W Wielkiej Brytanii, Australii czy Japonii liczba osób zastrzelonych w ciągu roku nie przekracza 70, w USA przekracza 30 tysięcy
W arsenał broni zdołał się w ciągu doby uzbroić nastolatek w stanie Kansas. Najpierw uciekł ze szpitala psychiatrycznego, następnie zastrzelił oficera policji, zranił dwóch następnych i ostrzelał komendę policji. Wypuszczony z aresztu za kaucją, zaatakował policję przy użyciu kałasznikowa, karabinu myśliwskiego i pięciu pistoletów. Zdarzyło się to zaledwie kilka tygodni po tym, jak w przededniu rocznicy masakry w liceum Columbine policja udaremniła próby powtórzenia tej rzezi w czterech miasteczkach Ameryki. W każdym wypadku nastolatki - na Alasce sześciu zaledwie trzynastoletnich chłopców - postanowiły odtworzyć najbardziej dramatyczną strzelaninę ostatnich lat. Dzieciaki aresztowano, a w ich domach znaleziono imponujące składy broni.
Kiedy miną emocje, rozpocznie się znowu debata na temat wyjątkowo łatwego dostępu do broni, który jest znakiem firmowym amerykańskiej cywilizacji. Bo prawo do posiadania broni jest w Ameryce uznawane za jedną z najważniejszych swobód obywatelskich. "Konstytucja nigdy nie powinna tak być pomyślana (...), by móc zabraniać obywatelom Stanów Zjednoczonych posiadania własnej broni" - to stwierdzenie Samuela Adamsa z 1788 r., z dokumentu ratyfikującego konstytucję USA. "Żaden wolny człowiek nie powinien być pozbawiony prawa do użycia broni" - mawiał Thomas Jefferson. Prawo do noszenia broni, gwarantowane przez drugą poprawkę do konstytucji, zostało uznane przez ojców założycieli za jedną z najważniejszych swobód obywatelskich. I USA nadal pozostają krajem o szczególnie liberalnym podejściu do posiadania broni. Przodują też w statystykach przestępstw z jej użyciem.
Rozbrajanie milicji
Konstytucjonaliści, lobbyści, Kongres i organizacje pozarządowe spierają się o interpretację XVIII-wiecznej poprawki, zgodnie z którą "dobrze zorganizowana milicja jest niezbędna dla bezpieczeństwa wolnego państwa; prawo ludzi do posiadania i noszenia broni nie może być naruszone". Co obecnie może oznaczać nazwa "milicja" oraz w jakim stopniu zapis ten gwarantuje obywatelom Ameryki prawo do posiadania broni? W XVIII wieku niepodległość nowej republiki wywalczyło pospolite ruszenie kolonistów, uzbrojonych we własną broń. Prawo do posiadania broni było tożsame z wolnością do przeciwstawienia się tyranii i obrony bliskich. Przeciwstawianie się tyranii może być jednak opatrznie rozumiane. Prawo do samoobrony również. Pole działania, które łatwy dostęp do broni stwarza szaleńcom i bandytom, jest nieograniczone. W niewielkim stopniu odzwierciedla to statystyka zabójstw politycznych. Na 200 lat historii USA przypada pięciu zastrzelonych prezydentów, 10 groźnych zamachów na ich życie, zabójstwa polityków mniejszego kalibru oraz działaczy społecznych i religijnych.
Akt prawny, ograniczający w pewnym stopniu dostęp do broni, powstał w 1968 r. i był konsekwencją dwóch mordów politycznych, które wstrząsnęły Ameryką. W 1968 r., pięć lat po zabójstwie Johna Kennedy'ego, zastrzelono kandydującego na prezydenta Roberta Kennedy'ego i pastora Martina Luthera Kinga. Politykom trudno jest coś zdziałać w sprawie ograniczenia dostępu do broni. Po pierwsze, druga poprawka do konstytucji pojmowała prawo do noszenia broni jako możliwość obrony przed nadużyciami polityków i władzy centralnej. Po drugie, lobby, którego misją jest obrona drugiej poprawki, może w każdych wyborach rzucić na szalę krytyczną liczbę głosów.
