Sławomir Sierakowski ma pomysł dobry na manifę, ale nie na walkę o władzę
Jak pan czuje, partia bez Millera i Oleksego będzie lżejsza i pofrunie do góry czy będzie cięższa i będzie tonęła dalej? Takie pytanie zadano w radiu RMF FM Wojciechowi Olejniczakowi po jego wyborze na szefa SLD. "Oczywiście, bez nich będzie lżejsza i pofrunie do góry" - wykrzyknął nowy przewodniczący. Po roku orzeł wciąż nie może się oderwać od ziemi. Budzi to irytację lewicowego ptactwa. Dorosłe okazy proponują powrót do starych gniazd i powtórkę z nauki latania. Młodzieniaszki żądają nowych miejsc lęgowych i zaprzestania ćwierkania o przeszłości. Wszyscy obawiają się prawicowych jastrzębi i sępów, które groźnie nastroszyły pióra. Niejasna jest rola kaczek, które poruszają się parami z zaciętymi dziobami. Na szczęście, na ratunek spieszy nowy ptak. To Sławomir Sierakowski. Zachwytom nad nim nie ma końca i tylko kruki jakoś dziwnie kraczą.
Projekt z celuloidu
Niedawno zakrakał w "Trybunie" Krzysztof Pilawski. Zarzucił Sierakowskiemu, że chce zakładać nową partię podług roku urodzenia. "Jeśli masz najwyżej trzydzieści kilka lat; jeśli PRL i pierwsza 'Solidarność' są dla Ciebie tylko historią, podobnie jak III RP (...); jeśli jesteś gotów bronić klubu Le Madame znacznie bardziej zaciekle niż zwalnianych z pracy ludzi czy eksmitowanych na bruk lokatorów, a przy tym powołujesz się na lewicę socjalistyczno-KOR-owską, to Twoje miejsce jest w partii redaktora naczelnego kwartalnika ?Krytyka Polityczna? Sławomira Sierakowskiego". Po mimowolnym apelu o wstępowanie do nowej partii Pilawski wymierzył cios w konkurencję. Ochota, z jaką prawicowe gazety zapraszają Sierakowskiego na swe łamy, ma świadczyć o tym, że prawica uznała go za sojusznika: "Zniszczy starą lewicę, nie zbuduje nowej".
Sierakowski ani niczego nie zniszczy, ani niczego nie zbuduje. Jego pomysł to celuloidowy projekt, dobry na manifę, ale nie na walkę o władzę. A to, że publikuje, jest tylko dowodem, iż potrafi władać piórem. W dodatku pisze modne kawałki o tym, że SLD jest z nieprawego łoża, że prawdziwa, ideowa lewica jest poza SLD, że sojusz dławi konkurencję i niepotrzebnie zajmuje miejsca w parlamencie. Ale co jest w tym nowego? Przecież tak samo mówią Borowski z Celińskim. A że bywa w mediach? Zwykle media były otwarte dla każdego, kto chciał przyłożyć sojuszowi.
Fantasta trockista
Czytając Sierakowskiego, łatwo utonąć w trockistowskiej paplaninie, zwłaszcza kiedy pisze on o gospodarce. Z łatwością myli ekonomię z ideologią a ideologię z polityką gospodarczą. Od czasu do czasu pojawia się jednak myśl, nad którą warto się zastanowić. Ta na przykład, że "III RP została jednoznacznie i zdecydowanie odrzucona przez społeczeństwo w wyborach parlamentarnych i prezydenckich" ("Gazeta Wyborcza" z 31 maja 2006 r.). Oczywiście, z powodu liberalnej polityki gospodarczej - dodaje autor.
