Od Marylin Monroe do Britney Spears
W sierpniu piosenkarka Britney Spears, symbol dyskotekowego obciachu, pokaże się nago (w ciąży!) na okładce amerykańskiego magazynu dla kobiet "Harper's Bazaar". Pełną nagą sesję można już obejrzeć w Internecie. Przed nią nago zademonstrowały się na okładkach Demi Moore (też w ciąży), Cindy Crawford czy Monica Belluci. Po nich będą następne. Dlaczego? Bo goła pupa na okładce to doskonały sposób, by przypomnieć publiczności, że się jest gwiazdą. Numer ze sprzedawaniem gołej pupy na okładkę jest stary jak show-biznes. A to tylko fragment wielkiej wojny, o granice tego, co dziś można pokazać w obiegu publicznym.
Rozbieranka za czynsz
Numer z gołą pupą wykorzystał już pół wieku temu skromny weteran wojny w Korei nazwiskiem Hugh Hefner. Na kuchennym stole swojego mieszkanka w Chicago rozplanował pismo dla trzydziestolatka, który dorobił się zestawu stereo i garsoniery, gdzie chciałby ugościć seksowną panią. Taki - nomen omen - playboy. W pierwszym numerze, który w listopadzie 1953 r. ukazał się bez daty (nie było pewności, czy znajdą się klienci na następny), zamiast zwyczajowej relacji z wypraw wędkarskich, dał rozbierane zdjęcia wschodzącej gwiazdki filmowej. Gwiazdka nosiła artystyczne pseudo Marilyn Monroe i dała się sfotografować nago, by mieć na czynsz. Naga Marilyn była dokładnie tym, czego trzeba było purytańskiej Ameryce. Do zera sprzedał się pierwszy numer "Playboya" i do zera sprzedała się M.M. Pod koniec lat 50. każdy numer pisma schodził już w milionie egzemplarzy. A jego logo - główka królika - stało się jedną z najbardziej znanych ikon XX wieku. I wtedy Hefner zaczął zakładać kluby "Playboya", natychmiast okrzyknięte Disneylandem dla dorosłych. Tam gołe pupy były już "w realu".
To, co Marilyn w ówczesnej purytańskiej Ameryce pokazywała tak nieśmiało, europejska gwiazdka nazwiskiem Brigitte Bardot rzucała na szeroki ekran. Jej mąż, domorosły reżyser Roger Vadim wciskał rozbierane zdjęcia własnej żony wszystkim decydentom w branży. Aż wreszcie film "I Bóg stworzył kobietę" (1956) otworzyła scena, kiedy to gołą pupę Brigitte pieści męska ręka. Światowy sukces. Podobnie było w każdym kolejnym filmie Bardotki. I jej koleżanek. Jeanne Moreau w "Kochankach" (1957), za których wyświetlanie amerykańskich kiniarzy stawiano przed sądem, oddaje się jednorazowemu kochankowi w łódce, wannie, parku. W dodatku obsługuje go na sposób oralny.
Biust Dody w calach
Marilyn czy Bardotka były już wówczas obiektem pożądań statecznych trzydziestolatków. Nastolatki miały własne bożyszcza. Elvis na koncertach stawał okrakiem nad mikrofonem i rytmicznie poruszał biodrami. W takiej pozie trafiał na okładki kolorowych magazynów. Jego muzycy mawiali, że "zużywa spodnie od wewnątrz". Kamery telewizyjne pokazywały go od pasa w górę. Ale to było dopiero preludium. Jim Morrison z The Doors w kilka lat później podczas koncertów chwytał się zwyczajowo za genitalia, obnażał się i onanizował. I wprost z estrady trafiał do więzienia. Podobnie Mick Jagger, "osobowość - jak pisano - falliczna, która uprawia seks z całym narodem". Beatlesi byli bardziej powściągliwi, ale to projektantka ich strojów Mary Quant wylansowała spódniczki mini i uczyła dziewczęta chodzić bez staników. A tuż po niej "projektant" Rudi Gernreich wprowadził na plaże strój topless. Kroniki notują, że natychmiast pojawiła się pierwsza tancerka topless w jednym z barów San Francisco. Nazywała się Carol Doda (czy nam się to kojarzy?) i co tydzień robiła sobie zastrzyk z silikonu. W parę tygodni Amerykanie, którzy mierzyli piersi w calach (jak kaliber broni), wyliczyli, że biust Dody zwiększył się z 34 do 44 cali. I nikt się temu nie dziwił, ponieważ w latach 60. nagość i seks w miejscu publicznym były manifestem pokolenia, które miało zmienić świat. Erotyka była symbolem nowych czasów. Kobiece ciało - po raz pierwszy od czasów starożytnych - zostało wystawione na widok publiczny.
