Wciąż używamy przejętego z hitlerowskiej propagandy określenia "kampania wrześniowa" zamiast "wojna obronna" Poznać po słowie, co u kogo w głowie - głosi stare polskie przysłowie. Słowo, język są lustrem, w którym się przeglądamy. Timothy Garton Ash, brytyjski historyk i publicysta, opisując sytuację w krajach bloku sowieckiego, porównuje semantyczną okupację do okupacji wojskowej. Nowomowa funkcjonująca w PRL była równie dojmującym zniewoleniem jak sowieckie czołgi. Niestety, język Polaków nie wyzwolił się jeszcze z naleciałości PRL.
Kampania wrześniowa kontra wojna obronna
Ile razy zdarza nam się dziś usłyszeć słowa "pracownik naukowy"? Ciągle pokutuje określenie "zakład pracy" lub sformułowanie "dostałem mieszkanie". Echa nowomowy słychać w wystąpieniu prezydenta RP z 11 listopada 2004 r. przed Grobem Nieznanego Żołnierza. "Wrogowie demokracji", "destabilizacja państwa" - te terminy użyte przez Aleksandra Kwaśniewskiego mogłyby być cytatami z przemówienia gen. Wojciecha Jaruzelskiego z 13 grudnia 1981 r. Odwoływanie się do retoryki zagrożenia państwa słychać było również w telewizyjnym wystąpieniu Józefa Oleksego (wówczas marszałka Sejmu), po tym jak sąd uznał go za kłamcę lustracyjnego.
Wymowne jest nie tylko to, co znajduje swe odzwierciedlenie w języku, ale również to, czego w nim nie ma. Niektóre momenty naszej historii opisane są słowami, które nie oddają sensu wydarzenia, na przykład przejęte z hitlerowskiej propagandy określenie "kampania wrześniowa" zamiast "wojna obronna". Nie istnieje jedno wyraziste określenie na trwające kilka lat walki partyzanckie polskich niepodległościowców po II wojnie światowej. Dlatego ciągle jeszcze słyszymy o "bandach leśnych" czy "reakcyjnym podziemiu".
W opisie PRL wciąż wracają określenia "wydarzenia poznańskiego Czerwca", "wydarzenia grudniowe", "wydarzenia na Wybrzeżu", "wypadki radomskie". Co się tam wydarzyło? Otóż, funkcjonariusze komunistycznego państwa na rozkaz swych przełożonych wymordowali dziesiątki niewinnych ludzi. Przecież w wypadku wydarzeń w Jedwabnem nie mamy wątpliwości, że był to bestialski mord, dlatego mówimy jasno "zbrodnia w Jedwabnem", "mord w Jedwabnem". Nikomu nie przyjdzie do głowy używać określeń typu "jedwabieński lipiec" czy "wydarzenia lipcowe".
Liberalizm strachu
W popularnej wyszukiwarce internetowej można odnaleźć kilkadziesiąt haseł w rodzaju "śmierć Pyjasa" czy "zabójstwo Pyjasa", ale już "sprawa Pyjasa" pojawia się 580 razy. Z kolei proces zomowców - zabójców górników w kopalni Wujek - ciągle nazywa się "procesem o użycie broni w kopalni Wujek". Określenia te są efektem zabiegów propagandy w czasach PRL, ale czym wytłumaczyć ich długowieczność? Może tym, że żyją sprawcy i do tej pory nie zostali osądzeni?
Intelektualiści, którzy stanęli kiedyś po stronie zbrodniczej utopii, obecnie w każdym zaangażowaniu języka rozpoznają swoje niechlubne doświadczenie. Jakiekolwiek wyraziste stanowisko od razu kojarzy im się z uwiedzeniem z czasów młodości. Postawa ta dorobiła się już własnego określenia - liberalizm strachu. Dla nich każdy przejaw silnej tożsamości rodzi lęk przed narzuceniem monopolu.
Pamięć zbiorowa może się obyć bez wyrazistych, pięknych mitów. Przecież mówimy wiktoria wiedeńska, obrona Częstochowy, hołd pruski. Mamy też mity nacechowane tragicznie: rzeź Pragi, klęska pod Cecorą czy obrona Westerplatte. Dramat ofiar czy chwała bohaterów są tu nazwane, zostają w nazwie przypieczętowane, i tak trafiają do encyklopedii czy podręczników. Znajdując się w głównym nurcie publicznej przestrzeni, stają się składnikiem zbiorowej pamięci.
Łagodne zabójstwo
Czy możliwy jest język dialogu - jak to się dziś mówi - wolny od wykluczeń? Poszukiwanie zobiektywizowanej i pojemnej formy językowej, uwzględniającej różne wrażliwości, jest tym trudniejsze, im bardziej zmniejsza się pole kompromisu. Mówiąc o aborcji, na kompromis nie ma co liczyć, chodzi bowiem o życie lub śmierć. Kiedy w 1993 r. uchwalano ustawę o ochronie życia poczętego, w ostatniej chwili posłanki SLD zgłosiły poprawkę i niewielką liczbą głosów wprowadziły termin "płód ludzki". I choć dalej w ustawie i w kodeksie karnym konsekwentnie mówi się o życiu i o dziecku, w nazwie ustawy pozostał płód. Ciągle słyszymy o złagodzeniu ustawy antyaborcyjnej. To chytry trik: przecież chodzi tak naprawdę o zniesienie prawnej ochrony życia ludzkiego w jego pierwszej fazie rozwoju. Do opisania zgody na zabijanie używa się słów "łagodzenie" czy "łagodność".
