Prezydent uratował rząd Leszka Millera przed abolicyjną kompromitacją!
Dożywotnie zwolnienie podatkowe, ukaranie przedsiębiorców korzystających z abolicji, darowanie winy przestępcom, możliwość wyprania milionów złotych, wreszcie przymusowa spowiedź osób, których jedyną winą jest to, że posiadają kolekcję przedwojennych guzików czy kapsli lub są turystami odwiedzającymi Polskę - to wszystko chciał nam zafundować minister finansów Grzegorz Kołodko. Jeszcze w środę 9 października prezydent Aleksander Kwaśniewski zapewniał, że podpisze ustawę abolicyjną. Cztery dni później przesłał ją do Trybunału Konstytucyjnego. I słusznie! Jest to gniot prawny na miarę słynnego "Paragrafu 22" Josepha Hellera, a wejście w życie ustawy o abolicji i deklaracjach majątkowych skompromitowałoby Polskę jako kraj, w którym prawo miałoby cokolwiek znaczyć.
Księgi niespodzianek
Większość podatników może mieć żal do Aleksandra Kwaśniewskiego, że nie podpisał ustawy abolicyjnej od ręki. Gdyby to uczynił, Polska stałaby się największym rajem podatkowym na kuli ziemskiej! Każdy, kto skorzystałby z abolicji, nie płaciłby podatków. Paragraf 13 ustęp 2 tzw. ustawy abolicyjnej stwierdza bowiem wyraźnie, że: "osoba, która złożyła deklarację podatkową, nie podlega obciążeniu podatkami, opłatami i innymi należnościami publicznoprawnymi związanymi z działalnością, z której uzyskano dochód wykazany w deklaracji podatkowej". Prawo podatkowe - tak uznał Sąd Najwyższy - należy interpretować literalnie, a nie dociekać, co ustawodawca miał na myśli. Wprawdzie więc nigdy nie zarobiliśmy ani złotówki "na lewo", ale mimo to składamy abolicyjną deklarację podatkową, w której informujemy o nielegalnym zarobku.
Przedsiębiorca, który skorzystałby z "rozgrzeszenia Kołodki", musiałby się z kolei liczyć z tym, że urzędnicy skarbowi zaczną go ścigać za sfałszowane księgi rachunkowe i nie zapłacony VAT. Twórcy ustawy napisali bowiem, że ściganiu nie podlegają tylko przestępstwa przeciwko podatkowi dochodowemu. O Va-cie i fałszowaniu ksiąg zapomnieli! Tak więc naiwniaków chcących skorzystać z abolicji mogła spotkać przykra niespodzianka. Wiadomo bowiem, że jeżeli ktoś ukrywał dochód z działalności gospodarczej, to fałszował też księgi i oszukiwał na Vacie. Na abolicji skorzystają za to na pewno "przestępcy ujawnieni". Artykuł 14 ustawy stwierdza bowiem, że jeżeli podatnik złoży rzetelną deklarację podatkową, to postępowanie podatkowe, kontrola podatkowa lub skarbowa dotyczące przychodów nie znajdujących pokrycia w ujawnionych źródłach podlegają umorzeniu.
Polska - wakacje z deklaracją
Przepisy regulujące składanie i wypełnianie tzw. deklaracji majątkowych są wyjątkowo nieprecyzyjne. Nie wiadomo, kto miałby je składać, nie wiadomo także, jak miałby wycenić swój majątek. Karą za niewypełnienie deklaracji lub nierzetelne jej wypełnienie może być wysoka grzywna lub dwa lata więzienia. O tym, czy deklaracja była potrzebna, czy nie, będzie oczywiście decydował urzędnik. Tymczasem nawet Ministerstwo Finansów nie jest w stanie przedstawić w tej mierze właściwej interpretacji przepisów. Jedno jest pewne: powinni ją wypełnić kolekcjonerzy przedwojennych znaczków pocztowych, kapsli, guzików, a także wszyscy ci, którzy posiadają "dobra kultury narodowej" - na przykład portret babci z 1935 r. Drobiazgiem już wydaje się to, że deklaracje będą musieli wypełniać także... turyści. Parlament, wprowadzając do ustawy poprawki, omyłkowo nałożył obowiązek składania deklaracji na osoby "mające w Polsce miejsce pobytu", a więc również na gości z zagranicy, spędzających na przykład noc w hotelu.
