Reżyserem na Ukrainie jest dziś Wiktor Janukowycz
Wczwartek nad ranem polityczne siły Ukrainy, które zwyciężyły w ostatnich wyborach parlamentarnych w marcu 2006 r., wraz z prezydentem Wiktorem Juszczenką i urzędującym premierem Jurijem Jechanurowem ogłosiły "Uniwersał jedności narodowej". W sekretariacie prezydenta trwała wcześniej wojna nerwów. Przez cały tydzień odbywały się tam wielogodzinne nocne narady, podczas których politycy składali deklaracje, aby rankiem je odwoływać. Każda ze stron zasiadała do negocjacji przekonana, że przeciwnik działa pod dyktando zagranicznego protektora - Moskwy albo Waszyngtonu. Zwłaszcza "antykryzysowej koalicji" jednoznacznie przypisano rosyjskich patronów: Regionom Ukrainy - Jedyną Rosję, Socjalistycznej Partii Ukrainy - partię Rodina, a Komunistycznej Partii Ukrainy - jej bratni odpowiednik. Prezydent Juszczenko zdążył, jak twierdzą dziennikarze "Ukraińskiej Prawdy", nagrać i wysłać do telewizji oświadczenie o ostatecznym rozwiązaniu parlamentu, które jednak szybko wycofał, by kilka godzin później obwieścić zawarcie porozumienia w ramach nowej koalicji jedności narodowej.
Elementem zawartej ugody jest desygnowanie Wiktora Janukowycza na premiera. W nowym rządzie dziesięć ministerialnych posad dostała Partia Regionów, pięć - Nasza Ukraina, a pozostali koalicjanci otrzymają po 2-3 ministerialne teki. Niedobrą wiadomością dla Polski jest pozostanie na stanowisku ministra rolnictwa kandydata socjalistów Ołeksandra Baraniwskiego, który wsławił się wprowadzeniem wiosną tego roku zakazu importu polskiego mięsa i produktów mlecznych. W gestii prezydenta pozostają fotele ministra spraw zagranicznych (najsilniejszym kandydatem jest Borys Tarasiuk), obrony (Anatolij Hrycenko) i spraw wewnętrznych. Do politycznych łask mają wrócić w roli wicepremierów: biznesowy król czekolady Petro Poroszenko i wielbiciel języka rosyjskiego Mykoła Azarow. Żaden z tych polityków nie jest nowicjuszem - wszyscy pełnili w przeszłości ministerialne funkcje i znają reguły koalicyjnej gry.
Recenzja dla polityków
Choć uniwersał miał być deklaracją programową szerokiej politycznej koalicji, ostatecznie stał się swoistym memorandum, a jednocześnie - wbrew intencjom sygnatariuszy - recenzją, którą politycy wystawili sobie z okazji 15-lecia niepodległej Ukrainy, które będzie świętowane w Kijowie 24 sierpnia. Dokument wylicza bolączki nękające młodą demokrację: wzywa do zachowania niezależności i jedności państwowej, przestrzegania praw człowieka i wolności słowa, ochrony niezawisłości sądów i innych instytucji prawa, ochrony bezpieczeństwa energetycznego, odpolitycznienia urzędów i do walki z korupcją, zwłaszcza w sferze polityki. W kwestiach spornych (NATO oraz rosyjskiego jako drugiego języka urzędowego) zawarto kompromis: akcesja do NATO zostanie poprzedzona ogólnonarodowym referendum, a ukraiński zachowa dotychczasowy status jedynego języka urzędowego, przy czym "gwarantuje się każdemu obywatelowi swobodne wykorzystywanie we wszystkich życiowych okolicznościach rosyjskiego i każdego innego języka".