Głębokie gardło zarabia miliony
Za ciałem kobiecym poszło męskie. Za sprawą Burta Reynoldsa, aktora o uwodzicielskiej urodzie, który jako pierwszy mężczyzna pozował nago na okładce pisma. Był rok 1972, a pismo nazywało się "Cosmopolitan". Na rozkładówce wewnątrz magazynu Burt prężył się na niedźwiedziej skórze. Jedną ręką zakrywał przyrodzenie, a na wyciągnięcie drugiej miał koniak i cygaro. Seksapil, klasa i bogactwo w jednym. Za tym tabu zaczęły pękać następne. W Ameryce nagość na ekranie ciągle była tolerowana tylko w podejrzanych kinach spelunkach. Jak na duży ekran wchodził film o seksie w typie "Nocnego kowboja" (1969), to otrzymywał kategorię X (tylko dla dorosłych). I nie pomagało to, że obraz zgarniał trzy Oscary. Więc ktoś musiał zrobić ten pierwszy krok. Zdecydował się niejaki Gerard Damiano, hurtowy producent pornograficznej taniochy. Zdecydował się, gdy zobaczył cud. Cud wykonała na jego oczach starletka porno o pseudonimie Linda Lovelace. Umieściła bez komplikacji męski atrybut we własnym gardle. Damiano z wrażenia upuścił kamerę. Ale też zaraz pobiegł pożyczyć 25 tys. dolarów, zabrał Lindę z towarzystwem w plenery na Florydę, poświęcił cały weekend na napisanie scenariusza. I do całości dodał podkład muzyczny z Wagnera. Film "Głębokie gardło", pierwsze porno wprowadzone do normalnego obiegu kinowego, przyniosło 100 mln dolarów zysku. Rekord - jeśli wziąć pod uwagę symboliczne koszty produkcji. Pierwszy rekord. Bo kiedy firma Sony wprowadziła w 1976 r. na rynek magnetowid, jaki film cieszył się największym wzięciem? Oczywiście "Głębokie gardło".
