Spadkobiercami Homera i Mickiewicza są dziś komentatorzy sportowi
Żeby tłumom się podobać, trzeba trochę przypakować. Każdy polityk, który traktuje swoją misję z należytą powagą, stara się wyciągać wnioski z tej skomplikowanej relacji. Jak donosi prasa brukowa, Andrzej Lepper i Wojciech Olejniczak regularnie ćwiczą na siłowni, a Donald Tusk próbuje im dorównać, podciągając się na drążku we własnej łazience. W efekcie cała trójka jest na tyle wysportowana, że doskonale radzi sobie w parlamentarnych przepychankach. Gorzej z czytaniem książek. Nie trzeba być profesorem Miodkiem, by stwierdzić, że nasi mężowie stanu rzadko przemawiają językiem literatury, preferując raczej uliczne argumenty o "dawaniu w papę". Wyjątkami są może Kazimierz Michał Ujazdowski i Jan Maria Rokita, których do lektury powieści zobowiązują intelektualne ambicje otrzymane od przodków w pakiecie z dwojgiem imion. Niestety, akurat ci politycy na siłownię nie chodzą, co odciska straszliwe piętno na ich sylwetkach. Okazuje się, że nie ma tego dobrego, co by na złe nie wyszło.
A przecież jeszcze w XX wieku kultura i sport funkcjonowały w symbiozie. Poeta Kazimierz Wierzyński, który w 1928 r. otrzymał złoty medal w Konkursie Literackim IX Igrzysk Olimpijskich w Amsterdamie, potrafił bez trudu łączyć literackie obrazowanie z duchem sportu, opisując dwóch najszybszych ówcześnie sprinterów - Paddocka (USA) i Porrita (Nowa Zelandia): "Jeden ma ręce wiatraki, drugi wiosłuje stopą,/ Jeden jest ludzkim kangurem, drugi jest antylopą". Mieliśmy też całą plejadę sportowców, którzy znali na pamięć "Pana Tadeusza", grali w filmach i kultywowali etos stadionowej rywalizacji. Dość wspomnieć przedstawicieli lekkoatletycznego Wunderteamu czy polskiej szkoły boksu. Do dziś działa w Krakowie Towarzystwo Gimnastyczne Sokół, które - jak czytamy w statucie - "zrzesza ludzi łączących zalety sprawnego ciała z postawą człowieka o prawym i szlachetnym charakterze, konsekwentnego w realizowaniu nakazów sumienia". Zakres tej inicjatywy jest jednak niewielki. Generalnie między kulturą a sportem powiększa się przepaść, która niszczy w masowej wyobraźni harmonijny obraz świata. Obie dziedziny ulegają daleko idącej specjalizacji. Fakt, że Ministerstwem Kultury włada niespieszny erudyta, a Ministerstwem Sportu facet, który niedawno zszedł z bieżni, urasta do rangi symbolu.
W tym kontekście muszą cieszyć coroczne relacje telewizyjne Bohdana Tomaszewskiego z kortów w Wimbledonie. Mimo upływu lat były tenisista wciąż jest w stanie pięknie składać zdania. Jego ulubionym chwytem retorycznym są porównania homeryckie: "Aj! - krzyknęła Serena Williams, kiedy posłała piłeczkę w siatkę. To tak samo, jakby jakiejś wytwornej pani wypadła z rąk ulubiona filiżanka z herbatą". Komentator nie stroni też od nawiązań stricte kulturalnych: "Proszeee...
Sean Connery w loży kortu centralnego. Jakiż to wspaniały aktor! Piękne role jako agent James Bond, ale później... 'O jeden most za daleko?... Jakże on fenomenalnie prezentował się jako brytyjski komandos w tym czerwonym berecie!". Największy szacunek widzów wzbudzają jednak językowe rozważania pana Bohdana, za które sprawozdawca otrzymał w 2001 r. tytuł Mistrza Mowy Polskiej.
Transmisje z Wimbledonu byłyby jednak tylko źródłem jałowej nostalgii, gdyby nie to, że pan Bohdan dorobił się w ostatnich latach kilku utalentowanych uczniów. Najbardziej pojętnym z nich jest niewątpliwie Przemysław Babiarz. Każdy polonista musiał poczuć dreszcz w krzyżu, kiedy podczas relacji z tegorocznych mistrzostw Europy w łyżwiarstwie figurowym sprawozdawca stwierdził, że "rosyjska para jest jak Leopold Staff w polskiej poezji: łączy trzy epoki". Nie mówiąc już o jego wypowiedzi z lekkoatletycznych mistrzostw Europy w Göteborgu: "Patrzymy w niebo i nie gwiazd szukamy, przewodniczek łodzi, ale chmur, bo warunki pogodowe nie są najlepsze".
