Europy nie łączy wspólne doświadczenie i wspólne rozumienie przeszłości
W Unii Europejskiej wciąż odżywają pomysły, aby stworzyć podstawy bardziej jednolitej europejskiej tożsamości. Rodzą się zwykle w chwilach niepewności i kryzysu. Tak jest i teraz, gdy przynajmniej część Europy czuje się zagrożona dominacją USA w świecie oraz narastającą konkurencją ekonomiczną ze strony nowych państw członkowskich z Europy Środkowej i Wschodniej. Nową próbą stworzenia bardziej jednolitej europejskiej tożsamości stała się preambuła traktatu konstytucyjnego, napisana pod dyktando Valéry'ego Giscarda d'Estaing.
Preambuła nieporozumień
Preambuła powstała na podstawie dwóch głównych źródeł, z których czerpie każda narodowa tożsamość. Po pierwsze, zawiera odniesienie do europejskiej wspólnoty losu, co zakłada, że obywateli różnych państw łączą wspólne zadania w tworzeniu przyszłości: "Narody Europy (...) coraz bardziej zjednoczone zdecydowane są wykuwać wspólną przyszłość". Jak zauważa socjolog i politolog Armin von Bogdany, wspólnota losu "zakłada, że wyzwania przyszłości nie odnoszą się do konkretnych grup ludzi; to wszyscy Europejczycy postrzegają przyszłość jako zasadniczo wspólne wyzwanie".
Pojawienie się w preambule pojęcia wspólnego losu może zaskakiwać, bo należało ono do podstawowych terminów opisujących kolektywną tożsamość w ramach państwa narodowego w XIX wieku. Każda narodowa samodefinicja z tamtego okresu zakładała, że naród jest specyficzną wspólnotą kierującą się niepowtarzalną misją, która wypełniała się przez wpływ na losy innych narodów. Pojawienie się tej koncepcji w obrębie integracji europejskiej może sygnalizować zamysł "unarodowienia" i "upaństwowienia" UE na modłę państw narodowych.
Po drugie, autorzy preambuły odwołali się do innego źródła wspólnej tożsamości - wspólnej pamięci. Kierując się sugestią m.in. Polski, podczas konferencji międzyrządowej zmieniono fragment tekstu preambuły, zastępując wyrażenie "zjednoczona Europa" określeniem "Europa zjednoczona po gorzkich historycznych doświadczeniach". Ta zmiana nie była jedynie wyrazem pragmatycznego nastawienia, które kazało ograniczyć optymizm przebijający przez prawie każde zdanie tekstu. Chodzi o przekonanie, że Europę łączy wspólne doświadczenie i rozumienie przeszłości.
Odwołanie się w preambule traktatu konstytucyjnego unii do wspólnego europejskiego doświadczenia przeszłości i wspólnej przyszłości prowadzi do idei europejskiej tożsamości. W tym sensie preambuła sugeruje nie tylko możliwość, ale także konieczność takiej wspólnej tożsamości. Autorzy tekstu starają się udowodnić, że wspólna przeszłość i przyszłość może łączyć emocjonalnie Europejczyków niezależnie od ich przynależności narodowej. To przywiązanie to coś znacznie więcej niż wyznaczenie instytucjom UE nowych zadań w przyszłości czy też przekonanie, że zanim rozpoczęła się integracja europejska, istniała europejska historia.
Do tej pory w publicznym dyskursie na temat europejskiej tożsamości, która miała się przyczynić do urzeczywistnienia integracji europejskiej, dominowały na Zachodzie trzy wątki: pierwszy to wyjście z koszmaru wojen religijnych XVII wieku, które symbolizuje pokój westfalski, drugi to europejskie oświecenie, trzeci zaś to zwycięstwo demokracji i praw człowieka nad nazizmem w XX wieku. Jak z perspektywy rozszerzonej unii przedstawiają się te trzy eksponowane dotychczas wątki, które miały tworzyć zręby europejskiej tożsamości?