Tama pękła. Teraz sceny erotyczne, które do tej pory można było obejrzeć na zapleczach klubów dla panów, pokazywało najbardziej wymagające kino artystyczne. Jane Fonda nie bała się zaprezentować golizny, kiedy grała prostytutkę w filmie "Klute" (1971). Marlon Brando i Maria Schneider w "Ostatnim tangu w Paryżu" (1972) przed setkami milionów widzów demonstrowali seks analny przy użyciu kostki masła. A przecież ci filmowi kochankowie nie znali nawet własnych imion. Ideał męskości - Warren Beatty, w filmie "Szampon" skręcał się z rozkoszy za stołem prezydialnym komitetu, zbierającego pieniądze na kampanię wyborczą Nixona - bo pod stołem dogadzała mu Julie Christie. A w tle z ekranu biegło przemówienie sekretarza stanu, który potępiał rozwiązłość młodzieży. Fala ekranowego seksu rozlała się szeroko, jak nigdy przedtem. Cały świat oglądał niszowe dziełko japońskiego reżysera Nagisy Oshimy "Imperium namiętności" (1976), w którym para kochanków porzuca swoje dotychczasowe rodziny, by się zatracić w zapamiętałym seksie. W finale ona, by wzmóc rozkosz kochanka, dusi go - ten umiera, przeżywając nieziemską rozkosz. W odmienny sposób eksperymentowała żona francuskiego konsula w Malezji w filmie "Emmanuelle" (1974). Kiedy małżonka zajmowały sprawy wagi państwowej, ona oddawała się przygodnym partnerom w palarni opium. I była nagrodą dla zwycięzcy nielegalnych pojedynków w kick boxingu. Damska widownia oszalała na widok tych popisów. Bynajmniej nie dlatego, że Sylvia Kristel obnosiła po ekranie ponętny biust. Paniom podobała się jej taktyka: to kobieta dobiera sobie kochanków, a nie odwrotnie. A jeżeli ma ochotę na "zwierzęcy seks", to nie widzi powodów, by się od niego powstrzymywać. Sylvia nie schodziła z okładek pism kobiecych przez całe lata 70.
Pępek jest sexy
Ten ton w latach 80. podchwyciła Madonna - wycirus z nowojorskich slumsów, ubrany w ciuchy z second handu. Śpiewała, że chłopak to "boytoy" - męska zabawka jednorazowego użytku. Co przeszłoby bez większego echa, gdyby nie MTV, telewizja, która obrała sobie Madonnę za symbol nowej obyczajowości. Za Madonną miliony dziewcząt na całym świecie nosiły odsłonięty pępek i śpiewały chłopcom "I am a material girl". Oczekuję od ciebie tylko przyjemności i pieniędzy - uczucia zachowaj dla siebie. I chłopcy dostosowywali się do damskich życzeń. Na dyskotekach tańczyli jak Michael Jackson - chwytali się za genitalia i rytmicznie poruszali biodrami. Zresztą w MTV nie trzeba było umieć śpiewać - od tego byli technicy nagraniowi. Trzeba było tylko odgrywać zaprojektowaną przez Madonnę i Michaela rolę seksualną. Szybki seks Barbie i Kena w trakcie ogrodowego party. Świat nie mógł oderwać od nich oczu. Obliczono, że teledysk przeboju "Moonwalk" Michaela Jacksona obejrzało w MTV więcej ludzi niż spacer po księżycu astronauty Neila Armstronga. A Madonna w dziesięć lat po debiucie, kiedy jej atrakcyjność nieco przywiędła, wydała w 1992 r. staranie zafoliowany album "Sex". Pokazywała się tam nago w przydomowym ogródku, na poboczu autostrady i w farmerskiej zagrodzie. Nosiła biczyk, wysokie buty i kiście kolczyków. Na marginesach opisywała swoje fantazje seksualne. Feministki ostentacyjnie darły album na strzępy przed kamerami telewizji. Ale to już było tylko reanimowanie gwiazdy. Bo i nastrój lat 90. był już zupełnie inny. Seksu nie można było traktować jak cukiereczka dla każdego i na każdą okazję. Zwłaszcza od czasu gdy takie symbole erotyki, jak rockman Freddie Mercury, koszykarz Magic Johnson czy aktor Rock Hudson, ogłosiły, że zaraziły się HIV. No i gdy rozpętał się spektakl "Clinton - Lewinsky", w którym główną rolę odgrywały wagina i cygaro. Z tym że cygaro należało do najważniejszej osoby na świecie. I kiedy wreszcie ukazał się w tej sprawie szczegółowy raport prokuratora Kennetha Starra, okazało się, że ładunek pornografii, jaki zawiera, jest większy niż w dziesięciu "pornolach" razem wziętych. A Clinton? Przysięgał mówić w kwestii seksu ze stażystką "prawdę, całą prawdę i tylko prawdę". Problem w tym, że - jak żartował prezenter telewizyjny Jay Leno - "dla Clintona były to trzy różne rzeczy".
