Romuald Szejd, dyrektor Sceny Prezentacje, odstąpił na moment od wystawiania francuskich bulwarówek i wyreżyserował "Zmierzch długiego dnia". Oglądając rezultat jego pracy, trudno się oprzeć wrażeniu, że słynny dramat Eugene'a O'Neilla jest dziś straszną ramotą. Bohaterowie - chorobliwie skąpy ojciec, matka narkomanka oraz dwaj bracia, jeden gruźlik, drugi alkoholik - spędzają długie godziny w salonie, katując obsesyjnie powracające tematy: pieniądze, whisky, morfina i prątki. Whisky, morfina, prątki, pieniądze. Morfina, whisky... Szybko zaczyna się robić nudno. Poza potokiem słów nie dało się bowiem z O'Neilla nic wycisnąć. Ani napięcia, ani pauz pomiędzy wierszami nabrzmiałych od znaczeń, ani fetoru gnijących za życia. Wrażenie obcowania z ramotą potęguje aktorstwo. Zwłaszcza kołującej po scenie z rozwianym puklem Marii Gładkowskiej, której brakuje tylko przedniojęzykowego "ł", by widz miał złudzenie, że ogląda epigonkę Elżbiety Barszczewskiej. W spektaklu występują też Krzysztof Gordon (zasłużony, tu niewykorzystany aktor Wybrzeża) oraz dwaj debiutanci - Michał Filipiak i Jakub Mazurek, dla których udział w "Zmierzchu" to zawodowy falstart.
Iza Natasza Czapska
"Zmierzch długiego dnia", reż. Romuald Szejd, Scena Prezentacje, Warszawa
Więcej możesz przeczytać w 44/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.