Do dziś pamiętam strach, który opisuje Jan Tomasz Gross w swojej nowej książce
Szewach Weiss
Były ambasador Izraela w Polsce, profesor na Uniwersytecie Warszawskim i w Instytucie Izraelsko-Polskim na uniwersytecie w Tel Awiwie
Z Janem Tomaszem Grossem, autorem książki "Strach", różni nas warsztat. On jest historykiem, ja jestem politologiem. Historyk bada dokumenty, wysłuchuje relacji świadków, skrupulatnie dochodzi do prawdy. Ja raczej polegam na swojej pamięci, życiorysie, politycznym doświadczeniu. Grossa poznałem w lipcu 2001 r. podczas uroczystości w Jedwabnem. Powiedziałem mu wówczas, że są i inne stodoły, gdzie rozegrał się dramat podobny do tego w Jedwabnem. Powiedziałem także, że takie akcje nie były spontaniczne, tylko planowane przez nazistów. Jednak dla mnie Jedwabne nie zmieniało tego, że Polska nigdy nie współpracowała z nazistami, tylko z nimi walczyła, a wśród Polaków jest bardzo wielu sprawiedliwych wśród narodów świata.
Przyjechałem do Polski w 2001 r., by objąć urząd ambasadora Izraela. Nie musiałem tu przyjeżdżać. Mogłem pojechać do Berlina lub Moskwy. Tyle że ja chciałem tu być. Stosunki polsko-żydowskie zawsze jawiły mi się jako coś wyjątkowego. Możliwość ich kształtowania tu, na miejscu, była dla mnie zaszczytem.
Ucieczka przed strachem
Historyk Jan Tomasz Gross w swojej książce "Strach: antysemityzm w Polsce po Auschwitz" opisuje bardzo tragiczny moment w naszej wspólnej historii. Ja tę historię pamiętam, gdyż byłem jej uczestnikiem. W 1946 r. wraz z rodziną wyjechaliśmy z Borysławia, ruszając na Śląsk - w stronę Gliwic i Wałbrzycha. Wkrótce opuściliśmy Polskę. Byłem wtedy małym chłopcem, miałem zaledwie 10 lat. Do dziś pamiętam dokładnie ten ogarniający wszystkich strach. Pamiętam ówczesne gazety przekazywane sobie z rąk do rąk i obawy o przyszłość.
Przed strachem uciekała cała moja rodzina. Wuj Joszel i jego syn także wyjechali w 1946 r. Młodszy brat Herman do Borysławia wrócił z Moskwy. Wkrótce dotarł do Izraela, skąd przedostał się do USA. Mundek Weiss i jego żona Klara również wrócili do Borysławia z Moskwy jako komuniści wraz z Armią Czerwoną. Ona była kapitanem, on kapralem. W tym samym 1946 r. wyjechali do Izraela. Podobnie postąpiła większość polskich Żydów. Wiem, że spora część Żydów chciała wkrótce wrócić do Polski, jednak tego nie zrobiła.
W latach 1945-1949 żyło w Polsce 300 tys. Żydów. W 1946 r. uciekło ich 100 tys., w latach 50. kolejne kilkadziesiąt tysięcy, a w roku 1967 i 1968 ponad 50 tys. Była to elita: prawnicy, lekarze, artyści, ludzie pióra i sztuki. Jedno trzeba jasno powiedzieć: tego wypędzenia dokonał rząd komunistyczny. I to było najgorsze. Nie tylko dlatego, że przez dwa pokolenia nie mieliśmy ustanowionych stosunków dyplomatycznych, ale dlatego, że straciliśmy na długi czas możliwość rozmowy. Polska nie należała do międzynarodowego dialogu żydowskiego. Tamten okres ma także swój historyczny kontekst. Być może Polska działała pod wpływem Moskwy. Przecież kilka lat wcześniej była centrum życia kulturalnego Żydów w Europie. Żydzi byli w rządzie, Sejmie i samorządzie. Do 1935 r. Piłsudski bronił Żydów. A co było jeszcze wcześniej? Przecież to właśnie Polska w XVI wieku zaprosiła Żydów do siebie, stając się jednym z najbardziej tolerancyjnych krajów w Europie. Nigdy nie było pogromów ani prześladowań. Te, do których doszło, były dziełem Ukraińców i Rosjan.
Gdzie są polscy Żydzi?
Tydzień temu uniwersytet w Hajfie gościł Jana Tomasza Grossa na wykładzie związanym z wydaniem jego książki "Strach". Dwóch naszych profesorów próbowało postawić tezę, że polski antysemityzm jest bardzo głęboko zakorzeniony. Wówczas Gross bronił Polaków, mówiąc, że jego książka i jego badania dotyczą okresu tuż po wojnie. Gdy przeglądam jego książkę, wydaje mi się, że Gross dokonuje swego rodzaju rozliczenia z Polską. Jego wcześniejsza publikacja "Sąsiedzi" była do tego wstępem. Ale nie posądzałbym go o stronniczość. Znam inne jego książki, w których porusza temat totalitaryzmu i zniewolenia. Wiem, że jego publikacjom często zarzucano nieścisłości w kwestii liczb, danych i dat. Nie będąc historykiem, nie mogę tego skomentować. Wiem jednak, że wielu polskich naukowców prowadzi podobne badania i dochodzi do podobnych jak Gross wniosków.
