Siła nowoczesnego państwa bierze się z aktywnego uczestnictwa wolnych obywateli w rządzeniu
Przynajmniej od czasów Tocqueville'a wiemy, że siła nowoczesnego państwa bierze się z aktywnego uczestnictwa wolnych obywateli w kształtowaniu ustroju, w rządzeniu. Fundamentem silnego państwa jest społeczeństwo obywatelskie, podmiotowość jednostki, utożsamianie się zwykłych ludzi z państwem, poczucie współodpowiedzialności za państwo. Wyrazem tego jest zasada subsydiarności, pomocniczości państwa, a nie jego dominacji nad społeczeństwem. Zasada pomocniczości oznacza troskę o właściwe rozdysponowanie kompetencji decyzyjnych, ingerencję państwa tylko w sprawach wykraczających poza możliwości wybieralnych organów niższych szczebli. Państwo służy wtedy społeczeństwu. Jest silne, bo ma za sobą samorządne, zintegrowane społeczeństwo. Jest wtedy produktem świadomości społecznej, a nie narzuconym systemem przemocy. To jest warunek utożsamiania się obywateli z ich państwem.
Wódz klęski
Historia dowiodła, że próby zintegrowania społeczeństwa na zasadzie wodzostwa kończą się klęską uszczęśliwiaczy narodu i skutkują gigantycznymi stratami. Ograniczenia demokracji powodują wyobcowanie obywateli ze swojego państwa. W najlepszym razie funkcjonuje ono wtedy jako "wrogie państwo opiekuńcze", jako siła egzogeniczna wobec społeczeństwa. Prowadzi to do osłabienia państwa mimo demonstrowania pozorów siły organów władzy. Aparat władzy schodzi na manowce kosztownego populizmu, przekupywania określonych grup zawodowych i społecznych kosztem grup dyskryminowanych, na przykład polskich lekarzy zatrudnionych w szpitalach.
Szanowni Czytelnicy wybaczą mi przypominanie tego elementarza polityki ustrojowej, choćby w obliczu klinicznych przykładów jego niehonorowania przez obecny rząd koalicyjny. Zresztą nie tylko nam, ale większości krajów Europy daleko jest do poziomu społecznej integracji w Stanach Zjednoczonych. W USA, mimo bardzo niskiej stopy bezrobocia i 2,5 tys. poległych w Iraku, nie maleje dopływ ochotników do armii. Czy to do pomyślenia w Europie "trzeciej drogi"?
Państwo dawca
Metody zwalczania odziedziczonych słabości przez nowy establishment nie wróżą sukcesu integracyjnego. Droga do takiego sukcesu nie wiedzie przez ograniczanie demokracji. PiS wyraźnie nie chce jednomandatowych okręgów wyborczych, bezpośrednich wyborów wójtów, konkursów na stanowiska państwowe. Wskazuje to na brak zaufania do większości społeczeństwa, na błędne przekonanie, że wielkość misji zwalnia od przestrzegania norm demokratycznych. Słabość kadrowa PiS skłania jego przywódców do rozwiązań centralistycznych, do rozumienia i lansowania siły państwa jako siły stojącej ponad społeczeństwem, wiedzącej lepiej, co trzeba zrobić, by je uszczęśliwić. Narzędziem mającym usprawiedliwiać takie podejście do demokracji i do państwa jest odwoływanie się do wartości rzekomo zdewaluowanych w III Rzeczypospolitej. Głównym błędem takiego światopoglądu politycznego jest to, co nazywamy rezygnacją z optymalizacji oddolnej, mikroekonomicznej, z wiedzy i inwencji zwykłych ludzi. Prowadzi to nieuchronnie do obniżenia jakości decyzji aparatu państwowego i pogorszenia efektywności jego działań. Ludzie czekają wtedy na państwo jako dawcę, a nie stymulatora indywidualnej aktywności.
Dobry pan
Za szczególnie niebezpieczne wypada uznać lekceważenie idei społeczeństwa obywatelskiego, z której wyrastają nowoczesne rozwiązania ustrojowe. To prawda, że po dziesiątkach lat totalitaryzmu nie wykorzystaliśmy do jej promowania minionych 16 lat. Zepsuliśmy w 1999 r. reformę administracyjno-samorządową, nie tworząc samorządnych regionów, nie przekształcając małych gierkowskich województw w samorządne subregiony, zostawiając 2,5 tys. za małych gmin i wprowadzając w województwach dwuwładzę: wojewody i marszałka sejmiku - zarzewie konfliktów. Postulowane przez PiS zmiany w konstytucji dotyczą wyłącznie wzrostu uprawnień organów władzy, a nie budowy społeczeństwa obywatelskiego. Obliczone na populistyczne efekty komisje śledcze wywołują u osób jako tako zorientowanych jedynie uśmiech politowania.
