Udział w systemie Globalnej Obrony Przeciwrakietowej jest historyczną szansą dla Polski
Polska zbliża się do chwili, w której będzie musiała podjąć decyzję dotyczącą umieszczenia na swym terytorium bazy systemu Globalnej Obrony Przeciwrakietowej (Global Missile Defense, GMD). Oficjalny wniosek władz amerykańskich w tej sprawie jeszcze nie został złożony, ale wiadomo już, że odpowiedź Polski określi jej stosunki z USA i rolę w Europie oraz w świecie na kolejne dziesięciolecia. Polscy przywódcy powinni się dobrze zastanowić, co chcą osiągnąć przez ściślejsze związanie kraju ze Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami za sprawą lokalizacji w Polsce bazy GMD. Muszą wytłumaczyć polskiemu społeczeństwu skomplikowaną kwestię obrony przeciwrakietowej i uzyskać społeczne poparcie.
Z wyborem, który czeka Polskę, łączą się wielkie możliwości, ale też pewne ryzyko. Kontekst tego posunięcia jest w pewnym sensie podobny do tego, który w latach 90. towarzyszył decyzji o wstąpieniu Polski do NATO. To dlatego, że obrona przeciwrakietowa jest sprawą nie tylko Polski. Nie jest też wyłącznie kwestią dwustronnych stosunków polsko-amerykańskich. Chodzi o projekt o zasięgu globalnym, dotyczący złożonej obecnej i przyszłej geopolityki, którego realizacja pochłonie dziesiątki miliardów dolarów.
Obrona z nieba
Koncepcja obrony przeciwrakietowej ma początek w innowacyjnej wizji, którą w latach 80. XX wieku przedstawił Ronald Reagan. Chciał on uodpornić Amerykę na atak pocis-ków balistycznych. Jego zapowiedź stworzenia systemu obrony przeciwrakietowej, nazwanego przez jego przeciwników programem gwiezdnych wojen, zmusiła ZSRR do zaprzestania konfrontacji i dążenia do współpracy. Koniec tego okresu jest dobrze znany: komunistyczne imperium upadło, a potem upadł ZSRR. Ale Reagan, jakże proroczo, chciał, by każdy kraj, w tym Rosja, przyłączył się do systemu obrony przeciwrakietowej, czyniąc go globalnym. Gdyby udało się taki system stworzyć, zagrożenie pocis-kami balistycznymi zniknęłoby.
Od tamtych wydarzeń minęło 20 lat. W technologii nastąpił znaczny postęp. Przeprowadzone w ostatnim dziesięcioleciu próby, choć nie w pełni udane, co najmniej potwierdziły zasadę, że rozwijane systemy działają. To imponujące dokonanie inżynierii rakietowej. Pocisk balistyczny trafiający w locie w inny pocisk jest jak kula trafiająca w inną kulę. Aby tego dokonać, konieczny jest postęp w rozwoju zdalnie sterowanych czujników pomiarowych i potężna moc obliczeniowa komputerów.
To, co początkowo było systemem narodowej obrony przeciwrakietowej, przeobraziło się w globalny system. Jest on pomyślany jako obrona warstwowa, uwzględnia zarówno działania militarne (w ograniczonym zakresie), jak i systemy obrony narodowej obejmujące całe państwa. Obecnie opierają się one na krążownikach wyposażonych w system obrony przeciwrakietowej Aegis, a na lądzie na bazach w Vandenberg w Kalifornii i Fort Greely na Alasce. A to dopiero początek. Docelowy projekt systemu zakłada przechwytywanie rakiet balistycznych we wszystkich trzech fazach lotu: po wystrzeleniu (wyniesieniu na orbitę), w przestrzeni kosmicznej i po ponownym wejściu w atmosferę. Obecnie interceptorami (rakietami przechwytującymi pociski balistyczne) są przede wszystkim głowice bojowe naprowadzane na cel po jego ponownym wejściu w atmosferę. W przyszłości niebo mogą patrolować samoloty wyposażone w lasery przechwytujące pociski balistyczne w fazie ich wystrzeliwania. Zainstalowane w przestrzeni kosmicznej systemy mogłyby zestrzeliwać pojawiające się tam głowice bojowe. Ostatecznie głowice kinetyczne lub lasery mogłyby unices-
twiać te głowice, które weszły już ponownie w atmosferę. Do lokalizowania, identyfikowania i śledzenia pocisków i głowic oraz do stworzenia sieci systemów na poszczególnych kontynentach potrzebne są radary, satelity i komputery.
