Bernard-Henri Lévy konfrontuje mroczne pasje Europejczyków z liberalną demokracją Amerykanów
Marta Fita-Czuchnowska
z Waszyngtonu
Inteligentna i pełna pasji obrona Ameryki, jej ekonomicznego liberalizmu i tolerancji, a nawet intelektualnego fermentu, który mógłby się przysłużyć Europie w rozważaniach nad przyszłością demokracji, nadeszła niedawno z Francji, gdzie antyamerykanizm jest najmodniejszą pozą intelektualną i polityczną. Skutecznie podjął się tego zadania pisarz, filozof i publicysta Bernard-Henri Lévy.
Poszedł w ślady Alexisa de To-cqueville'a, który w 1835 r. opisał świat za Atlantykiem w książce "O demokracji w Ameryce". 173 lata później prestiżowy magazyn "The Atlantic Monthly" zaprosił do powtórzenia eksperymentu z intelektualną podróżą po Ameryce kolejnego Francuza. Owocem ostatniej wędrówki stała się książka, którą Bernard-Henri Lévy zatytułował "American Vertigo. Śladami Tocqueville'a", będąca w większym stopniu obroną Ameryki przed jej europejskimi krytykami niż opisem kraju i obyczajów czy analizą systemu politycznego.
Amerykański eksperyment
"Spośród wszystkich nowych zjawisk, jakie przyciągnęły moją uwagę podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych, najbardziej uderzyła mnie panująca tam powszechna równość możliwości" - tak rozpoczął swój opis Ameryki Alexis de Tocqueville. Jego książka uchodzi do dziś w USA za kanon wiedzy o politycznych, społecznych i filozoficznych podwalinach amerykańskiej demokracji. "O demokracji w Ameryce" bywa też uznawana za prorocze studium systemu i społeczeństwa, które dały początek najpotężniejszej gospodarce świata i które nigdy - w odróżnieniu od Europy - nie zbłądziły na manowce totalitaryzmu.
Tocqueville pojechał do Ameryki szukać odpowiedzi na francuską polityczną malaise. Jedynie tam powiodła się rewolucja, która ustanowiła liberalną demokrację. Tocqueville opisał ją jako "równość możliwości". System amerykański jawił mu się jako stan równowagi między wolnością a równością, w którym znajdują swoje miejsce szacunek dla jednostki i troska o dobro publiczne. W trakcie rocznej podróży przez Stany Zjednoczone Tocqueville i jego towarzysz Gustave de Beaumont obserwowali, jak w nowożytnej praktyce sprawdza się ustrój, o którym Platon napisał: "tam, gdzie jest wolność, jednostka może dysponować sobą, jak się jej podoba", a zatem powstaje "państwo, w którym będzie największa różnorodność ludzkich natur". Umiejętność obserwowania tej różnorodności, połączenie obserwacji codzienności i obyczajów z analizą praw, fenomenów społecznych i refleksją filozoficzną pozwoliły Tocqueville'owi opisać młodą demokrację. A na tej kanwie stworzyć też wykładnię swych poglądów politycznych, uchodzących dzisiaj za znakomity przykład myśli konserwatywno-liberalnej, znacznie wyprzedzającej swoją epokę.
Francuska obrona Ameryki
Książka Bernarda-Henri Lévy'ego z 2006 r. w warstwie opisowej stanowi dość chaotyczną mozaikę obrazów, refleksji, anegdot i wywiadów: tego, co osobliwe, co dla Europejczyka egzotyczne w kulturze Ameryki, od sekty amiszów, przez wielotysięczne megakościoły, gangi Chicago, wojnę kreacjonistów ze zwolennikami teorii Darwina, po rozległe, dziewicze krajobrazy. Jednocześnie "American Vertigo" jest dialogiem z Tocqueville'em i polemiką z bezpardonową krytyką Stanów Zjednoczonych; ten drugi wątek dominuje i organizuje opowieść. Zamiast od pochwały Ameryki Lévy rozpoczyna od refleksji na temat tego, ile próżnych debat, błędów i fałszywych teorii politycznych - zwłaszcza w wydaniu francuskich intelektualistów - byłoby nam oszczędzonych, gdyby myśl Tocqueville'a została wcześniej doceniona, gdyby "O demokracji w Ameryce" nie uznano na wstępie za powieść podróżniczą, a autora za marnego epigona Monteskiusza. Trzeba było doświadczeń totalitaryzmów i upadku komunizmu, by wyrwać część Europy z tego, co Lévy nazywa intelektualnym impasem rodem z Augusta Comte'a i Karola Marksa. Liberalne poglądy Tocqueville'a przybliżają - jak uważa Lévy - możliwość demokratycznej odnowy w Europie. Drugie opisanie Ameryki powinno posłużyć, jak pisze, za lustro mające oddać nie współczesny kształt Europy, ale jej kształt przyszły.
