Endecy po śmierci Piłsudskiego zamarzyli o powrocie do władzy. Politycznym taranem stała się agresja przeciw Żydom
Niechęć do Żydów w Polsce - podobnie jak w innych krajach Europy Środkowej i Wschodniej - miała początkowo charakter ekonomiczny. Chłopi widzieli w Żydach przyczynę swej biedy. Żydowscy rzemieślnicy i pośrednicy, którzy zdominowali wiejski handel, stali się symbolem wyzysku. Sami też klepali biedę i targowali się o każdy grosz, postrzegano ich więc jak pijawki, bezlitośnie wysysające ostatnie krople chłopskiej krwi. Niechęć wzmacniała kulturalna odrębność Żydów. Choć mieszkali na ziemiach Rzeczypospolitej od wieków, nie asymilowali się: inaczej się ubierali, mówili w innym języku, modlili się do obcego Boga. Wraz z rozwojem miast podobne postawy upowszechniły się wśród tamtejszej biedoty. Tlił się ów ludowy antysemityzm z pokolenia na pokolenie, ale długo nie wybuchał żywym ogniem, bo nie znajdował wsparcia elit. Co więcej, w XIX wieku występowały one przeciw zachowaniom antysemickim, głosząc potrzebę integracji Polaków i Żydów.
Swój do swego po swoje
Z takimi wzorcami zachowań brutalnie zerwała w początkach XX wieku największa siła polityczna - Narodowa Demokracja. Zbudziła demony ideologicznego antysemityzmu z politycznego wyrachowania, by się uporać z kłopotami, jakie napotkała, porzucając hasła niepodległościowe na rzecz ugody z Rosją. W wydanej w 1908 r. pracy "Niemcy, Rosja i kwestia polska" Roman Dmowski przekonywał, że choć na co dzień Polacy narażeni są na prześladowania rosyjskie, to prawdziwe niebezpieczeństwo grozi im ze strony niemieckiej. Berlin dąży bowiem do hegemonii w Europie i ma szansę ją zdobyć, a wtedy bezlitośnie zetrą Polaków żarna germanizacji. Przeciwstawić się temu może tylko Rosja, z którą Polacy powinni się sprzymierzyć. Takie poglądy dla wielu Polaków brzmiały jak zdrada. Głośno mówili tak zwolennicy orężnego starcia z caratem skupieni wokół Józefa Piłsudskiego. Obóz narodowy drżał w posadach i potrzebował nowego spoiwa. Znalazł je w antysemityzmie. Pretekstu dostarczyły
w 1912 r. wyniki wyborów do Dumy, czyli rosyjskiego parlamentu. Dzięki głosom ludności żydowskiej posłem z Warszawy nie został jak zwykle endek, lecz socjalista Władysław Jagiełło. W odpowiedzi Dmowski wypowiedział Żydom wojnę. Miała ona polegać na bojkocie ekonomicznym z hasłem: "Swój do swego po swoje".
Uderzono w strunę od dawna pobrzmiewającą, ale teraz napiętą w wyniku polityki osiedleńczej rządu rosyjskiego. Pozbywał on się z głębi Rosji setek tysięcy Żydów, kierując ich do Królestwa Polskiego. Ci tak zwani litwacy byli tu elementem obcym, wywołującym napięcia i konflikty. Nie lubiano ich, bo byli aroganccy i przemądrzali. To właśnie z nimi przeniknęło do języka polskiego słowo "chucpa", oznaczające bezczelność i tupet. Na dodatek litwacy identyfikowali się z Rosją, co godziło w polskie aspiracje narodowe. Endecja tumaniła antysemickim opium proste umysły, impregnując je na krytykę własnej, prorosyjskiej polityki.
Antysemityzm okazał się skutecznym narzędziem politycznym. Pozwolił endecji zaprowadzić porządek we własnych szeregach i zapewnił jej działaniom rozmach, którego wcześniej brakowało.
Żydowskie marionetki
Walka z Żydami stała się też głównym hasłem endecji w odrodzonej Polsce. To międzynarodowy, żydowski spisek obwinił Dmowski o storpedowanie polskich interesów na paryskiej konferencji kończącej I wojnę światową. Za żydowską marionetkę uznano też Piłsudskiego, który jako naczelnik państwa blokował endecji drogę do władzy. Kiedy czyta się te bzdury, trudno się oprzeć wrażeniu, że antysemicki narkotyk odurzał nie tylko prostych czytelników, ale i samych autorów. Oto jak o głównym budowniczym odrodzonego państwa pisał jeden z liderów endecji, poseł, ks. Kazimierz Lutosławski: "Piłsudski nie od dziś jest narzędziem międzynarodowego żydostwa dla walki z Narodem Polskim, aby go do niepodległości nie dopuścić". Dalej następowały wywody, jaką to żydowską intrygą w służbie Niemców była próba wywołania antyrosyjskiego powstania w 1914 r. i walka w szeregach Legionów Polskich.