System planetarny
W istocie mówimy o systemie planetarnym, który obejmie Amerykę Północną, Europę, Azję i Australię. Stanisław Lem, wielki polski pisarz science fiction, w jednej ze swoich bardziej posępnych książek przestrzegał, co może się stać, jeśli taki system się pomyli. Trzeba mieć nadzieję, że to nie nastąpi.
USA zaproponowały uczestnictwo w GMD najbliższym sojusznikom. Japonia, zaniepokojona nuklearnym postępem Korei Północnej, zainstalowała u siebie pociski Patriot-3,
a Morze Japońskie patrolują krążowniki Aegis, wyposażone w systemy obrony przeciwrakietowej. Do amerykańskiej inicjatywy przystąpiła Australia, zaniepokojona rosnącą potęgą Chin. Wielka Brytania odnawia w Fylingdales bazę systemu wczesnego ostrzegania radarowego przed pociskami balistycznymi. Dania współpracuje z USA w zakresie integracji swego systemu wczesnego ostrzegania radarowego w Thule z systemem GMD. Inne kraje, m.in. Izrael, wspólnie z USA pracują nad budową przeciwpocisku Arrow, który w próbach wypadł znacznie lepiej niż systemy amerykańskie. Izrael buduje także taktyczny laser wysokiej energii (THEL) zdolny zestrzeliwać pociski balistyczne krótkiego zasięgu, rakiety Katiusza, a nawet pociski moździerzowe.
Trzy razy "tak"
GMD jest dla Polski historyczną szansą z trzech powodów. Po pierwsze, ugruntuje jej pozycję jako jednego z kluczowych sojuszników USA w Europie, otwierając drzwi do rozwoju "specjalnych stosunków" między Ameryką a Polską jako drugim krajem europejskim (pierwszym jest, oczywiście, Wielka Brytania). Można się spodziewać, że następca Tony'ego Blaira będzie mniej od niego proamerykański, co daje Polsce dodatkową szansę scementowania stosunków z Amerykanami. W związku ze zmianami rozmieszczenia wojsk amerykańskich w Europie i wyprowadzaniem ich z dużych stałych baz baza obrony przeciwrakietowej w Polsce będzie ważnym strategicznym aktywem USA w Europie.
Po drugie, obrona przeciwrakietowa jest świętym Graalem technologii wojskowej. Nie ma to nic wspólnego z XX-wieczną produkcją czołgów czy nawet samolotów i śmigłowców w Polsce. Integrując się z amerykańskim programem GDM i negocjując współudział w badaniach i rozwoju oraz kontrakty na produkcję wojskową, polski przemysł zbrojeniowy może skorzystać na transferze amerykańskiej technologii. Niemniej jednak nikt nie otrzymuje niczego, jeśli o to nie zabiega. Istnieje wiele amerykańskich, a także brytyjskich, niemieckich i japońskich firm złaknionych wielkich kontraktów. Taki transfer technologii można sobie zapewnić tylko dzięki stanowczej dyplomacji.
Po trzecie, lokalizując bazę GMD w Polsce, Warszawa sygnalizuje Rosji, że tkwi mocno w amerykańskim obozie. Aby ten stan rzeczy utrwalić, Polacy mogą zażądać od USA dodatkowych gwarancji bezpieczeństwa, takich jak porozumienie o współpracy i wymianie informacji (MoU) czy innego dyplomatycznego instrumentu, który doprowadzi do scementowania amerykańsko-polskich więzi w dziedzinie bezpieczeństwa. Takie posunięcie wykracza poza piąty artykuł regulujący stosunki w NATO, który głosi, że atak na jedno państwo członkowskie jest atakiem na wszystkie pozostałe. Taki atak może nastąpić tylko z jednego miejsca - z Rosji.
Rosyjskie groźby
Moskwa głośno protestuje przeciw budowie bazy obrony przeciwrakietowej w Polsce. Gen. Jurij Bałujewski, szef sztabu armii rosyjskiej, i Siergiej Iwanow, minister obrony Rosji, oraz inni rosyjscy urzędnicy państwowi grożą i skarżą się, że dziesięć interceptorów w Polsce może stworzyć zagrożenie dla potencjału nuklearnego Rosji. Rosja ma co najmniej 7 tys. głowic bojowych w setkach pocisków na lądzie, w powietrzu i w łodziach podwodnych. Moskwa głośno protestowała także przeciw integracji brytyjskich i duńskich baz wojskowych z GMD. Rosyjska krytyka Polski w związku z tarczą antyrakietową jest jednak, mówiąc najoględniej, nieszczera. Dzieje się tak z kilku powodów.
