Wkrótce tylko transseksualiści będą bić sportowe rekordy
Igrzyska olimpijskie wkrótce mogą się stać zawodami trzeciej płci - kobietomężczyzn. Coraz trudniej bowiem będzie dostrzec różnicę pomiędzy sportowcami kobietami i mężczyznami - zarówno w wyglądzie, jak i osiąganych wynikach. Rywalizować będą z sobą nie transseksualiści, którzy czuli, że należą do innej płci, lecz swego rodzaju ludzkie brojlery, czyli osoby poddające się operacji zmiany płci wyłącznie po to, by mieć przewagę w zawodach sportowych. Hipokrytami są więc członkowie Komitetu Wykonawczego Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, którzy kilka dni temu w Szwajcarii zezwolili transseksualistom na start w igrzyskach. Wystarczy, by nowa płeć została potwierdzona, od operacji upłynęło minimum dwa lata, a pacjent poddał się w tym czasie kuracji hormonalnej. I bez tej decyzji oszustwa w sporcie były codziennością, teraz część z nich zostanie usankcjonowana. - Trudno dziś wyznaczyć precyzyjną granicę pomiędzy kobietą a mężczyzną, więc dopuszczenie transseksualistów do igrzysk jest czymś normalnym - mówi Jacques Rogge, przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Rogge, z zawodu lekarz, myli się głęboko. Dopuszczenie transseksualistów do igrzysk jest czymś wysoce nienormalnym.
Stanisław Walasiewicz
W 1980 r. doszło do wielkiego skandalu z udziałem polskiej mistrzyni olimpijskiej Stanisławy Walasiewicz. Złota medalistka w sprincie z roku 1932 (autorka 37 rekordów świata) została zastrzelona przez rabusia pod sklepem w Cleveland. Nadzorujący sekcję zwłok koroner ze zdumieniem odkrył, że kobieta ma męskie narządy płciowe. W dokumentach figurowało, że jest mężatką, ale potem się okazało, że mąż był papierowy, załatwiony za 300 dolarów, by podtrzymać przekonanie, że Walasiewicz jest kobietą. Walasiewiczównie nigdy nie odebrano medalu olimpijskiego ani nie wymazano jej wyników z tabel rekordów. Tuż po wykryciu, że była mężczyzną, w kraju została zakwalifikowana do grona 20 najwybitniejszych polskich sportsmenek wszech czasów.
Do podobnego skandalu jak w wypadku Walasiewicz mogło dojść w 1966 r. w czasie mistrzostw Europy w lekkoatletyce w Budapeszcie. Po wprowadzeniu tuż przed mistrzostwami testów płci ze startu wycofały się siostry Irina i Tamara Press, Ukrainki startujące w barwach ZSRR. Były one absolutnymi faworytkami w czterech konkurencjach: Irina w biegu przez płotki na 80 m oraz w siedmioboju, Tamara - w pchnięciu kulą i rzucie dyskiem. Wcześniej siostry Press zdobyły pięć złotych medali olimpijskich i ustanowiły 26 rekordów świata. Po mistrzostwach w Budapeszcie siostry Press oświadczyły, że wycofują się ze sportu. Jeszcze w czasie, gdy startowały, konkurentki zarzucały im, że są mężczyznami, ale nigdy nie próbowano tego potwierdzić odpowiednimi badaniami.
Podobne problemy jak siostry Press miała Zofia Smętek - przed II wojną światową rekordzistka Polski kobiet w rzucie oszczepem. Pod koniec lat 30. Zofia Smętek stała się Józefem Smętkiem, piłkarzem pierwszoligowej Warszawianki. We wrześniu 1939 r. Smętek walczył na froncie. Po prostu od początku był mężczyzną.
Pokrzywdzona Ewa Kłobukowska
Po 1966 r. nie było już możliwe, by mężczyźni mogli startować jako kobiety. Jedyną szansą uprawiania nadal wyczynowego sportu była operacyjna zmiana płci, lecz transseksualiści mogli startować tylko w kilku dyscyplinach, a nie mogli uczestniczyć w olimpiadach. Tenisista Richard Raskind stał się na początku lat 70. Renée Richards, ale jako kobieta nie odnosił sukcesów. Kilka lat temu Michael Dumaresq został Michelle i reprezentuje Kanadę w kobiecym kolarstwie górskim. Z kolei Australijka Mianne Bagger po przejściu w 1995 r. operacji zmiany płci gra w turniejach golfistek, ale tylko jako amatorka. Wszystkie te osoby są typowymi transseksualistami, którzy nie dokonali operacji zmiany płci po to, by uzyskiwać lepsze wyniki sportowe.
