Władimir Putin jednoczy Unię Europejską przeciwko Rosji
Gdzie była Komisja Europejska, gdy Rosjanie odcinali dostawy energii dla Łotwy lub Litwy? Dlaczego unia może ścigać Microsoft za sprzedawanie klientom systemu Windows od razu z dodatkowymi aplikacjami, a monopolistom, jak Gazprom lub Transnieft [zarządza rosyjskimi ropociągami], pozwala się działać w ten sposób, że ceny energii dla europejskich konsumentów idą w górę? - pytał Keith Smith, były ambasador USA na Litwie, podczas Forum Energetycznego w Pradze 23 i 24 października. Trzy dni wcześniej, podczas poświęconego polityce energetycznej szczytu w fińskim Lahti, przywódcy 25 państw wspólnoty zademonstrowali dawno nie spotykaną jedność w rozmowie z prezydentem Władimirem Putinem o dostawach rosyjskich surowców. "Dobrze się stało, że Rosja w ubiegłym roku odcięła dostawy gazu na Ukrainę, bo Unia Europejska zrozumiała, że potrzebuje wspólnej polityki energetycznej" - ironizował Josep Borrell, przewodniczący Parlamentu Europejskiego.
Jeszcze w lutym, gdy ówczesny premier Kazimierz Marcinkiewicz zaanonsował projekt "energetycznego NATO", czyli europejskiego traktatu o bezpieczeństwie energetycznym, którego członkowie mieliby wspólnie organizować import i przesył surowców i energii, polska propozycja trafiła w próżnię. W Berlinie i Paryżu dano wyraz niechęci, inni milczeli. Czyżby teraz muszkieterska idea "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" powracała do unijnej dyskusji o bezpieczeństwie energetycznym? Wymachując gazowym straszakiem, Rosja najwyraźniej przeholowała, bo w ten sposób uświadomiła zachodnim politykom, że jest nieprzewidywalnym graczem na rynku.
Heroizm bankietowy
- Europejskie zasoby surowców energetycznych topnieją w miarę wyczerpywania się złóż na Morzu Północnym. Europa potrzebuje energii, którą dysponuje Rosja, mamy więc zbieżne interesy. Politycy jednak mnożą niepotrzebne problemy. Mimo to uważam, że interes biznesu i konsumentów przeważy nad politycznymi nieporozumieniami - stwierdziła obecna na praskim forum Jelena Telegina, członek zarządu Stowarzyszenia Rosyjskich Eksporterów Ropy Naftowej.
Te "polityczne nieporozumienia" można było zaobserwować 20 października, podczas kolacji unijnych polityków i Władimira Putina w Lahti. Borella, prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego oraz szefów rządów Łotwy, Szwecji i Danii prasa euforycznie ochrzciła nawet "ludźmi, którzy ocalili honor Europy"; jako jedyni odważyli się w ogóle wytknąć Putinowi m.in. sprawę wojny w Czeczenii, zabójstw rosyjskich dziennikarzy, łamanie praw człowieka, agresję wobec Gruzji w odwecie za aresztowanie rosyjskich szpiegów, pozabiznesowe motywy budowy Gazociągu Północnego.
W kwestii bezpieczeństwa energetycznego unijni przywódcy nie uzyskali w fińskim kurorcie od Rosji jednak nic. Moskwa nie chce podpisać tzw. karty energetycznej, regulującej zasady funkcjonowania wspólnego rynku energii, nie chce przedłużyć porozumienia o współpracy i partnerstwie z unią (wygasa w maju 2007 r.), lecz je renegocjować. Kreml nie chce sobie wiązać rąk globalnymi porozumieniami, ale negocjować dwustronne kontrakty na dostawy surowców, by móc wygrywać wewnętrzne animozje między członkami unii. Porażka unii? Niezupełnie, w postrzeganiu kwestii bezpieczeństwa energetycznego jednak coś się w Europie zmieniło.
- Podstawą polityki energetycznej unii powinna być dobitnie akcentowana przez nowych członków wspólnoty zasada solidarności w kontaktach z Rosją - apelował w Pradze Zygmunt Berdychowski, szef rady programowej Forum Ekonomicznego przy Instytucie Wschodnim. I właśnie taką solidarność, m.in. pod presją Polski i państw bałtyckich, unia po raz pierwszy zaprezentowała w Lahti. Zdaniem posła PiS Pawła Zalewskiego, szefa Komisji Spraw Zagranicznych, może to być zmiana trwała. - Przerwy w dostawach rosyjskiego gazu dotknęły w 2005 r. też państwa zachodnie. Zrozumiano, że groźba energetycznego szantażu ze strony Kremla to fakt, a nie wytwór wyobraźni polityków środkowoeuropejskich. Gdy Gazprom nabył pola naftowe w Algierii, nawet Hiszpanie importujący stamtąd ropę zaczęli dostrzegać problem - wskazuje Zalewski.
