Rosja zmierza prosto do autorytaryzmu drogą wyznaczoną przez Borysa Jelcyna
Dlaczego tak wielu Rosjan chce głosować na prezydenta Putina, a tak nieliczni popierają demokratów? Bo zarobki w Rosji rosną i nie istnieje alternatywa dla obecnej elity władzy. Tylko niewiele osób wie, jak wydawane są pieniądze zarobione na ropie i gazie.
Jabłoko nie może być alternatywą dla władzy, bo w systemie autorytarnym żadna realna opozycja nie może funkcjonować. Nie istnieją niezależne środki masowego przekazu. W każdej rosyjskiej telewizji panuje ostra polityczna cenzura. Ta cenzura powoduje, że w telewizji nie istnieją partie, a tym samym nie może się ukształtować normalna scena polityczna. W żadnym kraju w takich warunkach nie można byłoby stworzyć silnej opozycji.
Biurokratyczny autorytaryzm
Dodatkowym czynnikiem, który powoduje, że partie demokratyczne w Rosji nie są popularne, jest to, że dla większości Rosjan czołowy demokrata to skompromitowany Borys Jelcyn, a liberał - znienawidzony Anatolij Czubajs. Ludziom nie podobało się, jak rozdawano państwowy majątek, jak doszło do hiperinflacji. Nie podobały się siłowe metody, którymi wybierano Jelcyna na drugą kadencję, nie podobała się wojna w Czeczenii. W rozumieniu przeciętnego Rosjanina wszystko to zrobili demokraci, trudno przekonać ludzi, że ani Jelcyn nie był demokratą, ani Czubajs liberałem.
W istocie Rosja to pierwsze "wirtualne mocarstwo". Całe realne życie ukryte jest za celuloidową kliszą. Wirtualne jest bogactwo, wirtualna jest siła władzy, nawet opozycja jest w dużej mierze wirtualna, działa według schematów wyznaczonych przez Kreml. Dlatego kraj czeka kryzys, może on być spowodowany różnymi czynnikami, spadkiem cen ropy i gazu lub napięciami między coraz bogatszą mniejszością a biedną większością. Pierwszym sprawdzianem dla nomenklatury będzie rok 2008 i przekazanie władzy. To moment kryzysowy.
Kremlowską nomenklaturę da się porównać do ptaków, które siedzą na różnych gałęziach. Wszystkie będą się musiały poderwać do lotu. Nie wiadomo, czy kiedy zamieszanie się skończy, będą miały gdzie wrócić, czy ich miejsca nie będą zajęte. Rozpoczną się walki między kremlowskimi klanami, co już jest dostrzegalne. Co jakiś czas pojawiają się próby dyskredytacji potencjalnych następców Władimira Putina. Tak należy traktować serię artykułów o "fali" w rosyjskiej armii. To próba wyeliminowania ministra obrony Siergieja Iwanowa. Chodzi o sprawę o fundamentalnym znaczeniu, gdyż system nomenklaturowy, który istnieje w Rosji, będzie miał trudności ze zmianą władzy. W Rosji wszystko zależy od stanowiska, które się zajmuje, i demokratyczne wybory nikomu nie są potrzebne.
W Rosji funkcjonuje, w sensie politycznym, biurokratyczny autorytaryzm, ekonomicznie zaś - peryferyjny kapitalizm. Oczywiście, istnieją demokratyczne rytuały i schematy, ale nie ma demokratycznych treści. W byłym ZSRR, oprócz krajów nadbałtyckich, nie ma demokracji. Demokracja nie polega bowiem na wprowadzaniu prostych schematów. Jeśli elity polityczne nie są zdolne do samoograniczeń, nie przestrzegają zasady podziału władzy, to powstaje demokratyczna fasada, jak w Rosji, ale rzeczywistość za nią nie ma z demokracją nic wspólnego. Zmiany umożliwi chyba dopiero zmiana pokoleniowa.
