Ludzi zabijają dwie nowe odmiany ptasiej grypy
Gdy kilka dni temu Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) postawiła w stan pogotowia producenta leku przeciwgrypowego Tamiflu, eksperci uspokajali, że to tylko ćwiczenia. Wygląda jednak na to, że WHO pierwszy raz jest poważnie zaniepokojona ptasią grypą. Przez najbliższe tygodnie żelazna rezerwa farmaceutyku, wystarczająca do wyleczenia trzech milionów ludzi, będzie gotowa w każdej chwili do wysłania do Indonezji, gdzie wirus H5N1 zaatakował z niespotykaną dotychczas siłą. W ciągu niecałych trzech tygodni zabił siedmioro członków rodziny mieszkającej w wiosce Kubu Simbelang na Sumatrze. Ponieważ tylko jedna z ofiar miała kontakt z drobiem, lekarze uznali, że pozostali musieli się zarazić od niej. - Wbrew temu, co twierdzi WHO, nie jest to pierwszy przypadek przeniesienia ptasiej grypy z człowieka na człowieka. Rodzinne ogniska zachorowań pojawiały się już w Wietnamie i Turcji - powiedział "Wprost" dr Henry Niman, specjalista w dziedzinie genetyki wirusów z amerykańskiej firmy Recombinomics.
Nie sprawdziły się przepowiednie uczonych, którzy uznali, że po zakończeniu sezonu grypowego wirus H5N1 nie będzie groźny aż do jesieni. Z najnowszych analiz wynika, że zarazek przeszedł mutacje genetyczne umożliwiające mu rozprzestrzenianie się także w letnich temperaturach. Światu dziś nie zagraża ptasia grypa, która rozwijała się w Azji Środkowo-Wschodniej przez ostatnie dziesięć lat. Wirus wietnamki jest coraz słabszy, a w Wietnamie i Tajlandii udało się go niemal całkowicie pokonać. Ewolucja zarazków nie stoi jednak w miejscu - od roku Indonezję atakuje nowa, bardziej śmiercionośna odmiana H5N1, a kolejny wariant jesienią wraz z ptactwem dotarł do Europy, Afryki i na Bliski Wschód.
Przeklęte DNA
Złożona z 17 tys. wysp Indonezja jest idealnym inkubatorem dla wirusa ptasiej grypy. Władze twierdzą, że nie są w stanie zmusić hodowców drobiu do wybijania zainfekowanych stad, ponieważ nie mają pieniędzy na odszkodowania. Świadomość zagrożenia wśród Indonezyjczyków jest niemal zerowa. Rodziny chorych nie stosowały żadnych środków ostrożności, choć lekarze tłumaczyli im konieczność zakładania masek chirurgicznych czy częstego mycia rąk. Niektórzy pacjenci odmawiali przyjmowania leków, a nawet uciekali ze szpitali. "Nad tą rodziną musiało ciążyć jakieś przekleństwo. No bo dlaczego tylko oni zachorowali? I to tylko ci z tej samej krwi?" - pyta 37-letnia Sembining, mieszkająca niedaleko domów siedmiu ofiar wirusa H5N1.
Przekleństwem, jak przypuszczają uczeni, mogą być geny. Praktycznie we wszystkich "rodzinnych" ogniskach choroby wirus przenosił się między rodzeństwem albo między rodzicami i dziećmi, ale nigdy między małżonkami. Niewykluczone, że część z nas jest odporna na H5N1, który atakuje ludzkość od tysiącleci. Nie byłby to zresztą precedens - 10 proc. Europejczyków jest nosicielami mutacji CCR5, dającej niemal całkowitą ochronę przed AIDS. Jeśli uczonym uda się znaleźć geny chroniące przed infekcją H5N1, możliwe będzie opracowanie nowych sposobów niszczenia wirusa.
Testowane na ludzkości
Poszukiwanie nowych leków i szczepionek przeciw ptasiej grypie staje się coraz bardziej gorączkowe, bo do tej pory medycyna nie może się pochwalić niemal żadnym sukcesem w tej dziedzinie. Masowe szczepienia będą możliwe dopiero pół roku po wykryciu ogniska epidemii, bo tyle czasu zajmie opracowanie i wyprodukowanie skutecznego preparatu. Uniwersalne szczepionki przeciw grypie - takie, które byłyby skuteczne przeciwko wszystkim odmianom wirusa i dawałyby dożywotnią na niego odporność - są we wczesnej fazie testów na zwierzętach. "Takie preparaty są dla badaczy grypy jak święty Graal. Nam na razie udało się ochronić przed infekcją myszy" - mówi dr Richard Webby z St. Jude Children's Research Hospital, pracujący nad przeciwgrypową szczepionką nowej generacji wykorzystującą krótkie odcinki DNA wirusa.