Tragiczną ofiarą testów płci wprowadzonych w 1966 r. jest Ewa Kłobukowska, polska sprinterka, rekordzistka świata na 100 m (11,1 s), złota medalistka z Tokio w biegu sztafetowym. Kłobukowska zawsze miała żeńskie narządy płciowe. MKOl przyjął jednak jako metodę określania płci badanie chromosomów w nabłonku pobieranym z jamy ustnej. Przyjęto układ XX za kobiecy, natomiast XY za męski. Nie posłuchano endokrynologów, którzy twierdzili, iż od tej reguły są liczne wyjątki - zbitki chromosomów. Gdy u Kłobukowskiej wykryto taką zbitkę - XXY - została dożywotnio zdyskwalifikowana. Przeżyła załamanie nerwowe, wyjechała z Polski i przez ponad 20 lat pracowała na budowach w Czechach - jako księgowa. Dopiero w 1992 r. MKOl przyznał, że metoda chromosomowa jest zawodna, ale nie cofnięto dyskwalifikacji Kłobukowskiej. Dziś Ewa Kłobukowska ma 58 lat, ciężko choruje na żółtaczkę. Nigdy nie założyła rodziny, choć okazuje się, że mogła mieć dzieci.
Oszuści płci
Decyzja MKOl o dopuszczeniu transseksualistów do igrzysk jest otwarciem wrót do oszustw na wielką skalę. Z badań amerykańskiego Komitetu Olimpijskiego wynika, że aż 70 proc. zawodników zgodziłoby się na niedozwolony doping lub manipulację własnym ciałem, gdyby gwarantowało to złoty medal. Oznacza to, że znajdzie się dość chętnych do poddania się operacji zmiany płci, by potem odnosić sportowe sukcesy. Patrick Schamasch, dyrektor medyczny MKOl, jest naiwny, gdy twierdzi, że hormonalna kuracja spowoduje zwiotczenie mięśni i zmniejszenie poziomu męskich hormonów, zwłaszcza najważniejszego w sporcie testosteronu, co sprawi, że przerobieni na kobiety mężczyźni nie będą mieli przewagi. Będą ją mieli, bo znajdzie się wiele sposobów, by wyeksponować te męskie cechy, które decydują o lepszym wyniku. I będzie trwał swoisty wyścig między tymi, którzy zechcą wykorzystać to, że zawodniczka wcześniej była mężczyzną, a kontrolerami z MKOl.
Nawet Renée Richards, która była tenisistką, a dziś jest lekarzem, uważa, że MKOl popełnił wielki błąd, dopuszczając transseksualistów do igrzysk. - Nie ma się co łudzić, że uda się odróżnić prawdziwych transseksualistów od cwaniaków, którzy myślą tylko o tym, jak zarobić na zmianie płci. A gdy się wykryje oszustów, będzie wielka wrzawa, że mamy do czynienia z dyskryminacją - mówi Richards.
Hodowla rekordzistów
MKOl nie dość, że prowokuje kłopoty, to jeszcze jego działacze nie chcą się uczyć. Nie pamiętają, że gdy zezwolili sportowcom chorym na astmę na zażywanie leków poprawiających oddychanie, tysiące wyczynowców nagle stało się astmatykami. Po prostu wykorzystali to, że leki na astmę poprawiają dotlenienie organizmu, czyli zwiększają wydolność. Teraz można być praktycznie pewnym, że mężczyźni poddający się operacji zmiany płci - dzięki rozbudowanej muskulaturze i naturalnie wyższemu poziomowi testosteronu - zdominują kobiecy sport i tylko tacy osobnicy będą bić kolejne rekordy. I chyba tylko o to chodzi, bo dotychczasowe metody dopingu (zanim zostaną wykryte) nie pozwalają na bicie spektakularnych rekordów, a tylko to przyciąga na stadiony widzów i hojnych sponsorów.
- Transseksualiści nie powinni być dopuszczani do zawodów, bo to wypaczy sens rywalizacji - mówi Sylwia Gruchała, florecistka, mistrzyni świata i Europy. - Nie chciałabym rywalizować z takimi osobami, bo mężczyzna przerobiony na kobietę wciąż będzie w dużej części mężczyzną - wtóruje jej Grażyna Prokopek, lekkoatletka. Podobnego zdania jest Anna Szafraniec, kolarka. Takich opinii są setki, ale MKOl uważa je za politycznie niepoprawne. Wkrótce będziemy więc mieli zawody zdominowane przez sportowców, których płeć będzie podporządkowana wyłącznie wynikowi. Ale co to ma wspólnego z ideą równych szans?