Europa ponowoczesna
Pokój westfalski, który zakończył okres krwawych wojen religijnych w XVII wieku, często jest postrzegany jako pierwszy krok na drodze do zbudowania integracji europejskiej w drugiej połowie wieku XX. Z tej perspektywy przestrzeń między wojną trzydziestoletnią a UE przedstawia się jako przejrzysty, logiczny proces prowadzący od nowożytnej koncepcji państwa suwerennego z określonym centrum sprawowania władzy i granicami terytorium do integracji europejskiej jako nowoczesnej koncepcji postsuwerennej i postnarodowej organizacji, rozciągającej się ponad terytorialne, państwowe granice ustalone w Europie.
Odwoływanie się do pokoju westfalskiego w debatach nad europejską tożsamością kryje różne, nie zawsze dające się pogodzić motywy. Pokój westfalski jest interpretowany jako wydarzenie, które za sprawą jednoznacznie religijnych przesłanek wojny trzydziestoletniej zdecydowało o definitywnym zerwaniu w Europie z koncepcją chrześcijańskiego, uniwersalnego porządku w polityce międzynarodowej i zastąpieniu jej wizją porządku zsekularyzowanego suwerennych państw (ius publicum europaeum). Taka pozytywna interpretacja, w myśl której koniec wojny trzydziestoletniej oznaczał przejście od Europy przednowoczesnej (tutaj znaczy to: chrześcijańskiej) do Europy nowoczesnej suwerennych państw, często spotyka się z krytyką tych, którzy wskazują, że pokój westfalski zapoczątkował porządek oparty na zasadzie równowagi sił. Okazał się on wyjątkowo mało odporny na agresję państw silnych wobec słabszych, o czym Polacy przekonali się pod koniec XVIII wieku, stając się ofiarą trzech rozbiorów. A w XIX wieku doprowadził do kolonializmu i nacjonalizmu, które zaowocowały w XX wieku dwiema wojnami światowymi.
Pokój westfalski zapoczątkował w Europie okres nowożytnego odejścia polityki od religii i ostatecznego uniezależnienia się suwerennego państwa od Kościoła. Równocześnie jednak otworzył drogę do "darwinizmu" w stosunkach między państwami. Lekarstwem na te zagrożenia ma być integracja europejska, oznaczająca - jak wyraził to Joschka Fischer, były niemiecki minister spraw zagranicznych - odejście od nowożytnej koncepcji państwa narodowego, która przyniosła Europie dwie krwawe wojny światowe. Mówiąc inaczej: integracja jako projekt ponowoczesny i postnarodowy ma być odpowiedzią na kompromitację idei suwerennego państwa narodowego w XX wieku.
Z polskiej perspektywy taka wykładnia europejskich dziejów brzmi dziwnie, nie tylko dlatego że w Polsce koncepcja suwerennego państwa narodowego nie mogła się skompromitować w XX wieku. Przede wszystkim w wypadku Polski owa logika przejścia, którą miał zainicjować pokój westfalski, od chrześcijańskiej Europy przednowoczesnej do nowoczesnej Europy suwerennych państw narodowych po nieuniknione pojawienie się postnowoczesnej Europy zintegrowanej, nie funkcjonuje i jest obca. Powód jest prosty. Nowożytny model państwa terytorialnego ze scentralizowaną władzą suwerenną i restrykcyjnym rozdzieleniem religii od polityki nigdy się w Polsce nie przyjął. Przyczyną tego było silne przekonanie obywateli I Rzeczypospolitej, że mają własny sposób organizowania politycznej przestrzeni, lepszy niż obowiązujący w Europie Zachodniej. Kiedy po wojnie trzydziestoletniej kształtował się w Europie nowy typ porządku między suwerennymi państwami, w Europie Środkowej i Wschodniej Polacy, Rusini, Ukraińcy, Litwini i zamieszkujący Prusy Wschodnie Niemcy woleli praktykować model współpracy opartej na "pokojowej federalizacji" narodów, wielonarodowościowej koncepcji obywatelstwa oraz symbiotycznej obecności religii w życiu publicznym.
