Nowy Jork - Rudolpha Giulianiego, Chicago - Richarda M. Daleya, Wuppertal - Johannesa Raua, Lipsk - Wolfganga Tiefensee, Koszyce - Rudolfa Schustera - tak mówi się o miastach, których sukcesy jednoznacznie wiąże się z ich burmistrzami. Dwóch spośród byłych burmistrzów tych miast jest obecnie prezydentami państw: Rau - Niemiec, i Schuster - Słowacji. Przedwojenna i wojenna Warszawa była jednoznacznie kojarzona z prezydentem Stefanem Starzyńskim, a przedwojenny Poznań z Cyrylem Ratajskim. W III RP zaczęto mówić o Wrocławiu Bogdana Zdrojewskiego, Gdyni Franciszki Cegielskiej, Ostrowie Wielkopolskim Mirosława Kruszyńskiego. To jednak wyjątki. Wśród 250 tys. kandydatów na radnych, wójtów, burmistrzów i prezydentów jest mało osobowości, menedżerów i ludzi z pomysłami. Tylko kilkanaście miast ma szansę wybrać prawdziwych liderów. W Warszawie można za takich uznać Lecha Kaczyńskiego i Andrzeja Olechowskiego, w Poznaniu - Sławomira Pietrasa i Aldonę Kamelę-Sowińską, w Krakowie - Jana Rokitę i Zbigniewa Ziobrę, w Katowicach - Andrzeja Sośnierza, a we Wrocławiu - Władysława Frasyniuka.
Czas menedżerów
Sławomir Pietras, szef poznańskiego Teatru Wielkiego, to menedżer (w Warszawie, Łodzi, Poznaniu, Wrocławiu, Krakowie wystawił ponad 300 przedstawień) i wizjoner. Udowodnił, że potrafi ściągać kapitał, zarządzać ludźmi i wykorzystywać międzynarodowe kontakty. Pietrasa drażni coraz większa prowincjonalność Poznania. - Poznań potrzebuje wizji, która przełamie marazm - mówi. Nieprzypadkowo odwołuje się do prezydenta Ratajskiego, którego zasadą było kształtować i brać, a nie czekać, aż Warszawa coś da. Za Pietrasem przemawia poparcie ludzi biznesu, którzy najlepiej wiedzą, jaki prezydent gwarantuje miastu powodzenie: Jana Kulczyka (najbogatszego Polaka), Pawła Sudoła (prezesa Kompanii Piwowarskiej) czy Wojciecha Bobka (dyrektora Unicom Bols Group).
Kwalifikacje Rudolpha Giulianiego polegały między innymi na tym, że na szefa policji wybrał Williama Brattona, a miejski budżet powierzył Alanowi G. Hevesiemu. U Andrzeja Olechowskiego rolę Brattona ma odgrywać gen. Mirosław Gawor, były szef BOR. Sławomir Pietras chce miejskie finanse powierzyć prof. Waldemarowi Frąckowiakowi, specjaliście od finansów i audytu, a sprawy społeczne i kulturę Michałowi Merczyńskiemu, twórcy festiwalu Malta. Olechowski, Pietras czy Rokita chcą uświadomić Polakom, że w zarządach miast nie powinni zasiadać amatorzy, którzy dopiero po objęciu stanowisk zaczynają się uczyć zarządzania.
Aby odnieść sukces, potrzeba - oprócz wizji - przywództwa i efektywnego zarządzania. Problemem Poznania, Krakowa, Szczecina i wielu innych miast po 1989 r. było to, że prezydenci nie mieli żadnej z cech potrzebnych do odniesienia sukcesu. Sprzyjała temu ordynacja wyborcza: rządzące miastami koalicje wybierały osoby bezbarwne, bo silna osobowość groziłaby ich rozpadem. Paradoksem jest to, że większość prezydentów, którzy niczego dla mieszkańców nie zrobili, ponownie ubiega się o stanowiska. Nie zauważają, że wybory bezpośrednie są biczem na takich jak oni. Nowa, większościowa ordynacja dała wyborcom świetne narzędzie oceny kandydatów i nie muszą już wybierać wyłącznie między słabymi konkurentami. W Warszawie mogą oddać głos na Lecha Kaczyńskiego albo Andrzeja Olechowskiego czy Marka Balickiego lub Julię Piterę. W Poznaniu rywalką Sławomira Pietrasa jest Aldona Kamela-Sowińska, minister skarbu w rządzie Buzka, osoba dynamiczna i stanowcza. Chce ona, by Poznań był miastem rozwijającym się przynajmniej tak dobrze jak Wrocław, mający bodaj najlepszy w Polsce marketing (kandydowanie do organizacji wystawy światowej, poświęcona historii miasta monografia Davisa i Moorhouse'a czy projekt centrum wypędzeń). Pietras przelicytowuje konkurentkę, chcąc uczynić z Poznania jedno z najważniejszych centrów na wschodnich obszarach poszerzonej Unii Europejskiej. Uważa za nienormalne to, iż Poznań przyciągnął mniej zagranicznych inwestorów niż położona niedaleko gmina Tarnowo Podgórne.
