Ledwie doszło do rozpadu koalicji z Samoobroną, a już niektóre śledztwa z politykami w tle utknęły w miejscu
Historycy do dziś spierają się, czy Napoleon podbiłby Europę, gdyby miał mniej sprawnego organizatora armii rewolucyjnej niż minister wojny Lazare Carnot. Ten bodajże najmniej znany z członków dyrektoriatu przez współczesnych mu był nazywany organizatorem zwycięstwa. Podobna rola organizatora i wykonawcy w kampaniach ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry przypada jego zastępcy - prokuratorowi krajowemu Januszowi Kaczmarkowi. Ma on tak zorganizować pracę prokuratury, aby stała się efektywna, bo pod względem liczby prokuratorów zajmujemy drugie miejsce w Europie.
Rewolucja w polskim wymiarze sprawiedliwości rzeczywiście postępuje. Wymieniono praktycznie wszystkich prokuratorów apelacyjnych w Polsce, a ci, którzy przyszli na ich miejsce, uzyskali swobodę doboru kadr. Zmiany przyniosły efekty: już w maju 2006 r. dokonano spektakularnych zatrzymań skorumpowanych urzędników w Ministerstwie Finansów. Później rozbito tzw. układ warszawski (do aresztu trafił były wiceprezydent stolicy), zatrzymano dwoje byłych posłów SLD podejrzanych o korupcję przy ubezpieczaniu Elektrowni Opole, postawiono zarzuty byłemu ministrowi skarbu Emilowi Wąsaczowi. Przez pierwsze miesiące nowe oblicze Ministerstwa Sprawiedliwości kojarzone było przede wszystkim z 36-letnim Ziobrą. Z upływem czasu drugą twarzą resortu stał się właśnie Kaczmarek.
Skok na głęboką wodę
Gdy 31 października 2005 r. Janusz Kaczmarek został mianowany na stanowisko prokuratora krajowego, rozpowszechniano nieprawdziwe plotki, jakoby nominację zawdzięczał kandydowaniu na posła z ramienia Porozumienia Centrum na początku lat 90. W rzeczywistości to prezydent Lech Kaczyński, dobrze wspominający współpracę z Kaczmarkiem w 2001 r., doradził Zbigniewowi Ziobrze tę kandydaturę. Mało kto pamiętał, że pięć lat wcześniej Kaczmarek był w resorcie kierowanym przez Kaczyńskiego zastępcą prokuratora krajowego.
Jednym z powodów, które przesądziły o tym, że Kaczmarek został prokuratorem, było zgwałcenie i zamordowanie w 1984 r. jego koleżanki ze studiów. "Nigdy nie nauczy się zasad marksizmu-leninizmu" - ta opinia prokuratury w Elblągu z 1988 r. powinna była aplikantowi Kaczmarkowi zamknąć drogę do kariery prokuratora. Nastąpiły jednak zmiany polityczne i stała się ona atutem. Kaczmarek jest absolwentem Uniwersytetu Gdańskiego. W latach 1988-2000 był prokuratorem rejonowym w Gdańsku. Jego kariera nabrała przyspieszenia w 2000 r. Dzięki rekomendacji ówczesnej prezydent Gdyni Franciszki Cegielskiej i Marka Biernackiego (dziś posła PO) oraz profesora prawa Mariana Cieślaka został prokuratorem okręgowym w Gdańsku. Kilka miesięcy później Lech Kaczyński awansował go na zastępcę prokuratora krajowego. - To był skok na głęboką wodę. Musiałem błyskawicznie przyswoić setki przepisów, które znałem tylko teoretycznie. Od spraw związanych z podsłuchami, leżącymi w gestii prokuratura generalnego, po nadzwyczajne środki prawne - wspomina Kaczmarek. Wówczas także dotarło do niego, że praca prokuratora na wysokim stanowisku jest bardzo uzależniona od bieżącej polityki. Po odwołaniu Lecha Kaczyńskiego w lipcu 2001 r. Kaczmarek także został odwołany
i wrócił na poprzednie stanowisko.