Różne oświecenia
Jeśli się przyjrzeć wystąpieniom polityków i intelektualistów z UE, oświecenie jest najczęściej przytaczanym wydarzeniem z europejskiej historii jako punkt zwrotny w ewolucji Europy. G?nter Verheugen zauważa: "Zgadzam się, że każdy może kultywować swoją tożsamość, ale musimy też mieć coś, co nas wszystkich łączy, niezależnie od naszych chrześcijańskich, żydowskich, muzułmańskich czy jeszcze innych korzeni. Tym czymś jest bez wątpienia nasza jednoznaczna akceptacja dla wartości oświecenia". Z takim właśnie przeświadczeniem przewodniczący Konwentu Europejskiego Valéry Giscard d'Estaing napisał projekt preambuły do traktatu konstytucyjnego, w którym przypisał oświeceniu podstawowe znaczenie dla europejskiej tożsamości. Z kolei dwaj filozofowie, Niemiec J?rgen Habermas i Francuz Jacques Derrida, na fali antyamerykańskich protestów w 2003 r. opublikowali w europejskich gazetach manifest "Odnowa Europy", w którym oświecenie uczynili fundamentem europejskiej samoświadomości.
W wypadku oświecenia trudno byłoby zaprzeczyć, że jest ono jednym z ważniejszych wydarzeń w historii Europy i istotnym elementem europejskiej tożsamości. Należy jednak zadać pytanie, jakie oświecenie mają na myśli politycy i intelektualiści, którzy tak chętnie je przywołują. Które oświecenie - ich zdaniem - stanowi fundament dzisiejszego "konstytucjonalizowania" UE? Pytanie jak najbardziej na miejscu - amerykańska filozof Gertrude Himmelfarb w swej ostatniej książce "The Roads to Modernity" przypomina przynajmniej o trzech ważnych oświeceniowych tradycjach Europy: francuskiego oświecenia rozumu, brytyjskiego oświecenia społecznej cnoty i amerykańskiego oświecenia wolności (wyrosłego na gruncie europejskiej tradycji i filozofii). My moglibyśmy dodać tradycję polskiego oświecenia, które łączyło polityczny republikanizm dawnej Rzeczypospolitej z wizją nowoczesnego państwa zawartą w pierwszej spisanej w Europie konstytucji.
Europa jest zbudowana na różnych oświeceniach, których koncepcje nie do końca dają się z sobą pogodzić. W tym sensie nie ma jednego europejskiego oświecenia, z którego idei moglibyśmy wyciągnąć praktyczne wnioski dla funkcjonowania UE lub pożądanej formy jej konstytucji. Na przykład radykalny postulat laicyzacji sfery publicznej zawarty m.in. w preambule traktatu konstytucyjnego można wywieść z tradycji francuskiego oświecenia, lecz jest on sprzeczny z tradycją oświecenia brytyjskiego czy polskiego.
Owoce wojny
Teoretycy integracji europejskiej powszechnie zgadzają się, że to właśnie doświadczenie II wojny światowej było głównym motywem rozpoczęcia w latach 50. w Europie Zachodniej projektu integracyjnego. "Nie ma wątpliwości, że po II wojnie światowej wielu polityków i intelektualistów uznało, że należy przezwyciężyć fatum europejskiej historii przez powrót do europejskiego humanizmu, oświecenia i tradycji demokratycznych" - zauważają Franz C. Mayer i Jan Palmowski, analizując elementy dzisiejszej tożsamości w Europie. W tym kontekście integracja europejska z ponadnarodowymi instytucjami oraz naciskiem na system praw człowieka wydawała się "owocem II wojny światowej", a dokładniej - bezpośrednią odpowiedzią na jej skutki. Jeżeli jednak spojrzeć dzisiaj z perspektywy państw Europy Środkowej i Wschodniej na ów oczywisty związek między doświadczeniem ostatniej wojny a projektem integracyjnym, pewne jego elementy mogą się wydać dwuznaczne.
Integracja była dotychczas postrzegana jako demokratyczna odpowiedź międzynarodowej wspólnoty prawa na wciąż odnawiające się zagrożenie, że w Europie może się odrodzić nowa forma nazistowskiego radykalizmu. Jeśli prześledzić dokładnie reakcje instytucji unijnych w 2000 r. na koalicję populistycznej partii liberalnej FPÖ z partią ludową i na skandaliczne wypowiedzi lidera populistów Jörga Haidera, nie można mieć wątpliwości co tego, że głównym celem UE miało być reagowanie na niebezpieczeństwa płynące ze strony odradzających się nacjonalizmów i populistycznej prawicy.
