Rodzą się wątpliwości, czy zachodnia i wschodnia Ukraina to na pewno jeden naród
Uliczną bójką zakończył się przemarsz weteranów UPA przez centrum Kijowa z okazji 64. rocznicy powstania Ukraińskiej Powstańczej Armii. Okrzyki: "Chwała bohaterom", mieszały się z wyzwiskami. W Kijowie uroczystości z udziałem weteranów UPA zawsze podobnie się kończą. Także dlatego, że gromadzą prawie tyle samo zwolenników, co przeciwników. Dużo spokojniej jest na prowincji. W Charkowie czy Doniecku nikt nie świętuje powstania UPA. Za to kombatanci Armii Czerwonej uroczyście obchodzą 9 maja Dzień Zwycięstwa. Na zachodzie, we Lwowie, Armia Czerwona jest uważana za siły okupacyjne, a dziadkiem, który służył w UPA, można się chwalić w najlepszym towarzystwie. Nic tak wyraźnie jak spór o rolę UPA nie pokazuje, jak podzielona jest dziś Ukraina.
Tylko we Lwowie
- Nasza interpretacja historii to projekcja tego, co chcemy mieć w przyszłości - mówi "Wprost" lwowski politolog Taras Wozniak. Jakkolwiek szokująco by to brzmiało dla Polaka, historia UPA zajmuje w świadomości mieszkańców Lwowa ważne miejsce. Dla większości lwowiaków to armia, która walczyła o wolność Ukrainy ze wszystkimi, którzy tej wolności zagrażali - z Niemcami, z Polakami, a przede wszystkim z Sowietami.
- To nie jest normalne, że ludzie, którzy walczyli o niepodległą Ukrainę, ciągle są pozbawieni praw kombatanckich - uważa Andrij Pawłyszyn, zastępca redaktora naczelnego "Lwowskiej Gazety". Nie ma wątpliwości, że UPA powinna być uznana za formację narodowowyzwoleńczą. Dopiero wówczas można przeprowadzać historyczne śledztwa dotyczące tego, gdzie żołnierze UPA kolaborowali z Niemcami, a gdzie dochodziło do przestępstw. Tak myśli większość mieszkańców Galicji. Paradoksalnie ta świadomość historyczna sprawia, że Galicja jest miejscem szczególnym - nie ma tak niesowieckiego miejsca w byłym ZSRR.
Aby zauważyć różnicę między wschodnią a zachodnią Ukrainą, wystarczy porównać lwowską i kijowską ulicę. We Lwowie wszyscy mówią po ukraińsku, trudno usłyszeć język rosyjski. Młodzi lwowianie rosyjskiego nie znają, podobnie jak ich rówieśnicy z Litwy, Łotwy czy Estonii. Za tym poczuciem odrębności idzie poczucie przynależności do cywilizacji zachodniej. "Na wschodzie też mówią, że są częścią Europy, ale nie chcą należeć do NATO czy UE, to kompletne nieporozumienie" - przekonuje Askold Jeromin, zastępca redaktora naczelnego gazety "Wysoki Zamek". Wobec wschodniej Ukrainy mieszkańcy zachodniej mają poczucie misji. "Naszym obowiązkiem jest, aby wszyscy mieszkańcy Ukrainy byli tak ukraińscy jak mieszkańcy Lwowa" - mówi "Wprost" mer Lwowa Andrij Sadowyj. W prywatnych rozmowach lwowianie nazywają swoich rodaków ze wschodu homo sovieticus. Jak przyznaje Taras Wozniak, różnice w sposobie patrzenia na rzeczywistość są czasem tak ogromne, że rodzą się wątpliwości, czy Galicjanie i reszta Ukrainy to aby na pewno jeden naród.