Zero tolerancji
Wspólnie z Ziobrą Kaczmarek zaczął realizować zasadę "zero tolerancji dla przestępców", wypróbowaną z sukcesem przez nowojorskiego burmistrza (wcześniej prokuratora federalnego) Rudolpha Giulianiego. Chcieli udowodnić, że przestępstwo nie może się opłacać. Rozbicie mafii pruszkowskiej pociągnęło za sobą zabezpieczenie majątku wartego zaledwie 600 zł. Tymczasem po uchwaleniu nowego prawa w sierpniu tego roku zabezpieczono już majątki przestępców warte prawie 10 mln zł. Nowa ekipa rozpoczęła także proces informatyzacji śledztw prokuratorskich. Dotychczas wykrywanie przestępczości zorganizowanej (powiązań pomiędzy różnymi sprawami kryminalnymi) opierało się w Polsce na pamięci prokuratorów czytających akta. - Chcemy, aby na wzór amerykański przy każdym większym śledztwie pracował informatyk badający powiązania z innymi śledztwami - mówi "Wprost" Janusz Kaczmarek. Po raz pierwszy także prokuratorzy zainteresowali się przestępczością giełdową. - Niezależnie od warszawskiego wydziału, zajmującego się przestępstwami na rynku kapitałowym, zamierzamy od przyszłego roku utworzyć specjalną komórkę
w Prokuraturze Krajowej - informuje Kaczmarek. W najbliższym czasie do Sejmu trafią projekty mające zwiększyć skuteczność działań prokuratury, takie jak projekt powoływania asystentów prokuratora (160 stanowisk w Polsce). Asystentem będzie mogła zostać osoba mająca wyższe wykształcenie, niekoniecznie prawnicze.
Zmiany przeprowadzone w resorcie sprawiedliwości nie są jednak trwałe. Wystarczyło, że doszło do przesilenia na scenie politycznej i wyjścia z koalicji Samoobrony, a niektóre śledztwa z politykami w tle utknęły w miejscu.
Między sierpem a sutanną
- Ziobro i Kaczmarek dużą wagę przywiązują do nagłaśniania w mediach każdego swojego pomysłu, potem niewiele z nich realizują. Kaczmarek stara się być dobrym prokuratorem, ale ponosi go temperament polityczny - ocenia Ryszard Kalisz, poseł SLD. - Mam wrażenie, że prokuratura skupia się na dużych sprawach, które można nagłośnić w prasie. Tymczasem problemy są w mniejszych miejscowościach, gdzie prokuratorzy często znają osoby, które mają oskarżać. W efekcie bywają stronniczy albo umarzają sprawy, nie chcąc się narazić w towarzystwie - komentuje Julia Pitera, minister sprawiedliwości w gabinecie PO. - Zastanawia mnie także niemoc prokuratury katowickiej w tzw. sprawie Sośnierza, obecnego szefa NFZ. Może to dlatego że sprawę prowadzi ta sama prokurator, która poprzednio umorzyła jego sprawę - dodaje Pitera. Właśnie uwolnienie prokuratury od nacisków przez wprowadzenie kadencyjności jest autorskim pomysłem Kaczmarka. - Próbuję do swojego pomysłu przekonać ministra. Kadencja, która trwałaby miniumum 5 lat, umożliwiłaby skuteczne działanie - twierdzi Kaczmarek.
Problem niezależności prokuratury musi być dobrze znany Kaczmarkowi. To pod jego kierownictwem gdańska prokuratura ujawniła aferę związaną z praniem pieniędzy za pośrednictwem kościelnego wydawnictwa Stella Maris. Pomorski baron SLD Jerzy Jędykiewicz miał wyprać 10 mln zł. Sprawa dotyczyła nie tylko prominentnego polityka rządzącej wówczas partii, ale także wpływowych osób z hierarchii kościelnej. Dziś Kaczmarek dyplomatycznie unika odpowiedzi na pytanie, czy wywierano na niego naciski. - Pamiętam, że przybyło mi siwych włosów - żartuje. Za swój największy sukces z tamtego okresu uważa doprowadzenie do przyznania prokuraturze okręgowej nowego budynku.