"American Vertigo" nie jest zapisem bezkrytycznego zachwytu autora; przytacza on nie tylko zarzuty pod adresem Ameryki, ale też przykłady zjawisk społecznych, kulturowych czy trendów politycznych, które stają się pożywką dla krytyki. Ale znajduje dla nich przeciwwagę. Napięciom etnicznym i rasowym, których nie brak w USA, przeciwstawia kulturę tolerancji. Obserwuje z uwagą, jak Ameryka radzi sobie z mnogością grup narodowych, etnicznych, wielością ras i wyznań. Przeciwstawia tej spokojnej wspólnocie stan alienacji, w którym pozostaje we Francji mniejszość muzułmańska. Porównuje jej gniew i jednoczesne przeświadczenie o tytule do socjalnych świadczeń i opieki państwa z etyką ciężkiej pracy dominującą wśród emigrantów w Ameryce, z niezwykłą zdolnością tego kraju do wchłaniania obcych, którzy zachowując tożsamość, przechodzą dobrowolną konwersję na amerykański system wartości. Tworzą naród różnorodny, wielobarwny, ale skupiony wokół idei, konstytucji, praw i swobód. Zarzutom o religijny fundamentalizm przeciwstawia opis państwa, które - przy zachowaniu wszelkich swobód dla niezliczonych wyznań i kościołów Ameryki - jest państwem w politycznym tego słowa znaczeniu świeckim, o starannie wyznaczonych granicach między sferą religii a tym, co pozostaje w gestii instytucji rządowych. Lévy przypomina to, co często umyka naszej uwadze: kredo tego narodu to nie - jak często sądzimy - "In God We Trust", powielane na dolarowych banknotach, ale "e pluribus unum" - jedność w wielości, również w wielości wyznań. Ameryka jest tak sekularna, jak tego z punktu widzenia państwa potrzeba, ale - powtarza Lévy za Tocqueville'em - religia jest kolebką tej demokracji. I nigdy nie zaznała ona wojen religijnych. Lévy nie jest wielbicielem popularnego w USA neokonserwatyzmu, czyli opcji politycznej, której w dużej mierze przypisuje się odpowiedzialność za interwencję w Iraku. Oddaje jednak neokonserwatystom sprawiedliwość, przypominając, że przeciwstawili się tradycji izolacjonizmu, że to ich zaangażowanie przyczyniło się do upadku reżimu talibów, a wcześniej pomogło położyć kres czystkom etnicznym w Bośni i Kosowie. Rozprawia się z mitem amerykańskiego agresywnego imperializmu; nigdy bowiem Stany Zjednoczone nie były brutalną potęgą kolonialną na wzór mocarstw europejskich czy Rosji. A jeśli Ameryka jest imperium, to w takim sensie, w jakim opisał to francuski dyplomata i pisarz Paul Morand: jest imperium mimo woli, lub też imperium według definicji Antonia Negri, włoskiego filozofa, który twierdził, że imperium rodzi się z mnogości tworzących je kultur. W takim ujęciu Ameryka jest imperium tolerancji.
Dialog przez ocean
Książka Bernarda-Henri Lévy'ego nie dorasta do rangi pierwowzoru; jest tylko aneksem do dzieła Tocqueville'a. Powinna raczej odsyłać do tej lektury, niż ją zastąpić. Mimo to jest ciekawą i wartościową próbą rozprawienia się z antyamerykanizmem, który Lévy nazywa "mroczną pasją Europejczyków, a zwłaszcza Francuzów". Jest też wyraźnie początkiem nowego dialogu ponad Atlantykiem. Znakomity historyk i politolog amerykański Walter Russell Mead powitał "American Vertigo" jako życzliwy i potrzebny głos z europejskiego obozu antyantyamerykańskiego. Wziął też w obronę autora, którego wielu dziennikarzy, dotkniętych w amerykańskiej miłości własnej, krytykowało za powierzchowny ogląd codziennej Ameryki i poszukiwanie sensacji. Również znawcy spraw międzynarodowych docenili "głos w obronie Ameryki". Francis Fukuyama opublikował literacki dwugłos z Lévym na łamach pisma "American Interest", porównując spojrzenie Tocqueville'a ze spojrzeniem współczesnej Europy. Nawet niechętna Francji telewizja Fox zaprosiła Lévy'ego do rozmowy o relacjach transatlantyckich, które - jego zdaniem - poprawią się, choćby ze względu na wspólny front, który Europa i Ameryka muszą przyjąć wobec Iranu. Wszystko wskazuje na to, że książka francuskiego filozofa o Ameryce, mimo wielu negatywnych recenzji autochtonów, żyje nie tylko życiem literackim, ale i politycznym. I skłania do dialogu przez Atlantyk.