Atrapa demokracji
Rozpad ZSRR to najważniejsze wydarzenie w XX wieku. Wbrew temu, co mówi Lech Wałęsa, nikt nie był w stanie tego przewidzieć. Jednocześnie wielką wartością było to, że ZSRR rozpadł się bez rozlewu krwi. Wariant jugosłowiański był zupełnie realny. To, że do niego nie doszło, to niewątpliwa zasługa Borysa Jelcyna. Jego grzechem zaś było to, że w Rosji ukształtował się system, który funkcjonuje do dziś. W Polsce, Czechosłowacji czy na Węgrzech doszło do realnej demokratycznej rewolucji. Władzę objęła nowa elita, z Mazowieckim czy Wałęsą. Choć wiele ich różniło, nie wywodzili się z partii komunistycznej. W Rosji takiej rewolucji w strukturach władzy nie było do dziś. Na początku lat 90. władzę objęła inna niż dotychczas część partyjnej nomenklatury, często gorsza, niezaangażowana w pierestrojkę. Jelcyn był członkiem Biura Politycznego, liderem nomenklatury. W Europie Wschodniej alternatywne elity polityczne były ukształtowane na fali protestów społecznych, w Rosji byli obrońcy praw człowieka, ale nie istniała żadna elita.
Zachodnie media idealizują Jelcyna i czas sprawowania przez niego władzy. Śmieszne jest wychwalanie go jako wielkiego demokraty. To on wprowadził wszystkie mechanizmy sprawowania władzy, które nadal funkcjonują. Stworzył atrapę systemu demokratycznego: tworzenie partii władzy, kontrola mediów, przekupstwo, handlowanie stanowiskami. Podejmował decyzje, które dziś można ocenić jako przestępcze. Przecież to on rozstrzelał parlament i rozpoczął wojnę w Czeczenii, a świat, który to widział, nie zareagował.
Putin rozwinął tendencje istniejące już za pierwszego prezydenta Rosji. Różnica miedzy nimi jest taka, że ten ostatni ma dużo większe możliwości finansowe ze względu na ceny ropy i gazu. Tendencje wielkomocarstwowe były widoczne jednak także za Jelcyna. Zachód nie pomógł Rosji stać się państwem demokratycznym, ponieważ tak naprawdę nikomu na tym nie zależało. Chodziło jedynie o to, by rządził przewidywalny polityk i by był spokój. Teraz świat zachodni może tylko na własnym przykładzie pokazywać, że można żyć inaczej.
Powody do optymizmu
Fukuyama obwieścił koniec historii, ale chyba jest to koniec strategii. Nikt nie umie odpowiedzieć na pytanie, co będzie z Unią Europejską za 30 lat. Strategia, którą w latach 50. stworzyli ojcowie UE, zakończyła się sukcesem, ale nie ma kontynuacji. Chcielibyśmy usłyszeć z Brukseli nie biurokratyczne brednie, ale konkretne projekty. Z USA jest jeszcze trudniej. Po Iraku trudno traktować Amerykę jako wzór do naśladowania, w ich polityce nie ma wartości, jest jedynie załatwianie egoistycznych interesów. Ulubieńcem Amerykanów jest prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew, a czarnym charakterem - Aleksander Łukaszenka. W rzeczywistości tych dwóch dyktatorów nie różni nic prócz tego, że jeden jest przyjaźnie nastawiony do Ameryki, a drugi nie. Tym samym Amerykanie odbierają sobie prawo do krytyki Rosji i Putina. Pokazują, że dla nich też nie liczą się demokratyczne wartości. To samo można powiedzieć o takich zachodnich politykach, jak Schröder czy Berlusconi.
Mimo to są powody do optymizmu. Obecny system polityczny w Rosji rozpadnie się, to tylko kwestia czasu. Rolą demokratycznej opozycji w takich krajach jak Rosja jest po prostu istnienie, udział w wyborach ze świadomością, że nie są one ani w pełni wolne, ani demokratyczne. Trzeba komu się da wyjaśniać, że kurs, który obrał Kreml, jest zupełnie nierealistyczny. Uprawiana przez Putina polityka mocarstwowości do niczego dobrego nie doprowadzi. Polityka zbliżenia z Chinami jest niebezpieczna głównie dla samej Rosji. Jabłoko chce, by Rosja była normalnym europejskim krajem. Do zjednoczenia sił demokratycznych nie dojdzie jednak, póki znaczną rolę odgrywa w nich na przykład Anatolij Czubajs.