Taka interpretacja sensu i zadań integracji europejskiej, wypływająca z historycznego doświadczenia nazizmu i przezwyciężenia go przez demokratyczne narody, jest dziś szczególnie bliska niemieckiej opinii publicznej i niemieckiemu politycznemu establishmentowi z oczywistych powodów. Chodzi o takie uzasadnienie demokratycznych instytucji, aby nadal jawiły się jako zabezpieczenie przed nazistowską recydywą. Od kiedy jednak w unii znalazły się kraje "zza dawnej żelaznej kurtyny", interpretacja integracji europejskiej jako odpowiedzi na nazizm wydaje się niewystarczająca, aby stworzyć silne poczucie przynależności. Wyklucza ona bowiem fundamentalne dla nowych krajów członkowskich doświadczenie komunistycznego totalitaryzmu, który obok nazizmu ukształtował pamięć historyczną tej części Europy. Może się okazać, że proste poszerzenie obowiązującej dotychczas wykładni, zgodnie z którą integracja europejska to odpowiedź na nazizm, o doświadczenie komunizmu, nie będzie wcale łatwe i wywoła kontrowersje. Tak stało się w ostatnim czasie, kiedy łotewska minister spraw zagranicznych Sandra Kalniete stwierdziła na publicznym spotkaniu w Niemczech, że komunizm był tak samo zbrodniczym systemem jak nazizm, czym wywołała gorący sprzeciw niemieckich słuchaczy. Zapewne z podobnych powodów niemiecka prasa nieprzychylnie przyjęła propozycję niektórych posłów Parlamentu Europejskiego, aby obok swastyki zabronić publicznego używania symbolu sierpa i młota, uznając to za przesadę.
Preambuła nieporozumień
Preambuła powstała na podstawie dwóch głównych źródeł, z których czerpie każda narodowa tożsamość. Po pierwsze, zawiera odniesienie do europejskiej wspólnoty losu, co zakłada, że obywateli różnych państw łączą wspólne zadania w tworzeniu przyszłości: "Narody Europy (...) coraz bardziej zjednoczone zdecydowane są wykuwać wspólną przyszłość". Jak zauważa socjolog i politolog Armin von Bogdany, wspólnota losu "zakłada, że wyzwania przyszłości nie odnoszą się do konkretnych grup ludzi; to wszyscy Europejczycy postrzegają przyszłość jako zasadniczo wspólne wyzwanie".
Pojawienie się w preambule pojęcia wspólnego losu może zaskakiwać, bo należało ono do podstawowych terminów opisujących kolektywną tożsamość w ramach państwa narodowego w XIX wieku. Każda narodowa samodefinicja z tamtego okresu zakładała, że naród jest specyficzną wspólnotą kierującą się niepowtarzalną misją, która wypełniała się przez wpływ na losy innych narodów. Pojawienie się tej koncepcji w obrębie integracji europejskiej może sygnalizować zamysł "unarodowienia" i "upaństwowienia" UE na modłę państw narodowych.
Po drugie, autorzy preambuły odwołali się do innego źródła wspólnej tożsamości - wspólnej pamięci. Kierując się sugestią m.in. Polski, podczas konferencji międzyrządowej zmieniono fragment tekstu preambuły, zastępując wyrażenie "zjednoczona Europa" określeniem "Europa zjednoczona po gorzkich historycznych doświadczeniach". Ta zmiana nie była jedynie wyrazem pragmatycznego nastawienia, które kazało ograniczyć optymizm przebijający przez prawie każde zdanie tekstu. Chodzi o przekonanie, że Europę łączy wspólne doświadczenie i rozumienie przeszłości.
Odwołanie się w preambule traktatu konstytucyjnego unii do wspólnego europejskiego doświadczenia przeszłości i wspólnej przyszłości prowadzi do idei europejskiej tożsamości. W tym sensie preambuła sugeruje nie tylko możliwość, ale także konieczność takiej wspólnej tożsamości. Autorzy tekstu starają się udowodnić, że wspólna przeszłość i przyszłość może łączyć emocjonalnie Europejczyków niezależnie od ich przynależności narodowej. To przywiązanie to coś znacznie więcej niż wyznaczenie instytucjom UE nowych zadań w przyszłości czy też przekonanie, że zanim rozpoczęła się integracja europejska, istniała europejska historia.