Marta Fita-Czuchnowska
z Waszyngtonu
Inteligentna i pełna pasji obrona Ameryki, jej ekonomicznego liberalizmu i tolerancji, a nawet intelektualnego fermentu, który mógłby się przysłużyć Europie w rozważaniach nad przyszłością demokracji, nadeszła niedawno z Francji, gdzie antyamerykanizm jest najmodniejszą pozą intelektualną i polityczną. Skutecznie podjął się tego zadania pisarz, filozof i publicysta Bernard-Henri Lévy.
Poszedł w ślady Alexisa de To-cqueville'a, który w 1835 r. opisał świat za Atlantykiem w książce "O demokracji w Ameryce". 173 lata później prestiżowy magazyn "The Atlantic Monthly" zaprosił do powtórzenia eksperymentu z intelektualną podróżą po Ameryce kolejnego Francuza. Owocem ostatniej wędrówki stała się książka, którą Bernard-Henri Lévy zatytułował "American Vertigo. Śladami Tocqueville'a", będąca w większym stopniu obroną Ameryki przed jej europejskimi krytykami niż opisem kraju i obyczajów czy analizą systemu politycznego.
Amerykański eksperyment
"Spośród wszystkich nowych zjawisk, jakie przyciągnęły moją uwagę podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych, najbardziej uderzyła mnie panująca tam powszechna równość możliwości" - tak rozpoczął swój opis Ameryki Alexis de Tocqueville. Jego książka uchodzi do dziś w USA za kanon wiedzy o politycznych, społecznych i filozoficznych podwalinach amerykańskiej demokracji. "O demokracji w Ameryce" bywa też uznawana za prorocze studium systemu i społeczeństwa, które dały początek najpotężniejszej gospodarce świata i które nigdy - w odróżnieniu od Europy - nie zbłądziły na manowce totalitaryzmu.
Tocqueville pojechał do Ameryki szukać odpowiedzi na francuską polityczną malaise. Jedynie tam powiodła się rewolucja, która ustanowiła liberalną demokrację. Tocqueville opisał ją jako "równość możliwości". System amerykański jawił mu się jako stan równowagi między wolnością a równością, w którym znajdują swoje miejsce szacunek dla jednostki i troska o dobro publiczne. W trakcie rocznej podróży przez Stany Zjednoczone Tocqueville i jego towarzysz Gustave de Beaumont obserwowali, jak w nowożytnej praktyce sprawdza się ustrój, o którym Platon napisał: "tam, gdzie jest wolność, jednostka może dysponować sobą, jak się jej podoba", a zatem powstaje "państwo, w którym będzie największa różnorodność ludzkich natur". Umiejętność obserwowania tej różnorodności, połączenie obserwacji codzienności i obyczajów z analizą praw, fenomenów społecznych i refleksją filozoficzną pozwoliły Tocqueville'owi opisać młodą demokrację. A na tej kanwie stworzyć też wykładnię swych poglądów politycznych, uchodzących dzisiaj za znakomity przykład myśli konserwatywno-liberalnej, znacznie wyprzedzającej swoją epokę.
Francuska obrona Ameryki
Książka Bernarda-Henri Lévy'ego z 2006 r. w warstwie opisowej stanowi dość chaotyczną mozaikę obrazów, refleksji, anegdot i wywiadów: tego, co osobliwe, co dla Europejczyka egzotyczne w kulturze Ameryki, od sekty amiszów, przez wielotysięczne megakościoły, gangi Chicago, wojnę kreacjonistów ze zwolennikami teorii Darwina, po rozległe, dziewicze krajobrazy. Jednocześnie "American Vertigo" jest dialogiem z Tocqueville'em i polemiką z bezpardonową krytyką Stanów Zjednoczonych; ten drugi wątek dominuje i organizuje opowieść. Zamiast od pochwały Ameryki Lévy rozpoczyna od refleksji na temat tego, ile próżnych debat, błędów i fałszywych teorii politycznych - zwłaszcza w wydaniu francuskich intelektualistów - byłoby nam oszczędzonych, gdyby myśl Tocqueville'a została wcześniej doceniona, gdyby "O demokracji w Ameryce" nie uznano na wstępie za powieść podróżniczą, a autora za marnego epigona Monteskiusza. Trzeba było doświadczeń totalitaryzmów i upadku komunizmu, by wyrwać część Europy z tego, co Lévy nazywa intelektualnym impasem rodem z Augusta Comte'a i Karola Marksa. Liberalne poglądy Tocqueville'a przybliżają - jak uważa Lévy - możliwość demokratycznej odnowy w Europie. Drugie opisanie Ameryki powinno posłużyć, jak pisze, za lustro mające oddać nie współczesny kształt Europy, ale jej kształt przyszły.