W antysemickiej zaciekłości endecy nie poprzestawali na atakach słownych. Skonstruowali teorię odmawiającą Żydom prawa do decydowania o losach państwa. Miała nim kierować "polska większość", w której głos rozstrzygający należał do endecji. To posłużyło za argument kwestionujący wybór Gabriela Narutowicza na prezydenta RP, bo głosowali za nim także posłowie żydowscy. Pisała 13 grudnia 1922 r. "Rzeczpospolita": "Naród, w którego żyłach płynie krew, nie gnojówka, musi się wzburzyć, gdy mu się bezczelnie i szyderczo pokazuje, że o najważniejszych i najdroższych dlań urządzeniach odzyskanego w męce i ofierze państwa niepodległego rozstrzygają wrogo wobec polskości występujące narodowości obce". Pikanterii tym słowom dodawał fakt, że wyszły one spod pióra endeka Stanisława Strońskiego, który sam był żydowskiego pochodzenia. Zaczadzony taką argumentacją fanatyk zamordował 16 grudnia 1922 r. prezydenta Narutowicza.
Antysemickie tsunami
Do realizowania antyżydowskiego programu prawica przystąpiła po utworzeniu w maju 1923 r. rządu Chjeno-Piasta. Podjęto działania zmierzające do ograniczenia liczby przyjmowanych na studia Żydów i skrępowania żydowskiej aktywności gospodarczej. Większości zamierzeń nie zrealizowano, bo już w grudniu 1923 r. rząd, przygnieciony falą społecznych protestów, podał się do dymisji.
Druga próba sięgnięcia przez narodowców po władzę, w maju 1926 r., była jeszcze mniej udana. Niezadowolenie wykorzystał Piłsudski, który wyprowadził wojsko na ulicę i objął rządy. Marszałek świetnie rozumiał, że forsowany przez endecję narodowy charakter państwa w wielonarodowej Rzeczypospolitej, której co trzeci obywatel nie był Polakiem, do niczego dobrego by nie doprowadził. Nie było więc mowy, by kontynuował ten program, zwłaszcza że w obozie piłsudczykowskim było wielu Polaków żydowskiego pochodzenia. Premier Kazimierz Bartel zadeklarował walkę z antysemityzmem gospodarczym i zniesienie szykan wobec ludności żydowskiej, pochodzących jeszcze z czasów zaborów.
Ten rozsądny kurs rozgrzał na nowo antysemicką kampanię endecji. Powtórzyła się sytuacja z 1912 r. - endecy usiłowali nabrać wiatru w żagle, kierując agresję przeciw Żydom. Takie działanie ułatwił kryzys gospodarczy, który ogarnął świat i Polskę jesienią 1929 r. i trwał aż do 1935 r. Załamanie produkcji zrodziło gigantyczne bezrobocie i biedę, którą zdesperowanym ludziom przedstawiano jako efekt nieuczciwej żydowskiej konkurencji. Skutki kryzysu i agitacja endecji podnosiły ciśnienie w antysemickim kotle, ale do wybuchu nie dochodziło, bo nawet zapalczywi agitatorzy wiedzieli, że Piłsudski nie będzie tolerował nieporządków. Zrodzone przez kryzys gospodarczy antysemickie tsunami ruszyło dopiero po śmierci marszałka (12 maja 1935 r.), gdy sytuacja ekonomiczna zaczęła się już poprawiać. Ośmieleni odejściem swego pogromcy endecy zamarzyli o powrocie do władzy. Taranem, który miał im to ułatwić raz jeszcze, stała się agresja przeciw Żydom.
Miejscem najbardziej burzliwych wystąpień były uczelnie. Od jesieni 1935 r. prawicowe organizacje studenckie domagały się wprowadzenia getta ławkowego, czyli oddzielnych miejsc dla Żydów. Opornych zmuszano siłą do zajmowania wyznaczonych ławek. W ruch poszły pięści i kastety. "Napady gromadne na jednego przeciwnika - pisał o tych czasach prof. Ludwik Krzywicki - zadawanie ciosów z tyłu, wszystko to weszło w taktykę codzienną jako rzecz zwykła, doskonała i nikogo nie rażąca". Krzywicki zasłynął z tego, że gdy endeccy bojówkarze nie pozwolili studentce Żydówce usiąść po "aryjskiej" części sali i ta wolała stać, niż ulec dyktatowi, oddał jej swój fotel, prowadząc zajęcia na stojąco.