Stanisław Walasiewicz
W 1980 r. doszło do wielkiego skandalu z udziałem polskiej mistrzyni olimpijskiej Stanisławy Walasiewicz. Złota medalistka w sprincie z roku 1932 (autorka 37 rekordów świata) została zastrzelona przez rabusia pod sklepem w Cleveland. Nadzorujący sekcję zwłok koroner ze zdumieniem odkrył, że kobieta ma męskie narządy płciowe. W dokumentach figurowało, że jest mężatką, ale potem się okazało, że mąż był papierowy, załatwiony za 300 dolarów, by podtrzymać przekonanie, że Walasiewicz jest kobietą. Walasiewiczównie nigdy nie odebrano medalu olimpijskiego ani nie wymazano jej wyników z tabel rekordów. Tuż po wykryciu, że była mężczyzną, w kraju została zakwalifikowana do grona 20 najwybitniejszych polskich sportsmenek wszech czasów.
Do podobnego skandalu jak w wypadku Walasiewicz mogło dojść w 1966 r. w czasie mistrzostw Europy w lekkoatletyce w Budapeszcie. Po wprowadzeniu tuż przed mistrzostwami testów płci ze startu wycofały się siostry Irina i Tamara Press, Ukrainki startujące w barwach ZSRR. Były one absolutnymi faworytkami w czterech konkurencjach: Irina w biegu przez płotki na 80 m oraz w siedmioboju, Tamara - w pchnięciu kulą i rzucie dyskiem. Wcześniej siostry Press zdobyły pięć złotych medali olimpijskich i ustanowiły 26 rekordów świata. Po mistrzostwach w Budapeszcie siostry Press oświadczyły, że wycofują się ze sportu. Jeszcze w czasie, gdy startowały, konkurentki zarzucały im, że są mężczyznami, ale nigdy nie próbowano tego potwierdzić odpowiednimi badaniami.
Podobne problemy jak siostry Press miała Zofia Smętek - przed II wojną światową rekordzistka Polski kobiet w rzucie oszczepem. Pod koniec lat 30. Zofia Smętek stała się Józefem Smętkiem, piłkarzem pierwszoligowej Warszawianki. We wrześniu 1939 r. Smętek walczył na froncie. Po prostu od początku był mężczyzną.
Pokrzywdzona Ewa Kłobukowska
Po 1966 r. nie było już możliwe, by mężczyźni mogli startować jako kobiety. Jedyną szansą uprawiania nadal wyczynowego sportu była operacyjna zmiana płci, lecz transseksualiści mogli startować tylko w kilku dyscyplinach, a nie mogli uczestniczyć w olimpiadach. Tenisista Richard Raskind stał się na początku lat 70. Renée Richards, ale jako kobieta nie odnosił sukcesów. Kilka lat temu Michael Dumaresq został Michelle i reprezentuje Kanadę w kobiecym kolarstwie górskim. Z kolei Australijka Mianne Bagger po przejściu w 1995 r. operacji zmiany płci gra w turniejach golfistek, ale tylko jako amatorka. Wszystkie te osoby są typowymi transseksualistami, którzy nie dokonali operacji zmiany płci po to, by uzyskiwać lepsze wyniki sportowe.
Tragiczną ofiarą testów płci wprowadzonych w 1966 r. jest Ewa Kłobukowska, polska sprinterka, rekordzistka świata na 100 m (11,1 s), złota medalistka z Tokio w biegu sztafetowym. Kłobukowska zawsze miała żeńskie narządy płciowe. MKOl przyjął jednak jako metodę określania płci badanie chromosomów w nabłonku pobieranym z jamy ustnej. Przyjęto układ XX za kobiecy, natomiast XY za męski. Nie posłuchano endokrynologów, którzy twierdzili, iż od tej reguły są liczne wyjątki - zbitki chromosomów. Gdy u Kłobukowskiej wykryto taką zbitkę - XXY - została dożywotnio zdyskwalifikowana. Przeżyła załamanie nerwowe, wyjechała z Polski i przez ponad 20 lat pracowała na budowach w Czechach - jako księgowa. Dopiero w 1992 r. MKOl przyznał, że metoda chromosomowa jest zawodna, ale nie cofnięto dyskwalifikacji Kłobukowskiej. Dziś Ewa Kłobukowska ma 58 lat, ciężko choruje na żółtaczkę. Nigdy nie założyła rodziny, choć okazuje się, że mogła mieć dzieci.