Drugi Piemont
Galicja to obszar, który poza latami sowiec-kiej okupacji nigdy nie był częścią rosyjskiego imperium. Najpierw ludność Rusi korzy-stała z wolności, jakie dawała I Rzeczpospolita. W liberalnej monarchii austro-węgierskiej w Galicji rozkwitła ukraińska kultura i język. Ukraińska samoświadomość rodziła się także poprzez konflikt z Polską. Tragicznie uwidoczniło się to podczas polsko-ukraińskiej wojny o Lwów. II Rzeczpospolita dla lwowskich Ukraińców to czas zawiedzionych nadziei. Jak podkreśla Andrij Pawłyszyn, nigdy nie powstał we Lwowie ukraiński uniwersytet, chociaż takie zobowiązanie nałożył na Polskę traktat wersalski.
Łatwo też znaleźć ludzi starszego pokolenia, którzy opowiedzą, jak to nie mogli awansować w II Rzeczypospolitej ze względu na swoją narodowość. Tak jak lwowscy Polacy pamiętają ukraiński terroryzm UNA-UNSO z lat 30. Okres radziecki przynosi pełną zagładę ukraińskiej kultury. Nawet wówczas jednak Galicja przetrwała. Mój moskiewski znajomy Dmitrij opowiadał, jak podczas służby w radzieckim wojsku we Lwowie nikt z nim nie chciał rozmawiać po rosyjsku. Gdy dla większości mieszkańców wschodniej Ukrainy upadek ZSRR był życiową tragedią, dla Galicjan był końcem okupacji. Marzenia o pełnym oderwaniu się od Rosji nie okazały się łatwe do spełnienia. - Dopiero podczas "pomarańczowej rewolucji" w Kijowie wydawało się, że Galicja stanie się drugim Piemontem - mówi Andrij Pawłyszyn.
Przeszczepienie galicyjskiej świadomości narodowej na cały kraj okazało się trudne. - Doświadczenia "pomarańczowej rewolucji" pokazały, że to niemożliwe - twierdzi Witalij Portnikow z ukraińskiej sekcji Radia Swoboda. Jego zdaniem, istotny jest tu aspekt ekonomiczny. Galicja to jeden z najbiedniejszych regionów na Ukrainie i trudno, aby tak biedna prowincja dominowała w kraju. Sam Donieck ma większy potencjał gospodarczy niż cała Galicja. Według Portnikowa, ważne jest jednak także to, że nieznajomość języka stała się wyznacznikiem ukraińskości. - Kijowska ulica mówiąca po rosyjsku staje się często bardziej dojrzała niż młodzież z zachodniej Ukrainy - twierdzi Portnikow.
Wzór do naśladowania
To jednak Galicja jest dzisiaj tą częścią Ukra-iny, której mieszkańcy opowiadają się za przynależnością do świata zachodniego. Lwowska inteligencja czuje, że w tym dążeniu ma sojusznika w Polsce. "Dla nas Polska to wzór do naśladowania, jeśli patrzymy na zachód, widzimy Polskę" - twierdzi Askold Jeromin. Dzisiaj we Lwowie stosunek do Polski jest na pewno lepszy niż kilka lat temu. Nie znaczy to jednak, że w stosunkach polsko-galicyjskich panuje idylla, wręcz przeciwnie.
Polscy dyplomaci narzekają, że lokalne władze, prowadząc politykę historyczną, fałszują historię. Podczas uroczystości z okazji 759-lecia Lwowa nie było żadnego polskiego akcentu. - Lwów przez wiele lat należał do różnych krajów i nie sposób wszystkich uwzględnić - tłumaczy "Wprost" mer Lwowa Andrij Sadowyj, uchodzący za przyjaciela Polski. Dla lwowskich Polaków to policzek. Najbardziej dzieli historia. Galicyjscy Ukraińcy popełniają wszystkie grzechy "młodych nacjonalizmów": idealizują swoją przeszłość, nie dostrzegają przestępstw, które popełniali bojownicy UPA. Pewien polski dyplomata opowiadał o skandalu, jaki wybuchł podczas odsłonięcia tablicy w Hucie Pieniackiej, gdzie esesmani z SS Galizien i oddział UPA bestialsko wymordowali całą polską ludność. - Gdy powiedziałem kilka słów prawdy, oskarżyli mnie o nacjonalizm i grozili konsekwencjami - opowiadał "Wprost".
