Polska padła ofiarą wewnętrznych porachunków holenderskiego establishmentu
Sławomir Magala Socjolog i kulturoznawca, prof. Uniwersytetu Erazma w Rotterdamie
Aż poczwórna nieszczerość kryła się za rozgrywką, która doprowadziła do upadku holenderskiego rządu i zakwestionowania w parlamencie gotowości Polski do członkostwa w Unii Europejskiej.
Gerrit Zalm, lider partii liberalnej (jednej z trzech tworzących rządzącą koalicję), dostrzegając zbliżający się rozpad rozdzieranego od dawna konfliktami rządu, postanowił ratować z tonącego okrętu własne ugrupowanie. Liczył, że uda się to zrobić kosztem populistycznej partii zamordowanego w zamachu Pima Fortuyna (LPF). Liberałom zależy na przechwyceniu bardziej przedsiębiorczych i zamożniejszych wyborców LPF, skompromitowanej przez wiele afer i pozbawionej wyraźnego kierunku po śmierci charyzmatycznego Fortuyna.
Zalm uznał, że najlepszym sposobem na wyraźne odcięcie się od chwiejącego się rządu Jana Petera Balkenende będzie przeciwstawienie się rozszerzaniu unii na wschód, a już w szczególności sprzeciwienie się przyjęciu do UE Polski. Dlaczego? Ponieważ Polska jest za duża, ma za dużo rolników, szerzy się w niej korupcja, a poza tym nasz kraj nie odrobił zadania domowego.
Zalm był poczwórnie nieszczery. Po pierwsze - jako minister finansów w poprzednim rządzie (premiera Wima Koka) brał udział w szczycie w Berlinie i Nicei, gdzie głosował za rozszerzeniem. Niech zatem Zalm nie udaje, że się dziwi, iż to kosztuje. Po drugie - Zalm wie, że nie ma specjalnego prawa zarzucać Polsce korupcji w sytuacji, kiedy to Holandią wstrząsa jeden skandal korupcyjny za drugim (ostatnio okazało się, że największe firmy budowlane od lat oszukiwały rząd na setki milionów euro, budując mosty, tunele i autostrady). Korupcja w Polsce jest problemem, ale porównywalnym z problemem łapówkarstwa we Włoszech czy Holandii. Po trzecie - Zalm wie, że rozszerzenie musi się wiązać ze zmianami polityki finansowania rolników w UE, co może jej wyjść tylko na dobre. Po czwarte - Zalm zapomina, że jego arogancki sposób zachowania się już Holandii zaszkodził - na przykład w oczach Włochów czy Irlandczyków, o których wypowiadał się pogardliwie w mediach przed wprowadzeniem euro.
Zdaniem politologa Rinusa van Schendelena, chrześcijańscy demokraci i liberałowie popełnili polityczny mord na partii LPF, dobijając ją po utracie popularności. Jeśli to prawda, zobaczymy, czy im się to opłaci. Jeśli liberałowie źle na tym wyjdą, szanse Polski na wejście do unii będą większe.
Kronika zapowiedzianego upadku rządu
Kiedy 80 dni temu młody premier Balkenende z partii chrześcijańsko-demokratycznej obejmował rządy, stojąc na czele koalicji z liberałami oraz z nową partią - Listą Pima Fortuyna (LPF), polityka zamordowanego w trakcie kampanii wyborczej, nikt nie wróżył jego gabinetowi długiego politycznego życia. Dzień po uroczystym pogrzebie księcia Clausa von Amsberga, małżonka królowej Beatrycze, czyli 16 października 2002 r., spełniły się oczekiwania przeciwników politycznych Balkenende, zwolennika powrotu do tradycyjnych wartości chrześcijańskich. Balkenende udał się do królowej z prośbą o przyjęcie dymisji jego rządu i rozpisanie nowych wyborów.
Bezpośrednim i najpoważniejszym powodem tego kroku było zachowanie ministrów wywodzących się z LPF. Mowa o zachowaniu ministra gospodarki Hermana Heinsbroeka oraz ministra zdrowia Eduarda Bomhoffa. Nie znosili się i choć nie różnili się poglądami, obaj aspirowali do przewodzenia frakcji LPF - Heinsbroek jako namaszczony przez Fortuyna następca, a Bomhoff jako wicepremier. Heinsbroek jest milionerem, dorobił się m.in. jako właściciel automatów do gry. Finansował kampanię polityczną Fortuyna, a jako minister gospodarki chciał rozbudowywać autostrady, nie bacząc na protesty ekologów. Bomhoff to profesor ekonomii. Nie mogąc ich pogodzić, Balkenende zwolnił obu. W chwili, gdy ogłaszali swoją rezygnację, stwierdził, że w koalicji rządowej nie można współpracować z LPF. Wpływ na jego decyzję miał też odwrót elektoratu od partii wyniesionej w mgnieniu oka z politycznej nicości do rangi drugiego pod względem wielkości ugrupowania w parlamencie. W wyborach zdobyli 26 mandatów, ale wedle najnowszych badań, teraz mogą wprowadzić do parlamentu najwyżej 3-4 posłów. Było to najszybsze wycofanie poparcia społecznego w najnowszej historii Holandii. Dlaczego do tego doszło?
Populiści aferzyści
Jeżeli Gerrit Zalm, lider partii liberalnej, istotnie popełnił polityczny mord, to swą ofiarę wybrał idealnie - miała wszelkie znamiona, o jakich mówią wiktymolodzy. Już od chwili wyborów LPF wstrząsały konflikty, a w życiorysach wielu jej przedstawicieli znajdowano ciemne karty. Philomenę Bijlhout, która miała objąć stanowisko wiceministra do spraw mniejszości narodowych, rozpoznano na zdjęciu w mundurze podejrzanych formacji paramilitarnych narkotykowego watażki z Surinamu. Inny poseł musiał zrezygnować, gdy się okazało, że został skazany prawomocnym wyrokiem. Jeszcze inni obrzucali się błotem w walce o stanowisko przywódcy frakcji. Mat Herben, jej pierwszy przewodniczący, skłamał, dopisując sobie w życiorysie wyższe wykształcenie dziennikarskie, a pracę nad wewnętrznym biuletynem Ministerstwa Obrony przedstawiając jako stanowisko kierownicze w mediach. Posłanka Winny de Jong została zmuszona przez partię do rezygnacji z mandatu po tym, jak oskarżyła kolegę, że kupił wysokie miejsce na liście wyborczej.
To prawda, że media z reguły cierpią na odchylenie lewicowo-liberalne i populizm traktują podejrzliwie, a zatem szukały dziury w całym, ale i tak wyborcy nadzwyczaj szybko zrazili się do podejrzanej mieszanki polityków. Głównym powodem tego odwrócenia się elektoratu od LPF było zróżnicowanie obozu jej zwolenników. Z jednej strony, partię popierali bardzo przedsiębiorczy i bogaci ludzie, którym rząd przeszkadzał w bogaceniu się. Z drugiej - ludzie ubodzy, którzy w administracji państwa dobrobytu widzą tylko bezduszną biurokrację. Wielu z nich, mieszkając w biedniejszych dzielnicach, styka się na co dzień z imigrantami, a zwłaszcza z najbardziej pozbawioną szans na awans młodzieżą marokańską. Kiedy jednak chcieli się swoimi krytycznymi uwagami z kimś podzielić, natrafiali na mur rządowej obojętności, oczekiwali, że rząd i policja podejmą decyzje o zdecydowanych akcjach, a słyszeli tylko poprawne politycznie deklaracje.
Więcej możesz przeczytać w 43/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.