Festiwale dowodzą, że w naszym kraju tworzy się coraz bardziej autarkiczny rynek polskiej piosenki Polscy widzowie uwielbiają oglądać festiwale piosenki. Tym bardziej uwielbiają, im bardziej krytycy utyskują nad poziomem krajowej piosenki. Jak dowodzą badania oglądalności, największą publiczność gromadzi przed ekranem festiwal Eurowizji. W tym roku - mimo żenującego występu Ivana i Delfina - przed telewizorami zasiadło 5 mln osób. Trzydniowe zmagania z polską piosenką w Opolu oglądało średnio 4 mln telewidzów, a odbywający się od ostatniego piątku do niedzieli festiwal Top Trendy telewizji Polsat - około 3 mln widzów.
Konferansjer Józef Oleksy?
Najwięcej osób gromadzą przed telewizorami transmisje festiwali piosenki na żywo. Wprawdzie wygłaszane przez prowadzących, a przygotowane przez speców od humoru pseudodowcipne teksty mogą przyprawić o zgrzytanie zębów, ale o wiele trudniej jest już wyreżyserować naturalne zachowania wykonawców czy spontaniczność widowni. Nawet występy z półplaybacku nie są w stanie zniechęcić widzów do zachwycania się blichtrem czy śledzenia wpadek naszych gwiazd i gwiazdeczek. Widzów nie obchodzi, że sprzedaż polskich płyt od lat pikuje, a wszelkie wręczane podczas transmisji telewizyjnych nagrody mają dla publiczności marginalne znaczenie. Ważne, by ktoś znany wręczał coś widocznego komuś, kto z tego powodu bardzo się ucieszy, a przy okazji pozdrowi bliskich i znajomych. Najważniejszą innowacją festiwalowych transmisji ostatnich lat jest oddanie imprez we władanie widzów. Dzięki SMS-om, które zastąpiły szwankujące audiotele, to publika wybiera zwycięzcę. I nie życzy sobie werdyktów nawet najznakomitszego jury czy dziennikarzy. Zresztą znacznie bardziej ekscytujące od tego, kto śpiewa, jest to, kto zostaje miss obiektywu. A jeszcze ważniejsze jest to, kto prowadzi konkursy. W tym roku w Opolu w tej roli z dużym powodzeniem zadebiutowały Kayah i Tatiana Okupnik z grupy Blue Cafe oraz aktorzy znani z telewizyjnych seriali. Polsat, organizator Top Trendy, usilnie walczył o nowych prezenterów i odniósł połowiczny, a raczej "ćwierćny" sukces. Trudno bowiem uznać za zaskoczenie, że na sopockiej scenie pojawili się Kuba Wojewódzki, Bogusław Kaczyński i Monika Luft. Zaskoczeniem była natomiast na pewno osoba Mariusza Maksa Kolonki, dotychczas kojarzonego z barokowymi w formie i pustawymi w treści relacjami z Ameryki dla publicznej telewizji. Czyżby jego pojawienie się w kolorowych pismach w roli narzeczonego serialowej gwiazdeczki Weroniki Rosati oznaczało zmianę zainteresowań? A może zmianę stajni, czyli przejście z TVP do Polsatu? Wtedy telewizji TVN nie pozostałoby nic innego, jak za miesiąc, podczas festiwalu w Sopocie (po raz pierwszy nie organizuje go TVP, lecz TVN) jako konferansjera zatrudnić na przykład Józefa Oleksego albo księdza prałata Henryka Jankowskiego.
Festiwal SMS-ów
Siłą Top Trendów Polsatu jest bardzo czytelna formuła: pierwszego dnia koncert "Top", czyli występy dziesięciu wykonawców, którzy sprzedali najwięcej płyt w poprzednim roku. Wprawdzie 2004 r. przyniósł kolejny niechlubny rekord polskiego show-biznesu - żadna z krajowych płyt nie przekroczyła stutysięcznego nakładu - to jednak dziesiątkę zawsze da się ułożyć. Tegoroczną tworzyli (w kolejności alfabetycznej): Ania Dąbrowska, Ich Troje, Jeden Osiem L, Kasia Kowalska, Krzysztof Krawczyk, Lady Pank, Mandaryna, Paweł Kukiz & Piersi i Sistars. Siła prostoty formuły Top Trendów jest zarazem jej słabością, gdyż wyklucza nie tylko element zaskoczenia, ale również eliminuje z gry telewidzów. Dlatego drugiego dnia podczas koncertu "Trendy" karty rozdawała publiczność, wysyłając SMS-y.