Nie brakuje też innych problemów. Kościół katolicki stara się o zwrot kościoła św. Marii Magdaleny we Lwowie. Od czasów radzieckich jest w nim sala koncertowa. Władze miasta zgodziły się jedynie, aby były tam odprawiane msze w obrządku łacińskim. Największy autorytet dla lwowskich katolików, kard. Marian Jaworski, uważa, że to i tak postęp. - Życie religijne jest odbudowywane, ale to wymaga cierpliwości - mówi. Polscy dyplomaci oskarżają jednak władze Lwowa o celowe działanie. Do mera miasta trafił list w tej sprawie. W odpowiedzi władze przekazały list lwowskich intelektualistów, którzy twierdzą, że koncerty w kościele mają ogromne znaczenie dla kultury.
Polscy dyplomaci z rozrzewnieniem wspominają wyjazdy na wschód Ukrainy, gdzie wszystko "załatwia się bez problemów". - Kontakty polsko--indonezyjskie też są znakomite - odpowiada z ironią Taras Wozniak. Bo największe kłótnie zawsze są w rodzinie. Mieszkańcy wschodniej Ukrainy to w większości potomkowie Rosjan, którzy przyjechali do pracy na budowy Donbasu. Z Polakami nie łączy ich ani wspólna historia, ani wspólne interesy. Językowo, mentalnie i ekonomicznie są związani z Rosją. Trochę racji mają rosyjscy dziennikarze, kiedy mówią o "rosyjskim mieście Charków". Galicja tymczasem próbuje budować własną tożsamość, patrząc na zachód. A gdy ze Lwowa patrzy się na zachód, widać Polskę.
Tylko we Lwowie
- Nasza interpretacja historii to projekcja tego, co chcemy mieć w przyszłości - mówi "Wprost" lwowski politolog Taras Wozniak. Jakkolwiek szokująco by to brzmiało dla Polaka, historia UPA zajmuje w świadomości mieszkańców Lwowa ważne miejsce. Dla większości lwowiaków to armia, która walczyła o wolność Ukrainy ze wszystkimi, którzy tej wolności zagrażali - z Niemcami, z Polakami, a przede wszystkim z Sowietami.
- To nie jest normalne, że ludzie, którzy walczyli o niepodległą Ukrainę, ciągle są pozbawieni praw kombatanckich - uważa Andrij Pawłyszyn, zastępca redaktora naczelnego "Lwowskiej Gazety". Nie ma wątpliwości, że UPA powinna być uznana za formację narodowowyzwoleńczą. Dopiero wówczas można przeprowadzać historyczne śledztwa dotyczące tego, gdzie żołnierze UPA kolaborowali z Niemcami, a gdzie dochodziło do przestępstw. Tak myśli większość mieszkańców Galicji. Paradoksalnie ta świadomość historyczna sprawia, że Galicja jest miejscem szczególnym - nie ma tak niesowieckiego miejsca w byłym ZSRR.