Mniej przekonujące są zapisy dotyczące zapewnienia corocznego wzrostu PKB co najmniej w wysokości 5 proc., tworzenia co roku miliona miejsc pracy czy "formowania klasy średniej przez transformację polityki w zakresie dochodów ludności". Równocześnie zapowiada się "poszerzanie bazy opodatkowania", co oznacza wprowadzenie nowych obciążeń, na przykład podatku od nieruchomości nazwanego "podatkiem od bogactwa". Uniwersał odsłania także skalę problemów, z którymi dojrzałe demokracje zdążyły sobie lepiej lub gorzej poradzić: wzywa do stworzenia centrów walki z gruźlicą, AIDS, rakiem, chorobami serca oraz do popularyzacji zdrowego trybu życia.
Najważniejsze jednak są zapisy potwierdzające kontynuację kursu Ukrainy ku Światowej Organizacji Handlu oraz realizację Planu Działań Ukraina - Unia Europejska, co ma potwierdzić proeuropejskie aspiracje Ukrainy. Można by tylko przyklasnąć tym planom i życzyć ukraińskim politykom jak najszybszego wcielenia ich w życie, gdyby nie świadomość, że wiele z wymienionych założeń miało być zrealizowanych już w przeszłości, ale za każdym razem reformatorom brakowało politycznej woli albo kompetencji. Tak było z ustawą o gabinecie ministrów, która miała regulować pełnomocnictwa najważniejszego organu władzy wykonawczej, z ustawą o służbie cywilnej, z reformą samorządową, z ustawami gospodarczymi umożliwiającymi sfinalizowanie wstąpienia do WTO, z projektem prywatyzacji ziemi i tworzenia nowoczesnego systemu katastralnego (na co Ukraina otrzymała dofinansowanie z Banku Światowego) - wszystkie miała zrealizować "pomarańczowa" ekipa i wszystkie rozbijały się raz o polityczne rafy, innym razem o grupowe interesy, nie mające wiele wspólnego z dobrem państwa. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?
Euroatlantycka egzotyka
Odpowiedź na to pytanie musi być przewrotna niczym reguły ukraińskiej polityki. Wiktor Janukowycz już raz - w czasie prezydentury Leonida Kuczmy - był premierem. Za jego rządów Ukraina przyjęła ustawowy zapis o strategicznym celu, którym było członkostwo w NATO. Już samo to nakazuje ostrożność wobec wygłaszanych i podpisywanych przez ukraińskich polityków deklaracji, bo rzadko idą za nimi konkretne działania. Faktem jest, że po czterech miesiącach sporów Ukraina wróciła do punktu wyjścia i dziś reżyserem jest faktyczny zwycięzca wyborów parlamentarnych - Wiktor Janukowycz. Nieżyczliwi komentatorzy wypominają mu kryminalną przeszłość, sfałszowane wybory prezydenckie, lapsusy dowodzące nieuctwa i pikantne historie z czasów kampanii, jak ta, kiedy zemdlał, gdy został trafiony... jajkiem. Życzliwi mówią o porządku zaprowadzonym przez gubernatora Janukowycza w obwodzie donieckim i wzroście gospodarczym z czasów jego premierostwa. Niewątpliwe pozostają dwa fakty: ścisły związek nowego premiera ze środowiskiem donieckich oligarchów z Renatem Achmetowem na czele i partyjne otoczenie o mocno nadwerężonej reputacji, które od miesięcy stoi murem za swoim liderem. Chociaż dla opinii międzynarodowej kandydatura nowego premiera pozostaje trudna do zaakceptowania, niewątpliwie wygrał on w wolnych i demokratycznych wyborach, a poparcie społeczne dla Janukowycza wzrosło na Ukrainie do ponad 50 proc. Warto pamiętać, że poparcie to dotyczy także wyboru opcji prorosyjskiej i w powszechnym przekonaniu drogi bezpieczniejszej, bo znanej i pozbawionej euroatlantyckiej egzotyki.
