Każdego dnia da się obliczyć, czy Polakom urzędujący premier się opłaca, czy też nie
Jarosław Kaczyński nie nosi zegarka. Dlaczego? Bo to on ustala, która jest godzina!" - taki żart krążył po Warszawie do piątku. W piątek pojawił się nowy: "Od siódmego lipca żaden Polak nie nosi zegarka. Dlaczego? Bo i tak to Jarosław Kaczyński ustala, która jest godzina". Ten żart dobrze obrazuje sytuację, w jakiej znajdzie się wkrótce (a właściwie już się znalazł) Jarosław Kaczyński, a z nim my wszyscy. Złoty, euro, dolar, jen, funt, korona i frank szwajcarski będą "wsłuchiwały się" w każde jego słowo i od każdego z tych słów w jakiejś mierze będzie zależało, czy Polacy zyskają, czy stracą - dziś, jutro, za tydzień, za miesiąc, za rok - w pracy i na wakacjach, na inwestycjach i oszczędnościach, na cenie akcji i obligacji, na cenie benzyny i nieruchomości, na cenie jedzenia i wyprawek dla pierwszoklasistów.
W pewnym stopniu (większym niż do tej pory) od Jarosława Kaczyńskiego, gdy już zostanie premierem, będzie więc zależało, czy Polacy będą z każdym dniem dużo bogatsi, czy też tylko trochę bogatsi. Właśnie tę zależność bowiem obrazuje indeks premiera, czyli różnica między poziomem PKB per capita w momencie opuszczania fotela premiera, a poziomem PKB per capita w chwili obejmowania fotela, podzielona przez liczbę dni sprawowania władzy. Ale też za pomocą indeksu premiera - rezultatu jego czynów i słów - da się każdego dnia obliczyć, czy Polakom urzędujący premier się opłaca, czy też nie, choć wyraz poziomowi zadowolenia z wyników tych obliczeń można dać tylko raz na cztery lata - głosując na partię umiejącą wyłonić premiera, który przynajmniej nie przeszkadza obywatelom w bogaceniu się.
Podczas ostatnich wyborów większość wyborców wskazała na Jarosława Kaczyńskiego jako najlepszego kandydata na premiera. I oto wreszcie, kilka miesięcy po wyborach oraz po dwóch latach bezpremierowia, czyli od czasu złożenia urzędu szefa rządu przez Leszka Millera, Polska znów będzie miała premiera prawdziwego, a nie malowanego, czyli szefa zwycięskiej partii - o czym przypomnieli Igor Janke i Jan Piński w okładkowym artykule "Komendant Kaczyński". "Tyle że ta skądinąd rozsądna zmiana - jak słusznie zauważył Paweł Lisicki w tekście "Pułapka na Kaczyńskich? - nie rozwiązuje jednego z najważniejszych problemów PiS, którym jest niejasny stosunek tej partii do modernizacji Polski. W końcu to Kazimierz Marcinkiewicz był tym politykiem PiS, który najlepiej rozumiał, że konserwatywna polityka potrzebuje nowoczesnego opakowania". Teraz ten istotny problem wstępującego premiera Jarosława Kaczyńskiego oraz wszystkich członków i sympatyków Prawa i Sprawiedliwości jest problemem wszystkich Polaków.
Właśnie z tego powodu nowemu premierowi trzeba życzyć - jak sobie samemu - by indeks premiera Kaczyńskiego pobił indeksy poprzednich premierów na głowę, co oznaczałoby znaczący wzrost PKB Polski w przeliczeniu na głowę. Nowemu premierowi wypada też winszować, by zyskiwał we wszystkich rankingach, w tym w opublikowanym w tym wydaniu "Wprost" rankingu Kissingera. "Władza to najlepszy afrodyzjak" - jeśli to prawo Henry'ego Kissingera rzeczywiście działa, to Jarosław Kaczyński szybko powinien w rankingu najbardziej seksownych polskich polityków poszybować z zajmowanego na razie czternastego miejsca co najmniej na miejsce drugie i zastąpić ustępującego z fotela premiera Kazimierza Marcinkiewicza, a może nawet wreszcie zdetronizować wciąż twardo okupującego pierwszą pozycję Aleksandra Kwaśniewskiego (vide: "Viagra polityki"); w wypadku Jarosława Kaczyńskiego uzyskana wraz z objęciem fotela premiera władza nominalna tylko przecież wzmocni zdobytą podczas wyborów władzę faktyczną - władzę najbardziej wpływowego polskiego polityka i - z tego powodu - Człowieka Roku 2005 tygodnika "Wprost".