Jabłoko nie może być alternatywą dla władzy, bo w systemie autorytarnym żadna realna opozycja nie może funkcjonować. Nie istnieją niezależne środki masowego przekazu. W każdej rosyjskiej telewizji panuje ostra polityczna cenzura. Ta cenzura powoduje, że w telewizji nie istnieją partie, a tym samym nie może się ukształtować normalna scena polityczna. W żadnym kraju w takich warunkach nie można byłoby stworzyć silnej opozycji.
Biurokratyczny autorytaryzm
Dodatkowym czynnikiem, który powoduje, że partie demokratyczne w Rosji nie są popularne, jest to, że dla większości Rosjan czołowy demokrata to skompromitowany Borys Jelcyn, a liberał - znienawidzony Anatolij Czubajs. Ludziom nie podobało się, jak rozdawano państwowy majątek, jak doszło do hiperinflacji. Nie podobały się siłowe metody, którymi wybierano Jelcyna na drugą kadencję, nie podobała się wojna w Czeczenii. W rozumieniu przeciętnego Rosjanina wszystko to zrobili demokraci, trudno przekonać ludzi, że ani Jelcyn nie był demokratą, ani Czubajs liberałem.
W istocie Rosja to pierwsze "wirtualne mocarstwo". Całe realne życie ukryte jest za celuloidową kliszą. Wirtualne jest bogactwo, wirtualna jest siła władzy, nawet opozycja jest w dużej mierze wirtualna, działa według schematów wyznaczonych przez Kreml. Dlatego kraj czeka kryzys, może on być spowodowany różnymi czynnikami, spadkiem cen ropy i gazu lub napięciami między coraz bogatszą mniejszością a biedną większością. Pierwszym sprawdzianem dla nomenklatury będzie rok 2008 i przekazanie władzy. To moment kryzysowy.
Kremlowską nomenklaturę da się porównać do ptaków, które siedzą na różnych gałęziach. Wszystkie będą się musiały poderwać do lotu. Nie wiadomo, czy kiedy zamieszanie się skończy, będą miały gdzie wrócić, czy ich miejsca nie będą zajęte. Rozpoczną się walki między kremlowskimi klanami, co już jest dostrzegalne. Co jakiś czas pojawiają się próby dyskredytacji potencjalnych następców Władimira Putina. Tak należy traktować serię artykułów o "fali" w rosyjskiej armii. To próba wyeliminowania ministra obrony Siergieja Iwanowa. Chodzi o sprawę o fundamentalnym znaczeniu, gdyż system nomenklaturowy, który istnieje w Rosji, będzie miał trudności ze zmianą władzy. W Rosji wszystko zależy od stanowiska, które się zajmuje, i demokratyczne wybory nikomu nie są potrzebne.
W Rosji funkcjonuje, w sensie politycznym, biurokratyczny autorytaryzm, ekonomicznie zaś - peryferyjny kapitalizm. Oczywiście, istnieją demokratyczne rytuały i schematy, ale nie ma demokratycznych treści. W byłym ZSRR, oprócz krajów nadbałtyckich, nie ma demokracji. Demokracja nie polega bowiem na wprowadzaniu prostych schematów. Jeśli elity polityczne nie są zdolne do samoograniczeń, nie przestrzegają zasady podziału władzy, to powstaje demokratyczna fasada, jak w Rosji, ale rzeczywistość za nią nie ma z demokracją nic wspólnego. Zmiany umożliwi chyba dopiero zmiana pokoleniowa.