Częstym chwytem jest stosowanie retoryki wolnościowej, na przykład mówi się "liberalizacja", "prawo kobiety do wolnego wyboru", "prawo do aborcji". Stosowany jest także kamuflaż, na przykład w dokumentach i programach wyborczych pojawia się tajemnicze sformułowanie "usługi w zakresie zdrowia reprodukcyjnego". Prawie wszyscy dziennikarze głównych kanałów telewizji w Polsce używają tych zwrotów, i to nie jako cytatów. Wielu powtarza zbitkę pojęciową "legalizacja związków homoseksualnych". Jeżeli dziś dwie panie lub dwóch panów mieszka razem, to nie jest to nielegalne. Związki takie w Polsce są legalne, a używanie zwrotu o legalizacji przywodzi na myśl uciskaną mniejszość, której państwo musi przyznać pełnię praw.
Zniewalający żargon
Słowo "partner" kiedyś oznaczało wspólnika w interesach lub tancerza do pary. Dziś jest to kochanek, konkubent, mąż. O kobiecie, która porzuca rodzinę, mówi się "kobieta odważna", zaś małżeńska zdrada to teraz "otwarty związek". We Francji w powszechnym użyciu jest określenie famille recompose - "rodzina ponownie utworzona".
Co mieli na myśli autorzy gimnazjalnych podręczników, wprowadzając pojęcie "bezpieczny seks"? Większość z nas odpowie, że antykoncepcję, czyli niedopuszczenie do powstania nowego życia. W proponowanych ustawach zamiast małżeństwa - z mężem, żoną (ojcem, matką) - mamy "bliskie związki", "partnerów", "świadome rodzicielstwo", "zdrowie reprodukcyjne". Słowa "rodzina", "matka", "ojciec" opisują świat, w którym jest miejsce na więzi rodzinne, miłość, poczucie bezpieczeństwa, wzajemne wspieranie się. Przywołują obrazy domu, dziecka, kuchennego stołu, świeczek na torcie itp. Jakie skojarzenia niosą z sobą słowa "partner" czy "zdrowie reprodukcyjne"? Techniczny, abstrakcyjny żargon nie budzący skojarzeń z silnymi więzami emocjonalnymi przenika z ustawodawstwa do programów szkolnych, zadomawia się w mediach. Jeden typ językowego zniewolenia zastępuje inny, tak samo niebezpieczny, bo zniekształcający rozumienie świata i wyznawane wartości.
Ile razy zdarza nam się dziś usłyszeć słowa "pracownik naukowy"? Ciągle pokutuje określenie "zakład pracy" lub sformułowanie "dostałem mieszkanie". Echa nowomowy słychać w wystąpieniu prezydenta RP z 11 listopada 2004 r. przed Grobem Nieznanego Żołnierza. "Wrogowie demokracji", "destabilizacja państwa" - te terminy użyte przez Aleksandra Kwaśniewskiego mogłyby być cytatami z przemówienia gen. Wojciecha Jaruzelskiego z 13 grudnia 1981 r. Odwoływanie się do retoryki zagrożenia państwa słychać było również w telewizyjnym wystąpieniu Józefa Oleksego (wówczas marszałka Sejmu), po tym jak sąd uznał go za kłamcę lustracyjnego.
Wymowne jest nie tylko to, co znajduje swe odzwierciedlenie w języku, ale również to, czego w nim nie ma. Niektóre momenty naszej historii opisane są słowami, które nie oddają sensu wydarzenia, na przykład przejęte z hitlerowskiej propagandy określenie "kampania wrześniowa" zamiast "wojna obronna". Nie istnieje jedno wyraziste określenie na trwające kilka lat walki partyzanckie polskich niepodległościowców po II wojnie światowej. Dlatego ciągle jeszcze słyszymy o "bandach leśnych" czy "reakcyjnym podziemiu".
W opisie PRL wciąż wracają określenia "wydarzenia poznańskiego Czerwca", "wydarzenia grudniowe", "wydarzenia na Wybrzeżu", "wypadki radomskie". Co się tam wydarzyło? Otóż, funkcjonariusze komunistycznego państwa na rozkaz swych przełożonych wymordowali dziesiątki niewinnych ludzi. Przecież w wypadku wydarzeń w Jedwabnem nie mamy wątpliwości, że był to bestialski mord, dlatego mówimy jasno "zbrodnia w Jedwabnem", "mord w Jedwabnem". Nikomu nie przyjdzie do głowy używać określeń typu "jedwabieński lipiec" czy "wydarzenia lipcowe".