Aby zauważyć różnicę między wschodnią a zachodnią Ukrainą, wystarczy porównać lwowską i kijowską ulicę. We Lwowie wszyscy mówią po ukraińsku, trudno usłyszeć język rosyjski. Młodzi lwowianie rosyjskiego nie znają, podobnie jak ich rówieśnicy z Litwy, Łotwy czy Estonii. Za tym poczuciem odrębności idzie poczucie przynależności do cywilizacji zachodniej. "Na wschodzie też mówią, że są częścią Europy, ale nie chcą należeć do NATO czy UE, to kompletne nieporozumienie" - przekonuje Askold Jeromin, zastępca redaktora naczelnego gazety "Wysoki Zamek". Wobec wschodniej Ukrainy mieszkańcy zachodniej mają poczucie misji. "Naszym obowiązkiem jest, aby wszyscy mieszkańcy Ukrainy byli tak ukraińscy jak mieszkańcy Lwowa" - mówi "Wprost" mer Lwowa Andrij Sadowyj. W prywatnych rozmowach lwowianie nazywają swoich rodaków ze wschodu homo sovieticus. Jak przyznaje Taras Wozniak, różnice w sposobie patrzenia na rzeczywistość są czasem tak ogromne, że rodzą się wątpliwości, czy Galicjanie i reszta Ukrainy to aby na pewno jeden naród.
Drugi Piemont
Galicja to obszar, który poza latami sowiec-kiej okupacji nigdy nie był częścią rosyjskiego imperium. Najpierw ludność Rusi korzy-stała z wolności, jakie dawała I Rzeczpospolita. W liberalnej monarchii austro-węgierskiej w Galicji rozkwitła ukraińska kultura i język. Ukraińska samoświadomość rodziła się także poprzez konflikt z Polską. Tragicznie uwidoczniło się to podczas polsko-ukraińskiej wojny o Lwów. II Rzeczpospolita dla lwowskich Ukraińców to czas zawiedzionych nadziei. Jak podkreśla Andrij Pawłyszyn, nigdy nie powstał we Lwowie ukraiński uniwersytet, chociaż takie zobowiązanie nałożył na Polskę traktat wersalski.
Łatwo też znaleźć ludzi starszego pokolenia, którzy opowiedzą, jak to nie mogli awansować w II Rzeczypospolitej ze względu na swoją narodowość. Tak jak lwowscy Polacy pamiętają ukraiński terroryzm UNA-UNSO z lat 30. Okres radziecki przynosi pełną zagładę ukraińskiej kultury. Nawet wówczas jednak Galicja przetrwała. Mój moskiewski znajomy Dmitrij opowiadał, jak podczas służby w radzieckim wojsku we Lwowie nikt z nim nie chciał rozmawiać po rosyjsku. Gdy dla większości mieszkańców wschodniej Ukrainy upadek ZSRR był życiową tragedią, dla Galicjan był końcem okupacji. Marzenia o pełnym oderwaniu się od Rosji nie okazały się łatwe do spełnienia. - Dopiero podczas "pomarańczowej rewolucji" w Kijowie wydawało się, że Galicja stanie się drugim Piemontem - mówi Andrij Pawłyszyn.
Przeszczepienie galicyjskiej świadomości narodowej na cały kraj okazało się trudne. - Doświadczenia "pomarańczowej rewolucji" pokazały, że to niemożliwe - twierdzi Witalij Portnikow z ukraińskiej sekcji Radia Swoboda. Jego zdaniem, istotny jest tu aspekt ekonomiczny. Galicja to jeden z najbiedniejszych regionów na Ukrainie i trudno, aby tak biedna prowincja dominowała w kraju. Sam Donieck ma większy potencjał gospodarczy niż cała Galicja. Według Portnikowa, ważne jest jednak także to, że nieznajomość języka stała się wyznacznikiem ukraińskości. - Kijowska ulica mówiąca po rosyjsku staje się często bardziej dojrzała niż młodzież z zachodniej Ukrainy - twierdzi Portnikow.
Wzór do naśladowania
To jednak Galicja jest dzisiaj tą częścią Ukra-iny, której mieszkańcy opowiadają się za przynależnością do świata zachodniego. Lwowska inteligencja czuje, że w tym dążeniu ma sojusznika w Polsce. "Dla nas Polska to wzór do naśladowania, jeśli patrzymy na zachód, widzimy Polskę" - twierdzi Askold Jeromin. Dzisiaj we Lwowie stosunek do Polski jest na pewno lepszy niż kilka lat temu. Nie znaczy to jednak, że w stosunkach polsko-galicyjskich panuje idylla, wręcz przeciwnie.