Miliony strzelb
Statystyki kryminalne wskazują na to, że z drugiej poprawki do konstytucji robi się w USA bardzo nieszczęśliwy użytek. W 1999 r. w Ameryce zostało zastrzelonych 30 tys. osób. W 2000 r. 75 tys. ludzi zostało postrzelonych w wypadkach i napadach z bronią. 70 proc. tych wypadków zdarzyło się wskutek użycia legalnie nabytej i zarejestrowanej broni. Dla porównania, w krajach, w których obowiązują rygorystyczne prawa dotyczące posiadania broni, jak Wielka Brytania, Australia czy Japonia, liczba osób zastrzelonych w ciągu roku nie przekracza 70. Specjalna grupa ekspertów, wyznaczona przez prezydenta Clintona, obliczyła, że rocznie w USA dostępnych jest 4 mln sztuk broni pochodzącej z przemytu lub nielegalnej produkcji.
Osobnym problemem jest to, że do broni mają dostęp dzieci. W stanie Teksas, który słynie z literalnego traktowania drugiej poprawki, w 1998 r. w szkołach publicznych skonfiskowano ponad 8 tys. sztuk broni. W tym samym okresie szkoły były miejscem ponad 63 tys. incydentów z jej użyciem. W USA liczba dzieci, które co roku giną w wypadkach związanych z bronią palną, jest 12-krotnie wyższa niż w innych 25 krajach rozwiniętych razem wziętych.
Masakrę w liceum w Jonesboro (czworo dzieci zabitych, 11 rannych) urządziło dwóch chłopców w wieku 13 i 11 lat. Po wypadkach w Columbine policja i oddziały specjalne SWAT wprowadziły szkolenia symulujące podobne sytuacje. Innymi słowy, policjanci uczą się, jak sobie radzić z dziećmi, które dorwały się na przykład do broni półautomatycznej. Po innej masakrze, wszkole w
Stockton w Kalifornii, władze stanowe wprowadziły najsurowsze restrykcje w USA. Należy wyjaśnić, że prawa te stanowią, iż każdy rodzaj broni sprzedawany w Kalifornii musi mieć bezpiecznik odporny na machinacje dzieci, a sprzedaż pistoletów jest ograniczona do jednej sztuki na osobę miesięcznie. Zapewne nawet takie regulacje trudno byłoby wprowadzić, gdyby w obozie zwolenników ograniczenia prawa do posiadania broni nie znaleźli się wpływowi ludzie. Jednym z twórców Krajowej Rady do Spraw Kontroli Broni był menedżer wielkiej korporacji chemicznej DuPont. Nelson Shields po stracie syna, który został zastrzelony, został aktywistą ruchu na rzecz kontroli broni. Z czasem dołączył do niego Jim Brady, rzecznik prasowy Reagana, ciężko ranny podczas zamachu na prezydenta. Utworzona przez nich organizacja Brady Campaign jest głośnym lobby, walczącym o ograniczenie drugiej poprawki do konstytucji. Po stronie przeciwnej jest zaś wpływowa organizacja pozarządowa - National Rifle Association (Krajowe Stowarzyszenie Strzelnicze) z rocznym budżetem 10 mln dolarów.
Pospolite ruszenie
Członkowie National Rifle Association (NRA) wierzą, jak koloniści w XVIII wieku, że "uzbrojony ruch obywatelski jest najlepszą obroną narodu przed tyranią rządu". Trudno przewidzieć, co mogłoby zdziałać pospolite ruszenie przeciw potencjałowi armii USA. Na takie argumenty NRA odpowiada: "60 tys. sowieckich żołnierzy zabitych w Afganistanie nie może kłamać". A zatem, jeśli mudżahedini byli w stanie się przeciwstawić regularnej armii radzieckiej, to NRA może obalić rząd USA. Wprawdzie NRA miała okresy bardziej racjonalnego myślenia, ale teraz to stowarzyszenie zabiega o daleko idące regulacje w kwestii broni palnej. Solą w oku jest dla nich nawet konieczność rejestracji broni.