Do tej pory w publicznym dyskursie na temat europejskiej tożsamości, która miała się przyczynić do urzeczywistnienia integracji europejskiej, dominowały na Zachodzie trzy wątki: pierwszy to wyjście z koszmaru wojen religijnych XVII wieku, które symbolizuje pokój westfalski, drugi to europejskie oświecenie, trzeci zaś to zwycięstwo demokracji i praw człowieka nad nazizmem w XX wieku. Jak z perspektywy rozszerzonej unii przedstawiają się te trzy eksponowane dotychczas wątki, które miały tworzyć zręby europejskiej tożsamości?
Europa ponowoczesna
Pokój westfalski, który zakończył okres krwawych wojen religijnych w XVII wieku, często jest postrzegany jako pierwszy krok na drodze do zbudowania integracji europejskiej w drugiej połowie wieku XX. Z tej perspektywy przestrzeń między wojną trzydziestoletnią a UE przedstawia się jako przejrzysty, logiczny proces prowadzący od nowożytnej koncepcji państwa suwerennego z określonym centrum sprawowania władzy i granicami terytorium do integracji europejskiej jako nowoczesnej koncepcji postsuwerennej i postnarodowej organizacji, rozciągającej się ponad terytorialne, państwowe granice ustalone w Europie.
Odwoływanie się do pokoju westfalskiego w debatach nad europejską tożsamością kryje różne, nie zawsze dające się pogodzić motywy. Pokój westfalski jest interpretowany jako wydarzenie, które za sprawą jednoznacznie religijnych przesłanek wojny trzydziestoletniej zdecydowało o definitywnym zerwaniu w Europie z koncepcją chrześcijańskiego, uniwersalnego porządku w polityce międzynarodowej i zastąpieniu jej wizją porządku zsekularyzowanego suwerennych państw (ius publicum europaeum). Taka pozytywna interpretacja, w myśl której koniec wojny trzydziestoletniej oznaczał przejście od Europy przednowoczesnej (tutaj znaczy to: chrześcijańskiej) do Europy nowoczesnej suwerennych państw, często spotyka się z krytyką tych, którzy wskazują, że pokój westfalski zapoczątkował porządek oparty na zasadzie równowagi sił. Okazał się on wyjątkowo mało odporny na agresję państw silnych wobec słabszych, o czym Polacy przekonali się pod koniec XVIII wieku, stając się ofiarą trzech rozbiorów. A w XIX wieku doprowadził do kolonializmu i nacjonalizmu, które zaowocowały w XX wieku dwiema wojnami światowymi.
Pokój westfalski zapoczątkował w Europie okres nowożytnego odejścia polityki od religii i ostatecznego uniezależnienia się suwerennego państwa od Kościoła. Równocześnie jednak otworzył drogę do "darwinizmu" w stosunkach między państwami. Lekarstwem na te zagrożenia ma być integracja europejska, oznaczająca - jak wyraził to Joschka Fischer, były niemiecki minister spraw zagranicznych - odejście od nowożytnej koncepcji państwa narodowego, która przyniosła Europie dwie krwawe wojny światowe. Mówiąc inaczej: integracja jako projekt ponowoczesny i postnarodowy ma być odpowiedzią na kompromitację idei suwerennego państwa narodowego w XX wieku.
Z polskiej perspektywy taka wykładnia europejskich dziejów brzmi dziwnie, nie tylko dlatego że w Polsce koncepcja suwerennego państwa narodowego nie mogła się skompromitować w XX wieku. Przede wszystkim w wypadku Polski owa logika przejścia, którą miał zainicjować pokój westfalski, od chrześcijańskiej Europy przednowoczesnej do nowoczesnej Europy suwerennych państw narodowych po nieuniknione pojawienie się postnowoczesnej Europy zintegrowanej, nie funkcjonuje i jest obca. Powód jest prosty. Nowożytny model państwa terytorialnego ze scentralizowaną władzą suwerenną i restrykcyjnym rozdzieleniem religii od polityki nigdy się w Polsce nie przyjął. Przyczyną tego było silne przekonanie obywateli I Rzeczypospolitej, że mają własny sposób organizowania politycznej przestrzeni, lepszy niż obowiązujący w Europie Zachodniej. Kiedy po wojnie trzydziestoletniej kształtował się w Europie nowy typ porządku między suwerennymi państwami, w Europie Środkowej i Wschodniej Polacy, Rusini, Ukraińcy, Litwini i zamieszkujący Prusy Wschodnie Niemcy woleli praktykować model współpracy opartej na "pokojowej federalizacji" narodów, wielonarodowościowej koncepcji obywatelstwa oraz symbiotycznej obecności religii w życiu publicznym.