Jako politolog doświadczony wypędzeniem i tym strachem, który opisuje Gross, wiem, że powojenna Polska nas zdradziła. A przecież razem byliśmy ofiarami faszyzmu i razem walczyliśmy. Dopiero pod koniec lat 80., kiedy Polska zaczęła wracać na arenę międzynarodową, powróciło pojednanie. Polska jest mi bliska i wiem, że dziś nie jest antysemicka. Tylko dlaczego w dzisiejszej Polsce nie ma Żydów? Oficjalnie w gminach zarejestrowanych jest ich około tysiąca. Niektórzy mówią, że jest ich więcej, może pięć razy tyle. Spora część z nich pewnie nawet nie wie, że są Żydami. To dzieci uratowane przed komorami i wywiezieniem w głąb Niemiec. Ale dziś to właśnie w Niemczech, w tym dawnym "imperium zła", żyje więcej Żydów - aż 100 tys. Dlaczego na Węgrzech, w kraju który współpracował z hitlerowcami, jest ich jeszcze więcej - 150 tys.? Podobnie jest we Francji. A co z Polską? Przyjeżdżają tu tylko oficjalne delegacje i wycieczki chcące zobaczyć miejsce pogromu i zagłady. Po kilku dniach wycieczki wyjeżdżają, a niektórzy uczestnicy są niezadowoleni, gdyż liczyli na to, że zobaczą groby swoich bliskich.
Służąc jako ambasador Izraela, służyłem dziełu pojednania. Spotykałem się i spotykam z ogromną liczbą Polaków. Wiem, że młodzi Polacy nie są antysemitami, że interesują się kulturą żydowską i uczą się Izraela. Ale trzeba powiedzieć prawdę. Tamten okres w naszych stosunkach bezpowrotnie straciliśmy. Wiem, że to się nie powtórzy. Cały świat patrzy dziś na Polskę, i to pod mikroskopem. Publikacja Grossa tylko to wzmocni. Polska mogłaby być przykładem tolerancji i walki z ksenofobią i przesądami. Bo Polska też była ofiarą.
Notował Grzegorz Sadowski
Fot: Z. Furman
Szewach Weiss
Były ambasador Izraela w Polsce, profesor na Uniwersytecie Warszawskim i w Instytucie Izraelsko-Polskim na uniwersytecie w Tel Awiwie
Z Janem Tomaszem Grossem, autorem książki "Strach", różni nas warsztat. On jest historykiem, ja jestem politologiem. Historyk bada dokumenty, wysłuchuje relacji świadków, skrupulatnie dochodzi do prawdy. Ja raczej polegam na swojej pamięci, życiorysie, politycznym doświadczeniu. Grossa poznałem w lipcu 2001 r. podczas uroczystości w Jedwabnem. Powiedziałem mu wówczas, że są i inne stodoły, gdzie rozegrał się dramat podobny do tego w Jedwabnem. Powiedziałem także, że takie akcje nie były spontaniczne, tylko planowane przez nazistów. Jednak dla mnie Jedwabne nie zmieniało tego, że Polska nigdy nie współpracowała z nazistami, tylko z nimi walczyła, a wśród Polaków jest bardzo wielu sprawiedliwych wśród narodów świata.
Przyjechałem do Polski w 2001 r., by objąć urząd ambasadora Izraela. Nie musiałem tu przyjeżdżać. Mogłem pojechać do Berlina lub Moskwy. Tyle że ja chciałem tu być. Stosunki polsko-żydowskie zawsze jawiły mi się jako coś wyjątkowego. Możliwość ich kształtowania tu, na miejscu, była dla mnie zaszczytem.
Ucieczka przed strachem
Historyk Jan Tomasz Gross w swojej książce "Strach: antysemityzm w Polsce po Auschwitz" opisuje bardzo tragiczny moment w naszej wspólnej historii. Ja tę historię pamiętam, gdyż byłem jej uczestnikiem. W 1946 r. wraz z rodziną wyjechaliśmy z Borysławia, ruszając na Śląsk - w stronę Gliwic i Wałbrzycha. Wkrótce opuściliśmy Polskę. Byłem wtedy małym chłopcem, miałem zaledwie 10 lat. Do dziś pamiętam dokładnie ten ogarniający wszystkich strach. Pamiętam ówczesne gazety przekazywane sobie z rąk do rąk i obawy o przyszłość.
