Choć w codziennej demokracji liczy się większość, to o jej kształcie decydują nieliczni - dokuczliwi i irytujący Nazywano go "oszczercą Izraela", a najłagodniej "anarchistą". Uri Avnery, znany izraelski dziennikarz, był powszechnie potępiany, bo odważył się napisać o dyskryminacji jednych Żydów przez drugich. W 1950 r. w popularnym izraelskim tygodniku "Haolam Haze" opublikował serię artykułów na temat dyskryminacji Żydów pochodzenia marokańskiego oraz Żydów z Iraku, Iranu, Jemenu. Oskarżył społeczeństwo zdominowane przez Żydów aszkenazyjskich (pochodzenia europejskiego) o pogardę wobec ciemnoskórych braci. Dopiero po latach izraelskie społeczeństwo przyznało się do dyskryminacji, a stare partie prześcigają się we flirtowaniu z wychodźcami z krajów arabskich i Afryki Północnej. Z czasem stali się oni przywódcami tych partii, szefami sztabu generalnego, ministrami obrony, przewodniczącymi związków zawodowych.
Odważny samotnik
Avnery przez lata opowiadał się za pokojem z Palestyńczykami, za powstaniem palestyńskiego państwa. Odważnie proponował, by wschodnia część Jerozolimy stała się stolicą Palestyny. Spowodowało to oskarżenia o zdradę: dla wielkiej części społeczeństwa Avnery stał się osobą wyklętą. Polemizowała z nim m.in. ówczesna premier Golda Meir, która twierdziła, że nie ma palestyńskiego narodu (istnieje tylko naród arabski), więc nie potrzeba tworzenia samodzielnego państwa. W polemikach z Goldą Meir wspierali go prof. Yaakov Talmon (wybitny historyk XX wieku, wychodźca z Polski), prof. Yeshayahu Leibovich (jeden z czołowych intelektualistów i uczonych izraelskich) oraz grupa polityków i artystów (na przykład dramaturg Hanoch Lewin, autor m.in. sztuk "Requiem" i "Mord").
Krytycy Goldy Meir twierdzili, że okupacja palestyńskich terenów jest bezskuteczna, że nie gwarantuje bezpieczeństwa, lecz demoralizuje, że jest rakiem na ciele izraelskiego narodu. Byli oni przekonani, że prędzej czy później naród palestyński i tak wywalczy sobie niepodległość. Dlatego sprzeciwiali się izraelskiemu osadnictwu na palestyńskich terenach Judei i Samarii, w strefie Gazy oraz na wzgórzach Golan. Później te poglądy przejęła izraelska lewica, a jeszcze później premier Menachem Begin (urodzony w Polsce). To on podpisał układ pokojowy z Egiptem i przyznał Palestyńczykom prawo do autonomii. Tę politykę kontynuował premier Icchak Rabin, który podpisał porozumienie z Palestyńczykami (w 1993 r. w Oslo), za co zapłacił życiem. Za sprzyjanie takiej polityce życie stracił także prezydent Egiptu Sadat.
Irytująca mniejszość
Ariel Szaron, obecny przywódca prawicy i premier Izraela, przez lata ewoluował ku przyjęciu za swoją filozofii AvneryŐego - Rabina. Zrezygnował z części ideologii Wielkiego Izraela, przez co jest ostro krytykowany przez skrajną prawicę. Ta sama prawica wcześniej atakowała Icchaka Rabina. Szaron musi też walczyć z członkami swojej partii Likud. Jest paradoksem, że teraz z jego polecenia będą niszczone osiedla osadników, które sam zakładał, będąc ministrem rolnictwa, a potem ministrem obrony. Avnery ma obecnie 80 lat i nadal przewodzi zwolennikom pokojowego rozwiązania konfliktu z Palestyńczykami. Można go spotkać w bufecie Knesetu, gdzie często popija kawę. Ma satysfakcję, że jego niesłuszne kiedyś poglądy okazały się słuszne.