Polscy dyplomaci narzekają, że lokalne władze, prowadząc politykę historyczną, fałszują historię. Podczas uroczystości z okazji 759-lecia Lwowa nie było żadnego polskiego akcentu. - Lwów przez wiele lat należał do różnych krajów i nie sposób wszystkich uwzględnić - tłumaczy "Wprost" mer Lwowa Andrij Sadowyj, uchodzący za przyjaciela Polski. Dla lwowskich Polaków to policzek. Najbardziej dzieli historia. Galicyjscy Ukraińcy popełniają wszystkie grzechy "młodych nacjonalizmów": idealizują swoją przeszłość, nie dostrzegają przestępstw, które popełniali bojownicy UPA. Pewien polski dyplomata opowiadał o skandalu, jaki wybuchł podczas odsłonięcia tablicy w Hucie Pieniackiej, gdzie esesmani z SS Galizien i oddział UPA bestialsko wymordowali całą polską ludność. - Gdy powiedziałem kilka słów prawdy, oskarżyli mnie o nacjonalizm i grozili konsekwencjami - opowiadał "Wprost".
Nie brakuje też innych problemów. Kościół katolicki stara się o zwrot kościoła św. Marii Magdaleny we Lwowie. Od czasów radzieckich jest w nim sala koncertowa. Władze miasta zgodziły się jedynie, aby były tam odprawiane msze w obrządku łacińskim. Największy autorytet dla lwowskich katolików, kard. Marian Jaworski, uważa, że to i tak postęp. - Życie religijne jest odbudowywane, ale to wymaga cierpliwości - mówi. Polscy dyplomaci oskarżają jednak władze Lwowa o celowe działanie. Do mera miasta trafił list w tej sprawie. W odpowiedzi władze przekazały list lwowskich intelektualistów, którzy twierdzą, że koncerty w kościele mają ogromne znaczenie dla kultury.
Polscy dyplomaci z rozrzewnieniem wspominają wyjazdy na wschód Ukrainy, gdzie wszystko "załatwia się bez problemów". - Kontakty polsko--indonezyjskie też są znakomite - odpowiada z ironią Taras Wozniak. Bo największe kłótnie zawsze są w rodzinie. Mieszkańcy wschodniej Ukrainy to w większości potomkowie Rosjan, którzy przyjechali do pracy na budowy Donbasu. Z Polakami nie łączy ich ani wspólna historia, ani wspólne interesy. Językowo, mentalnie i ekonomicznie są związani z Rosją. Trochę racji mają rosyjscy dziennikarze, kiedy mówią o "rosyjskim mieście Charków". Galicja tymczasem próbuje budować własną tożsamość, patrząc na zachód. A gdy ze Lwowa patrzy się na zachód, widać Polskę.
WPROST EXTRA |
---|
DWIE UKRAINY Odsetek Ukraińców z różnych regionów kraju uważających, że najważniejsze cele do zrealizowania w kraju to: Utrzymanie porządku w społeczeństwie Zachód - 45 Centrum - 55 Wschód i południe - 57 Stworzenie większych możliwości wpływu na władzę Zachód - 25 Centrum - 23 Wschód i południe - 19 Odsetek Ukraińców uważających, że zwiększenie uprawnień władz lokalnych byłoby dobre Zachód - 69 Centrum - 63 Wschód i południe - 50 Odsetek Ukraińców zdecydowanie zgadzających się z twierdzeniem, że w demokracji mogą pojawić się problemy, lecz jest ona lepsza niż inne formy rządów Zachód - 42 Centrum - 30 Wschód i południe - 27 Źródło: OSW, 2001, 2003, GAZETA.RU, Wikipedia WYBORY PREZYDECKIE NA UKRAINIE 2004, DRUGA POWTÓRZONA TURA |
Więcej możesz przeczytać w 44/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.