Obywatelu, zdemaskuj się sam
Każdy, kto czytał książkę Hellera, wie, że paragraf 22 oznacza sytuację bez wyjścia. I takąż właśnie tworzy ustawa abolicyjna. Załóżmy, że prezydent - tak jak początkowo chciał - posłusznie (choć z wątpliwościami) by ją podpisał. Co dalej? Skruszeni podatnicy, którzy popełnili przestępstwa skarbowe, ruszyli masowo do urzędów skarbowych z deklaracjami abolicyjnymi. Załóżmy, że tak by się stało. W tym samym jednak czasie opozycja, która bez trudu zebrałaby 50 niezbędnych podpisów, zaskarżyłaby tę ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. A wtedy możliwości byłyby dwie (trybunał uznałby ustawę za niezgodną z konstytucją lub nie), obie niedobre. Gdyby trybunał przyznał rację opozycji, ustawa, która już była prawem, straciłaby ważność, więc preferencyjna stawka po-datkowa w wysokości 12 proc. w myśl prawa nigdy by nie istniała.
A zatem ludzie, którzy złożyli deklaracje, wyszliby na frajerów, którzy sami na siebie złożyli donos, prosząc, aby nałożyć im karny podatek w wysokości 75 proc. Podobnie byłoby z deklaracjami majątkowymi. Prawnie byłyby "dokumentami nie istniejącymi", fizycznie jednak istniałyby i kilkaset osób miałoby dostęp do danych o tym, kto, ile i czego ma. Na dodatek ujawnienie tych informacji nie byłoby przestępstwem, bo nie można ujawnić czegoś, co nie istnieje.
WITOLD ORŁOWSKI szef zespołu doradców prezydenta Część ustawy dotycząca abolicji była skierowana do zbyt wąskiego kręgu osób. Obejmowała tylko płacących PIT, dlatego nie przyniosłaby spodziewanego efektu. Z kolei deklaracje majątkowe to forma walki z szarą strefą, ale jednocześnie forma terroryzowania podatników. Jeszcze skuteczniejsze byłoby przecież założenie wszystkim podsłuchów telefonicznych. Najlepszą metodą walki z szarą strefą jest obniżanie podatków. |
GRZEGORZ WLAZŁO ekspert prawny Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Abolicja w wersji Kołodki to możliwość prania pieniędzy na dużą skalę. Z kolei deklaracje majątkowe to kolejny pomysł z gatunku "bij bogatego", w dodatku sformułowany tak nieprecyzyjnie, aby można go stosować zależnie od okoliczności. Takie prawo przekona obywateli, że bogacenie się jest naganne. Polska jako jedyny kraj chce budować kapitalizm bez kapitalistów. |
Jak to się robi w Ameryce |
---|
Domaganie się od kogoś oświadczenia majątkowego byłoby w USA uznane za działanie sprzeczne z konstytucją. Poprawki III, IV, a zwłaszcza V wykluczają możliwość składania jakichkolwiek zeznań, które mogłyby prowadzić do nadużycia władzy bądź samooskarżenia się zeznającego. Jeśli urząd skarbowy (IRS) uznał, że wartość czyjegoś majątku przekracza wysokość dochodów, z których ów majątek powstał, musi to precyzyjnie udowodnić. Amerykanin posiada tylko jeden identyfikator - numer ewidencyjny w systemie ubezpieczeń społecznych. Pełni on funkcję adresu, pod który spływają wszystkie dokumenty (tzw. W-2, W-4 lub 1099) świadczące o uzyskanym dochodzie. Dane dotyczące zysków kapitałowych podatników są wysyłane do IRS przez banki, kasy oszczędnościowo-pożyczkowe, domy maklerskie, firmy inwestycyjne itp. O spadkach czy darowiznach władze dowiadują się dzięki podatkom od tych czynności prawnych (nie dojdzie do przekazania majątku, o ile nie zostanie sporządzone odpowiednie zeznanie podatkowe). Jan M. Fijor |
Więcej możesz przeczytać w 43/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.