W XXI wieku PiS stara się grać rolę dobrego i łaskawego pana dla biernych i posłusznych mas, mających liczyć na opiekuńczość państwa. To nie droga do silnego państwa, proszę PiS. To droga do polaryzacji i alienacji, ale nie do zintegrowania społeczeństwa wokół wyższych wartości i dobra wspólnego.
Fot: Z. Furman
Wódz klęski
Historia dowiodła, że próby zintegrowania społeczeństwa na zasadzie wodzostwa kończą się klęską uszczęśliwiaczy narodu i skutkują gigantycznymi stratami. Ograniczenia demokracji powodują wyobcowanie obywateli ze swojego państwa. W najlepszym razie funkcjonuje ono wtedy jako "wrogie państwo opiekuńcze", jako siła egzogeniczna wobec społeczeństwa. Prowadzi to do osłabienia państwa mimo demonstrowania pozorów siły organów władzy. Aparat władzy schodzi na manowce kosztownego populizmu, przekupywania określonych grup zawodowych i społecznych kosztem grup dyskryminowanych, na przykład polskich lekarzy zatrudnionych w szpitalach.
Szanowni Czytelnicy wybaczą mi przypominanie tego elementarza polityki ustrojowej, choćby w obliczu klinicznych przykładów jego niehonorowania przez obecny rząd koalicyjny. Zresztą nie tylko nam, ale większości krajów Europy daleko jest do poziomu społecznej integracji w Stanach Zjednoczonych. W USA, mimo bardzo niskiej stopy bezrobocia i 2,5 tys. poległych w Iraku, nie maleje dopływ ochotników do armii. Czy to do pomyślenia w Europie "trzeciej drogi"?
Państwo dawca
Metody zwalczania odziedziczonych słabości przez nowy establishment nie wróżą sukcesu integracyjnego. Droga do takiego sukcesu nie wiedzie przez ograniczanie demokracji. PiS wyraźnie nie chce jednomandatowych okręgów wyborczych, bezpośrednich wyborów wójtów, konkursów na stanowiska państwowe. Wskazuje to na brak zaufania do większości społeczeństwa, na błędne przekonanie, że wielkość misji zwalnia od przestrzegania norm demokratycznych. Słabość kadrowa PiS skłania jego przywódców do rozwiązań centralistycznych, do rozumienia i lansowania siły państwa jako siły stojącej ponad społeczeństwem, wiedzącej lepiej, co trzeba zrobić, by je uszczęśliwić. Narzędziem mającym usprawiedliwiać takie podejście do demokracji i do państwa jest odwoływanie się do wartości rzekomo zdewaluowanych w III Rzeczypospolitej. Głównym błędem takiego światopoglądu politycznego jest to, co nazywamy rezygnacją z optymalizacji oddolnej, mikroekonomicznej, z wiedzy i inwencji zwykłych ludzi. Prowadzi to nieuchronnie do obniżenia jakości decyzji aparatu państwowego i pogorszenia efektywności jego działań. Ludzie czekają wtedy na państwo jako dawcę, a nie stymulatora indywidualnej aktywności.
Dobry pan
Za szczególnie niebezpieczne wypada uznać lekceważenie idei społeczeństwa obywatelskiego, z której wyrastają nowoczesne rozwiązania ustrojowe. To prawda, że po dziesiątkach lat totalitaryzmu nie wykorzystaliśmy do jej promowania minionych 16 lat. Zepsuliśmy w 1999 r. reformę administracyjno-samorządową, nie tworząc samorządnych regionów, nie przekształcając małych gierkowskich województw w samorządne subregiony, zostawiając 2,5 tys. za małych gmin i wprowadzając w województwach dwuwładzę: wojewody i marszałka sejmiku - zarzewie konfliktów. Postulowane przez PiS zmiany w konstytucji dotyczą wyłącznie wzrostu uprawnień organów władzy, a nie budowy społeczeństwa obywatelskiego. Obliczone na populistyczne efekty komisje śledcze wywołują u osób jako tako zorientowanych jedynie uśmiech politowania.
W XXI wieku PiS stara się grać rolę dobrego i łaskawego pana dla biernych i posłusznych mas, mających liczyć na opiekuńczość państwa. To nie droga do silnego państwa, proszę PiS. To droga do polaryzacji i alienacji, ale nie do zintegrowania społeczeństwa wokół wyższych wartości i dobra wspólnego.
Fot: Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 23/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.