Jak amatorski film o seksie oralnym zmienił historię Nagi aktor Burt Reynolds pojawił się na okładce "Cosmopolitan". Aktorka Jane Fonda otrzymała Oscara za rolę inteligentnej prostytutki w "Klute" Alana J. Pakuli. Alex Comfort, modelowe uosobienie angielskiego purytanizmu, wydał książkowy bestseller "Radość seksu". Wszystko to działo się na początku lat 70. - u progu ery seksualnego wyzwolenia. Brakowało tylko oficjalnego przypieczętowania nadejścia tej ery. Stempel został ostatecznie przybity w 1972 r. Wtedy to Gerard Damiano, fryzjer kręcący w Nowym Jorku filmiki porno, poznał Chucka i Lindę Traynorów. Przez weekend napisał scenariusz filmu z ich udziałem. Nazwał go "Głębokie gardło".
O fenomenie tego filmu oraz o czasach, w których powstał, opowiada wchodzący właśnie do kin dokument "Głęboko w gardle". Kluczowa scena filmu Gerarda Damiano rozgrywa się w gabinecie ginekologicznym. Lekarz bada intymne części ciała niejakiej Lindy Lovelace (gra ją Linda Traynor) i wpada w zdumienie. Drapiąc się po głowie z zafrasowaniem, oznajmia: "Ależ pani nie ma łechtaczki! Tutaj brakuje łechtaczki! Proszę samej sprawdzić". Lovelace, łkając, mówi: "A niech mnie diabli!". Po chwili łechtaczka zostaje jednak zlokalizowana... w gardle pacjentki. Nietrudno się domyślić, co działo się przez pozostałe pół godziny filmu.
Zarówno Harry Reems jako doktor, jak i Linda Traynor jako Lovelace (reżyser wymyślił jej taki pseudonim, chcąc stworzyć odpowiednik MM - Marilyn Monroe) grają okropnie. Reems wręcz błaznuje. Nie ma w tym amatorskim filmie silikonowych diw na wysokich obcasach, jakimi wypełnione są współczesne produkcje studia porno. Czuć za to naiwne zauroczenie seksem, osiągające apogeum w finałowej scenie, gdy z głośników leci skomponowana przez Damiano piosenka "Deep Throat", zaś Linda Lovelace wpada w seksualną ekstazę z partnerem (mężem Chuckiem Traynorem). Nieważne, że dialogi są idiotyczne - "Deep Throat" było przepełnione tym porno chic, o którym w głośnym artykule napisał "New York Times". Po tym artykule tłumy zaczęły walić na "Głębokie gardło". Recenzje widzów były euforyczne, na przykład: "To połykaczka mieczy, to odkurzacz - Linda Lovelace może zmienić bieg historii kina". "New York Times" ostrożnie oznajmił, że dzieło Damiano jest "pamiątką z pewnego czasu i miejsca".
Bilety na "Głębokie gardło" kosztowały 5-10 dolarów (przy przeciętnej cenie 1-2 dolary). Nic dziwnego, że film zarobił 100 mln dolarów tylko w USA, a ponad dwa razy tyle w 70 innych państwach. Znacznie wyższe (około 600 mln dolarów) były wpływy z dystrybucji kaset wideo. Był to początek ery wideo, dlatego "Głębokie gardło" kosztowało aż około 100 dolarów, czyli tylko o połowę mniej niż odtwarzacz. Pieniądze te nie trafiły wcale do kieszeni reżysera Damiano, lecz do tajemniczych producentów filmu, czyli mafii. W filmie "Głęboko w gardle" widzimy siwiutkiego Damiano spokojnie wyjaśniającego, że oddał mafii prawa do swego dziełka, bo nie chciał mieć połamanych nóg. Oprócz Damiano pojawiają się tacy eksperci od seksu, jak pisarka Erica Jong, wydawca "Playboya" Hugh Hefner, reżyser filmowy John Waters, a także prokuratorzy i adwokaci zaangażowani w ściganie i obronę porno-biznesu w czasach po premierze "Głębokiego gardła". Wszyscy oni zastanawiają się, jak był możliwy fenomen tego filmu.
Dokument "Głęboko w gardle" opowiada o tym dziwnym momencie w 1972 r., gdy nawet Jackie Kennedy poszła do kina, by zobaczyć seks oralny. Współczesne aktorki porno słabo pamiętają prekursorski film gatunku. Jedna z nich szczebiocze w finale dokumentu: "Głębokie gardło? Ach, to chyba film z tą babką, która nie żyje".
Zarówno Harry Reems jako doktor, jak i Linda Traynor jako Lovelace (reżyser wymyślił jej taki pseudonim, chcąc stworzyć odpowiednik MM - Marilyn Monroe) grają okropnie. Reems wręcz błaznuje. Nie ma w tym amatorskim filmie silikonowych diw na wysokich obcasach, jakimi wypełnione są współczesne produkcje studia porno. Czuć za to naiwne zauroczenie seksem, osiągające apogeum w finałowej scenie, gdy z głośników leci skomponowana przez Damiano piosenka "Deep Throat", zaś Linda Lovelace wpada w seksualną ekstazę z partnerem (mężem Chuckiem Traynorem). Nieważne, że dialogi są idiotyczne - "Deep Throat" było przepełnione tym porno chic, o którym w głośnym artykule napisał "New York Times". Po tym artykule tłumy zaczęły walić na "Głębokie gardło". Recenzje widzów były euforyczne, na przykład: "To połykaczka mieczy, to odkurzacz - Linda Lovelace może zmienić bieg historii kina". "New York Times" ostrożnie oznajmił, że dzieło Damiano jest "pamiątką z pewnego czasu i miejsca".
Bilety na "Głębokie gardło" kosztowały 5-10 dolarów (przy przeciętnej cenie 1-2 dolary). Nic dziwnego, że film zarobił 100 mln dolarów tylko w USA, a ponad dwa razy tyle w 70 innych państwach. Znacznie wyższe (około 600 mln dolarów) były wpływy z dystrybucji kaset wideo. Był to początek ery wideo, dlatego "Głębokie gardło" kosztowało aż około 100 dolarów, czyli tylko o połowę mniej niż odtwarzacz. Pieniądze te nie trafiły wcale do kieszeni reżysera Damiano, lecz do tajemniczych producentów filmu, czyli mafii. W filmie "Głęboko w gardle" widzimy siwiutkiego Damiano spokojnie wyjaśniającego, że oddał mafii prawa do swego dziełka, bo nie chciał mieć połamanych nóg. Oprócz Damiano pojawiają się tacy eksperci od seksu, jak pisarka Erica Jong, wydawca "Playboya" Hugh Hefner, reżyser filmowy John Waters, a także prokuratorzy i adwokaci zaangażowani w ściganie i obronę porno-biznesu w czasach po premierze "Głębokiego gardła". Wszyscy oni zastanawiają się, jak był możliwy fenomen tego filmu.
Dokument "Głęboko w gardle" opowiada o tym dziwnym momencie w 1972 r., gdy nawet Jackie Kennedy poszła do kina, by zobaczyć seks oralny. Współczesne aktorki porno słabo pamiętają prekursorski film gatunku. Jedna z nich szczebiocze w finale dokumentu: "Głębokie gardło? Ach, to chyba film z tą babką, która nie żyje".
Więcej możesz przeczytać w 26/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.