Puenta? Po takiej dawce pornografii, jaką zaoferował Ameryce sam prezydent, goły brzuch ciężarnej piosenkareczki może zawisnąć na tablicy ogłoszeń w szkółce niedzielnej. I nikogo nie zgorszy.
Rozbieranka za czynsz
Numer z gołą pupą wykorzystał już pół wieku temu skromny weteran wojny w Korei nazwiskiem Hugh Hefner. Na kuchennym stole swojego mieszkanka w Chicago rozplanował pismo dla trzydziestolatka, który dorobił się zestawu stereo i garsoniery, gdzie chciałby ugościć seksowną panią. Taki - nomen omen - playboy. W pierwszym numerze, który w listopadzie 1953 r. ukazał się bez daty (nie było pewności, czy znajdą się klienci na następny), zamiast zwyczajowej relacji z wypraw wędkarskich, dał rozbierane zdjęcia wschodzącej gwiazdki filmowej. Gwiazdka nosiła artystyczne pseudo Marilyn Monroe i dała się sfotografować nago, by mieć na czynsz. Naga Marilyn była dokładnie tym, czego trzeba było purytańskiej Ameryce. Do zera sprzedał się pierwszy numer "Playboya" i do zera sprzedała się M.M. Pod koniec lat 50. każdy numer pisma schodził już w milionie egzemplarzy. A jego logo - główka królika - stało się jedną z najbardziej znanych ikon XX wieku. I wtedy Hefner zaczął zakładać kluby "Playboya", natychmiast okrzyknięte Disneylandem dla dorosłych. Tam gołe pupy były już "w realu".
To, co Marilyn w ówczesnej purytańskiej Ameryce pokazywała tak nieśmiało, europejska gwiazdka nazwiskiem Brigitte Bardot rzucała na szeroki ekran. Jej mąż, domorosły reżyser Roger Vadim wciskał rozbierane zdjęcia własnej żony wszystkim decydentom w branży. Aż wreszcie film "I Bóg stworzył kobietę" (1956) otworzyła scena, kiedy to gołą pupę Brigitte pieści męska ręka. Światowy sukces. Podobnie było w każdym kolejnym filmie Bardotki. I jej koleżanek. Jeanne Moreau w "Kochankach" (1957), za których wyświetlanie amerykańskich kiniarzy stawiano przed sądem, oddaje się jednorazowemu kochankowi w łódce, wannie, parku. W dodatku obsługuje go na sposób oralny.
Biust Dody w calach
Marilyn czy Bardotka były już wówczas obiektem pożądań statecznych trzydziestolatków. Nastolatki miały własne bożyszcza. Elvis na koncertach stawał okrakiem nad mikrofonem i rytmicznie poruszał biodrami. W takiej pozie trafiał na okładki kolorowych magazynów. Jego muzycy mawiali, że "zużywa spodnie od wewnątrz". Kamery telewizyjne pokazywały go od pasa w górę. Ale to było dopiero preludium. Jim Morrison z The Doors w kilka lat później podczas koncertów chwytał się zwyczajowo za genitalia, obnażał się i onanizował. I wprost z estrady trafiał do więzienia. Podobnie Mick Jagger, "osobowość - jak pisano - falliczna, która uprawia seks z całym narodem". Beatlesi byli bardziej powściągliwi, ale to projektantka ich strojów Mary Quant wylansowała spódniczki mini i uczyła dziewczęta chodzić bez staników. A tuż po niej "projektant" Rudi Gernreich wprowadził na plaże strój topless. Kroniki notują, że natychmiast pojawiła się pierwsza tancerka topless w jednym z barów San Francisco. Nazywała się Carol Doda (czy nam się to kojarzy?) i co tydzień robiła sobie zastrzyk z silikonu. W parę tygodni Amerykanie, którzy mierzyli piersi w calach (jak kaliber broni), wyliczyli, że biust Dody zwiększył się z 34 do 44 cali. I nikt się temu nie dziwił, ponieważ w latach 60. nagość i seks w miejscu publicznym były manifestem pokolenia, które miało zmienić świat. Erotyka była symbolem nowych czasów. Kobiece ciało - po raz pierwszy od czasów starożytnych - zostało wystawione na widok publiczny.