Z parlamentu do samorządu
Dlaczego w pierwszych bezpośrednich wyborach prezydentów, wójtów, burmistrzów brakuje osobowości na miarę Pietrasa, Kaczyńskiego, Olechowskiego, Rokity, Sośnierza, Frasyniuka czy Kameli-Sowińskiej? - Bezpośrednia ordynacja zaskoczyła partie, które zwyczajnie nie potrafiły znaleźć wartościowych kandydatów albo za późno zaczęły ich szukać. Wybory bezpośrednie obnażają ponadto kadrową słabość większości partii. Z kolei sporo osób wyrazistych i mających wizję uznało, że kampania w wyborach bezpośrednich jest na tyle inna od dotychczasowych, iż pewnych rzeczy trzeba się po prostu nauczyć. Dlatego wystartują dopiero w następnych wyborach - twierdzi prof. Michał Kulesza, jeden z twórców reformy samorządowej. Kulesza uważa, że startując w tych wyborach bez przygotowania, łatwiej się po ewentualnym zwycięstwie skompromitować niż odnieść sukces.
To, że o jedno miejsce w radach czy ratuszach ubiega się obecnie prawie sześciu kandydatów, czyli dwukrotnie więcej niż w połowie lat 90., oznacza jednak, że samorządy to coraz bardziej realna władza. Świadczy o tym choćby udział w wyborach kilkunastu obecnych i kilku byłych parlamentarzystów oraz trzech liderów partii: Lecha Kaczyńskiego (Prawo i Sprawiedliwość), Andrzeja Olechowskiego (Platforma Obywatelska) i Władysława Frasyniuka (Unia Wolności). Z mandatów poselskich i senatorskich gotowi są zrezygnować między innymi walczący o prezydenturę w stolicy Marek Balicki (SLD-UP), Zbigniew Ziobro (PiS) w Krakowie, Krzysztof Jurgiel (PiS) w Białymstoku, Marcin Libicki (PiS) w Poznaniu, Jan Maria Rokita (PO) w Krakowie, Jan Tomaka (PO) w Rzeszowie, Andrzej Czerwiński (PO) w Nowym Sączu, Wanda Łyżwińska (Samoobrona) w Radomiu, Henryk Dzido (Samoobrona) w Warszawie, Antoni Macierewicz (z klubu LPR, choć jest kandydatem komitetu Razem Polsce) w Warszawie. - Część obecnych parlamentarzystów nie startuje po to, by wygrać, lecz po to, by dzięki znanemu nazwisku pomóc swoim ugrupowaniom w uzyskaniu lepszego wyniku w wyborach do sejmików i rad - twierdzi dr Tomasz Żukowski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Nawet jeśli tak jest, wyborcy mają atrakcyjniejszą ofertę.
Samorząd, czyli winda do kariery
Timothy Garton Ash, brytyjski dziennikarz i politolog, zauważa, że w Polsce demokrację budowano jak odwróconą piramidę: najpierw na poziomie parlamentu, a potem w samorządach, które nie miały realnej władzy, bo nie decydowały o finansach. Dlatego z samorządów wywodzi się tak mało politycznych liderów. Na Zachodzie politycy wchodzą do parlamentu i zostają liderami partii czy ministrami po doświadczeniach w samorządach. We Francji merami byli na przykład Valéry Giscard d'Estaing (były prezydent), Jacques Chirac (obecny szef państwa). Żaden nie był dobrym merem, ale w samorządach zdobyli doświadczenie.
Świetne zarządzanie Wuppertalem było odskocznią dla Johannesa Raua, obecnego prezydenta Niemiec, do wielkiej politycznej kariery. Jako nadburmistrz Rau przyczynił się do przekształcenia Wuppertalu i całego zagłębia hutniczo-górniczego w dorzeczu Renu i Ruhry w ośrodek nowoczesnych technologii, badań i nauki. Z jego inicjatywy powstała tu sieć 49 wyższych uczelni czy największe w Europie centrum handlowo-rekreacyjne w Oberhausen i filmowe miasteczko Movie World w Bottrop. Z kolei rozwój Lipska po zjednoczeniu Niemiec jest w dużej mierze zasługą Wolfganga Tiefensee. To właśnie on skłonił koncern BMW do zbudowania fabryki w Lipsku, znalazł środki na restaurację miasta i przyciągnięcie na uniwersytet uczonych z zachodnich Niemiec. Sprawne zarządzanie Koszycami było trampoliną do kariery dla Rudolfa Schustera, obecnego prezydenta Słowacji. To za jego kadencji zacofane miasto przeistoczyło się w nowoczesną aglomerację.
Patent Giulianiego
Podczas kampanii wyborczej Rudolph Giuliani obiecał, że upora się z trzema najważniejszymi problemami Nowego Jorku: zwalczy bandytyzm, naprawi budżet i uprości administrację. Przez prawie sto lat wydawało się to niemożliwe. "Ani przez chwilę nie zastanawiałem się, co robić, tylko co powinno być zrobione. Brattonowi, Hevesiemu i innym urzędnikom dałem dwa lata na radykalne poprawienie sytuacji i cztery lata na jej naprawienie. Mieli tylko jedno ograniczenie - musieli przestrzegać prawa. Nie interesowało mnie, czy ich pomysły są śmieszne, brawurowe, czy niekonwencjonalne. Miały być skuteczne" - opowiadał Giuliani dziennikarzowi "New York Timesa".
Sławomir Pietras (lat 59)
|
Jan Maria Rokita (lat 43)
|
Zbigniew Ziobro (lat 32)
|
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.