - 9627,2 mln zł. Informacji, ile w sumie pieniędzy wydaje się z finansów publicznych na pomoc publiczną, nie znajdzie ani w budżecie, ani w żadnym innym dokumencie opublikowanym przez Ministerstwo Finansów. Najwidoczniej rządowi taka wiedza albo jest niepotrzebna, albo - jeżeli ją ma - nie uważa za stosowne się nią podzielić z podatnikami.
Na szczęście udostępnienia takich danych domaga się od nas Unia Europejska. Dlatego w ubiegłym roku Sejm uchwalił ustawę o postępowaniu w sprawach dotyczących pomocy publicznej, nakładającą na UOKiK obowiązek sporządzania raportów o pomocy publicznej. I pierwszy taki dokument zawierający informacje za lata 1999-2003 powstał. Przytoczone dane są wstrząsające. W 2003 r. wydaliśmy na przykład na dotowanie, subwencjonowanie itd. aż 28,6 mld zł (dlatego przypuszczenie, że w roku 2004 przeznaczono na to 30 mld zł, jest w pełni uprawnione), czyli 4 proc. PKB - to największa skala tego typu wydatków we wszystkich państwach Unii Europejskiej. Co więcej, w latach 1999--2003 łączne wydatki nominalne na ten cel wyniosły 67 mld zł. Przeliczenie na ceny stałe z 2003 r. i uwzględnienie choćby minimalnego oprocentowania powiększy te kwotę do ponad 100 mld zł.
Żebracy miliarderzy
Kto dostał te pieniądze? Lista niedługa i znana. Ponad połowę z owych 28,6 mld zł pochłonęły trzy studnie bez dna: górnictwo węglowe (11 mld zł), hutnictwo (2,5 mld) i kolejnictwo (1,5 mld). Jaka była efektywność owej "pomocy"? Dokładnie nie wiadomo, bowiem dokładnie nikt tego nie bada. Analizie poddano tylko 300 firm (i niekoniecznie byli to najwięksi beneficjanci, badano bowiem tylko te firmy, które skorzystały z tzw. planu Kołodki, a tym kanałem przekazano tylko 0,5 mld zł), dochodząc do wniosku, że w 20 proc. były to pieniądze całkowicie zmarnowane. Przedstawiona analiza wydaje się jednak dalece niekompletna. Górnictwo, które łącznie pochłonęło od początku transformacji znacznie ponad 100 mld zł, w ubiegłym roku znowu zostało zasilone kwotą 5,8 mld zł (dotacje z budżetu - 1,6 mld, dokapitalizowanie akcjami - 0,9 mld zł, umorzenie lub odłożenie długów - 3,3 mld zł).
Kopalnie mimo to mają nadal prawie 10 mld zł długów, a zysk brutto, który po raz pierwszy w historii wypracowały w ubiegłym roku, roku rekordowych cen węgla, wyniósł niecałe 2 mld zł. Oznacza to, że przy najbardziej optymistycznym rachunku zakładającym, że owa szalona koniunktura trwać będzie wiecznie, potrzeba jeszcze co najmniej pół wieku, aby wyrównać poniesione w ubiegłych latach straty. Podwojenie ceny węgla w 2004 r. ma swoje wyjaśnienie w szaleństwie inwestycyjnym w Chinach. Owe inwestycje pociągnęły w górę jednak nie tylko ceny węgla, ale i stali (oraz innych surowców), a także - przecież te towary czymś trzeba do Chin dowieźć - statków. Prosta logika zatem podpowiada, że polskie stocznie powinny ubiegły rok zakończyć dużą nadwyżką. Tyle że w wypadku firm, które przyzwyczaiły się do zasilania przez budżetową kroplówkę, taka logika nie ma zastosowania. Stocznie, mimo że w latach 2002-2004 dostały rządowe wsparcie w wysokości miliarda złotych, nadal są deficytowe i w tym roku chcą dostać jeszcze 110 mln zł. Oznacza to, że rentowność budowy statku będzie wynosić minus 6 proc.
O tym, że pieniędzy (najchętniej kilka miliardów) chce kolej, nawet nie trzeba wspominać. Dostanie jako pomoc bezpośrednią 1,3 mld zł od rządu i ponad pół miliarda od samorządów. Dlatego kolejarze są bardzo nieszczęśliwi i grożą - organizowanym przy cichym wsparciu szefostwa - strajkiem. Szkoda tylko, że nikt z naszych dzielnych rycerzy dróg żelaznych nie chce zauważyć, że za te pieniądze taką liczbę pasażerów można by w dowolny punkt Polski przewieźć taksówkami.
Najdroższe taksówki świata
Nie mogą to być jednak taksówki z Żerania. Te bowiem są najdroższymi samochodami świata. W sytuacji gdy sprzedaż nowych samochodów spadła w ubiegłym roku o połowę, a trzyletnie auto w dobrym stanie można kupić w komisie za 10 tys. zł, rząd chce koniecznie wznowić produkcję w FSO i dlatego postanowił "dokapitalizować" tę firmę kwotą 53 mln zł (z jeszcze większą "kasą" w dłoni już czeka Agencja Rozwoju Przemysłu - "rozwoju?"). Na szczęście, tego już było unii za wiele i mamy drugie (po Hucie Częstochowa) dochodzenie w sprawie niedozwolonego przyznawania pomocy publicznej. Na nieszczęście, Komisja Europejska niewiele może. Generalnie "może nam skoczyć", czyli zabronić przekazania pieniędzy lub nakazać firmie ich zwrot. A wtedy my, twardzi jak stal z Huty Częstochowa i niezatapialni jak statki z polskich stoczni, odwołamy się do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu albo przekażemy pieniądze "pod stołem". I frajerzy z UE nic nam nie zrobią. Bo przecież nie wpadną na pomysł, aby zezwolić Polsce na dowolne dotowanie produkcji samochodów pod warunkiem wypełnienia obietnicy złożonej kiedyś przez premiera Pawlaka. Takiej mianowicie, że rząd polski będzie jeździł wyłącznie samochodami wyprodukowanym w kraju. A w tym wypadku subwencjonowanie ich produkcji ustałoby w ciągu jednego dnia.
Więcej możesz przeczytać w 5/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.