Po pierwsze, Rosja otrzymywała propozycje uczestnictwa w GMD, ale zawsze traktowała je chłodno. Woli eksportować własne systemy obrony przeciwrakietowej S-400 i S-500, na przykład do Chin. Rosyjscy planiści wojskowi publicznie przyznają, że zbudowany w 1965 r. wokół Moskwy archaiczny, wyposażony w broń atomową system obrony przeciwrakietowej wciąż ma pewną wartość strategiczną i komercyjną. Prywatnie zaś rosyjscy eksperci powiedzieli mi, że opad radioaktywny powstały w wyniku uruchomienia tego systemu mógłby być tak samo groźny jak po wybuchu nuklearnym. Czyż nie ma ironii w tym, że kraj, który dysponuje jedynym operacyjnym systemem obrony przeciwrakietowej, przeciwstawia się budowie takiego systemu przez inne kraje? Po drugie, Rosja powinna być zaniepokojona tylko wtedy, gdyby zamierzała prowadzić wojnę atomową z USA. I po trzecie, wszystkie te protesty mogą dziwić, skoro Moskwa metodami dyplomatycznymi udziela pomocy tym, którzy są przyczyną budowy systemu GMD: Korei Północnej i Iranowi. Nieprzejednane stanowisko Rosji i Chin na forum ONZ uniemożliwia nałożenie sankcji na te dwa państwa zbójeckie. To oczywiste, że Phenian i Teheran pracują nad stworzeniem mobilnej broni atomowej, co czyni niechęć Rosji do zachodniego systemu GMD niewybaczalną.
Honor i mądrość
W tych dniach Rosja stosuje wobec Gruzji metody autorytarne w myśl chińskiego powiedzenia: chcąc przestraszyć małpę, zabij kurczaka. Inne kraje powinny zwrócić na to uwagę, bo taka taktyka może być w Moskwie obowiązująca. Rosja ma pewne środki nacisku na Polskę, na przykład ograniczanie importu polskiej żywności. Wysoki rangą polski urzędnik państwowy wyraził zaniepokojenie rozmieszczeniem przez Moskwę w Kaliningradzie i na Białorusi "setek" pocisków balistycznych krótkiego zasięgu. Znając historię Polski i polski naród, wątpię, że przy podejmowaniu decyzji dotyczących bezpieczeństwa narodowego może on zostać zastraszony pogróżkami. Już raczej chęć odegrania się na Rosjanach może zaważyć w polityce Polski wobec Moskwy. Tego rodzaju decyzji nie powinny jednak dyktować przekora ani strach, bo chodzi o decyzję historyczną. Jestem przekonany, że państwo polskie podejmie ją, kierując się zarówno honorem, jak i mądrością.
Z wyborem, który czeka Polskę, łączą się wielkie możliwości, ale też pewne ryzyko. Kontekst tego posunięcia jest w pewnym sensie podobny do tego, który w latach 90. towarzyszył decyzji o wstąpieniu Polski do NATO. To dlatego, że obrona przeciwrakietowa jest sprawą nie tylko Polski. Nie jest też wyłącznie kwestią dwustronnych stosunków polsko-amerykańskich. Chodzi o projekt o zasięgu globalnym, dotyczący złożonej obecnej i przyszłej geopolityki, którego realizacja pochłonie dziesiątki miliardów dolarów.
Obrona z nieba
Koncepcja obrony przeciwrakietowej ma początek w innowacyjnej wizji, którą w latach 80. XX wieku przedstawił Ronald Reagan. Chciał on uodpornić Amerykę na atak pocis-ków balistycznych. Jego zapowiedź stworzenia systemu obrony przeciwrakietowej, nazwanego przez jego przeciwników programem gwiezdnych wojen, zmusiła ZSRR do zaprzestania konfrontacji i dążenia do współpracy. Koniec tego okresu jest dobrze znany: komunistyczne imperium upadło, a potem upadł ZSRR. Ale Reagan, jakże proroczo, chciał, by każdy kraj, w tym Rosja, przyłączył się do systemu obrony przeciwrakietowej, czyniąc go globalnym. Gdyby udało się taki system stworzyć, zagrożenie pocis-kami balistycznymi zniknęłoby.
Od tamtych wydarzeń minęło 20 lat. W technologii nastąpił znaczny postęp. Przeprowadzone w ostatnim dziesięcioleciu próby, choć nie w pełni udane, co najmniej potwierdziły zasadę, że rozwijane systemy działają. To imponujące dokonanie inżynierii rakietowej. Pocisk balistyczny trafiający w locie w inny pocisk jest jak kula trafiająca w inną kulę. Aby tego dokonać, konieczny jest postęp w rozwoju zdalnie sterowanych czujników pomiarowych i potężna moc obliczeniowa komputerów.