Niektórzy będą pewnie narzekać, że głównymi spadkobiercami Homera i Mickiewicza są dziś komentatorzy sportowi. Ja cieszę się tym jak dziecko. Skoro w transmisjach sportowych pojawiają się czasem cytaty z wieszczów, to znaczy, że nie zanikł całkowicie związek między tym, co wysokie, a tym, co niskie. Jeśli kulturowej integralności nie są w stanie przywrócić nam politycy i artyści, zaufajmy strażnikom sportowego etosu. To dzięki nim świat wydaje się jeszcze spójnym dziełem Boga. Przynajmniej w chwili, kiedy podczas relacji z meczu Hewitt - Federer słyszymy dzwonek komórki: "Marsz torreadora" z opery "Carmen" Bizeta. A po trzech sekundach rozlega się spokojny głos Bohdana Tomaszewskiego: "Haluuu...".
Fot: Z. Furman
A przecież jeszcze w XX wieku kultura i sport funkcjonowały w symbiozie. Poeta Kazimierz Wierzyński, który w 1928 r. otrzymał złoty medal w Konkursie Literackim IX Igrzysk Olimpijskich w Amsterdamie, potrafił bez trudu łączyć literackie obrazowanie z duchem sportu, opisując dwóch najszybszych ówcześnie sprinterów - Paddocka (USA) i Porrita (Nowa Zelandia): "Jeden ma ręce wiatraki, drugi wiosłuje stopą,/ Jeden jest ludzkim kangurem, drugi jest antylopą". Mieliśmy też całą plejadę sportowców, którzy znali na pamięć "Pana Tadeusza", grali w filmach i kultywowali etos stadionowej rywalizacji. Dość wspomnieć przedstawicieli lekkoatletycznego Wunderteamu czy polskiej szkoły boksu. Do dziś działa w Krakowie Towarzystwo Gimnastyczne Sokół, które - jak czytamy w statucie - "zrzesza ludzi łączących zalety sprawnego ciała z postawą człowieka o prawym i szlachetnym charakterze, konsekwentnego w realizowaniu nakazów sumienia". Zakres tej inicjatywy jest jednak niewielki. Generalnie między kulturą a sportem powiększa się przepaść, która niszczy w masowej wyobraźni harmonijny obraz świata. Obie dziedziny ulegają daleko idącej specjalizacji. Fakt, że Ministerstwem Kultury włada niespieszny erudyta, a Ministerstwem Sportu facet, który niedawno zszedł z bieżni, urasta do rangi symbolu.
W tym kontekście muszą cieszyć coroczne relacje telewizyjne Bohdana Tomaszewskiego z kortów w Wimbledonie. Mimo upływu lat były tenisista wciąż jest w stanie pięknie składać zdania. Jego ulubionym chwytem retorycznym są porównania homeryckie: "Aj! - krzyknęła Serena Williams, kiedy posłała piłeczkę w siatkę. To tak samo, jakby jakiejś wytwornej pani wypadła z rąk ulubiona filiżanka z herbatą". Komentator nie stroni też od nawiązań stricte kulturalnych: "Proszeee...
Sean Connery w loży kortu centralnego. Jakiż to wspaniały aktor! Piękne role jako agent James Bond, ale później... 'O jeden most za daleko?... Jakże on fenomenalnie prezentował się jako brytyjski komandos w tym czerwonym berecie!". Największy szacunek widzów wzbudzają jednak językowe rozważania pana Bohdana, za które sprawozdawca otrzymał w 2001 r. tytuł Mistrza Mowy Polskiej.
Transmisje z Wimbledonu byłyby jednak tylko źródłem jałowej nostalgii, gdyby nie to, że pan Bohdan dorobił się w ostatnich latach kilku utalentowanych uczniów. Najbardziej pojętnym z nich jest niewątpliwie Przemysław Babiarz. Każdy polonista musiał poczuć dreszcz w krzyżu, kiedy podczas relacji z tegorocznych mistrzostw Europy w łyżwiarstwie figurowym sprawozdawca stwierdził, że "rosyjska para jest jak Leopold Staff w polskiej poezji: łączy trzy epoki". Nie mówiąc już o jego wypowiedzi z lekkoatletycznych mistrzostw Europy w Göteborgu: "Patrzymy w niebo i nie gwiazd szukamy, przewodniczek łodzi, ale chmur, bo warunki pogodowe nie są najlepsze".
Niektórzy będą pewnie narzekać, że głównymi spadkobiercami Homera i Mickiewicza są dziś komentatorzy sportowi. Ja cieszę się tym jak dziecko. Skoro w transmisjach sportowych pojawiają się czasem cytaty z wieszczów, to znaczy, że nie zanikł całkowicie związek między tym, co wysokie, a tym, co niskie. Jeśli kulturowej integralności nie są w stanie przywrócić nam politycy i artyści, zaufajmy strażnikom sportowego etosu. To dzięki nim świat wydaje się jeszcze spójnym dziełem Boga. Przynajmniej w chwili, kiedy podczas relacji z meczu Hewitt - Federer słyszymy dzwonek komórki: "Marsz torreadora" z opery "Carmen" Bizeta. A po trzech sekundach rozlega się spokojny głos Bohdana Tomaszewskiego: "Haluuu...".
Fot: Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 44/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.