Każdy, kto choć pobieżnie pamięta wyniki wyborów, wie, że teza Sierakowskiego jest fałszywa. PiS, które z zapowiedzi budowy IV RP uczyniło główne hasło wyborcze, dostało raptem 27 proc. głosów przy 40-procentowej frekwencji. Koalicja, która ma ten projekt budować, powstała w wyniku żenującego targu o władzę, a nie decyzji społeczeństwa. Druga w kolejności PO, z silną konotacją wolnorynkową, uzyskała 24 proc. poparcia, a jej kandydat na prezydenta 40 proc. głosów. Do tych liczb trzeba dodać wyniki SLD i PSL, które nic nie mówiły o konieczności rozprawienia się z III RP. W sumie to bardzo dobry rezultat jak na społeczeństwo, które wymyślił sobie Sierakowski.
Nasz fantasta twierdzi dalej, że jedną z przyczyn klęski III RP był brak otwartej debaty nad "określeniem kształtu sfery publicznej". Zamiast tego prowadzono rokowania "z postkomunistami", z którymi "negocjowano neoliberalny kształt przemian w zamian za możliwość uczestnictwa przedstawicieli byłego reżimu w nowej demokracji". Już dawno nie czytałem takich bredni. Nawet bracia Kaczyńscy, specjaliści od ujawniania spisków, na to nie wpadli. Lewica tzw. postpezetpeerowska była od razu skazana na zniszczenie. Lech Wałęsa dawał nam trzy miesiące, byliśmy izolowani i nie konsultowano się z nami w żadnych sprawach państwowych. Presja na polityczną eliminację była wielka. Sytuacja zmieniła się po 1993 r., ale nie w wyniku pertraktacji, lecz w rezultacie zwycięstwa wyborczego.
Mit pokolenia JP II
Nie tylko z prawdą historyczną Sierakowski ma kłopoty. Szukając haseł dla prawdziwej lewicy, zaimportował z innej epoki zawołanie "3 x 8" - "osiem godzin pracy, osiem godzin odpoczynku i osiem godzin snu". Hasło trzech ósemek nie straciło na aktualności - uważa szef "Krytyki Politycznej". Ma to być według niego alternatywa dla "lewicy liniowej". W istocie jest to propozycja "lewicy koszarowej", wypróbowana już w historii z opłakanym skutkiem. Nie od rzeczy jest przypuszczenie, że sam zainteresowany dopuszcza wprawdzie możliwość przebywania w takich koszarach, ale jedynie jako ich komendant.
Wśród mnogości słów, które padają w środowiskach lewicowych, przeważa zwykły banał. Po raz setny można się dowiedzieć, że jedna lista wyborcza jest lepsza niż kilka, że piekło liberalizmu pochłonęło raj socjalizmu, że trzeba wrócić do korzeni i że lepiej być zdrowym niż chorym. Pewnie dlatego najciekawsze teksty o lewicy piszą ludzie prawicy. Publicysta "Wprost" Igor Janke pytał na przykład ("Gazeta Wyborcza" z 24 kwietnia 2006 r.), czy może w Polsce istnieć scena polityczna bez lewicy. I odpowiadał: może, Polska nie potrzebuje lewicy. SLD będzie powoli znikać ze sceny politycznej, a jego coraz mniej licznych wyborców może wchłonąć PO. PiS weźmie populistów, PO postkomunistów - przewidywał Janke. Stanie się tak dlatego że znikają dotychczasowe osie podziału. Dzielenie na postkomunę i post-"Solidarność" przestaje budzić emocje, młodzi ludzie wiążą się z Kościołem, a demonstracje organizowane przez feministki lub organizacje mniejszości seksualnych nie są w stanie przyciągnąć tłumów.
Polska jest ponoć konserwatywna i to się nie zmieni w najbliższym czasie. Z tych powodów reprezentantami społeczeństwa we władzach ustawodawczych staną się dwa ugrupowania o tym samym rodowodzie, nastawione prorynkowo i konserwatywnie. Igorowi Jankemu marzy się układ:nasz rząd, nasz prezydent, nasza opozycja. Ale tak już było. Premier Krzysztof Bielecki przedstawiał Bronisława Geremka jako szefa opozycji parlamentarnej, a prezydent Lech Wałęsa sprawował nad tym oficjalny patronat. Może to się powtórzyć, ale nie na długo. Wbrew temu, co sądzi Janke, Polacy, zwłaszcza młodzi, nie są aż tak konserwatywni. Pokolenie JP II jest mitem, a jeszcze większym mitem jest generacja B XVI.
