Andrzej Lepper, bojkotowany na światowych salonach, zawiera przyjaźnie w międzynarodowych spelunkach
Moskiewska wizyta Andrzeja Leppera została obszernie zrelacjonowana przez media. Najwięcej uwagi poświęcono kontaktom szefa Samoobrony z Siergiejem Baburinem, jednej z bardziej odrażających postaci tamtejszej sceny politycznej. Zasłynął on m.in. z tego, że w czasie nalotów NATO na Jugosławię chciał tam wysłać rosyjskie baterie przeciwlotnicze, a samą Jugosławię przyjąć do związku Rosji i Białorusi i bronić jej nawet za cenę wywołania III wojny światowej.
Ale nie zbliżenie dwóch watażków było w moskiewskiej eskapadzie Leppera najbardziej sensacyjne. Niespokojne duchy na ogół się przyciągają i na pewno jeszcze nieraz usłyszymy o szokujących przyjaźniach lidera Samoobrony. Ponieważ nie jest on przyjmowany na światowych salonach, rekompensuje to sobie znajomościami zawieranymi w międzynarodowych spelunkach.
O wiele bardziej interesujący był prawie nie dostrzeżony przez media udział delegacji Samoobrony w Międzynarodowym Spotkaniu Słowiańskich Partii i Organizacji Społecznych "Słowianie w warunkach globalizacji". Za tą pompatyczną nazwą kryje się kolejna wersja panslawizmu, ruchu świetnie znanego z najbardziej ponurych kart rosyjskiej historii. Warto to Lepperowi uświadomić, bo wiele wskazuje na to, że nie zdaje on sobie sprawy, w co się wpakował. Lider Samoobrony powinien wiedzieć, że panslawizm liczy już sobie prawie dwa stulecia. Musi też pamiętać, że idea słowiańskiej solidarności od samego początku była ładnym opakowaniem obrzydliwego produktu. Pięknie mówiła o potrzebie współdziałania pomiędzy narodami słowiańskimi, ale tak naprawdę chodziło o ich uzależnienie od imperium Romanowów. W Moskwie i Petersburgu głosili ten program skrajnie reakcyjni politycy, nienawidzący polskości i redukujący nasze narodowe aspiracje do pokornego głoszenia chwały ciemiężącego nas samodzierżawia.
Każdy, kto nad Wisłą dał się uwieść takiej propagandzie, marnie kończył. Dobrze by było, żeby Lepper zapoznał się z tymi doświadczeniami i nie powielał błędów wielokrotnie już przez historię opisywanych. Lubi on przecież stroić się w szaty człowieka, który wszystko wie najlepiej. Będzie głupio, kiedy okaże się, że wpadł jak śliwka w panslawistyczny kompot, tyle już razy okazujący się antypolskimi pomyjami.
Nie będzie dla niego usprawiedliwienia, którym od biedy mogli się wspomagać jego nieszczęśni, wierzący w panslawizm historyczni poprzednicy. Oni szukali oparcia w Rosji w najczarniejszą noc rozbiorów, kiedy Europa odwracała się od Polaków i wydawała ich na łup Azji. W tamtych warunkach idea słowiańskiej solidarności mogła się wydawać ostatnią deską ratunku. Dzisiaj sytuacja jest diametralnie inna. Europa stoi przed nami otworem i nie musimy się podlizywać Azji. Na panslawizm mogą się nabrać tylko najbardziej naiwni głupcy. Czyżby Lepper chciał grać w tak podłej lidze?
Ale nie zbliżenie dwóch watażków było w moskiewskiej eskapadzie Leppera najbardziej sensacyjne. Niespokojne duchy na ogół się przyciągają i na pewno jeszcze nieraz usłyszymy o szokujących przyjaźniach lidera Samoobrony. Ponieważ nie jest on przyjmowany na światowych salonach, rekompensuje to sobie znajomościami zawieranymi w międzynarodowych spelunkach.
O wiele bardziej interesujący był prawie nie dostrzeżony przez media udział delegacji Samoobrony w Międzynarodowym Spotkaniu Słowiańskich Partii i Organizacji Społecznych "Słowianie w warunkach globalizacji". Za tą pompatyczną nazwą kryje się kolejna wersja panslawizmu, ruchu świetnie znanego z najbardziej ponurych kart rosyjskiej historii. Warto to Lepperowi uświadomić, bo wiele wskazuje na to, że nie zdaje on sobie sprawy, w co się wpakował. Lider Samoobrony powinien wiedzieć, że panslawizm liczy już sobie prawie dwa stulecia. Musi też pamiętać, że idea słowiańskiej solidarności od samego początku była ładnym opakowaniem obrzydliwego produktu. Pięknie mówiła o potrzebie współdziałania pomiędzy narodami słowiańskimi, ale tak naprawdę chodziło o ich uzależnienie od imperium Romanowów. W Moskwie i Petersburgu głosili ten program skrajnie reakcyjni politycy, nienawidzący polskości i redukujący nasze narodowe aspiracje do pokornego głoszenia chwały ciemiężącego nas samodzierżawia.
Każdy, kto nad Wisłą dał się uwieść takiej propagandzie, marnie kończył. Dobrze by było, żeby Lepper zapoznał się z tymi doświadczeniami i nie powielał błędów wielokrotnie już przez historię opisywanych. Lubi on przecież stroić się w szaty człowieka, który wszystko wie najlepiej. Będzie głupio, kiedy okaże się, że wpadł jak śliwka w panslawistyczny kompot, tyle już razy okazujący się antypolskimi pomyjami.
Nie będzie dla niego usprawiedliwienia, którym od biedy mogli się wspomagać jego nieszczęśni, wierzący w panslawizm historyczni poprzednicy. Oni szukali oparcia w Rosji w najczarniejszą noc rozbiorów, kiedy Europa odwracała się od Polaków i wydawała ich na łup Azji. W tamtych warunkach idea słowiańskiej solidarności mogła się wydawać ostatnią deską ratunku. Dzisiaj sytuacja jest diametralnie inna. Europa stoi przed nami otworem i nie musimy się podlizywać Azji. Na panslawizm mogą się nabrać tylko najbardziej naiwni głupcy. Czyżby Lepper chciał grać w tak podłej lidze?
Więcej możesz przeczytać w 23/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.