Od Przytyka do Brześcia
Z uczelni nastroje antysemickie przeniosły się do stowarzyszeń zawodowych. Pod wpływem endeckiej agitacji część z nich wykluczała Żydów ze swojego składu, stosując tzw. paragrafy aryjskie. Dochodziło też do antyżydowskich tumultów na prowincji. Najgłośniejszy odbył się 9 marca 1936 r. w miasteczku Przytyk nieopodal Radomia.
Zjechało tam na jarmark około 2 tys. chłopów. Jeden z miejscowych endeków usiłował zniechęcić do kupowania chleba na żydowskim straganie. Interweniowała policja, ale przepędził ją tłum, który rozochocony sukcesem rzucił się do rabowania żydowskich straganów. W ich obronie padły strzały, które zraniły trzech Polaków. Rozwścieczeni chłopi, uzbrojeni w co popadło, zaczęli demolować domy należące do Żydów. Z jednego z okien padł strzał, kładąc trupem chłopa. Zaostrzyło to temperaturę starć, w których dwoje Żydów zabito, a dwudziestu ciężko zraniono. Porządek przywróciły dopiero oddziały policji z Radomia. Do starć doszło też w Grodnie (w czerwcu 1935 r.), Mińsku Mazowieckim (w czerwcu 1936 r.) i Brześciu nad Bugiem (w maju 1937 r.), gdzie zamordowanie Polaka przez Żyda wywołało odwetowy pogrom całej miejscowej społeczności żydowskiej.
Najgłośniejszym echem odbił się "marsz na Myślenice", zorganizowany 23 czerwca 1936 r. przez Adama Doboszyńskiego, byłego prezesa Zarządu Powiatowego Stronnictwa Narodowego w Krakowie. Kierowana przez niego stuosobowa bojówka zajęła miasto, zdemolowała posterunek policji i żydowskie sklepy oraz podpaliła synagogę. Skryła się potem w lasach, gdzie stoczyła parę potyczek z policją. Wyzywający gwałt stał się przedmiotem publicznego wystąpienia premiera Felicjana Sławoja Składkowskiego, który zapowiedział rozprawę z endeckim terrorem. Jeszcze tego samego dnia dwóch małopolskich narodowców znalazło się w Berezie Kartuskiej. Na ogół jednak władze reagowały pobłażliwiej. Usiłowały uśmierzyć antysemickie nastroje, realizując część antyżydowskich żądań, w tym getto ławkowe.
Antysemickie wybryki wyciszyło dopiero zagrożenie, które zawisło nad Polską ze strony III Rzeszy. Nawet największym żydożercom trudno było dalej kopiować Hitlera, gdy zwrócił się on przeciw ich niepodległości.
Fot: B. Szyperski
Swój do swego po swoje
Z takimi wzorcami zachowań brutalnie zerwała w początkach XX wieku największa siła polityczna - Narodowa Demokracja. Zbudziła demony ideologicznego antysemityzmu z politycznego wyrachowania, by się uporać z kłopotami, jakie napotkała, porzucając hasła niepodległościowe na rzecz ugody z Rosją. W wydanej w 1908 r. pracy "Niemcy, Rosja i kwestia polska" Roman Dmowski przekonywał, że choć na co dzień Polacy narażeni są na prześladowania rosyjskie, to prawdziwe niebezpieczeństwo grozi im ze strony niemieckiej. Berlin dąży bowiem do hegemonii w Europie i ma szansę ją zdobyć, a wtedy bezlitośnie zetrą Polaków żarna germanizacji. Przeciwstawić się temu może tylko Rosja, z którą Polacy powinni się sprzymierzyć. Takie poglądy dla wielu Polaków brzmiały jak zdrada. Głośno mówili tak zwolennicy orężnego starcia z caratem skupieni wokół Józefa Piłsudskiego. Obóz narodowy drżał w posadach i potrzebował nowego spoiwa. Znalazł je w antysemityzmie. Pretekstu dostarczyły
w 1912 r. wyniki wyborów do Dumy, czyli rosyjskiego parlamentu. Dzięki głosom ludności żydowskiej posłem z Warszawy nie został jak zwykle endek, lecz socjalista Władysław Jagiełło. W odpowiedzi Dmowski wypowiedział Żydom wojnę. Miała ona polegać na bojkocie ekonomicznym z hasłem: "Swój do swego po swoje".
