Europa narzuca światu monstrualne ceny oliwy Oliwę można wylewać na wzburzone fale, ale można także dolewać jej do ognia. W Unii Europejskiej ma ona zastosowanie specjalne. Służy do wydawania pieniędzy podatnika. Kosztuje go 2,5 mld euro rocznie, pochłaniając 5 proc. unijnych dotacji do rolnictwa. Liberalizacja oliwnego rynku, której domagają się kraje ubogie, wspierane przez Światową Organizację Handlu, zredukowałaby te koszty, sprawiając jednocześnie, że ceny płacone przez konsumenta spadłyby nawet o 30 proc. Nie spadną. W Polsce w kilku najbliższych latach wzrosną nawet o kilkadziesiąt procent.
Dowód na istnienie nosorożca
Świat produkuje rocznie około 3 mln ton oliwy, która występuje w dwóch najważniejszych odmianach: ekstra virgin, czyli szlachetnej oliwy spożywczej, oraz niekonsumpcyjnej - choć głowy bym nie dał, czy takiej właśnie nie kupujemy niekiedy w naszych sklepach. Licząc w europejskich cenach hurtowych (transakcje na giełdach w Bari, Heraklionie i Jaen to trzy czwarte światowych obrotów), rynek ten wart jest 75 mld euro. Natomiast rachując w cenach detalicznych (cena litra oliwy ekstra virgin w sklepie w zachodniej Europie wynosi 15-30 euro), otrzymujemy niebotyczną kwotę prawie biliona euro. Oliwa to zatem łakomy - nie tylko organoleptycznie - kąsek i jest się o co bić. Na razie rezultaty tego boju są dziwaczne i całkowicie sprzeczne z tym, czego naucza się w podręcznikach ekonomii:
- Popyt na oliwę szybko rośnie (w ciągu dziesięciu lat o 40 proc.);
- Ciekawostką (mającą swoje wytłumaczenie w owych cenach) jest to, że spożycie wzrasta wyłącznie w krajach Unii Europejskiej (poza unią spadło o 35 proc.);
- Produkcja zwiększa się przede wszystkim w krajach rozwijających się, bo jest to produkcja łatwa i nie wymagająca poza ciepłem specjalnych warunków;
- Wzrost produkcji jest tak duży, że rosną światowe zapasy tego produktu, ale dziwić może, że ów wzrost "produkcji nie sprzedanej" nie przekłada się na konsumpcję w krajach, w których spożycie żywności nie przekracza ilościowych i jakościowych norm zalecanych przez Światową Organizację Zdrowia;
- Przy utrzymującej się stałej nadwyżce podaży nad popytem światowe ceny hurtowe zamiast spadać, idą w górę (w ciągu czterech lat wzrost o 40 proc.).
Słysząc taki opis zjawiska, nawet kiepsko wyedukowany ekonomista powie, że boski zwierzyniec jest wprawdzie przeogromny, ale takie nosorożce istnieć nie mogą.
I dlatego nawet kiepsko wyedukowanym ekonomistom wstęp do Brukseli jest zakazany.
Oliwienie oliwy
Unia zapowiada od dawna uruchomienie mechanizmu rynkowego mającego obniżyć produkcję i ceny oliwy. Cała reklamowana reforma, o czym wszyscy wiedzieli od początku, był to jednak jeden wielki blef. Nowy system mający doprowadzić do zmniejszenia dopłat jest jeszcze bardziej "przekrętogenny" niż poprzedni. W odróżnieniu od poprzedniego nie trzeba bowiem wyprodukować oliwy, a jedynie oświadczyć, że ma się drzewka oliwne. Zapewne powtórzy się więc fenomen win francuskich, związany z tym, że podzielenie francuskiej produkcji wina przez przeciętną wydajność z hektara (a przy winach markowych powinna być niższa) wskazuje, że Francja zaczyna się na Kamczatce, zaś kończy za Saharą, i drzewka oliwne w basenie Morza Śródziemnego rozmnożą się jak króliki w Australii.
Oczywiście, nie spadną także ceny, a jest tak ze względu na zmonopolizowanie rynku przez trzy giełdy hurtowe oraz utrzymanie ceł na oliwę importowana spoza unii.
A cła te wynoszą 1226 euro za tonę oliwy lampante, 1245 euro za tonę oliwy virgin i ekstra virgin. Wiadomo już, że rynek nie zareagował na zmianę polityki. Mimo rekordowych ubiegłorocznych zbiorów i wielkich zapasów cena hurtowa oliwy ekstra virgin (średnia z trzech europejskich giełd) wzrosła z 2520 euro za tonę do 2800 euro za tonę. I tu ciekawostka - cena sporadycznie występującej na tych rynkach oliwy importowanej wynosi 3400 euro za tonę. Biorąc pod uwagę, że tkwi w tym 1245 euro cła, w rzeczywistości jest o 600 euro, to jest około 25 proc. niższa od ceny oliwy produkowanej w Europie. I to byłby natychmiastowy zysk z liberalizacji rynku dla konsumenta. Na tym jednak sprawa by się nie skończyła. Do powiększania produkcji oliwy rwą się zarówno Australia, Nowa Zelandia, Chile, Argentyna czy Izrael, jak i kraje rozwijające się. Przy odblokowaniu rynku możliwe jest podwojenie ich produkcji w ciągu kilku lat. A to przy wolnym rynku zbiłoby ceny jeszcze bardziej.
Olive boys u polskich bram
Na razie oliwa kosztuje w Polsce nie 30 euro, ale 20 zł za litr. Niestety, to koniec dobrych wiadomości. Już niedługo przestaniemy się cieszyć niską, 15-20 razy niższą na Zachodzie, ceną oliwy. Po pierwsze, to, co kupujemy pod tą nazwą (zwłaszcza gdy na etykietce znajduje się napis "wyprodukowano dla..."), z prawdziwym olejem oliwnym ekstra virgin ma niewiele wspólnego. Po drugie, przy minimalnym, dziesięciokrotnie mniejszym niż w krajach dawnej unii, spożyciu (około 30 tys. ton, czyli 0,75 kg na osobę) i minimalnych wymaganiach jakościowych jesteśmy śmietnikiem Europy, na którym drugorzędni producenci upychają niezbywalne rezerwy. Dwa dokonujące się procesy: europeizacja naszego spożycia i redukowanie produkcji dla podtrzymania cen sprawią jednak, że długo tak tanio wyrobów oliwopodobnych kupować nie będziemy.
Więcej możesz przeczytać w 26/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.