To, co początkowo było systemem narodowej obrony przeciwrakietowej, przeobraziło się w globalny system. Jest on pomyślany jako obrona warstwowa, uwzględnia zarówno działania militarne (w ograniczonym zakresie), jak i systemy obrony narodowej obejmujące całe państwa. Obecnie opierają się one na krążownikach wyposażonych w system obrony przeciwrakietowej Aegis, a na lądzie na bazach w Vandenberg w Kalifornii i Fort Greely na Alasce. A to dopiero początek. Docelowy projekt systemu zakłada przechwytywanie rakiet balistycznych we wszystkich trzech fazach lotu: po wystrzeleniu (wyniesieniu na orbitę), w przestrzeni kosmicznej i po ponownym wejściu w atmosferę. Obecnie interceptorami (rakietami przechwytującymi pociski balistyczne) są przede wszystkim głowice bojowe naprowadzane na cel po jego ponownym wejściu w atmosferę. W przyszłości niebo mogą patrolować samoloty wyposażone w lasery przechwytujące pociski balistyczne w fazie ich wystrzeliwania. Zainstalowane w przestrzeni kosmicznej systemy mogłyby zestrzeliwać pojawiające się tam głowice bojowe. Ostatecznie głowice kinetyczne lub lasery mogłyby unices-
twiać te głowice, które weszły już ponownie w atmosferę. Do lokalizowania, identyfikowania i śledzenia pocisków i głowic oraz do stworzenia sieci systemów na poszczególnych kontynentach potrzebne są radary, satelity i komputery.
System planetarny
W istocie mówimy o systemie planetarnym, który obejmie Amerykę Północną, Europę, Azję i Australię. Stanisław Lem, wielki polski pisarz science fiction, w jednej ze swoich bardziej posępnych książek przestrzegał, co może się stać, jeśli taki system się pomyli. Trzeba mieć nadzieję, że to nie nastąpi.
USA zaproponowały uczestnictwo w GMD najbliższym sojusznikom. Japonia, zaniepokojona nuklearnym postępem Korei Północnej, zainstalowała u siebie pociski Patriot-3,
a Morze Japońskie patrolują krążowniki Aegis, wyposażone w systemy obrony przeciwrakietowej. Do amerykańskiej inicjatywy przystąpiła Australia, zaniepokojona rosnącą potęgą Chin. Wielka Brytania odnawia w Fylingdales bazę systemu wczesnego ostrzegania radarowego przed pociskami balistycznymi. Dania współpracuje z USA w zakresie integracji swego systemu wczesnego ostrzegania radarowego w Thule z systemem GMD. Inne kraje, m.in. Izrael, wspólnie z USA pracują nad budową przeciwpocisku Arrow, który w próbach wypadł znacznie lepiej niż systemy amerykańskie. Izrael buduje także taktyczny laser wysokiej energii (THEL) zdolny zestrzeliwać pociski balistyczne krótkiego zasięgu, rakiety Katiusza, a nawet pociski moździerzowe.
Trzy razy "tak"
GMD jest dla Polski historyczną szansą z trzech powodów. Po pierwsze, ugruntuje jej pozycję jako jednego z kluczowych sojuszników USA w Europie, otwierając drzwi do rozwoju "specjalnych stosunków" między Ameryką a Polską jako drugim krajem europejskim (pierwszym jest, oczywiście, Wielka Brytania). Można się spodziewać, że następca Tony'ego Blaira będzie mniej od niego proamerykański, co daje Polsce dodatkową szansę scementowania stosunków z Amerykanami. W związku ze zmianami rozmieszczenia wojsk amerykańskich w Europie i wyprowadzaniem ich z dużych stałych baz baza obrony przeciwrakietowej w Polsce będzie ważnym strategicznym aktywem USA w Europie.
Po drugie, obrona przeciwrakietowa jest świętym Graalem technologii wojskowej. Nie ma to nic wspólnego z XX-wieczną produkcją czołgów czy nawet samolotów i śmigłowców w Polsce. Integrując się z amerykańskim programem GDM i negocjując współudział w badaniach i rozwoju oraz kontrakty na produkcję wojskową, polski przemysł zbrojeniowy może skorzystać na transferze amerykańskiej technologii. Niemniej jednak nikt nie otrzymuje niczego, jeśli o to nie zabiega. Istnieje wiele amerykańskich, a także brytyjskich, niemieckich i japońskich firm złaknionych wielkich kontraktów. Taki transfer technologii można sobie zapewnić tylko dzięki stanowczej dyplomacji.