Wiele lat temu Herbert Marcuse, filozof neomarksista, napisał, że "dzisiejsze protesty nielicznych, jutro będą praktyczną polityką wielu". Właśnie tak się stało z dawnymi protestami AvneryŐego. Można mówić o wielkim zwycięstwie odważnego dziennikarza i człowieka. Jest ironią historii, że do annałów przejdą pewnie tylko realizatorzy pomysłów AvneryŐego, zaś o nim mało kto będzie pamiętał. Ten przykład dowodzi, że choć w codziennej demokracji liczy się większość, to o jej kształcie decydują nieliczni - często dokuczliwi i irytujący. Płynie z tego nauka, by takich ludzi nie lekceważyć.
Avnery przez lata opowiadał się za pokojem z Palestyńczykami, za powstaniem palestyńskiego państwa. Odważnie proponował, by wschodnia część Jerozolimy stała się stolicą Palestyny. Spowodowało to oskarżenia o zdradę: dla wielkiej części społeczeństwa Avnery stał się osobą wyklętą. Polemizowała z nim m.in. ówczesna premier Golda Meir, która twierdziła, że nie ma palestyńskiego narodu (istnieje tylko naród arabski), więc nie potrzeba tworzenia samodzielnego państwa. W polemikach z Goldą Meir wspierali go prof. Yaakov Talmon (wybitny historyk XX wieku, wychodźca z Polski), prof. Yeshayahu Leibovich (jeden z czołowych intelektualistów i uczonych izraelskich) oraz grupa polityków i artystów (na przykład dramaturg Hanoch Lewin, autor m.in. sztuk "Requiem" i "Mord").
Krytycy Goldy Meir twierdzili, że okupacja palestyńskich terenów jest bezskuteczna, że nie gwarantuje bezpieczeństwa, lecz demoralizuje, że jest rakiem na ciele izraelskiego narodu. Byli oni przekonani, że prędzej czy później naród palestyński i tak wywalczy sobie niepodległość. Dlatego sprzeciwiali się izraelskiemu osadnictwu na palestyńskich terenach Judei i Samarii, w strefie Gazy oraz na wzgórzach Golan. Później te poglądy przejęła izraelska lewica, a jeszcze później premier Menachem Begin (urodzony w Polsce). To on podpisał układ pokojowy z Egiptem i przyznał Palestyńczykom prawo do autonomii. Tę politykę kontynuował premier Icchak Rabin, który podpisał porozumienie z Palestyńczykami (w 1993 r. w Oslo), za co zapłacił życiem. Za sprzyjanie takiej polityce życie stracił także prezydent Egiptu Sadat.
Irytująca mniejszość
Ariel Szaron, obecny przywódca prawicy i premier Izraela, przez lata ewoluował ku przyjęciu za swoją filozofii AvneryŐego - Rabina. Zrezygnował z części ideologii Wielkiego Izraela, przez co jest ostro krytykowany przez skrajną prawicę. Ta sama prawica wcześniej atakowała Icchaka Rabina. Szaron musi też walczyć z członkami swojej partii Likud. Jest paradoksem, że teraz z jego polecenia będą niszczone osiedla osadników, które sam zakładał, będąc ministrem rolnictwa, a potem ministrem obrony. Avnery ma obecnie 80 lat i nadal przewodzi zwolennikom pokojowego rozwiązania konfliktu z Palestyńczykami. Można go spotkać w bufecie Knesetu, gdzie często popija kawę. Ma satysfakcję, że jego niesłuszne kiedyś poglądy okazały się słuszne.
Wiele lat temu Herbert Marcuse, filozof neomarksista, napisał, że "dzisiejsze protesty nielicznych, jutro będą praktyczną polityką wielu". Właśnie tak się stało z dawnymi protestami AvneryŐego. Można mówić o wielkim zwycięstwie odważnego dziennikarza i człowieka. Jest ironią historii, że do annałów przejdą pewnie tylko realizatorzy pomysłów AvneryŐego, zaś o nim mało kto będzie pamiętał. Ten przykład dowodzi, że choć w codziennej demokracji liczy się większość, to o jej kształcie decydują nieliczni - często dokuczliwi i irytujący. Płynie z tego nauka, by takich ludzi nie lekceważyć.
Więcej możesz przeczytać w 26/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.