Uderzono w strunę od dawna pobrzmiewającą, ale teraz napiętą w wyniku polityki osiedleńczej rządu rosyjskiego. Pozbywał on się z głębi Rosji setek tysięcy Żydów, kierując ich do Królestwa Polskiego. Ci tak zwani litwacy byli tu elementem obcym, wywołującym napięcia i konflikty. Nie lubiano ich, bo byli aroganccy i przemądrzali. To właśnie z nimi przeniknęło do języka polskiego słowo "chucpa", oznaczające bezczelność i tupet. Na dodatek litwacy identyfikowali się z Rosją, co godziło w polskie aspiracje narodowe. Endecja tumaniła antysemickim opium proste umysły, impregnując je na krytykę własnej, prorosyjskiej polityki.
Antysemityzm okazał się skutecznym narzędziem politycznym. Pozwolił endecji zaprowadzić porządek we własnych szeregach i zapewnił jej działaniom rozmach, którego wcześniej brakowało.
Żydowskie marionetki
Walka z Żydami stała się też głównym hasłem endecji w odrodzonej Polsce. To międzynarodowy, żydowski spisek obwinił Dmowski o storpedowanie polskich interesów na paryskiej konferencji kończącej I wojnę światową. Za żydowską marionetkę uznano też Piłsudskiego, który jako naczelnik państwa blokował endecji drogę do władzy. Kiedy czyta się te bzdury, trudno się oprzeć wrażeniu, że antysemicki narkotyk odurzał nie tylko prostych czytelników, ale i samych autorów. Oto jak o głównym budowniczym odrodzonego państwa pisał jeden z liderów endecji, poseł, ks. Kazimierz Lutosławski: "Piłsudski nie od dziś jest narzędziem międzynarodowego żydostwa dla walki z Narodem Polskim, aby go do niepodległości nie dopuścić". Dalej następowały wywody, jaką to żydowską intrygą w służbie Niemców była próba wywołania antyrosyjskiego powstania w 1914 r. i walka w szeregach Legionów Polskich.
W antysemickiej zaciekłości endecy nie poprzestawali na atakach słownych. Skonstruowali teorię odmawiającą Żydom prawa do decydowania o losach państwa. Miała nim kierować "polska większość", w której głos rozstrzygający należał do endecji. To posłużyło za argument kwestionujący wybór Gabriela Narutowicza na prezydenta RP, bo głosowali za nim także posłowie żydowscy. Pisała 13 grudnia 1922 r. "Rzeczpospolita": "Naród, w którego żyłach płynie krew, nie gnojówka, musi się wzburzyć, gdy mu się bezczelnie i szyderczo pokazuje, że o najważniejszych i najdroższych dlań urządzeniach odzyskanego w męce i ofierze państwa niepodległego rozstrzygają wrogo wobec polskości występujące narodowości obce". Pikanterii tym słowom dodawał fakt, że wyszły one spod pióra endeka Stanisława Strońskiego, który sam był żydowskiego pochodzenia. Zaczadzony taką argumentacją fanatyk zamordował 16 grudnia 1922 r. prezydenta Narutowicza.
Antysemickie tsunami
Do realizowania antyżydowskiego programu prawica przystąpiła po utworzeniu w maju 1923 r. rządu Chjeno-Piasta. Podjęto działania zmierzające do ograniczenia liczby przyjmowanych na studia Żydów i skrępowania żydowskiej aktywności gospodarczej. Większości zamierzeń nie zrealizowano, bo już w grudniu 1923 r. rząd, przygnieciony falą społecznych protestów, podał się do dymisji.
Druga próba sięgnięcia przez narodowców po władzę, w maju 1926 r., była jeszcze mniej udana. Niezadowolenie wykorzystał Piłsudski, który wyprowadził wojsko na ulicę i objął rządy. Marszałek świetnie rozumiał, że forsowany przez endecję narodowy charakter państwa w wielonarodowej Rzeczypospolitej, której co trzeci obywatel nie był Polakiem, do niczego dobrego by nie doprowadził. Nie było więc mowy, by kontynuował ten program, zwłaszcza że w obozie piłsudczykowskim było wielu Polaków żydowskiego pochodzenia. Premier Kazimierz Bartel zadeklarował walkę z antysemityzmem gospodarczym i zniesienie szykan wobec ludności żydowskiej, pochodzących jeszcze z czasów zaborów.