NRA walczy z ustawą, która delegalizuje tzw. amunicję antypolicyjną, czyli kule zdolne przebić kevlarowe kamizelki policjantów i żołnierzy. Broni też prawa obywateli do nabywania pistoletów z tłumikami i kolbami, na których nie pozostają odciski palców.
Prawo w większości stanów wymaga nie tylko rejestracji broni, ale też sprawdzenia przeszłości nabywcy, uzyskania zgody szeryfa i licencji Biura ds. Alkoholu, Tytoniu, Broni Palnej i Materiałów Wybuchowych. Licencjonowanie palenia w miejscach do tego przeznaczonych wydaje się ostatnio bardziej skuteczne niż kontrola handlu bronią. Istnieją bowiem luki prawne pozwalające obejść rygory. Eric Harris i Dylan Klebold, dwóch nastolatków, którzy urządzili masakrę w Kolorado, zdołali się zaopatrzyć w broń półautomatyczną, karabin Hi-Point 9 x 19 mm, dwie strzelby śrutowe oraz 99 ładunków wybuchowych. Większość domowej roboty bomb nie wypaliła. Z zapisów w ich dzienniku wynika, że chcieli zabić minimum 500 osób.
Demokracja Smitha & Wessona
Dla wielu Amerykanów korygowanie konstytucji jest niedopuszczalne. W USA proces ustawodawczy to jedynie interpretowanie ustawy zasadniczej - nieodwołalnej, ostatecznej litery prawa. Jest to szacunek dla koncepcji człowieka wbudowanej w protestancką tradycję. Surowy indywidualizm i jednostkowa odpowiedzialność są tak głęboko zakorzenione w tej kulturze, że odnaleźć je można zarówno w myśli ojców założycieli, pismach filozofów, jak i popularnej literaturze i westernach. Ralph Waldo Emerson, czołowy myśliciel szkoły transcendentalnej, napisał w 1841 r.: "Mam tylko jedną doktrynę - nieskończoną prywatność człowieka". Jego uczeń Henry David Thoreau w eseju "Obywatelskie nieposłuszeństwo" poszedł dalej w szacunku dla indywidualnych decyzji moralnych. I tak daleko w krytyce rządu, że jego poglądy zahaczają o romantyczną anarchię. Według Thoreau, rząd, który tłamsi handel i indywidualną inicjatywę, a przy tym legalizuje niewolnictwo, zasługuje jedynie na nieposłuszeństwo.
Warto przypomnieć, że tam gdzie niegdyś nie docierały nie tylko wpływy rządu federalnego, ale nawet amerykańska kawaleria, bezpieczeństwo i porządek gwarantowali Smith & Wesson.
Kiedy miną emocje, rozpocznie się znowu debata na temat wyjątkowo łatwego dostępu do broni, który jest znakiem firmowym amerykańskiej cywilizacji. Bo prawo do posiadania broni jest w Ameryce uznawane za jedną z najważniejszych swobód obywatelskich. "Konstytucja nigdy nie powinna tak być pomyślana (...), by móc zabraniać obywatelom Stanów Zjednoczonych posiadania własnej broni" - to stwierdzenie Samuela Adamsa z 1788 r., z dokumentu ratyfikującego konstytucję USA. "Żaden wolny człowiek nie powinien być pozbawiony prawa do użycia broni" - mawiał Thomas Jefferson. Prawo do noszenia broni, gwarantowane przez drugą poprawkę do konstytucji, zostało uznane przez ojców założycieli za jedną z najważniejszych swobód obywatelskich. I USA nadal pozostają krajem o szczególnie liberalnym podejściu do posiadania broni. Przodują też w statystykach przestępstw z jej użyciem.