Dziennikarze tygodnika "Dzerkało Tyżnia" zwykli opisywać swoje państwo jako spółkę akcyjną, w której posiadane udziały decydują o skali wpływów. W nowej dla Ukrainy konfiguracji pakiet kontrolny ma Partia Regionów z wiernymi koalicjantami, a bankrutem został Juszczenko, który nie tylko stracił zaufanie społeczne, ale także zaplecze polityczne, godząc się na legitymizację przez Naszą Ukrainę nowego oligarchicznego porządku. Choć otoczenie prezydenta robi dobrą minę do złej gry, już widać zarysy rozpadu proprezydenckiej partii, która została pozbawiona czynnika jednoczącego - pamięci o "pomarańczowym" majdanie - i stała się powyborczym łupem Partii Regionów.
Elementem zawartej ugody jest desygnowanie Wiktora Janukowycza na premiera. W nowym rządzie dziesięć ministerialnych posad dostała Partia Regionów, pięć - Nasza Ukraina, a pozostali koalicjanci otrzymają po 2-3 ministerialne teki. Niedobrą wiadomością dla Polski jest pozostanie na stanowisku ministra rolnictwa kandydata socjalistów Ołeksandra Baraniwskiego, który wsławił się wprowadzeniem wiosną tego roku zakazu importu polskiego mięsa i produktów mlecznych. W gestii prezydenta pozostają fotele ministra spraw zagranicznych (najsilniejszym kandydatem jest Borys Tarasiuk), obrony (Anatolij Hrycenko) i spraw wewnętrznych. Do politycznych łask mają wrócić w roli wicepremierów: biznesowy król czekolady Petro Poroszenko i wielbiciel języka rosyjskiego Mykoła Azarow. Żaden z tych polityków nie jest nowicjuszem - wszyscy pełnili w przeszłości ministerialne funkcje i znają reguły koalicyjnej gry.
Recenzja dla polityków
Choć uniwersał miał być deklaracją programową szerokiej politycznej koalicji, ostatecznie stał się swoistym memorandum, a jednocześnie - wbrew intencjom sygnatariuszy - recenzją, którą politycy wystawili sobie z okazji 15-lecia niepodległej Ukrainy, które będzie świętowane w Kijowie 24 sierpnia. Dokument wylicza bolączki nękające młodą demokrację: wzywa do zachowania niezależności i jedności państwowej, przestrzegania praw człowieka i wolności słowa, ochrony niezawisłości sądów i innych instytucji prawa, ochrony bezpieczeństwa energetycznego, odpolitycznienia urzędów i do walki z korupcją, zwłaszcza w sferze polityki. W kwestiach spornych (NATO oraz rosyjskiego jako drugiego języka urzędowego) zawarto kompromis: akcesja do NATO zostanie poprzedzona ogólnonarodowym referendum, a ukraiński zachowa dotychczasowy status jedynego języka urzędowego, przy czym "gwarantuje się każdemu obywatelowi swobodne wykorzystywanie we wszystkich życiowych okolicznościach rosyjskiego i każdego innego języka".
Mniej przekonujące są zapisy dotyczące zapewnienia corocznego wzrostu PKB co najmniej w wysokości 5 proc., tworzenia co roku miliona miejsc pracy czy "formowania klasy średniej przez transformację polityki w zakresie dochodów ludności". Równocześnie zapowiada się "poszerzanie bazy opodatkowania", co oznacza wprowadzenie nowych obciążeń, na przykład podatku od nieruchomości nazwanego "podatkiem od bogactwa". Uniwersał odsłania także skalę problemów, z którymi dojrzałe demokracje zdążyły sobie lepiej lub gorzej poradzić: wzywa do stworzenia centrów walki z gruźlicą, AIDS, rakiem, chorobami serca oraz do popularyzacji zdrowego trybu życia.