Głębokie gardło zarabia miliony
Za ciałem kobiecym poszło męskie. Za sprawą Burta Reynoldsa, aktora o uwodzicielskiej urodzie, który jako pierwszy mężczyzna pozował nago na okładce pisma. Był rok 1972, a pismo nazywało się "Cosmopolitan". Na rozkładówce wewnątrz magazynu Burt prężył się na niedźwiedziej skórze. Jedną ręką zakrywał przyrodzenie, a na wyciągnięcie drugiej miał koniak i cygaro. Seksapil, klasa i bogactwo w jednym. Za tym tabu zaczęły pękać następne. W Ameryce nagość na ekranie ciągle była tolerowana tylko w podejrzanych kinach spelunkach. Jak na duży ekran wchodził film o seksie w typie "Nocnego kowboja" (1969), to otrzymywał kategorię X (tylko dla dorosłych). I nie pomagało to, że obraz zgarniał trzy Oscary. Więc ktoś musiał zrobić ten pierwszy krok. Zdecydował się niejaki Gerard Damiano, hurtowy producent pornograficznej taniochy. Zdecydował się, gdy zobaczył cud. Cud wykonała na jego oczach starletka porno o pseudonimie Linda Lovelace. Umieściła bez komplikacji męski atrybut we własnym gardle. Damiano z wrażenia upuścił kamerę. Ale też zaraz pobiegł pożyczyć 25 tys. dolarów, zabrał Lindę z towarzystwem w plenery na Florydę, poświęcił cały weekend na napisanie scenariusza. I do całości dodał podkład muzyczny z Wagnera. Film "Głębokie gardło", pierwsze porno wprowadzone do normalnego obiegu kinowego, przyniosło 100 mln dolarów zysku. Rekord - jeśli wziąć pod uwagę symboliczne koszty produkcji. Pierwszy rekord. Bo kiedy firma Sony wprowadziła w 1976 r. na rynek magnetowid, jaki film cieszył się największym wzięciem? Oczywiście "Głębokie gardło".
Tama pękła. Teraz sceny erotyczne, które do tej pory można było obejrzeć na zapleczach klubów dla panów, pokazywało najbardziej wymagające kino artystyczne. Jane Fonda nie bała się zaprezentować golizny, kiedy grała prostytutkę w filmie "Klute" (1971). Marlon Brando i Maria Schneider w "Ostatnim tangu w Paryżu" (1972) przed setkami milionów widzów demonstrowali seks analny przy użyciu kostki masła. A przecież ci filmowi kochankowie nie znali nawet własnych imion. Ideał męskości - Warren Beatty, w filmie "Szampon" skręcał się z rozkoszy za stołem prezydialnym komitetu, zbierającego pieniądze na kampanię wyborczą Nixona - bo pod stołem dogadzała mu Julie Christie. A w tle z ekranu biegło przemówienie sekretarza stanu, który potępiał rozwiązłość młodzieży. Fala ekranowego seksu rozlała się szeroko, jak nigdy przedtem. Cały świat oglądał niszowe dziełko japońskiego reżysera Nagisy Oshimy "Imperium namiętności" (1976), w którym para kochanków porzuca swoje dotychczasowe rodziny, by się zatracić w zapamiętałym seksie. W finale ona, by wzmóc rozkosz kochanka, dusi go - ten umiera, przeżywając nieziemską rozkosz. W odmienny sposób eksperymentowała żona francuskiego konsula w Malezji w filmie "Emmanuelle" (1974). Kiedy małżonka zajmowały sprawy wagi państwowej, ona oddawała się przygodnym partnerom w palarni opium. I była nagrodą dla zwycięzcy nielegalnych pojedynków w kick boxingu. Damska widownia oszalała na widok tych popisów. Bynajmniej nie dlatego, że Sylvia Kristel obnosiła po ekranie ponętny biust. Paniom podobała się jej taktyka: to kobieta dobiera sobie kochanków, a nie odwrotnie. A jeżeli ma ochotę na "zwierzęcy seks", to nie widzi powodów, by się od niego powstrzymywać. Sylvia nie schodziła z okładek pism kobiecych przez całe lata 70.