Oszuści płci
Decyzja MKOl o dopuszczeniu transseksualistów do igrzysk jest otwarciem wrót do oszustw na wielką skalę. Z badań amerykańskiego Komitetu Olimpijskiego wynika, że aż 70 proc. zawodników zgodziłoby się na niedozwolony doping lub manipulację własnym ciałem, gdyby gwarantowało to złoty medal. Oznacza to, że znajdzie się dość chętnych do poddania się operacji zmiany płci, by potem odnosić sportowe sukcesy. Patrick Schamasch, dyrektor medyczny MKOl, jest naiwny, gdy twierdzi, że hormonalna kuracja spowoduje zwiotczenie mięśni i zmniejszenie poziomu męskich hormonów, zwłaszcza najważniejszego w sporcie testosteronu, co sprawi, że przerobieni na kobiety mężczyźni nie będą mieli przewagi. Będą ją mieli, bo znajdzie się wiele sposobów, by wyeksponować te męskie cechy, które decydują o lepszym wyniku. I będzie trwał swoisty wyścig między tymi, którzy zechcą wykorzystać to, że zawodniczka wcześniej była mężczyzną, a kontrolerami z MKOl.
Nawet Renée Richards, która była tenisistką, a dziś jest lekarzem, uważa, że MKOl popełnił wielki błąd, dopuszczając transseksualistów do igrzysk. - Nie ma się co łudzić, że uda się odróżnić prawdziwych transseksualistów od cwaniaków, którzy myślą tylko o tym, jak zarobić na zmianie płci. A gdy się wykryje oszustów, będzie wielka wrzawa, że mamy do czynienia z dyskryminacją - mówi Richards.
Hodowla rekordzistów
MKOl nie dość, że prowokuje kłopoty, to jeszcze jego działacze nie chcą się uczyć. Nie pamiętają, że gdy zezwolili sportowcom chorym na astmę na zażywanie leków poprawiających oddychanie, tysiące wyczynowców nagle stało się astmatykami. Po prostu wykorzystali to, że leki na astmę poprawiają dotlenienie organizmu, czyli zwiększają wydolność. Teraz można być praktycznie pewnym, że mężczyźni poddający się operacji zmiany płci - dzięki rozbudowanej muskulaturze i naturalnie wyższemu poziomowi testosteronu - zdominują kobiecy sport i tylko tacy osobnicy będą bić kolejne rekordy. I chyba tylko o to chodzi, bo dotychczasowe metody dopingu (zanim zostaną wykryte) nie pozwalają na bicie spektakularnych rekordów, a tylko to przyciąga na stadiony widzów i hojnych sponsorów.
- Transseksualiści nie powinni być dopuszczani do zawodów, bo to wypaczy sens rywalizacji - mówi Sylwia Gruchała, florecistka, mistrzyni świata i Europy. - Nie chciałabym rywalizować z takimi osobami, bo mężczyzna przerobiony na kobietę wciąż będzie w dużej części mężczyzną - wtóruje jej Grażyna Prokopek, lekkoatletka. Podobnego zdania jest Anna Szafraniec, kolarka. Takich opinii są setki, ale MKOl uważa je za politycznie niepoprawne. Wkrótce będziemy więc mieli zawody zdominowane przez sportowców, których płeć będzie podporządkowana wyłącznie wynikowi. Ale co to ma wspólnego z ideą równych szans?
Nadles, czyli trzecia płeć |
---|
Transseksualista czuje się mężczyzną uwięzionym w ciele kobiety, zaś transseksualistka kobietą w ciele mężczyzny. Taka osoba przypada średnio na 30 tys. mężczyzn i 100 tys. kobiet. Około 90 proc. transseksualistów, wskutek odrzucenia przez rodzinę, miewa myśli samobójcze, a 7-10 proc. podejmuje próbę odebrania sobie życia. Dla wielu operacja jest zatem wybawieniem, choć bardzo kosztownym. Zmiana płci z żeńskiej na męską kosztuje drożej, bo trudniej skonstruować członek - 20 tys. zł. Przemiana mężczyzny w kobietę to wydatek rzędu 15 tys. zł. Pierwszą operację zmiany płci przeprowadzono w Niemczech w 1930 r. - Einar Wegener stał się Lily Elbe (zmarła z powodu komplikacji pooperacyjnych). Dopiero w latach 50. w Danii zaczęto przeprowadzać zabiegi połączone z leczeniem hormonalnym. Dziko żyjące plemiona Ameryki Południowej przypisują transseksualistom boskość. Wśród Arabów mężczyźni, którzy nie chcą spełniać funkcji przypisanych ich płci, są nazywani xanith: mogą przywdziewać kobiece ubrania i używać perfum. U Indian Nawaho i Siuksów wyróżniano nawet trzy płcie - męską, żeńską i nadles. |
Więcej możesz przeczytać w 23/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.