Po trzecie, lokalizując bazę GMD w Polsce, Warszawa sygnalizuje Rosji, że tkwi mocno w amerykańskim obozie. Aby ten stan rzeczy utrwalić, Polacy mogą zażądać od USA dodatkowych gwarancji bezpieczeństwa, takich jak porozumienie o współpracy i wymianie informacji (MoU) czy innego dyplomatycznego instrumentu, który doprowadzi do scementowania amerykańsko-polskich więzi w dziedzinie bezpieczeństwa. Takie posunięcie wykracza poza piąty artykuł regulujący stosunki w NATO, który głosi, że atak na jedno państwo członkowskie jest atakiem na wszystkie pozostałe. Taki atak może nastąpić tylko z jednego miejsca - z Rosji.
Rosyjskie groźby
Moskwa głośno protestuje przeciw budowie bazy obrony przeciwrakietowej w Polsce. Gen. Jurij Bałujewski, szef sztabu armii rosyjskiej, i Siergiej Iwanow, minister obrony Rosji, oraz inni rosyjscy urzędnicy państwowi grożą i skarżą się, że dziesięć interceptorów w Polsce może stworzyć zagrożenie dla potencjału nuklearnego Rosji. Rosja ma co najmniej 7 tys. głowic bojowych w setkach pocisków na lądzie, w powietrzu i w łodziach podwodnych. Moskwa głośno protestowała także przeciw integracji brytyjskich i duńskich baz wojskowych z GMD. Rosyjska krytyka Polski w związku z tarczą antyrakietową jest jednak, mówiąc najoględniej, nieszczera. Dzieje się tak z kilku powodów.
Po pierwsze, Rosja otrzymywała propozycje uczestnictwa w GMD, ale zawsze traktowała je chłodno. Woli eksportować własne systemy obrony przeciwrakietowej S-400 i S-500, na przykład do Chin. Rosyjscy planiści wojskowi publicznie przyznają, że zbudowany w 1965 r. wokół Moskwy archaiczny, wyposażony w broń atomową system obrony przeciwrakietowej wciąż ma pewną wartość strategiczną i komercyjną. Prywatnie zaś rosyjscy eksperci powiedzieli mi, że opad radioaktywny powstały w wyniku uruchomienia tego systemu mógłby być tak samo groźny jak po wybuchu nuklearnym. Czyż nie ma ironii w tym, że kraj, który dysponuje jedynym operacyjnym systemem obrony przeciwrakietowej, przeciwstawia się budowie takiego systemu przez inne kraje? Po drugie, Rosja powinna być zaniepokojona tylko wtedy, gdyby zamierzała prowadzić wojnę atomową z USA. I po trzecie, wszystkie te protesty mogą dziwić, skoro Moskwa metodami dyplomatycznymi udziela pomocy tym, którzy są przyczyną budowy systemu GMD: Korei Północnej i Iranowi. Nieprzejednane stanowisko Rosji i Chin na forum ONZ uniemożliwia nałożenie sankcji na te dwa państwa zbójeckie. To oczywiste, że Phenian i Teheran pracują nad stworzeniem mobilnej broni atomowej, co czyni niechęć Rosji do zachodniego systemu GMD niewybaczalną.
Honor i mądrość
W tych dniach Rosja stosuje wobec Gruzji metody autorytarne w myśl chińskiego powiedzenia: chcąc przestraszyć małpę, zabij kurczaka. Inne kraje powinny zwrócić na to uwagę, bo taka taktyka może być w Moskwie obowiązująca. Rosja ma pewne środki nacisku na Polskę, na przykład ograniczanie importu polskiej żywności. Wysoki rangą polski urzędnik państwowy wyraził zaniepokojenie rozmieszczeniem przez Moskwę w Kaliningradzie i na Białorusi "setek" pocisków balistycznych krótkiego zasięgu. Znając historię Polski i polski naród, wątpię, że przy podejmowaniu decyzji dotyczących bezpieczeństwa narodowego może on zostać zastraszony pogróżkami. Już raczej chęć odegrania się na Rosjanach może zaważyć w polityce Polski wobec Moskwy. Tego rodzaju decyzji nie powinny jednak dyktować przekora ani strach, bo chodzi o decyzję historyczną. Jestem przekonany, że państwo polskie podejmie ją, kierując się zarówno honorem, jak i mądrością.
Więcej możesz przeczytać w 44/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.