Dotychczasowe plany działań na wypadek epidemii skupiają się więc na środkach przeciwwirusowych, wśród których największym wzięciem cieszy się oseltamivir (tamiflu), produkowany przez koncern Roche. - Agencja Rezerw Materiałowych zmagazynowała ilość wystarczającą do wyleczenia tysiąca osób, ale pod koniec roku mamy otrzymać kolejne dostawy leku. W sumie na ten cel zarezerwowano 300 mln zł - mówi Paweł Trzciński, rzecznik Ministerstwa Zdrowia. W ministerialnych planach nie ma mowy o magazynowaniu innych preparatów, takich jak amantadyna i rimantadyna, które mogą się okazać skuteczne i są znacznie tańsze. Specjaliści przypuszczają, że to zasługa przede wszystkim lobbingu firmy Roche, sięgającego ponoć kierownictwa WHO. "Dowiedliśmy, że wirus ptasiej grypy potrafi się szybko uodpornić na działanie oseltamiviru. Nie sposób więc przewidzieć, czy ten lek byłby skuteczny w wypadku globalnej epidemii" - uważa prof. Yoshihiro Kawaoka z University of Wisconsin-Madison. Lekarze nie są nawet pewni, jak często oseltamivir powoduje powikłania ani jaka dawka naprawdę jest skuteczna, bo do tej pory lek był rzadko stosowany.
Zamaskowana epidemia
Uczeni podkreślają, że H5N1 nie jest jeszcze w stanie skutecznie się przenosić z człowieka na człowieka. Dzieje się tak, bo na razie potrafi wniknąć jedynie do komórek znajdujących się głęboko w płucach. Tymczasem zwykła grypa atakuje także nabłonek w nosie i gardle, skąd może się błyskawicznie rozprzestrzeniać przez kichanie i kaszel.
- H5N1 od pewnego czasu ewoluuje w tym kierunku. Odmiana, która zabiła cztery osoby w Turcji, potrafiła się mnożyć także w górnych drogach oddechowych - mówi dr Niman. Jego zdaniem, większość przypadków infekcji tym wirusem nie jest w ogóle wykrywana, ponieważ próbki do badań są pobierane tylko od niektórych osób, a i u nich najczęściej w nieodpowiednim momencie. Testy wykonuje się na oddziałach zakaźnych, ale chorzy trafiają tam kilka dni po wystąpieniu pierwszych objawów, a wtedy wirusa nie można już wykryć w jamie nosowej czy gardle. Z kolei przeciwciała świadczące o przebyciu infekcji pojawiają się we krwi pacjenta dopiero po miesiącu, a wtedy ci, którzy przeżyli atak choroby, często są już w domu. Oznacza to, że prawdziwe oblicze wirusa - a także jego podatność na znane dziś leki i szczepionki - tak naprawdę poznamy dopiero wtedy, gdy zaatakuje on miliony ludzi.
Nie sprawdziły się przepowiednie uczonych, którzy uznali, że po zakończeniu sezonu grypowego wirus H5N1 nie będzie groźny aż do jesieni. Z najnowszych analiz wynika, że zarazek przeszedł mutacje genetyczne umożliwiające mu rozprzestrzenianie się także w letnich temperaturach. Światu dziś nie zagraża ptasia grypa, która rozwijała się w Azji Środkowo-Wschodniej przez ostatnie dziesięć lat. Wirus wietnamki jest coraz słabszy, a w Wietnamie i Tajlandii udało się go niemal całkowicie pokonać. Ewolucja zarazków nie stoi jednak w miejscu - od roku Indonezję atakuje nowa, bardziej śmiercionośna odmiana H5N1, a kolejny wariant jesienią wraz z ptactwem dotarł do Europy, Afryki i na Bliski Wschód.
Przeklęte DNA
Złożona z 17 tys. wysp Indonezja jest idealnym inkubatorem dla wirusa ptasiej grypy. Władze twierdzą, że nie są w stanie zmusić hodowców drobiu do wybijania zainfekowanych stad, ponieważ nie mają pieniędzy na odszkodowania. Świadomość zagrożenia wśród Indonezyjczyków jest niemal zerowa. Rodziny chorych nie stosowały żadnych środków ostrożności, choć lekarze tłumaczyli im konieczność zakładania masek chirurgicznych czy częstego mycia rąk. Niektórzy pacjenci odmawiali przyjmowania leków, a nawet uciekali ze szpitali. "Nad tą rodziną musiało ciążyć jakieś przekleństwo. No bo dlaczego tylko oni zachorowali? I to tylko ci z tej samej krwi?" - pyta 37-letnia Sembining, mieszkająca niedaleko domów siedmiu ofiar wirusa H5N1.
Przekleństwem, jak przypuszczają uczeni, mogą być geny. Praktycznie we wszystkich "rodzinnych" ogniskach choroby wirus przenosił się między rodzeństwem albo między rodzicami i dziećmi, ale nigdy między małżonkami. Niewykluczone, że część z nas jest odporna na H5N1, który atakuje ludzkość od tysiącleci. Nie byłby to zresztą precedens - 10 proc. Europejczyków jest nosicielami mutacji CCR5, dającej niemal całkowitą ochronę przed AIDS. Jeśli uczonym uda się znaleźć geny chroniące przed infekcją H5N1, możliwe będzie opracowanie nowych sposobów niszczenia wirusa.