Najważniejsze jednak są zapisy potwierdzające kontynuację kursu Ukrainy ku Światowej Organizacji Handlu oraz realizację Planu Działań Ukraina - Unia Europejska, co ma potwierdzić proeuropejskie aspiracje Ukrainy. Można by tylko przyklasnąć tym planom i życzyć ukraińskim politykom jak najszybszego wcielenia ich w życie, gdyby nie świadomość, że wiele z wymienionych założeń miało być zrealizowanych już w przeszłości, ale za każdym razem reformatorom brakowało politycznej woli albo kompetencji. Tak było z ustawą o gabinecie ministrów, która miała regulować pełnomocnictwa najważniejszego organu władzy wykonawczej, z ustawą o służbie cywilnej, z reformą samorządową, z ustawami gospodarczymi umożliwiającymi sfinalizowanie wstąpienia do WTO, z projektem prywatyzacji ziemi i tworzenia nowoczesnego systemu katastralnego (na co Ukraina otrzymała dofinansowanie z Banku Światowego) - wszystkie miała zrealizować "pomarańczowa" ekipa i wszystkie rozbijały się raz o polityczne rafy, innym razem o grupowe interesy, nie mające wiele wspólnego z dobrem państwa. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?
Euroatlantycka egzotyka
Odpowiedź na to pytanie musi być przewrotna niczym reguły ukraińskiej polityki. Wiktor Janukowycz już raz - w czasie prezydentury Leonida Kuczmy - był premierem. Za jego rządów Ukraina przyjęła ustawowy zapis o strategicznym celu, którym było członkostwo w NATO. Już samo to nakazuje ostrożność wobec wygłaszanych i podpisywanych przez ukraińskich polityków deklaracji, bo rzadko idą za nimi konkretne działania. Faktem jest, że po czterech miesiącach sporów Ukraina wróciła do punktu wyjścia i dziś reżyserem jest faktyczny zwycięzca wyborów parlamentarnych - Wiktor Janukowycz. Nieżyczliwi komentatorzy wypominają mu kryminalną przeszłość, sfałszowane wybory prezydenckie, lapsusy dowodzące nieuctwa i pikantne historie z czasów kampanii, jak ta, kiedy zemdlał, gdy został trafiony... jajkiem. Życzliwi mówią o porządku zaprowadzonym przez gubernatora Janukowycza w obwodzie donieckim i wzroście gospodarczym z czasów jego premierostwa. Niewątpliwe pozostają dwa fakty: ścisły związek nowego premiera ze środowiskiem donieckich oligarchów z Renatem Achmetowem na czele i partyjne otoczenie o mocno nadwerężonej reputacji, które od miesięcy stoi murem za swoim liderem. Chociaż dla opinii międzynarodowej kandydatura nowego premiera pozostaje trudna do zaakceptowania, niewątpliwie wygrał on w wolnych i demokratycznych wyborach, a poparcie społeczne dla Janukowycza wzrosło na Ukrainie do ponad 50 proc. Warto pamiętać, że poparcie to dotyczy także wyboru opcji prorosyjskiej i w powszechnym przekonaniu drogi bezpieczniejszej, bo znanej i pozbawionej euroatlantyckiej egzotyki.
Dziennikarze tygodnika "Dzerkało Tyżnia" zwykli opisywać swoje państwo jako spółkę akcyjną, w której posiadane udziały decydują o skali wpływów. W nowej dla Ukrainy konfiguracji pakiet kontrolny ma Partia Regionów z wiernymi koalicjantami, a bankrutem został Juszczenko, który nie tylko stracił zaufanie społeczne, ale także zaplecze polityczne, godząc się na legitymizację przez Naszą Ukrainę nowego oligarchicznego porządku. Choć otoczenie prezydenta robi dobrą minę do złej gry, już widać zarysy rozpadu proprezydenckiej partii, która została pozbawiona czynnika jednoczącego - pamięci o "pomarańczowym" majdanie - i stała się powyborczym łupem Partii Regionów.
Więcej możesz przeczytać w 32/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.