Fot: M. Stelmach
Rewolucja w polskim wymiarze sprawiedliwości rzeczywiście postępuje. Wymieniono praktycznie wszystkich prokuratorów apelacyjnych w Polsce, a ci, którzy przyszli na ich miejsce, uzyskali swobodę doboru kadr. Zmiany przyniosły efekty: już w maju 2006 r. dokonano spektakularnych zatrzymań skorumpowanych urzędników w Ministerstwie Finansów. Później rozbito tzw. układ warszawski (do aresztu trafił były wiceprezydent stolicy), zatrzymano dwoje byłych posłów SLD podejrzanych o korupcję przy ubezpieczaniu Elektrowni Opole, postawiono zarzuty byłemu ministrowi skarbu Emilowi Wąsaczowi. Przez pierwsze miesiące nowe oblicze Ministerstwa Sprawiedliwości kojarzone było przede wszystkim z 36-letnim Ziobrą. Z upływem czasu drugą twarzą resortu stał się właśnie Kaczmarek.
Skok na głęboką wodę
Gdy 31 października 2005 r. Janusz Kaczmarek został mianowany na stanowisko prokuratora krajowego, rozpowszechniano nieprawdziwe plotki, jakoby nominację zawdzięczał kandydowaniu na posła z ramienia Porozumienia Centrum na początku lat 90. W rzeczywistości to prezydent Lech Kaczyński, dobrze wspominający współpracę z Kaczmarkiem w 2001 r., doradził Zbigniewowi Ziobrze tę kandydaturę. Mało kto pamiętał, że pięć lat wcześniej Kaczmarek był w resorcie kierowanym przez Kaczyńskiego zastępcą prokuratora krajowego.
Jednym z powodów, które przesądziły o tym, że Kaczmarek został prokuratorem, było zgwałcenie i zamordowanie w 1984 r. jego koleżanki ze studiów. "Nigdy nie nauczy się zasad marksizmu-leninizmu" - ta opinia prokuratury w Elblągu z 1988 r. powinna była aplikantowi Kaczmarkowi zamknąć drogę do kariery prokuratora. Nastąpiły jednak zmiany polityczne i stała się ona atutem. Kaczmarek jest absolwentem Uniwersytetu Gdańskiego. W latach 1988-2000 był prokuratorem rejonowym w Gdańsku. Jego kariera nabrała przyspieszenia w 2000 r. Dzięki rekomendacji ówczesnej prezydent Gdyni Franciszki Cegielskiej i Marka Biernackiego (dziś posła PO) oraz profesora prawa Mariana Cieślaka został prokuratorem okręgowym w Gdańsku. Kilka miesięcy później Lech Kaczyński awansował go na zastępcę prokuratora krajowego. - To był skok na głęboką wodę. Musiałem błyskawicznie przyswoić setki przepisów, które znałem tylko teoretycznie. Od spraw związanych z podsłuchami, leżącymi w gestii prokuratura generalnego, po nadzwyczajne środki prawne - wspomina Kaczmarek. Wówczas także dotarło do niego, że praca prokuratora na wysokim stanowisku jest bardzo uzależniona od bieżącej polityki. Po odwołaniu Lecha Kaczyńskiego w lipcu 2001 r. Kaczmarek także został odwołany
i wrócił na poprzednie stanowisko.
