Grupa Tats Cru, legenda graffiti, zarabia rocznie do 400 tysięcy dolarów
Niezręcznie jest się uskarżać na spadek dochodów, jeśli ich źródłem jest portretowanie śmierci. Dziesięć lat temu, gdy wojny między gangami dealerów cracku i strzały z samochodów były codziennością w nowojorskim Bronksie, grupka malarzy do perfekcji doprowadziła sztukę tworzenia barwnych malowideł na cześć zmarłych z tej dzielnicy. Gdy przed trzema laty wojny kokainowe zaczęły cichnąć, mniejsze zainteresowanie budziło również graffiti - buntownicza forma sztuki miejskiej. Dziś jej uprawianie staje się zajęciem coraz bardziej komercyjnym.
Śmierć była wszędzie
Członkowie Tats Cru (tak nazywa się grupa) malowali na boiskach szkolnych, roletach zasłaniających okna sklepowe, boiskach do piłki ręcznej i ścianach budynków mieszkalnych dziesiątki graffiti upamiętniających zmarłych. Przed dziesięciu laty tworzyli miesięcznie dwa lub trzy malowidła poświęcone zmarłym. Teraz malują najwyżej sześć w roku. - Wtedy śmierć widać było wszędzie. Ludzie padali jak muchy. Dzięki Bogu, to przeszłość. Nie mógłbym już tego znieść - mówi trzydziestodziewięcioletni członek grupy o pseudonimie BG 183. Gdy wojny między gangami były wyjątkowo zaciekłe, malarze z Tats Cru pracowali przez całą dobę. Gdy pojawiali się na pogrzebach, mówiono, że przychodzą tylko po to, by rozdawać wizytówki.
Coca-Cola kupuje buntowników
Dziś malarze mają dostatecznie dużo zamówień i pamiątkowe graffiti są jedynie drobną częścią ich pracy. Malują furgony firm oferujących usługi medyczne, dekorują toalety w nocnych klubach na Manhattanie i ściany w akademikach. Podpisali wieloletnie kontrakty z MTV i Coca-Colą. Zaproponowano im nawet pomalowanie przenośnej toalety przed zbliżającą się publiczną wystawą sztuki.
Grupa, która na początku potajemnie malowała graffiti, dysponując tylko farbami w sprayu przenoszonymi w skrzynce po mleku, chybotliwą drewnianą drabiną i starym fordem bronco, prowadzi teraz dochodowy interes. Malarze z Tats Cru podają, że ich roczne przychody wynoszą od 250 tys. USD do 400 tys. USD. Sześciu artystów pracuje na pełen etat, a dodatkowo współpracuje z nimi kilku wolnych strzelców. Tats Cru ma też przedstawicieli w Atlancie, Los Angeles, Chicago i Bostonie. - Nasza działalność zmieniła się, podobnie jak całe miasto - mówi członek grupy o pseudonimie Bio.
Twardzi nastolatkowie
Nazwa Tats jest skrótem od top artist talents albo od tough teenagers (twarde nastolatki). Założyciele grupy - Bio, BG 183 i Nicer - poznali się prawie dwadzieścia lat temu podczas zajęć plastycznych. Nastoletni artyści zaczęli malować na ścianach domów i w tunelach metra. Szybko zdobyli sławę wśród czarnej i latynoskiej młodzieży, na posterunku policji pęczniały ich kartoteki.
W 1984 r. skontaktowali się z nimi krewni zastrzelonego muzyka o pseudonimie M.C. Cowboy, występującego z Grand Master Flash, gwiazdą muzyki hip hop, by zamówić upamiętniające go malowidło. Malarze zaprojektowali proste graffiti - imię zmarłego, daty jego urodzin oraz śmierci - po czym namalowali je na ścianie budynku przy Morris Park w dzielnicy Bronx. Wkrótce graffiti stało się słynne i krewni zmarłych starali się dotrzeć do Tats Cru.
Grupa musiała wówczas ustalić pewien standard graffiti poświęconych zmarłym. Malowali imię zmarłego, daty urodzin i śmierci, portret i jakiś symbol mówiący o jego życiu. Niekiedy dodawali kilka słów od krewnych: "Tęsknimy i nie zapomnimy" lub "Do następnego spotkania". - Dla mieszkańców tej dzielnicy ściany z graffiti były ścianami płaczu albo ścianami oczyszczenia - mówi Nicer, członek Tats Cru.
Pierwsze portrety białych
Przez te wszystkie lata grupa wykonała kilkadziesiąt prac na Manhattanie, w Brooklynie i Queens. Przede wszystkim jednak działała w Bronksie. Artyści tworzyli malowidła upamiętniające dealerów narkotyków, niewinnych przechodniów ginących w strzelaninach ulicznych, zmarłych w wypadkach samochodowych lub na atak serca, na przykład zmarłego przed dwoma laty słynnego rapera Big Punishera.
Niedawno artyści zaczęli pracować nad graffiti na cześć trzech strażaków z Bronksu, którzy zginęli podczas akcji ratunkowej po ubiegłorocznych atakach terrorystycznych. Dwóch z nich to pierwsi biali, którym Tats Cru poświęca swoje dzieło. Jak twierdzą malarze, nie ma znaczenia, kogo upamiętnia graffiti. Cel jest zawsze ten sam.
- W gruncie rzeczy ma to być próba przywrócenia im życia - mówi Bio.
Więcej możesz przeczytać w 43/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.