W Pradze, dokąd na mniej formalną debatę o energetyce zjechało kilkuset polityków, dyplomatów, analityków i ludzi z branży energetycznej, dziennikarzy, m.in. z Europy Środkowej, Rosji, Wielkiej Brytanii, państw kaukaskich, Azji Środkowej czy Stanów Zjednoczonych, o źródle "politycznych nieporozumień" między unią a Rosją mówiono już otwarcie, wskazując, że to właśnie w wypadku Moskwy polityka bierze górę nad interesami. - Rosja przez kontrolowanie złóż ropy i gazu oraz próby przejęcia kontroli nad siecią ich dystrybucji używa energii jako politycznego narzędzia dla osiągnięcia własnych celów geopolitycznych - mówił w praskiej siedzibie Radia Wolna Europa premier Czech Mirek Topolánek. Pada mit o Rosji jako "rzetelnym dostawcy" surowców. Żywo dyskutowano o Gruzji, której po aresztowaniu w końcu września rosyjskich szpiegów odcięto dostawy gazu i prądu z Rosji. - Zainstalowaliśmy nowe generatory w elektrowniach, planujemy w najbliższych latach budowę siłowni wodnych. Negocjujemy też dostawy gazu z Iranu. Jesteśmy raczej gotowi na bardzo prawdopodobne przerwy w dostawach energii z Rosji tej zimy - mówił Irakli Gwaladze, wiceszef gruzińskiego Ministerstwa Ochrony Środowiska i Zasobów Naturalnych. Gruzini proponują też budowę 700-kilometrowego gazociągu łączącego ich kraj przez Ukrainę z państwami unii. Tym samym za sprawą Kremla kolejnego sojusznika zyskali ci, którzy chcą nakłonić Brukselę do twardej postawy w rozmowach handlowych z Moskwą. A to przecież nie jedyny konflikt, w który mogą się uwikłać Rosjanie. Tym bardziej że Rosja dostrzega kurczące się zasoby własnego gazu.
Kreml daje, Kreml żąda
Ceną, jakiej Kreml żąda za koncesje wydobywcze dla zachodnich koncernów, jest swobodny dostęp rosyjskich kompanii naftowych i gazowych do inwestycji w systemy dystrybucji i przesyłu ropy czy gazu w Europie Zachodniej.
Trudno byłoby unijnym przywódcom dyskryminować rosyjskie kompanie, gdyby nie to, że w samej Rosji nie respektuje się praw inwestorów. Głośna stała się ostatnio m.in. sprawa odebrania Royal Dutch Shell zezwolenia na realizację drugiego etapu projektu Sachalin-2 (eksploatacja złóż gazu i ropy), wartego 20 mld USD, ponieważ rzekomo nie przestrzegał on "norm ekologicznych". - Tylko nacisk opinii publicznej w Niemczech lub Francji może skłonić tamtejsze rządy i koncerny do rewizji polityki wobec Rosji, do współdziałania z innymi państwami unii w sprawach energetyki. Spotkania takie jak w Lahti i Pradze przyczyniają się do zmiany politycznego klimatu w tej sferze - uważa Paweł Zalewski.
Jeszcze w lutym, gdy ówczesny premier Kazimierz Marcinkiewicz zaanonsował projekt "energetycznego NATO", czyli europejskiego traktatu o bezpieczeństwie energetycznym, którego członkowie mieliby wspólnie organizować import i przesył surowców i energii, polska propozycja trafiła w próżnię. W Berlinie i Paryżu dano wyraz niechęci, inni milczeli. Czyżby teraz muszkieterska idea "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" powracała do unijnej dyskusji o bezpieczeństwie energetycznym? Wymachując gazowym straszakiem, Rosja najwyraźniej przeholowała, bo w ten sposób uświadomiła zachodnim politykom, że jest nieprzewidywalnym graczem na rynku.
Heroizm bankietowy
- Europejskie zasoby surowców energetycznych topnieją w miarę wyczerpywania się złóż na Morzu Północnym. Europa potrzebuje energii, którą dysponuje Rosja, mamy więc zbieżne interesy. Politycy jednak mnożą niepotrzebne problemy. Mimo to uważam, że interes biznesu i konsumentów przeważy nad politycznymi nieporozumieniami - stwierdziła obecna na praskim forum Jelena Telegina, członek zarządu Stowarzyszenia Rosyjskich Eksporterów Ropy Naftowej.
Te "polityczne nieporozumienia" można było zaobserwować 20 października, podczas kolacji unijnych polityków i Władimira Putina w Lahti. Borella, prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego oraz szefów rządów Łotwy, Szwecji i Danii prasa euforycznie ochrzciła nawet "ludźmi, którzy ocalili honor Europy"; jako jedyni odważyli się w ogóle wytknąć Putinowi m.in. sprawę wojny w Czeczenii, zabójstw rosyjskich dziennikarzy, łamanie praw człowieka, agresję wobec Gruzji w odwecie za aresztowanie rosyjskich szpiegów, pozabiznesowe motywy budowy Gazociągu Północnego.