"American Vertigo" nie jest zapisem bezkrytycznego zachwytu autora; przytacza on nie tylko zarzuty pod adresem Ameryki, ale też przykłady zjawisk społecznych, kulturowych czy trendów politycznych, które stają się pożywką dla krytyki. Ale znajduje dla nich przeciwwagę. Napięciom etnicznym i rasowym, których nie brak w USA, przeciwstawia kulturę tolerancji. Obserwuje z uwagą, jak Ameryka radzi sobie z mnogością grup narodowych, etnicznych, wielością ras i wyznań. Przeciwstawia tej spokojnej wspólnocie stan alienacji, w którym pozostaje we Francji mniejszość muzułmańska. Porównuje jej gniew i jednoczesne przeświadczenie o tytule do socjalnych świadczeń i opieki państwa z etyką ciężkiej pracy dominującą wśród emigrantów w Ameryce, z niezwykłą zdolnością tego kraju do wchłaniania obcych, którzy zachowując tożsamość, przechodzą dobrowolną konwersję na amerykański system wartości. Tworzą naród różnorodny, wielobarwny, ale skupiony wokół idei, konstytucji, praw i swobód. Zarzutom o religijny fundamentalizm przeciwstawia opis państwa, które - przy zachowaniu wszelkich swobód dla niezliczonych wyznań i kościołów Ameryki - jest państwem w politycznym tego słowa znaczeniu świeckim, o starannie wyznaczonych granicach między sferą religii a tym, co pozostaje w gestii instytucji rządowych. Lévy przypomina to, co często umyka naszej uwadze: kredo tego narodu to nie - jak często sądzimy - "In God We Trust", powielane na dolarowych banknotach, ale "e pluribus unum" - jedność w wielości, również w wielości wyznań. Ameryka jest tak sekularna, jak tego z punktu widzenia państwa potrzeba, ale - powtarza Lévy za Tocqueville'em - religia jest kolebką tej demokracji. I nigdy nie zaznała ona wojen religijnych. Lévy nie jest wielbicielem popularnego w USA neokonserwatyzmu, czyli opcji politycznej, której w dużej mierze przypisuje się odpowiedzialność za interwencję w Iraku. Oddaje jednak neokonserwatystom sprawiedliwość, przypominając, że przeciwstawili się tradycji izolacjonizmu, że to ich zaangażowanie przyczyniło się do upadku reżimu talibów, a wcześniej pomogło położyć kres czystkom etnicznym w Bośni i Kosowie. Rozprawia się z mitem amerykańskiego agresywnego imperializmu; nigdy bowiem Stany Zjednoczone nie były brutalną potęgą kolonialną na wzór mocarstw europejskich czy Rosji. A jeśli Ameryka jest imperium, to w takim sensie, w jakim opisał to francuski dyplomata i pisarz Paul Morand: jest imperium mimo woli, lub też imperium według definicji Antonia Negri, włoskiego filozofa, który twierdził, że imperium rodzi się z mnogości tworzących je kultur. W takim ujęciu Ameryka jest imperium tolerancji.
Dialog przez ocean
Książka Bernarda-Henri Lévy'ego nie dorasta do rangi pierwowzoru; jest tylko aneksem do dzieła Tocqueville'a. Powinna raczej odsyłać do tej lektury, niż ją zastąpić. Mimo to jest ciekawą i wartościową próbą rozprawienia się z antyamerykanizmem, który Lévy nazywa "mroczną pasją Europejczyków, a zwłaszcza Francuzów". Jest też wyraźnie początkiem nowego dialogu ponad Atlantykiem. Znakomity historyk i politolog amerykański Walter Russell Mead powitał "American Vertigo" jako życzliwy i potrzebny głos z europejskiego obozu antyantyamerykańskiego. Wziął też w obronę autora, którego wielu dziennikarzy, dotkniętych w amerykańskiej miłości własnej, krytykowało za powierzchowny ogląd codziennej Ameryki i poszukiwanie sensacji. Również znawcy spraw międzynarodowych docenili "głos w obronie Ameryki". Francis Fukuyama opublikował literacki dwugłos z Lévym na łamach pisma "American Interest", porównując spojrzenie Tocqueville'a ze spojrzeniem współczesnej Europy. Nawet niechętna Francji telewizja Fox zaprosiła Lévy'ego do rozmowy o relacjach transatlantyckich, które - jego zdaniem - poprawią się, choćby ze względu na wspólny front, który Europa i Ameryka muszą przyjąć wobec Iranu. Wszystko wskazuje na to, że książka francuskiego filozofa o Ameryce, mimo wielu negatywnych recenzji autochtonów, żyje nie tylko życiem literackim, ale i politycznym. I skłania do dialogu przez Atlantyk.
Więcej możesz przeczytać w 27/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.