Ten rozsądny kurs rozgrzał na nowo antysemicką kampanię endecji. Powtórzyła się sytuacja z 1912 r. - endecy usiłowali nabrać wiatru w żagle, kierując agresję przeciw Żydom. Takie działanie ułatwił kryzys gospodarczy, który ogarnął świat i Polskę jesienią 1929 r. i trwał aż do 1935 r. Załamanie produkcji zrodziło gigantyczne bezrobocie i biedę, którą zdesperowanym ludziom przedstawiano jako efekt nieuczciwej żydowskiej konkurencji. Skutki kryzysu i agitacja endecji podnosiły ciśnienie w antysemickim kotle, ale do wybuchu nie dochodziło, bo nawet zapalczywi agitatorzy wiedzieli, że Piłsudski nie będzie tolerował nieporządków. Zrodzone przez kryzys gospodarczy antysemickie tsunami ruszyło dopiero po śmierci marszałka (12 maja 1935 r.), gdy sytuacja ekonomiczna zaczęła się już poprawiać. Ośmieleni odejściem swego pogromcy endecy zamarzyli o powrocie do władzy. Taranem, który miał im to ułatwić raz jeszcze, stała się agresja przeciw Żydom.
Miejscem najbardziej burzliwych wystąpień były uczelnie. Od jesieni 1935 r. prawicowe organizacje studenckie domagały się wprowadzenia getta ławkowego, czyli oddzielnych miejsc dla Żydów. Opornych zmuszano siłą do zajmowania wyznaczonych ławek. W ruch poszły pięści i kastety. "Napady gromadne na jednego przeciwnika - pisał o tych czasach prof. Ludwik Krzywicki - zadawanie ciosów z tyłu, wszystko to weszło w taktykę codzienną jako rzecz zwykła, doskonała i nikogo nie rażąca". Krzywicki zasłynął z tego, że gdy endeccy bojówkarze nie pozwolili studentce Żydówce usiąść po "aryjskiej" części sali i ta wolała stać, niż ulec dyktatowi, oddał jej swój fotel, prowadząc zajęcia na stojąco.
Od Przytyka do Brześcia
Z uczelni nastroje antysemickie przeniosły się do stowarzyszeń zawodowych. Pod wpływem endeckiej agitacji część z nich wykluczała Żydów ze swojego składu, stosując tzw. paragrafy aryjskie. Dochodziło też do antyżydowskich tumultów na prowincji. Najgłośniejszy odbył się 9 marca 1936 r. w miasteczku Przytyk nieopodal Radomia.
Zjechało tam na jarmark około 2 tys. chłopów. Jeden z miejscowych endeków usiłował zniechęcić do kupowania chleba na żydowskim straganie. Interweniowała policja, ale przepędził ją tłum, który rozochocony sukcesem rzucił się do rabowania żydowskich straganów. W ich obronie padły strzały, które zraniły trzech Polaków. Rozwścieczeni chłopi, uzbrojeni w co popadło, zaczęli demolować domy należące do Żydów. Z jednego z okien padł strzał, kładąc trupem chłopa. Zaostrzyło to temperaturę starć, w których dwoje Żydów zabito, a dwudziestu ciężko zraniono. Porządek przywróciły dopiero oddziały policji z Radomia. Do starć doszło też w Grodnie (w czerwcu 1935 r.), Mińsku Mazowieckim (w czerwcu 1936 r.) i Brześciu nad Bugiem (w maju 1937 r.), gdzie zamordowanie Polaka przez Żyda wywołało odwetowy pogrom całej miejscowej społeczności żydowskiej.
Najgłośniejszym echem odbił się "marsz na Myślenice", zorganizowany 23 czerwca 1936 r. przez Adama Doboszyńskiego, byłego prezesa Zarządu Powiatowego Stronnictwa Narodowego w Krakowie. Kierowana przez niego stuosobowa bojówka zajęła miasto, zdemolowała posterunek policji i żydowskie sklepy oraz podpaliła synagogę. Skryła się potem w lasach, gdzie stoczyła parę potyczek z policją. Wyzywający gwałt stał się przedmiotem publicznego wystąpienia premiera Felicjana Sławoja Składkowskiego, który zapowiedział rozprawę z endeckim terrorem. Jeszcze tego samego dnia dwóch małopolskich narodowców znalazło się w Berezie Kartuskiej. Na ogół jednak władze reagowały pobłażliwiej. Usiłowały uśmierzyć antysemickie nastroje, realizując część antyżydowskich żądań, w tym getto ławkowe.
Antysemickie wybryki wyciszyło dopiero zagrożenie, które zawisło nad Polską ze strony III Rzeszy. Nawet największym żydożercom trudno było dalej kopiować Hitlera, gdy zwrócił się on przeciw ich niepodległości.
Fot: B. Szyperski
Więcej możesz przeczytać w 23/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.