Zero tolerancji
Wspólnie z Ziobrą Kaczmarek zaczął realizować zasadę "zero tolerancji dla przestępców", wypróbowaną z sukcesem przez nowojorskiego burmistrza (wcześniej prokuratora federalnego) Rudolpha Giulianiego. Chcieli udowodnić, że przestępstwo nie może się opłacać. Rozbicie mafii pruszkowskiej pociągnęło za sobą zabezpieczenie majątku wartego zaledwie 600 zł. Tymczasem po uchwaleniu nowego prawa w sierpniu tego roku zabezpieczono już majątki przestępców warte prawie 10 mln zł. Nowa ekipa rozpoczęła także proces informatyzacji śledztw prokuratorskich. Dotychczas wykrywanie przestępczości zorganizowanej (powiązań pomiędzy różnymi sprawami kryminalnymi) opierało się w Polsce na pamięci prokuratorów czytających akta. - Chcemy, aby na wzór amerykański przy każdym większym śledztwie pracował informatyk badający powiązania z innymi śledztwami - mówi "Wprost" Janusz Kaczmarek. Po raz pierwszy także prokuratorzy zainteresowali się przestępczością giełdową. - Niezależnie od warszawskiego wydziału, zajmującego się przestępstwami na rynku kapitałowym, zamierzamy od przyszłego roku utworzyć specjalną komórkę
w Prokuraturze Krajowej - informuje Kaczmarek. W najbliższym czasie do Sejmu trafią projekty mające zwiększyć skuteczność działań prokuratury, takie jak projekt powoływania asystentów prokuratora (160 stanowisk w Polsce). Asystentem będzie mogła zostać osoba mająca wyższe wykształcenie, niekoniecznie prawnicze.
Zmiany przeprowadzone w resorcie sprawiedliwości nie są jednak trwałe. Wystarczyło, że doszło do przesilenia na scenie politycznej i wyjścia z koalicji Samoobrony, a niektóre śledztwa z politykami w tle utknęły w miejscu.
Między sierpem a sutanną
- Ziobro i Kaczmarek dużą wagę przywiązują do nagłaśniania w mediach każdego swojego pomysłu, potem niewiele z nich realizują. Kaczmarek stara się być dobrym prokuratorem, ale ponosi go temperament polityczny - ocenia Ryszard Kalisz, poseł SLD. - Mam wrażenie, że prokuratura skupia się na dużych sprawach, które można nagłośnić w prasie. Tymczasem problemy są w mniejszych miejscowościach, gdzie prokuratorzy często znają osoby, które mają oskarżać. W efekcie bywają stronniczy albo umarzają sprawy, nie chcąc się narazić w towarzystwie - komentuje Julia Pitera, minister sprawiedliwości w gabinecie PO. - Zastanawia mnie także niemoc prokuratury katowickiej w tzw. sprawie Sośnierza, obecnego szefa NFZ. Może to dlatego że sprawę prowadzi ta sama prokurator, która poprzednio umorzyła jego sprawę - dodaje Pitera. Właśnie uwolnienie prokuratury od nacisków przez wprowadzenie kadencyjności jest autorskim pomysłem Kaczmarka. - Próbuję do swojego pomysłu przekonać ministra. Kadencja, która trwałaby miniumum 5 lat, umożliwiłaby skuteczne działanie - twierdzi Kaczmarek.
Problem niezależności prokuratury musi być dobrze znany Kaczmarkowi. To pod jego kierownictwem gdańska prokuratura ujawniła aferę związaną z praniem pieniędzy za pośrednictwem kościelnego wydawnictwa Stella Maris. Pomorski baron SLD Jerzy Jędykiewicz miał wyprać 10 mln zł. Sprawa dotyczyła nie tylko prominentnego polityka rządzącej wówczas partii, ale także wpływowych osób z hierarchii kościelnej. Dziś Kaczmarek dyplomatycznie unika odpowiedzi na pytanie, czy wywierano na niego naciski. - Pamiętam, że przybyło mi siwych włosów - żartuje. Za swój największy sukces z tamtego okresu uważa doprowadzenie do przyznania prokuraturze okręgowej nowego budynku.
Fot: M. Stelmach
Więcej możesz przeczytać w 44/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.