Przed strachem uciekała cała moja rodzina. Wuj Joszel i jego syn także wyjechali w 1946 r. Młodszy brat Herman do Borysławia wrócił z Moskwy. Wkrótce dotarł do Izraela, skąd przedostał się do USA. Mundek Weiss i jego żona Klara również wrócili do Borysławia z Moskwy jako komuniści wraz z Armią Czerwoną. Ona była kapitanem, on kapralem. W tym samym 1946 r. wyjechali do Izraela. Podobnie postąpiła większość polskich Żydów. Wiem, że spora część Żydów chciała wkrótce wrócić do Polski, jednak tego nie zrobiła.
W latach 1945-1949 żyło w Polsce 300 tys. Żydów. W 1946 r. uciekło ich 100 tys., w latach 50. kolejne kilkadziesiąt tysięcy, a w roku 1967 i 1968 ponad 50 tys. Była to elita: prawnicy, lekarze, artyści, ludzie pióra i sztuki. Jedno trzeba jasno powiedzieć: tego wypędzenia dokonał rząd komunistyczny. I to było najgorsze. Nie tylko dlatego, że przez dwa pokolenia nie mieliśmy ustanowionych stosunków dyplomatycznych, ale dlatego, że straciliśmy na długi czas możliwość rozmowy. Polska nie należała do międzynarodowego dialogu żydowskiego. Tamten okres ma także swój historyczny kontekst. Być może Polska działała pod wpływem Moskwy. Przecież kilka lat wcześniej była centrum życia kulturalnego Żydów w Europie. Żydzi byli w rządzie, Sejmie i samorządzie. Do 1935 r. Piłsudski bronił Żydów. A co było jeszcze wcześniej? Przecież to właśnie Polska w XVI wieku zaprosiła Żydów do siebie, stając się jednym z najbardziej tolerancyjnych krajów w Europie. Nigdy nie było pogromów ani prześladowań. Te, do których doszło, były dziełem Ukraińców i Rosjan.
Gdzie są polscy Żydzi?
Tydzień temu uniwersytet w Hajfie gościł Jana Tomasza Grossa na wykładzie związanym z wydaniem jego książki "Strach". Dwóch naszych profesorów próbowało postawić tezę, że polski antysemityzm jest bardzo głęboko zakorzeniony. Wówczas Gross bronił Polaków, mówiąc, że jego książka i jego badania dotyczą okresu tuż po wojnie. Gdy przeglądam jego książkę, wydaje mi się, że Gross dokonuje swego rodzaju rozliczenia z Polską. Jego wcześniejsza publikacja "Sąsiedzi" była do tego wstępem. Ale nie posądzałbym go o stronniczość. Znam inne jego książki, w których porusza temat totalitaryzmu i zniewolenia. Wiem, że jego publikacjom często zarzucano nieścisłości w kwestii liczb, danych i dat. Nie będąc historykiem, nie mogę tego skomentować. Wiem jednak, że wielu polskich naukowców prowadzi podobne badania i dochodzi do podobnych jak Gross wniosków.
Jako politolog doświadczony wypędzeniem i tym strachem, który opisuje Gross, wiem, że powojenna Polska nas zdradziła. A przecież razem byliśmy ofiarami faszyzmu i razem walczyliśmy. Dopiero pod koniec lat 80., kiedy Polska zaczęła wracać na arenę międzynarodową, powróciło pojednanie. Polska jest mi bliska i wiem, że dziś nie jest antysemicka. Tylko dlaczego w dzisiejszej Polsce nie ma Żydów? Oficjalnie w gminach zarejestrowanych jest ich około tysiąca. Niektórzy mówią, że jest ich więcej, może pięć razy tyle. Spora część z nich pewnie nawet nie wie, że są Żydami. To dzieci uratowane przed komorami i wywiezieniem w głąb Niemiec. Ale dziś to właśnie w Niemczech, w tym dawnym "imperium zła", żyje więcej Żydów - aż 100 tys. Dlaczego na Węgrzech, w kraju który współpracował z hitlerowcami, jest ich jeszcze więcej - 150 tys.? Podobnie jest we Francji. A co z Polską? Przyjeżdżają tu tylko oficjalne delegacje i wycieczki chcące zobaczyć miejsce pogromu i zagłady. Po kilku dniach wycieczki wyjeżdżają, a niektórzy uczestnicy są niezadowoleni, gdyż liczyli na to, że zobaczą groby swoich bliskich.
Służąc jako ambasador Izraela, służyłem dziełu pojednania. Spotykałem się i spotykam z ogromną liczbą Polaków. Wiem, że młodzi Polacy nie są antysemitami, że interesują się kulturą żydowską i uczą się Izraela. Ale trzeba powiedzieć prawdę. Tamten okres w naszych stosunkach bezpowrotnie straciliśmy. Wiem, że to się nie powtórzy. Cały świat patrzy dziś na Polskę, i to pod mikroskopem. Publikacja Grossa tylko to wzmocni. Polska mogłaby być przykładem tolerancji i walki z ksenofobią i przesądami. Bo Polska też była ofiarą.
Notował Grzegorz Sadowski
Fot: Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 27/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.