Rozbrajanie milicji
Konstytucjonaliści, lobbyści, Kongres i organizacje pozarządowe spierają się o interpretację XVIII-wiecznej poprawki, zgodnie z którą "dobrze zorganizowana milicja jest niezbędna dla bezpieczeństwa wolnego państwa; prawo ludzi do posiadania i noszenia broni nie może być naruszone". Co obecnie może oznaczać nazwa "milicja" oraz w jakim stopniu zapis ten gwarantuje obywatelom Ameryki prawo do posiadania broni? W XVIII wieku niepodległość nowej republiki wywalczyło pospolite ruszenie kolonistów, uzbrojonych we własną broń. Prawo do posiadania broni było tożsame z wolnością do przeciwstawienia się tyranii i obrony bliskich. Przeciwstawianie się tyranii może być jednak opatrznie rozumiane. Prawo do samoobrony również. Pole działania, które łatwy dostęp do broni stwarza szaleńcom i bandytom, jest nieograniczone. W niewielkim stopniu odzwierciedla to statystyka zabójstw politycznych. Na 200 lat historii USA przypada pięciu zastrzelonych prezydentów, 10 groźnych zamachów na ich życie, zabójstwa polityków mniejszego kalibru oraz działaczy społecznych i religijnych.
Akt prawny, ograniczający w pewnym stopniu dostęp do broni, powstał w 1968 r. i był konsekwencją dwóch mordów politycznych, które wstrząsnęły Ameryką. W 1968 r., pięć lat po zabójstwie Johna Kennedy'ego, zastrzelono kandydującego na prezydenta Roberta Kennedy'ego i pastora Martina Luthera Kinga. Politykom trudno jest coś zdziałać w sprawie ograniczenia dostępu do broni. Po pierwsze, druga poprawka do konstytucji pojmowała prawo do noszenia broni jako możliwość obrony przed nadużyciami polityków i władzy centralnej. Po drugie, lobby, którego misją jest obrona drugiej poprawki, może w każdych wyborach rzucić na szalę krytyczną liczbę głosów.
Miliony strzelb
Statystyki kryminalne wskazują na to, że z drugiej poprawki do konstytucji robi się w USA bardzo nieszczęśliwy użytek. W 1999 r. w Ameryce zostało zastrzelonych 30 tys. osób. W 2000 r. 75 tys. ludzi zostało postrzelonych w wypadkach i napadach z bronią. 70 proc. tych wypadków zdarzyło się wskutek użycia legalnie nabytej i zarejestrowanej broni. Dla porównania, w krajach, w których obowiązują rygorystyczne prawa dotyczące posiadania broni, jak Wielka Brytania, Australia czy Japonia, liczba osób zastrzelonych w ciągu roku nie przekracza 70. Specjalna grupa ekspertów, wyznaczona przez prezydenta Clintona, obliczyła, że rocznie w USA dostępnych jest 4 mln sztuk broni pochodzącej z przemytu lub nielegalnej produkcji.
Osobnym problemem jest to, że do broni mają dostęp dzieci. W stanie Teksas, który słynie z literalnego traktowania drugiej poprawki, w 1998 r. w szkołach publicznych skonfiskowano ponad 8 tys. sztuk broni. W tym samym okresie szkoły były miejscem ponad 63 tys. incydentów z jej użyciem. W USA liczba dzieci, które co roku giną w wypadkach związanych z bronią palną, jest 12-krotnie wyższa niż w innych 25 krajach rozwiniętych razem wziętych.
Masakrę w liceum w Jonesboro (czworo dzieci zabitych, 11 rannych) urządziło dwóch chłopców w wieku 13 i 11 lat. Po wypadkach w Columbine policja i oddziały specjalne SWAT wprowadziły szkolenia symulujące podobne sytuacje. Innymi słowy, policjanci uczą się, jak sobie radzić z dziećmi, które dorwały się na przykład do broni półautomatycznej. Po innej masakrze, wszkole w
Stockton w Kalifornii, władze stanowe wprowadziły najsurowsze restrykcje w USA. Należy wyjaśnić, że prawa te stanowią, iż każdy rodzaj broni sprzedawany w Kalifornii musi mieć bezpiecznik odporny na machinacje dzieci, a sprzedaż pistoletów jest ograniczona do jednej sztuki na osobę miesięcznie. Zapewne nawet takie regulacje trudno byłoby wprowadzić, gdyby w obozie zwolenników ograniczenia prawa do posiadania broni nie znaleźli się wpływowi ludzie. Jednym z twórców Krajowej Rady do Spraw Kontroli Broni był menedżer wielkiej korporacji chemicznej DuPont. Nelson Shields po stracie syna, który został zastrzelony, został aktywistą ruchu na rzecz kontroli broni. Z czasem dołączył do niego Jim Brady, rzecznik prasowy Reagana, ciężko ranny podczas zamachu na prezydenta. Utworzona przez nich organizacja Brady Campaign jest głośnym lobby, walczącym o ograniczenie drugiej poprawki do konstytucji. Po stronie przeciwnej jest zaś wpływowa organizacja pozarządowa - National Rifle Association (Krajowe Stowarzyszenie Strzelnicze) z rocznym budżetem 10 mln dolarów.