Czas lewicy
To prawda, że część młodzieży jest zaciekawiona Kościołem, ale nie mniejsza część - "Kodem da Vinci". Wczesny seks, dopuszczalność aborcji, akceptacja środków antykoncepcyjnych, związki homoseksualne, miejsce kobiety w społeczeństwie, niechęć do ingerencji kleru w politykę oraz życie prywatne będą odciągać wyborców od rozmodlonych działaczy PO i PiS. Już dziś prawicowe elity stały się przedmiotem drwin i symbolem wroga ideowego, a wędrówki Polaków po Europie tylko wzmocnią te tendencje.
A historyczne podziały wcale nie tracą na znaczeniu. Właśnie zyskują za sprawą heroldów moralnej rewolucji. To jest dobra okazja, aby przyjąć wyzwanie i iść do zwarcia. Stawać do konfrontacji z fanatykami lub koniunkturalistami, którzy uwierzyli, że władza PiS będzie wieczna. Zostaną spisane wasze czyny i rozmowy, a instytucje, które tworzycie, będą wykorzystane przeciwko wam - tak może brzmieć okolicznościowy komunikat.
Polowanie na ludzi ze względu na ich przeszłość lub poglądy może dostarczyć wielu głosów niezbędnych do przejęcia władzy przez lewicę. Nie jest jednak pewne, czy przewiduje ona taką możliwość. Raczej nie, co wynika z wywiadu przewodniczącego Olejniczaka. Dziennikarz "Pulsu Biznesu" (28 kwietnia 2006 r.) zasugerował niezbyt oryginalną tezę, że celem każdej formacji pozostaje utworzenie większościowego rządu. "Nie jest to cel naszej partii" - powiedział Wojciech Olejniczak, a rozmówca zaniemówił z wrażenia. "Taki problem mają za to politycy PiS. Uwierzyli, że mogą być partią większościową. I chcą się tak narażać, takie podziały tworzyć, by zdobyć te 51 proc. To ich zgubi" - perorował. "Czyli w przyszłych wyborach parlamentarnych nie interesuje was większość?" - zapytał zdumiony redaktor. "Właśnie. Będziemy otwarci na koalicję". Prawicowe jastrzębie i sępy mogą dziobać spokojnie, ale tylko na razie.
Fot: Z. Furman; K. Mikuła
Projekt z celuloidu
Niedawno zakrakał w "Trybunie" Krzysztof Pilawski. Zarzucił Sierakowskiemu, że chce zakładać nową partię podług roku urodzenia. "Jeśli masz najwyżej trzydzieści kilka lat; jeśli PRL i pierwsza 'Solidarność' są dla Ciebie tylko historią, podobnie jak III RP (...); jeśli jesteś gotów bronić klubu Le Madame znacznie bardziej zaciekle niż zwalnianych z pracy ludzi czy eksmitowanych na bruk lokatorów, a przy tym powołujesz się na lewicę socjalistyczno-KOR-owską, to Twoje miejsce jest w partii redaktora naczelnego kwartalnika ?Krytyka Polityczna? Sławomira Sierakowskiego". Po mimowolnym apelu o wstępowanie do nowej partii Pilawski wymierzył cios w konkurencję. Ochota, z jaką prawicowe gazety zapraszają Sierakowskiego na swe łamy, ma świadczyć o tym, że prawica uznała go za sojusznika: "Zniszczy starą lewicę, nie zbuduje nowej".