Jakie są trendy w polskiej piosence ostatnich lat? Nie ma żadnych. Opierając się na wynikach sprzedaży z 2004 r. i ostatniego półrocza, okazuje się, że kochamy weteranów (Krzysztof Krawczyk, Kombi), ale i młodzież (Ania Dąbrowska, Sistars, Brodka, Jeden Osiem L). Lubimy banalny pop (Ich Troje, Mandaryna, Jeden Osiem L) oraz muzykę środka (Krzysztof Kiljański, Kasia Kowalska), ale też bardziej nowoczesne produkcje (Ania Dąbrowska, Sistars, Brodka). I wciąż darzymy sympatią gwiazdy lat 80. i początku lat 90. (Lady Pank, Paweł Kukiz, Wilki, Kayah). Jednocześnie jednak chętnie słuchamy nowego soulu (Sistars, Blue Cafe), współczesnego dance (Ania Dąbrowska, Brodka) czy bardziej przystępnych produkcji hiphopowych (Jeden Osiem L, Mezo).
Wniosek jest jeden: polskim show-biznesem rządzi przypadek. Wielkie zagraniczne wytwórnie płytowe od lat nie robią nic, by promować nowe twarze i lansować nowe trendy. To właśnie tzw. mejdżersi, skupiając się na upychaniu darmowych kompaktów (dołączanych do ilustrowanych magazynów), doprowadzili do krachu sprzedaży płyt w naszym kraju. Coraz częściej artyści nie tylko przejmują kontrolę nad własną karierą, wydając samodzielnie swoje płyty (m.in. Anita Lipnicka & John Porter, Myslovitz), ale też zakładają własne wytwórnie płytowe. Firma Kayax, nadzorowana przez Kayah, nie tylko wydała z sukcesem jej album, ale wypromowała Krzysztofa Kiljańskiego (najpopularniejsza płyta mijającego półrocza) oraz lansuje zespół Zakopower, który był jednym z laureatów ostatniego Opola.
Dzięki pogardzanym przez większość dziennikarzy telewizyjnym programom "Idol", "Szansa na sukces" czy "Droga do gwiazd" na scenach pojawiły się nowe twarze. Ania Dąbrowska, Monika Brodka, Ewelina Flinta, Tomek Makowiecki czy Szymon Wydra nie tylko nie stali się chwilowymi gwiazdeczkami, ale nadają ton dzisiejszemu krajowemu popowi. Okazuje się, że wielotygodniowe zmagania amatorów rzeczywiście stanowią dobre sito do późniejszej zawodowej kariery. Gorzej z przewidywaniami tzw. fachowców, którzy wybierają wstępną listę wykonawców występujących choćby na koncercie "Trendy". Wprawdzie zwycięzcy dwóch dotychczasowych konkursów (Ania Dąbrowska i Sistars) doskonale sobie radzą na polskim rynku, ale mało kto pamięta o Gosi Stępień, Hani Stach czy zespołach Paranormal, eM i Dr. No. A to na nich stawiali rzekomi znawcy w ubiegłym roku. Piątkowy koncert "Top" doskonale zademonstrował, między jakimi muzycznymi biegunami tworzą nowe twarze krajowej estrady. Na dziesiątym miejscu wśród fonograficznych bestsellerów 2004 r. uplasowała się płyta Mandaryny (Mandaryna.com). Żona Michała Wiśniewskiego podbiła serca publiczności niewyszukaną wersją tandetnego niemieckiego dance. Chłopcy z zespołu Jeden Osiem L (drugie miejsce) wypracowali z kolei przystępną formułę umożliwiającą przełknięcie hiphopu przez słowiańską masową publiczność, tęskniącą za łatwo rozpoznawanymi frazami. Ta grupa jednak zbudowała popularność pierwszej płyty, kradnąc motywy z piosenek grupy Live i Briana Adamsa. Członkowie Sistars (dziewiąte miejsce) wzorują się natomiast na ambitnym czarnym soulu. Jest tylko kwestią czasu, kiedy zespół wypracuje oryginalną stylistykę.
Ania Dąbrowska (trzecie miejsce), mimo nagrania zaledwie jednej płyty jest nie tylko najciekawszą postacią rodzimej popmuzyki, ale wytycza jej dzisiejsze standardy. Jej sukces komercyjny musi cieszyć, gdyż wokalistka nie tylko komponuje nowoczesne melodie, ale także pisze zmuszające do myślenia teksty, a to jest już wartość sama w sobie.
Top Trendy oraz festiwal w Opolu dowodzą, że w naszym kraju tworzy się coraz bardziej autarkiczny rynek polskiej piosenki, który ma tendencję do zapadania się (niczym czarna dziura). Poza czy ponad nim funkcjonuje rynek światowy, którego gwiazdy sprowadzają polską piosenkę do roli karzełka.
Więcej możesz przeczytać w 26/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.