Pospolite ruszenie
Członkowie National Rifle Association (NRA) wierzą, jak koloniści w XVIII wieku, że "uzbrojony ruch obywatelski jest najlepszą obroną narodu przed tyranią rządu". Trudno przewidzieć, co mogłoby zdziałać pospolite ruszenie przeciw potencjałowi armii USA. Na takie argumenty NRA odpowiada: "60 tys. sowieckich żołnierzy zabitych w Afganistanie nie może kłamać". A zatem, jeśli mudżahedini byli w stanie się przeciwstawić regularnej armii radzieckiej, to NRA może obalić rząd USA. Wprawdzie NRA miała okresy bardziej racjonalnego myślenia, ale teraz to stowarzyszenie zabiega o daleko idące regulacje w kwestii broni palnej. Solą w oku jest dla nich nawet konieczność rejestracji broni.
NRA walczy z ustawą, która delegalizuje tzw. amunicję antypolicyjną, czyli kule zdolne przebić kevlarowe kamizelki policjantów i żołnierzy. Broni też prawa obywateli do nabywania pistoletów z tłumikami i kolbami, na których nie pozostają odciski palców.
Prawo w większości stanów wymaga nie tylko rejestracji broni, ale też sprawdzenia przeszłości nabywcy, uzyskania zgody szeryfa i licencji Biura ds. Alkoholu, Tytoniu, Broni Palnej i Materiałów Wybuchowych. Licencjonowanie palenia w miejscach do tego przeznaczonych wydaje się ostatnio bardziej skuteczne niż kontrola handlu bronią. Istnieją bowiem luki prawne pozwalające obejść rygory. Eric Harris i Dylan Klebold, dwóch nastolatków, którzy urządzili masakrę w Kolorado, zdołali się zaopatrzyć w broń półautomatyczną, karabin Hi-Point 9 x 19 mm, dwie strzelby śrutowe oraz 99 ładunków wybuchowych. Większość domowej roboty bomb nie wypaliła. Z zapisów w ich dzienniku wynika, że chcieli zabić minimum 500 osób.
Demokracja Smitha & Wessona
Dla wielu Amerykanów korygowanie konstytucji jest niedopuszczalne. W USA proces ustawodawczy to jedynie interpretowanie ustawy zasadniczej - nieodwołalnej, ostatecznej litery prawa. Jest to szacunek dla koncepcji człowieka wbudowanej w protestancką tradycję. Surowy indywidualizm i jednostkowa odpowiedzialność są tak głęboko zakorzenione w tej kulturze, że odnaleźć je można zarówno w myśli ojców założycieli, pismach filozofów, jak i popularnej literaturze i westernach. Ralph Waldo Emerson, czołowy myśliciel szkoły transcendentalnej, napisał w 1841 r.: "Mam tylko jedną doktrynę - nieskończoną prywatność człowieka". Jego uczeń Henry David Thoreau w eseju "Obywatelskie nieposłuszeństwo" poszedł dalej w szacunku dla indywidualnych decyzji moralnych. I tak daleko w krytyce rządu, że jego poglądy zahaczają o romantyczną anarchię. Według Thoreau, rząd, który tłamsi handel i indywidualną inicjatywę, a przy tym legalizuje niewolnictwo, zasługuje jedynie na nieposłuszeństwo.
Warto przypomnieć, że tam gdzie niegdyś nie docierały nie tylko wpływy rządu federalnego, ale nawet amerykańska kawaleria, bezpieczeństwo i porządek gwarantowali Smith & Wesson.
Więcej możesz przeczytać w 23/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.