W kwestii bezpieczeństwa energetycznego unijni przywódcy nie uzyskali w fińskim kurorcie od Rosji jednak nic. Moskwa nie chce podpisać tzw. karty energetycznej, regulującej zasady funkcjonowania wspólnego rynku energii, nie chce przedłużyć porozumienia o współpracy i partnerstwie z unią (wygasa w maju 2007 r.), lecz je renegocjować. Kreml nie chce sobie wiązać rąk globalnymi porozumieniami, ale negocjować dwustronne kontrakty na dostawy surowców, by móc wygrywać wewnętrzne animozje między członkami unii. Porażka unii? Niezupełnie, w postrzeganiu kwestii bezpieczeństwa energetycznego jednak coś się w Europie zmieniło.
- Podstawą polityki energetycznej unii powinna być dobitnie akcentowana przez nowych członków wspólnoty zasada solidarności w kontaktach z Rosją - apelował w Pradze Zygmunt Berdychowski, szef rady programowej Forum Ekonomicznego przy Instytucie Wschodnim. I właśnie taką solidarność, m.in. pod presją Polski i państw bałtyckich, unia po raz pierwszy zaprezentowała w Lahti. Zdaniem posła PiS Pawła Zalewskiego, szefa Komisji Spraw Zagranicznych, może to być zmiana trwała. - Przerwy w dostawach rosyjskiego gazu dotknęły w 2005 r. też państwa zachodnie. Zrozumiano, że groźba energetycznego szantażu ze strony Kremla to fakt, a nie wytwór wyobraźni polityków środkowoeuropejskich. Gdy Gazprom nabył pola naftowe w Algierii, nawet Hiszpanie importujący stamtąd ropę zaczęli dostrzegać problem - wskazuje Zalewski.
W Pradze, dokąd na mniej formalną debatę o energetyce zjechało kilkuset polityków, dyplomatów, analityków i ludzi z branży energetycznej, dziennikarzy, m.in. z Europy Środkowej, Rosji, Wielkiej Brytanii, państw kaukaskich, Azji Środkowej czy Stanów Zjednoczonych, o źródle "politycznych nieporozumień" między unią a Rosją mówiono już otwarcie, wskazując, że to właśnie w wypadku Moskwy polityka bierze górę nad interesami. - Rosja przez kontrolowanie złóż ropy i gazu oraz próby przejęcia kontroli nad siecią ich dystrybucji używa energii jako politycznego narzędzia dla osiągnięcia własnych celów geopolitycznych - mówił w praskiej siedzibie Radia Wolna Europa premier Czech Mirek Topolánek. Pada mit o Rosji jako "rzetelnym dostawcy" surowców. Żywo dyskutowano o Gruzji, której po aresztowaniu w końcu września rosyjskich szpiegów odcięto dostawy gazu i prądu z Rosji. - Zainstalowaliśmy nowe generatory w elektrowniach, planujemy w najbliższych latach budowę siłowni wodnych. Negocjujemy też dostawy gazu z Iranu. Jesteśmy raczej gotowi na bardzo prawdopodobne przerwy w dostawach energii z Rosji tej zimy - mówił Irakli Gwaladze, wiceszef gruzińskiego Ministerstwa Ochrony Środowiska i Zasobów Naturalnych. Gruzini proponują też budowę 700-kilometrowego gazociągu łączącego ich kraj przez Ukrainę z państwami unii. Tym samym za sprawą Kremla kolejnego sojusznika zyskali ci, którzy chcą nakłonić Brukselę do twardej postawy w rozmowach handlowych z Moskwą. A to przecież nie jedyny konflikt, w który mogą się uwikłać Rosjanie. Tym bardziej że Rosja dostrzega kurczące się zasoby własnego gazu.
Kreml daje, Kreml żąda
Ceną, jakiej Kreml żąda za koncesje wydobywcze dla zachodnich koncernów, jest swobodny dostęp rosyjskich kompanii naftowych i gazowych do inwestycji w systemy dystrybucji i przesyłu ropy czy gazu w Europie Zachodniej.
Trudno byłoby unijnym przywódcom dyskryminować rosyjskie kompanie, gdyby nie to, że w samej Rosji nie respektuje się praw inwestorów. Głośna stała się ostatnio m.in. sprawa odebrania Royal Dutch Shell zezwolenia na realizację drugiego etapu projektu Sachalin-2 (eksploatacja złóż gazu i ropy), wartego 20 mld USD, ponieważ rzekomo nie przestrzegał on "norm ekologicznych". - Tylko nacisk opinii publicznej w Niemczech lub Francji może skłonić tamtejsze rządy i koncerny do rewizji polityki wobec Rosji, do współdziałania z innymi państwami unii w sprawach energetyki. Spotkania takie jak w Lahti i Pradze przyczyniają się do zmiany politycznego klimatu w tej sferze - uważa Paweł Zalewski.
Więcej możesz przeczytać w 44/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.