Sierakowski ani niczego nie zniszczy, ani niczego nie zbuduje. Jego pomysł to celuloidowy projekt, dobry na manifę, ale nie na walkę o władzę. A to, że publikuje, jest tylko dowodem, iż potrafi władać piórem. W dodatku pisze modne kawałki o tym, że SLD jest z nieprawego łoża, że prawdziwa, ideowa lewica jest poza SLD, że sojusz dławi konkurencję i niepotrzebnie zajmuje miejsca w parlamencie. Ale co jest w tym nowego? Przecież tak samo mówią Borowski z Celińskim. A że bywa w mediach? Zwykle media były otwarte dla każdego, kto chciał przyłożyć sojuszowi.
Fantasta trockista
Czytając Sierakowskiego, łatwo utonąć w trockistowskiej paplaninie, zwłaszcza kiedy pisze on o gospodarce. Z łatwością myli ekonomię z ideologią a ideologię z polityką gospodarczą. Od czasu do czasu pojawia się jednak myśl, nad którą warto się zastanowić. Ta na przykład, że "III RP została jednoznacznie i zdecydowanie odrzucona przez społeczeństwo w wyborach parlamentarnych i prezydenckich" ("Gazeta Wyborcza" z 31 maja 2006 r.). Oczywiście, z powodu liberalnej polityki gospodarczej - dodaje autor.
Każdy, kto choć pobieżnie pamięta wyniki wyborów, wie, że teza Sierakowskiego jest fałszywa. PiS, które z zapowiedzi budowy IV RP uczyniło główne hasło wyborcze, dostało raptem 27 proc. głosów przy 40-procentowej frekwencji. Koalicja, która ma ten projekt budować, powstała w wyniku żenującego targu o władzę, a nie decyzji społeczeństwa. Druga w kolejności PO, z silną konotacją wolnorynkową, uzyskała 24 proc. poparcia, a jej kandydat na prezydenta 40 proc. głosów. Do tych liczb trzeba dodać wyniki SLD i PSL, które nic nie mówiły o konieczności rozprawienia się z III RP. W sumie to bardzo dobry rezultat jak na społeczeństwo, które wymyślił sobie Sierakowski.
Nasz fantasta twierdzi dalej, że jedną z przyczyn klęski III RP był brak otwartej debaty nad "określeniem kształtu sfery publicznej". Zamiast tego prowadzono rokowania "z postkomunistami", z którymi "negocjowano neoliberalny kształt przemian w zamian za możliwość uczestnictwa przedstawicieli byłego reżimu w nowej demokracji". Już dawno nie czytałem takich bredni. Nawet bracia Kaczyńscy, specjaliści od ujawniania spisków, na to nie wpadli. Lewica tzw. postpezetpeerowska była od razu skazana na zniszczenie. Lech Wałęsa dawał nam trzy miesiące, byliśmy izolowani i nie konsultowano się z nami w żadnych sprawach państwowych. Presja na polityczną eliminację była wielka. Sytuacja zmieniła się po 1993 r., ale nie w wyniku pertraktacji, lecz w rezultacie zwycięstwa wyborczego.
Mit pokolenia JP II
Nie tylko z prawdą historyczną Sierakowski ma kłopoty. Szukając haseł dla prawdziwej lewicy, zaimportował z innej epoki zawołanie "3 x 8" - "osiem godzin pracy, osiem godzin odpoczynku i osiem godzin snu". Hasło trzech ósemek nie straciło na aktualności - uważa szef "Krytyki Politycznej". Ma to być według niego alternatywa dla "lewicy liniowej". W istocie jest to propozycja "lewicy koszarowej", wypróbowana już w historii z opłakanym skutkiem. Nie od rzeczy jest przypuszczenie, że sam zainteresowany dopuszcza wprawdzie możliwość przebywania w takich koszarach, ale jedynie jako ich komendant.