Różne oświecenia
Jeśli się przyjrzeć wystąpieniom polityków i intelektualistów z UE, oświecenie jest najczęściej przytaczanym wydarzeniem z europejskiej historii jako punkt zwrotny w ewolucji Europy. G?nter Verheugen zauważa: "Zgadzam się, że każdy może kultywować swoją tożsamość, ale musimy też mieć coś, co nas wszystkich łączy, niezależnie od naszych chrześcijańskich, żydowskich, muzułmańskich czy jeszcze innych korzeni. Tym czymś jest bez wątpienia nasza jednoznaczna akceptacja dla wartości oświecenia". Z takim właśnie przeświadczeniem przewodniczący Konwentu Europejskiego Valéry Giscard d'Estaing napisał projekt preambuły do traktatu konstytucyjnego, w którym przypisał oświeceniu podstawowe znaczenie dla europejskiej tożsamości. Z kolei dwaj filozofowie, Niemiec J?rgen Habermas i Francuz Jacques Derrida, na fali antyamerykańskich protestów w 2003 r. opublikowali w europejskich gazetach manifest "Odnowa Europy", w którym oświecenie uczynili fundamentem europejskiej samoświadomości.
W wypadku oświecenia trudno byłoby zaprzeczyć, że jest ono jednym z ważniejszych wydarzeń w historii Europy i istotnym elementem europejskiej tożsamości. Należy jednak zadać pytanie, jakie oświecenie mają na myśli politycy i intelektualiści, którzy tak chętnie je przywołują. Które oświecenie - ich zdaniem - stanowi fundament dzisiejszego "konstytucjonalizowania" UE? Pytanie jak najbardziej na miejscu - amerykańska filozof Gertrude Himmelfarb w swej ostatniej książce "The Roads to Modernity" przypomina przynajmniej o trzech ważnych oświeceniowych tradycjach Europy: francuskiego oświecenia rozumu, brytyjskiego oświecenia społecznej cnoty i amerykańskiego oświecenia wolności (wyrosłego na gruncie europejskiej tradycji i filozofii). My moglibyśmy dodać tradycję polskiego oświecenia, które łączyło polityczny republikanizm dawnej Rzeczypospolitej z wizją nowoczesnego państwa zawartą w pierwszej spisanej w Europie konstytucji.
Europa jest zbudowana na różnych oświeceniach, których koncepcje nie do końca dają się z sobą pogodzić. W tym sensie nie ma jednego europejskiego oświecenia, z którego idei moglibyśmy wyciągnąć praktyczne wnioski dla funkcjonowania UE lub pożądanej formy jej konstytucji. Na przykład radykalny postulat laicyzacji sfery publicznej zawarty m.in. w preambule traktatu konstytucyjnego można wywieść z tradycji francuskiego oświecenia, lecz jest on sprzeczny z tradycją oświecenia brytyjskiego czy polskiego.
Owoce wojny
Teoretycy integracji europejskiej powszechnie zgadzają się, że to właśnie doświadczenie II wojny światowej było głównym motywem rozpoczęcia w latach 50. w Europie Zachodniej projektu integracyjnego. "Nie ma wątpliwości, że po II wojnie światowej wielu polityków i intelektualistów uznało, że należy przezwyciężyć fatum europejskiej historii przez powrót do europejskiego humanizmu, oświecenia i tradycji demokratycznych" - zauważają Franz C. Mayer i Jan Palmowski, analizując elementy dzisiejszej tożsamości w Europie. W tym kontekście integracja europejska z ponadnarodowymi instytucjami oraz naciskiem na system praw człowieka wydawała się "owocem II wojny światowej", a dokładniej - bezpośrednią odpowiedzią na jej skutki. Jeżeli jednak spojrzeć dzisiaj z perspektywy państw Europy Środkowej i Wschodniej na ów oczywisty związek między doświadczeniem ostatniej wojny a projektem integracyjnym, pewne jego elementy mogą się wydać dwuznaczne.