Liberalizm strachu
W popularnej wyszukiwarce internetowej można odnaleźć kilkadziesiąt haseł w rodzaju "śmierć Pyjasa" czy "zabójstwo Pyjasa", ale już "sprawa Pyjasa" pojawia się 580 razy. Z kolei proces zomowców - zabójców górników w kopalni Wujek - ciągle nazywa się "procesem o użycie broni w kopalni Wujek". Określenia te są efektem zabiegów propagandy w czasach PRL, ale czym wytłumaczyć ich długowieczność? Może tym, że żyją sprawcy i do tej pory nie zostali osądzeni?
Intelektualiści, którzy stanęli kiedyś po stronie zbrodniczej utopii, obecnie w każdym zaangażowaniu języka rozpoznają swoje niechlubne doświadczenie. Jakiekolwiek wyraziste stanowisko od razu kojarzy im się z uwiedzeniem z czasów młodości. Postawa ta dorobiła się już własnego określenia - liberalizm strachu. Dla nich każdy przejaw silnej tożsamości rodzi lęk przed narzuceniem monopolu.
Pamięć zbiorowa może się obyć bez wyrazistych, pięknych mitów. Przecież mówimy wiktoria wiedeńska, obrona Częstochowy, hołd pruski. Mamy też mity nacechowane tragicznie: rzeź Pragi, klęska pod Cecorą czy obrona Westerplatte. Dramat ofiar czy chwała bohaterów są tu nazwane, zostają w nazwie przypieczętowane, i tak trafiają do encyklopedii czy podręczników. Znajdując się w głównym nurcie publicznej przestrzeni, stają się składnikiem zbiorowej pamięci.
Łagodne zabójstwo
Czy możliwy jest język dialogu - jak to się dziś mówi - wolny od wykluczeń? Poszukiwanie zobiektywizowanej i pojemnej formy językowej, uwzględniającej różne wrażliwości, jest tym trudniejsze, im bardziej zmniejsza się pole kompromisu. Mówiąc o aborcji, na kompromis nie ma co liczyć, chodzi bowiem o życie lub śmierć. Kiedy w 1993 r. uchwalano ustawę o ochronie życia poczętego, w ostatniej chwili posłanki SLD zgłosiły poprawkę i niewielką liczbą głosów wprowadziły termin "płód ludzki". I choć dalej w ustawie i w kodeksie karnym konsekwentnie mówi się o życiu i o dziecku, w nazwie ustawy pozostał płód. Ciągle słyszymy o złagodzeniu ustawy antyaborcyjnej. To chytry trik: przecież chodzi tak naprawdę o zniesienie prawnej ochrony życia ludzkiego w jego pierwszej fazie rozwoju. Do opisania zgody na zabijanie używa się słów "łagodzenie" czy "łagodność".
Częstym chwytem jest stosowanie retoryki wolnościowej, na przykład mówi się "liberalizacja", "prawo kobiety do wolnego wyboru", "prawo do aborcji". Stosowany jest także kamuflaż, na przykład w dokumentach i programach wyborczych pojawia się tajemnicze sformułowanie "usługi w zakresie zdrowia reprodukcyjnego". Prawie wszyscy dziennikarze głównych kanałów telewizji w Polsce używają tych zwrotów, i to nie jako cytatów. Wielu powtarza zbitkę pojęciową "legalizacja związków homoseksualnych". Jeżeli dziś dwie panie lub dwóch panów mieszka razem, to nie jest to nielegalne. Związki takie w Polsce są legalne, a używanie zwrotu o legalizacji przywodzi na myśl uciskaną mniejszość, której państwo musi przyznać pełnię praw.
Zniewalający żargon
Słowo "partner" kiedyś oznaczało wspólnika w interesach lub tancerza do pary. Dziś jest to kochanek, konkubent, mąż. O kobiecie, która porzuca rodzinę, mówi się "kobieta odważna", zaś małżeńska zdrada to teraz "otwarty związek". We Francji w powszechnym użyciu jest określenie famille recompose - "rodzina ponownie utworzona".
Co mieli na myśli autorzy gimnazjalnych podręczników, wprowadzając pojęcie "bezpieczny seks"? Większość z nas odpowie, że antykoncepcję, czyli niedopuszczenie do powstania nowego życia. W proponowanych ustawach zamiast małżeństwa - z mężem, żoną (ojcem, matką) - mamy "bliskie związki", "partnerów", "świadome rodzicielstwo", "zdrowie reprodukcyjne". Słowa "rodzina", "matka", "ojciec" opisują świat, w którym jest miejsce na więzi rodzinne, miłość, poczucie bezpieczeństwa, wzajemne wspieranie się. Przywołują obrazy domu, dziecka, kuchennego stołu, świeczek na torcie itp. Jakie skojarzenia niosą z sobą słowa "partner" czy "zdrowie reprodukcyjne"? Techniczny, abstrakcyjny żargon nie budzący skojarzeń z silnymi więzami emocjonalnymi przenika z ustawodawstwa do programów szkolnych, zadomawia się w mediach. Jeden typ językowego zniewolenia zastępuje inny, tak samo niebezpieczny, bo zniekształcający rozumienie świata i wyznawane wartości.
Więcej możesz przeczytać w 5/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.