Atrapa demokracji
Rozpad ZSRR to najważniejsze wydarzenie w XX wieku. Wbrew temu, co mówi Lech Wałęsa, nikt nie był w stanie tego przewidzieć. Jednocześnie wielką wartością było to, że ZSRR rozpadł się bez rozlewu krwi. Wariant jugosłowiański był zupełnie realny. To, że do niego nie doszło, to niewątpliwa zasługa Borysa Jelcyna. Jego grzechem zaś było to, że w Rosji ukształtował się system, który funkcjonuje do dziś. W Polsce, Czechosłowacji czy na Węgrzech doszło do realnej demokratycznej rewolucji. Władzę objęła nowa elita, z Mazowieckim czy Wałęsą. Choć wiele ich różniło, nie wywodzili się z partii komunistycznej. W Rosji takiej rewolucji w strukturach władzy nie było do dziś. Na początku lat 90. władzę objęła inna niż dotychczas część partyjnej nomenklatury, często gorsza, niezaangażowana w pierestrojkę. Jelcyn był członkiem Biura Politycznego, liderem nomenklatury. W Europie Wschodniej alternatywne elity polityczne były ukształtowane na fali protestów społecznych, w Rosji byli obrońcy praw człowieka, ale nie istniała żadna elita.
Zachodnie media idealizują Jelcyna i czas sprawowania przez niego władzy. Śmieszne jest wychwalanie go jako wielkiego demokraty. To on wprowadził wszystkie mechanizmy sprawowania władzy, które nadal funkcjonują. Stworzył atrapę systemu demokratycznego: tworzenie partii władzy, kontrola mediów, przekupstwo, handlowanie stanowiskami. Podejmował decyzje, które dziś można ocenić jako przestępcze. Przecież to on rozstrzelał parlament i rozpoczął wojnę w Czeczenii, a świat, który to widział, nie zareagował.
Putin rozwinął tendencje istniejące już za pierwszego prezydenta Rosji. Różnica miedzy nimi jest taka, że ten ostatni ma dużo większe możliwości finansowe ze względu na ceny ropy i gazu. Tendencje wielkomocarstwowe były widoczne jednak także za Jelcyna. Zachód nie pomógł Rosji stać się państwem demokratycznym, ponieważ tak naprawdę nikomu na tym nie zależało. Chodziło jedynie o to, by rządził przewidywalny polityk i by był spokój. Teraz świat zachodni może tylko na własnym przykładzie pokazywać, że można żyć inaczej.
Powody do optymizmu
Fukuyama obwieścił koniec historii, ale chyba jest to koniec strategii. Nikt nie umie odpowiedzieć na pytanie, co będzie z Unią Europejską za 30 lat. Strategia, którą w latach 50. stworzyli ojcowie UE, zakończyła się sukcesem, ale nie ma kontynuacji. Chcielibyśmy usłyszeć z Brukseli nie biurokratyczne brednie, ale konkretne projekty. Z USA jest jeszcze trudniej. Po Iraku trudno traktować Amerykę jako wzór do naśladowania, w ich polityce nie ma wartości, jest jedynie załatwianie egoistycznych interesów. Ulubieńcem Amerykanów jest prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew, a czarnym charakterem - Aleksander Łukaszenka. W rzeczywistości tych dwóch dyktatorów nie różni nic prócz tego, że jeden jest przyjaźnie nastawiony do Ameryki, a drugi nie. Tym samym Amerykanie odbierają sobie prawo do krytyki Rosji i Putina. Pokazują, że dla nich też nie liczą się demokratyczne wartości. To samo można powiedzieć o takich zachodnich politykach, jak Schröder czy Berlusconi.
Mimo to są powody do optymizmu. Obecny system polityczny w Rosji rozpadnie się, to tylko kwestia czasu. Rolą demokratycznej opozycji w takich krajach jak Rosja jest po prostu istnienie, udział w wyborach ze świadomością, że nie są one ani w pełni wolne, ani demokratyczne. Trzeba komu się da wyjaśniać, że kurs, który obrał Kreml, jest zupełnie nierealistyczny. Uprawiana przez Putina polityka mocarstwowości do niczego dobrego nie doprowadzi. Polityka zbliżenia z Chinami jest niebezpieczna głównie dla samej Rosji. Jabłoko chce, by Rosja była normalnym europejskim krajem. Do zjednoczenia sił demokratycznych nie dojdzie jednak, póki znaczną rolę odgrywa w nich na przykład Anatolij Czubajs.
Więcej możesz przeczytać w 28/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.