Integracja była dotychczas postrzegana jako demokratyczna odpowiedź międzynarodowej wspólnoty prawa na wciąż odnawiające się zagrożenie, że w Europie może się odrodzić nowa forma nazistowskiego radykalizmu. Jeśli prześledzić dokładnie reakcje instytucji unijnych w 2000 r. na koalicję populistycznej partii liberalnej FPÖ z partią ludową i na skandaliczne wypowiedzi lidera populistów Jörga Haidera, nie można mieć wątpliwości co tego, że głównym celem UE miało być reagowanie na niebezpieczeństwa płynące ze strony odradzających się nacjonalizmów i populistycznej prawicy.
Taka interpretacja sensu i zadań integracji europejskiej, wypływająca z historycznego doświadczenia nazizmu i przezwyciężenia go przez demokratyczne narody, jest dziś szczególnie bliska niemieckiej opinii publicznej i niemieckiemu politycznemu establishmentowi z oczywistych powodów. Chodzi o takie uzasadnienie demokratycznych instytucji, aby nadal jawiły się jako zabezpieczenie przed nazistowską recydywą. Od kiedy jednak w unii znalazły się kraje "zza dawnej żelaznej kurtyny", interpretacja integracji europejskiej jako odpowiedzi na nazizm wydaje się niewystarczająca, aby stworzyć silne poczucie przynależności. Wyklucza ona bowiem fundamentalne dla nowych krajów członkowskich doświadczenie komunistycznego totalitaryzmu, który obok nazizmu ukształtował pamięć historyczną tej części Europy. Może się okazać, że proste poszerzenie obowiązującej dotychczas wykładni, zgodnie z którą integracja europejska to odpowiedź na nazizm, o doświadczenie komunizmu, nie będzie wcale łatwe i wywoła kontrowersje. Tak stało się w ostatnim czasie, kiedy łotewska minister spraw zagranicznych Sandra Kalniete stwierdziła na publicznym spotkaniu w Niemczech, że komunizm był tak samo zbrodniczym systemem jak nazizm, czym wywołała gorący sprzeciw niemieckich słuchaczy. Zapewne z podobnych powodów niemiecka prasa nieprzychylnie przyjęła propozycję niektórych posłów Parlamentu Europejskiego, aby obok swastyki zabronić publicznego używania symbolu sierpa i młota, uznając to za przesadę.
Günter Verheugen: "Zgadzam się, że każdy może kultywować swoją tożsamość, ale musimy też mieć coś, co nas wszystkich łączy, niezależnie od naszych chrześcijańskich, żydowskich, muzułmańskich czy jeszcze innych korzeni. Tym czymś jest bez wątpienia nasza jednoznaczna akceptacja dla wartości oświecenia" Daniel Cohn-Bendit, eurodeputowany, jeden z przywódców rewolty w 1968 r., podczas debaty w sprawie upamiętnienia 60. rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz: "W Parlamencie Europejskim nikt nie mówi o odpowiedzialności Polaków, ale ponieważ oni bardzo się tego obawiają, więc wywołali debatę" Martin Schulz, lider frakcji socjalistycznej w Parlamencie Europejskim, w przemówieniu o homofobii: "Liga Polskich Rodzin, Vlaams Belang w Belgii, a niegdyś naziści w Niemczech. Nie możemy tego tolerować!" Josep Borrell, przewodniczący Parlamentu Europejskiego, odpowiadając na prośbę polskich posłów o upamiętnienie minutą ciszy rocznicy zbrodni katyńskiej: "W unii jest 25 krajów, każdy z nich ma przeszłość. Gdybyśmy chcieli honorować minutą ciszy każdą zbrodnię, cały czas byśmy milczeli" |
Więcej możesz przeczytać w 23/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.