Dziesięć lat temu Billy Corgan należał do rockowej elity. Jego grupa Smashing Pumpkins miała tylko jednego rywala - Nirvanę. W 1995 r., gdy Nirvana była już wspomnieniem, Pumpkins wydali swoje opus magnum - album "Mellon Collie And The Infinite Sadness", który rozszedł się w dziesięciomilionowym nakładzie. Nie minęło pięć lat, a i ten zespół odszedł do historii, pozostawiając po sobie 24 mln sprzedanych płyt i pękate dossier narkotykowych skandali i awantur o pieniądze. Corgan od lat daremnie pragnie odzyskać utraconą pozycję w rockowej hierarchii. Jego nowa formacja Zwan eksplodowała zaraz po starcie, pozostawiając po sobie ledwie jeden, średnio zresztą udany album, teraz więc postanowił po raz pierwszy nagrać album pod swoim nazwiskiem. "TheFutureEmbrace" nie jest jednak ucieczką w przyszłość, jak sugeruje tytuł, lecz raczej komentarzem do elektronicznej przeszłości spod znaku berlińskiej trylogii Davida Bowiego i Briana Eno, Depeche Mode, Nine Inch Nails i "Disintegration" The Cure. Ten ostatni związek przypieczętowuje duet z Robertem Smithem w nowym opracowaniu starej piosenki Bee Gees "To Love Somebody". Płyta ma kilka świetnych momentów, dobrze się wpisuje w panującą dziś modę na lata 80. i choć nie przynosi Corganowi wstydu, raczej nie przywróci jego nazwisku dawnego gwiazdorskiego blasku.
Jerzy A. Rzewuski
Billy Corgan: "TheFutureEmbrace", (Warner)
Jerzy A. Rzewuski
Billy Corgan: "TheFutureEmbrace", (Warner)
Więcej możesz przeczytać w 26/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.