Testowane na ludzkości
Poszukiwanie nowych leków i szczepionek przeciw ptasiej grypie staje się coraz bardziej gorączkowe, bo do tej pory medycyna nie może się pochwalić niemal żadnym sukcesem w tej dziedzinie. Masowe szczepienia będą możliwe dopiero pół roku po wykryciu ogniska epidemii, bo tyle czasu zajmie opracowanie i wyprodukowanie skutecznego preparatu. Uniwersalne szczepionki przeciw grypie - takie, które byłyby skuteczne przeciwko wszystkim odmianom wirusa i dawałyby dożywotnią na niego odporność - są we wczesnej fazie testów na zwierzętach. "Takie preparaty są dla badaczy grypy jak święty Graal. Nam na razie udało się ochronić przed infekcją myszy" - mówi dr Richard Webby z St. Jude Children's Research Hospital, pracujący nad przeciwgrypową szczepionką nowej generacji wykorzystującą krótkie odcinki DNA wirusa.
Dotychczasowe plany działań na wypadek epidemii skupiają się więc na środkach przeciwwirusowych, wśród których największym wzięciem cieszy się oseltamivir (tamiflu), produkowany przez koncern Roche. - Agencja Rezerw Materiałowych zmagazynowała ilość wystarczającą do wyleczenia tysiąca osób, ale pod koniec roku mamy otrzymać kolejne dostawy leku. W sumie na ten cel zarezerwowano 300 mln zł - mówi Paweł Trzciński, rzecznik Ministerstwa Zdrowia. W ministerialnych planach nie ma mowy o magazynowaniu innych preparatów, takich jak amantadyna i rimantadyna, które mogą się okazać skuteczne i są znacznie tańsze. Specjaliści przypuszczają, że to zasługa przede wszystkim lobbingu firmy Roche, sięgającego ponoć kierownictwa WHO. "Dowiedliśmy, że wirus ptasiej grypy potrafi się szybko uodpornić na działanie oseltamiviru. Nie sposób więc przewidzieć, czy ten lek byłby skuteczny w wypadku globalnej epidemii" - uważa prof. Yoshihiro Kawaoka z University of Wisconsin-Madison. Lekarze nie są nawet pewni, jak często oseltamivir powoduje powikłania ani jaka dawka naprawdę jest skuteczna, bo do tej pory lek był rzadko stosowany.
Zamaskowana epidemia
Uczeni podkreślają, że H5N1 nie jest jeszcze w stanie skutecznie się przenosić z człowieka na człowieka. Dzieje się tak, bo na razie potrafi wniknąć jedynie do komórek znajdujących się głęboko w płucach. Tymczasem zwykła grypa atakuje także nabłonek w nosie i gardle, skąd może się błyskawicznie rozprzestrzeniać przez kichanie i kaszel.
- H5N1 od pewnego czasu ewoluuje w tym kierunku. Odmiana, która zabiła cztery osoby w Turcji, potrafiła się mnożyć także w górnych drogach oddechowych - mówi dr Niman. Jego zdaniem, większość przypadków infekcji tym wirusem nie jest w ogóle wykrywana, ponieważ próbki do badań są pobierane tylko od niektórych osób, a i u nich najczęściej w nieodpowiednim momencie. Testy wykonuje się na oddziałach zakaźnych, ale chorzy trafiają tam kilka dni po wystąpieniu pierwszych objawów, a wtedy wirusa nie można już wykryć w jamie nosowej czy gardle. Z kolei przeciwciała świadczące o przebyciu infekcji pojawiają się we krwi pacjenta dopiero po miesiącu, a wtedy ci, którzy przeżyli atak choroby, często są już w domu. Oznacza to, że prawdziwe oblicze wirusa - a także jego podatność na znane dziś leki i szczepionki - tak naprawdę poznamy dopiero wtedy, gdy zaatakuje on miliony ludzi.
WIRUS NIE UMIERA NIGDY |
---|
Nawet te mikroby, które uznajemy za pokonane przez współczesną medycynę, mogą się jeszcze okazać dla nas groźne. WHO odwleka decyzję o likwidacji ostatnich "oficjalnych" próbek wirusa ospy prawdziwej, przechowywanych od 30 lat w laboratoriach rosyjskich i amerykańskich, a dziś wykorzystywanych do prac nad szczepionkami nowej generacji. Naukowcy boją się, że zarazkiem mogą dysponować również terroryści pracujący nad bronią biologiczną. Możliwy jest też inny scenariusz - wirus ospy, podobnie jak wirus grypy, przeniósł się na człowieka ze zwierząt. W organizmach krów do dziś występuje krowianka - mikrob blisko spokrewniony z ospą, który w przyszłości może znów zaatakować gatunek Homo sapiens. - Wirusy często wracają do starych, sprawdzonych rozwiązań. Ich ewolucja polega na nieustannym recyklingu genów dających im większe szanse na przetrwanie - wyjaśnia dr Henry Niman z firmy Recombinomics. |
Więcej możesz przeczytać w 23/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.