Fiat Agnellich przechodzi pod kontrolę Berlusconiego
Ratujmy Fiata, ratujmy honor Italii" - grzmią Włosi, zaszokowani prawdą o tragicznej sytuacji finansowej turyńskiego giganta motoryzacyjnego. Zdesperowany zarząd zadłużonego po uszy Fiata sugerował nawet pozbycie się fabryk samochodów i otwarcie w zamian... 10 elektrowni. Premier Silvio Berlusconi już jednak zadeklarował: "Rząd pomoże, rząd nie dopuści, rząd znacjonalizuje. Nasz przemysł samochodowy musi pozostać w rękach Włochów".
Koniec dyktatury Agnellich
Od zakończenia II wojny światowej we Włoszech obowiązywała niepisana zasada: kiedy Fiat zarabia, pieniądze bierze rodzina Agnellich (kontroluje ona większość spółek Grupy Fiat), kiedy Fiat traci, straty pokrywa podatnik. W ostatnich 10 latach koncern z Turynu otrzymał od państwa 11 bln lirów, czyli ponad 5,5 mld euro dotacji. Dlatego gdy 13 października po południu prezes Grupy Fiat Paolo Fresco, prezes zarządu Gabriele Galateri di Genola i prezes Fiata Auto Giancarlo Boschetti zajeżdżali dwoma lanciami thesis pod willę premiera Silvia Berlusconiego w Arcore koło Mediolanu, byli pewni, że i tym razem rząd wyciągnie ich z bagna. Zaproponowali: publiczne pieniądze zasilą Fiata za pośrednictwem koncernu Finmeccanica, w 70 proc. prywatnego, w którym państwo posiada jednak "złotą akcję" i prawo weta. Na czele Finmeccaniki stoi zaś Roberto Testore, do grudnia 2001 r.... prezes Fiata Auto. Berlusconi oświadczył: "Państwo jest gotowe wziąć na siebie odpowiedzialność, ale w zamian żąda wpływu na decyzje personalne i plany strategiczne firmy". Tak z Fiatem jeszcze nikt nie rozmawiał.
Jeszcze 10 lat temu, po przejęciu Lancii i Alfy Romeo, turyński gigant kontrolował ponad 60 proc. włoskiego rynku motoryzacyjnego, dziś jego udział zmniejszył się do 28 proc. Był pierwszym pod względem wielkości producentem aut w Europie Zachodniej, jest siódmym. Akcje Fiata, które na początku 2000 r. były warte 35 euro, dziś można kupić za 9 euro. "Duma Italii" i "perła w koronie" holdingu, który na Półwyspie Apenińskim zatrudnia ponad 110 tys. osób, idzie na dno.
Fiat dla nikogo
"Fiat jak Ikea, lancia jak butik Salvatore Ferragamo, a alfa romeo jak Gucci" - tak szefowie Fiata wyobrażali sobie w ostatnich latach nowy wizerunek swych aut. Tymczasem w 2002 r. koncern wyprodukuje co najmniej 180 tys. samochodów mniej niż rok wcześniej. Turyński gigant stracił prymat w Europie w segmentach A i B (samochodów małych i tanich średnich), gdzie przez lata zajmował pozycję lidera. Przestarzałe seicento nie sprzedaje się nawet na mało wymagających rynkach, a pozbawionemu seksapilu punto coraz trudniej sprostać konkurencji choćby volkswagena. Rynkowy sukces alfy romeo nie może zrekompensować rozlicznych wpadek projektantów z Italii: przeraźliwie brzydkiego stilo, zawodnej lancii K czy zupełnie nieudanej lybry. Nowe auta Fiata, które pojawią się w sprzedaży w najbliższych kilkunastu miesiącach, noszą piętno prowizorki. Spece od marketingu w pośpiechu narzucili design nie do przyjęcia dla większości nabywców.
Fiata życie po życiu
Koncern najprawdopodobniej zostanie zlikwidowany, a zamiast niego powstanie nowa spółka. Fiat Holding, za którego pośrednictwem Agnelli kontrolują obecnie Fiata Auto, ograniczy w niej udziały do około 33 proc., jedną trzecią akcji obejmie również General Motors (dziś ma 20 proc.), a resztę przejmie konsorcjum banków wierzycieli Fiata oraz państwowa agencja Sviluppo Italia, interweniująca w sektorach dotkniętych kryzysem.
Bankom taki ménage ? trois - Agnelli, General Motors i rząd - niezbyt jednak odpowiada. W maju, gdy po raz kolejny restrukturyzowano dług Fiata, wymogły na turyńskim koncernie zapewnienie, że niespełnienie warunków spłaty spowoduje zamianę weksli na jego akcje. Ponieważ szanse na nagłe odwrócenie koniunktury w branży motoryzacyjnej są niewielkie, banki za 1 euro mogłyby przejąć kontrolę nad Fiatem i nie potrzebują rządu jako partnera. Protestują więc przeciw wejściu do nowej spółki rządowej agencji Sviluppo Italia - bez skutku. Przedstawiony 9 października plan restrukturyzacji koncernu przewiduje bowiem zwolnienie 8,1 tys. pracowników, zamknięcie dwóch fabryk i ograniczenie produkcji w kilku innych zakładach, a tak masowy lokaut to już domena polityki - o kształcie nowej firmy przy aprobacie związków zawodowych rozstrzygnie rząd. A ten - choćby dlatego, że chce uratować co najmniej kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy - pomoże koncernowi, lecz tym razem publiczne pieniądze nie będą podarkiem dla Agnellich. Fiat Auto z rąk Gianniego Agnellego w ten czy inny sposób przejdzie pod kontrolę Silvio Berlusconiego.
Więcej możesz przeczytać w 43/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.