Wśród mnogości słów, które padają w środowiskach lewicowych, przeważa zwykły banał. Po raz setny można się dowiedzieć, że jedna lista wyborcza jest lepsza niż kilka, że piekło liberalizmu pochłonęło raj socjalizmu, że trzeba wrócić do korzeni i że lepiej być zdrowym niż chorym. Pewnie dlatego najciekawsze teksty o lewicy piszą ludzie prawicy. Publicysta "Wprost" Igor Janke pytał na przykład ("Gazeta Wyborcza" z 24 kwietnia 2006 r.), czy może w Polsce istnieć scena polityczna bez lewicy. I odpowiadał: może, Polska nie potrzebuje lewicy. SLD będzie powoli znikać ze sceny politycznej, a jego coraz mniej licznych wyborców może wchłonąć PO. PiS weźmie populistów, PO postkomunistów - przewidywał Janke. Stanie się tak dlatego że znikają dotychczasowe osie podziału. Dzielenie na postkomunę i post-"Solidarność" przestaje budzić emocje, młodzi ludzie wiążą się z Kościołem, a demonstracje organizowane przez feministki lub organizacje mniejszości seksualnych nie są w stanie przyciągnąć tłumów.
Polska jest ponoć konserwatywna i to się nie zmieni w najbliższym czasie. Z tych powodów reprezentantami społeczeństwa we władzach ustawodawczych staną się dwa ugrupowania o tym samym rodowodzie, nastawione prorynkowo i konserwatywnie. Igorowi Jankemu marzy się układ:nasz rząd, nasz prezydent, nasza opozycja. Ale tak już było. Premier Krzysztof Bielecki przedstawiał Bronisława Geremka jako szefa opozycji parlamentarnej, a prezydent Lech Wałęsa sprawował nad tym oficjalny patronat. Może to się powtórzyć, ale nie na długo. Wbrew temu, co sądzi Janke, Polacy, zwłaszcza młodzi, nie są aż tak konserwatywni. Pokolenie JP II jest mitem, a jeszcze większym mitem jest generacja B XVI.
Czas lewicy
To prawda, że część młodzieży jest zaciekawiona Kościołem, ale nie mniejsza część - "Kodem da Vinci". Wczesny seks, dopuszczalność aborcji, akceptacja środków antykoncepcyjnych, związki homoseksualne, miejsce kobiety w społeczeństwie, niechęć do ingerencji kleru w politykę oraz życie prywatne będą odciągać wyborców od rozmodlonych działaczy PO i PiS. Już dziś prawicowe elity stały się przedmiotem drwin i symbolem wroga ideowego, a wędrówki Polaków po Europie tylko wzmocnią te tendencje.
A historyczne podziały wcale nie tracą na znaczeniu. Właśnie zyskują za sprawą heroldów moralnej rewolucji. To jest dobra okazja, aby przyjąć wyzwanie i iść do zwarcia. Stawać do konfrontacji z fanatykami lub koniunkturalistami, którzy uwierzyli, że władza PiS będzie wieczna. Zostaną spisane wasze czyny i rozmowy, a instytucje, które tworzycie, będą wykorzystane przeciwko wam - tak może brzmieć okolicznościowy komunikat.
Polowanie na ludzi ze względu na ich przeszłość lub poglądy może dostarczyć wielu głosów niezbędnych do przejęcia władzy przez lewicę. Nie jest jednak pewne, czy przewiduje ona taką możliwość. Raczej nie, co wynika z wywiadu przewodniczącego Olejniczaka. Dziennikarz "Pulsu Biznesu" (28 kwietnia 2006 r.) zasugerował niezbyt oryginalną tezę, że celem każdej formacji pozostaje utworzenie większościowego rządu. "Nie jest to cel naszej partii" - powiedział Wojciech Olejniczak, a rozmówca zaniemówił z wrażenia. "Taki problem mają za to politycy PiS. Uwierzyli, że mogą być partią większościową. I chcą się tak narażać, takie podziały tworzyć, by zdobyć te 51 proc. To ich zgubi" - perorował. "Czyli w przyszłych wyborach parlamentarnych nie interesuje was większość?" - zapytał zdumiony redaktor. "Właśnie. Będziemy otwarci na koalicję". Prawicowe jastrzębie i sępy mogą dziobać spokojnie, ale tylko na razie.
Fot: Z. Furman; K. Mikuła
Więcej możesz przeczytać w 23/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.