Fot: T. Strzyżewski
W pewnym stopniu (większym niż do tej pory) od Jarosława Kaczyńskiego, gdy już zostanie premierem, będzie więc zależało, czy Polacy będą z każdym dniem dużo bogatsi, czy też tylko trochę bogatsi. Właśnie tę zależność bowiem obrazuje indeks premiera, czyli różnica między poziomem PKB per capita w momencie opuszczania fotela premiera, a poziomem PKB per capita w chwili obejmowania fotela, podzielona przez liczbę dni sprawowania władzy. Ale też za pomocą indeksu premiera - rezultatu jego czynów i słów - da się każdego dnia obliczyć, czy Polakom urzędujący premier się opłaca, czy też nie, choć wyraz poziomowi zadowolenia z wyników tych obliczeń można dać tylko raz na cztery lata - głosując na partię umiejącą wyłonić premiera, który przynajmniej nie przeszkadza obywatelom w bogaceniu się.
Podczas ostatnich wyborów większość wyborców wskazała na Jarosława Kaczyńskiego jako najlepszego kandydata na premiera. I oto wreszcie, kilka miesięcy po wyborach oraz po dwóch latach bezpremierowia, czyli od czasu złożenia urzędu szefa rządu przez Leszka Millera, Polska znów będzie miała premiera prawdziwego, a nie malowanego, czyli szefa zwycięskiej partii - o czym przypomnieli Igor Janke i Jan Piński w okładkowym artykule "Komendant Kaczyński". "Tyle że ta skądinąd rozsądna zmiana - jak słusznie zauważył Paweł Lisicki w tekście "Pułapka na Kaczyńskich? - nie rozwiązuje jednego z najważniejszych problemów PiS, którym jest niejasny stosunek tej partii do modernizacji Polski. W końcu to Kazimierz Marcinkiewicz był tym politykiem PiS, który najlepiej rozumiał, że konserwatywna polityka potrzebuje nowoczesnego opakowania". Teraz ten istotny problem wstępującego premiera Jarosława Kaczyńskiego oraz wszystkich członków i sympatyków Prawa i Sprawiedliwości jest problemem wszystkich Polaków.
Właśnie z tego powodu nowemu premierowi trzeba życzyć - jak sobie samemu - by indeks premiera Kaczyńskiego pobił indeksy poprzednich premierów na głowę, co oznaczałoby znaczący wzrost PKB Polski w przeliczeniu na głowę. Nowemu premierowi wypada też winszować, by zyskiwał we wszystkich rankingach, w tym w opublikowanym w tym wydaniu "Wprost" rankingu Kissingera. "Władza to najlepszy afrodyzjak" - jeśli to prawo Henry'ego Kissingera rzeczywiście działa, to Jarosław Kaczyński szybko powinien w rankingu najbardziej seksownych polskich polityków poszybować z zajmowanego na razie czternastego miejsca co najmniej na miejsce drugie i zastąpić ustępującego z fotela premiera Kazimierza Marcinkiewicza, a może nawet wreszcie zdetronizować wciąż twardo okupującego pierwszą pozycję Aleksandra Kwaśniewskiego (vide: "Viagra polityki"); w wypadku Jarosława Kaczyńskiego uzyskana wraz z objęciem fotela premiera władza nominalna tylko przecież wzmocni zdobytą podczas wyborów władzę faktyczną - władzę najbardziej wpływowego polskiego polityka i - z tego powodu - Człowieka Roku 2005 tygodnika "Wprost".
Fot: T. Strzyżewski
Więcej możesz przeczytać w 28/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.