Pępek jest sexy
Ten ton w latach 80. podchwyciła Madonna - wycirus z nowojorskich slumsów, ubrany w ciuchy z second handu. Śpiewała, że chłopak to "boytoy" - męska zabawka jednorazowego użytku. Co przeszłoby bez większego echa, gdyby nie MTV, telewizja, która obrała sobie Madonnę za symbol nowej obyczajowości. Za Madonną miliony dziewcząt na całym świecie nosiły odsłonięty pępek i śpiewały chłopcom "I am a material girl". Oczekuję od ciebie tylko przyjemności i pieniędzy - uczucia zachowaj dla siebie. I chłopcy dostosowywali się do damskich życzeń. Na dyskotekach tańczyli jak Michael Jackson - chwytali się za genitalia i rytmicznie poruszali biodrami. Zresztą w MTV nie trzeba było umieć śpiewać - od tego byli technicy nagraniowi. Trzeba było tylko odgrywać zaprojektowaną przez Madonnę i Michaela rolę seksualną. Szybki seks Barbie i Kena w trakcie ogrodowego party. Świat nie mógł oderwać od nich oczu. Obliczono, że teledysk przeboju "Moonwalk" Michaela Jacksona obejrzało w MTV więcej ludzi niż spacer po księżycu astronauty Neila Armstronga. A Madonna w dziesięć lat po debiucie, kiedy jej atrakcyjność nieco przywiędła, wydała w 1992 r. staranie zafoliowany album "Sex". Pokazywała się tam nago w przydomowym ogródku, na poboczu autostrady i w farmerskiej zagrodzie. Nosiła biczyk, wysokie buty i kiście kolczyków. Na marginesach opisywała swoje fantazje seksualne. Feministki ostentacyjnie darły album na strzępy przed kamerami telewizji. Ale to już było tylko reanimowanie gwiazdy. Bo i nastrój lat 90. był już zupełnie inny. Seksu nie można było traktować jak cukiereczka dla każdego i na każdą okazję. Zwłaszcza od czasu gdy takie symbole erotyki, jak rockman Freddie Mercury, koszykarz Magic Johnson czy aktor Rock Hudson, ogłosiły, że zaraziły się HIV. No i gdy rozpętał się spektakl "Clinton - Lewinsky", w którym główną rolę odgrywały wagina i cygaro. Z tym że cygaro należało do najważniejszej osoby na świecie. I kiedy wreszcie ukazał się w tej sprawie szczegółowy raport prokuratora Kennetha Starra, okazało się, że ładunek pornografii, jaki zawiera, jest większy niż w dziesięciu "pornolach" razem wziętych. A Clinton? Przysięgał mówić w kwestii seksu ze stażystką "prawdę, całą prawdę i tylko prawdę". Problem w tym, że - jak żartował prezenter telewizyjny Jay Leno - "dla Clintona były to trzy różne rzeczy".
Puenta? Po takiej dawce pornografii, jaką zaoferował Ameryce sam prezydent, goły brzuch ciężarnej piosenkareczki może zawisnąć na tablicy ogłoszeń w szkółce niedzielnej. I nikogo nie zgorszy.
Więcej możesz przeczytać w 28/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.