Jeśli natychmiast nie powstanie w Polsce centralny port lotniczy, wylądujemy na cywilizacyjnym marginesie Europy
Gdyby dziś ministrem transportu w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza został Eugeniusz Kwiatkowski, twórca przedwojennego sukcesu Gdyni, też zbudowałby port - zapewnia profesor Władysław Bartoszewski. Tym razem byłby to port lotniczy pod Warszawą.
Opieszałość Polaków w sprawie budowy nowoczesnego lotniska wykorzystali Niemcy, którzy tuż u naszych granic wznoszą gigantyczny port lotniczy Berlin Brandenburg International (BBI). Właśnie ze względu na niemiecką konkurencję na czele rady nadzorczej LOT postawiono Władysława Bartoszewskiego, polityka mającego świetne notowania w Niemczech, bowiem w dzisiejszych czasach decyzje o tego typu inwestycjach to nie tylko gospodarka, ale przede wszystkim polityka. Dobitnie pokazała to sprawa budowy gazociągu bałtyckiego. O ile jednak w sprawie rury Polaków pominięto, o tyle sprawę budowy nowoczesnego portu lotniczego wszystkie ekipy rządzące po 1989 r. po prostu przespały. Jeżeli w ciągu dziesięciu lat w Polsce nie powstanie centralny port lotniczy, zostaniemy zepchnięci na cywilizacyjny margines Europy.
Zapchane Okęcie
- Czasu zostało niewiele, za dwa, trzy lata może już być za późno - ocenia Marek Sławatyniec, ekspert lotniczy. W ubiegłym roku polskie lotniska obsłużyły ponad 11,5 mln pasażerów, o ponad 30 proc. więcej niż dwa lata temu. To najlepszy wynik w Europie. Według prognoz Urzędu Lotnictwa Cywilnego, podróżujących samolotami nadal będzie przybywać. W 2020 r. liczba odprawionych pasażerów w Polsce może wynieść prawie 42 mln, a w 2030 r. - przekroczyć 63 mln. Czy jesteśmy na to przygotowani? Lotnisko Warszawa Okęcie wyczerpie swoje możliwości za niespełna dziesięć lat. Nawet po rozbudowie nie odprawi się tutaj więcej niż 15 mln pasażerów rocznie.
- Bez centralnego portu przesiadkowego i rozwiniętej komunikacji lotniczej nie może być mowy o nowoczesnym państwie - przestrzega prof. Władysław Bartoszewski. Jego zdaniem, przyszłe centralne lotnisko ma szansę stać się portem tranzytowym, który obsłuży nie tylko kraje nadbałtyckie, Ukrainę i Białoruś, ale będzie też miejscem przesiadki dla podróżnych z Tadżykistanu, Uzbekistanu i innych krajów tamtego regionu. - Przed polską gospodarką stoi też nowe wyzwanie: współpraca z azjatyckimi tygrysami - zauważa prof. Bartoszewski. Bez sprawnych połączeń lotniczych z Chinami czy Indiami nie mamy szans na współpracę biznesową i udział w klubie najlepszych.
Berlin dla Polaków
Choć od zakończenia wojny minęło ponad 60 lat, to jednak tzw. ziemie odzyskane w komunikacyjnym sensie nie zostały przyłączone do Polski. Podróż z Wrocławia do Warszawy (przez Poznań!) trwa ponad pięć godzin. Dla Szczecina naturalną stolicą kulturalną stał się Berlin, do którego można się dostać w ciągu godziny. Zbliżające się mistrzostwa świata w piłce nożnej jeszcze tę tendencję wzmocnią. Prawdą jest bowiem, że patrząc na berlińskie inwestycje - plac Poczdamski, nową dzielnicę rządową, Kultur Forum, główny dworzec kolejowy czy wreszcie BBI - trudno odczuwać dumę z Dworca Centralnego czy Okęcia. Można oczywiście wydziwiać, że Niemcy budują swoją stolicę na kredyt i Berlin jest zadłużony po uszy, jednak nie sposób nie dostrzec, że polityka ta jest skuteczna. Dość powiedzieć, że pod względem turystyki Berlin dogania już takie potęgi jak Rzym i Paryż.
Berlin Brandenburg International, którego budowa zakończy się w 2011 r., będzie trzecim co do wielkości niemieckim portem lotniczym i największym węzłem przesiadkowym w Niemczech. Rocznie będzie obsługiwać 22 mln pasażerów. Zdaniem niemieckiego ministra gospodarki Haralda Wolfa, leżące 70 km od polskiej granicy lotnisko przyczyni się do szybszego rozwoju całego regionu. - Wymierne korzyści gospodarcze odniosą też polskie miasta: Szczecin, Poznań i Wrocław - mówi "Wprost" Harald Wolf. Już dziś ponad milion Polaków wylatuje z Berlina. Po otwarciu nowego portu ta liczba znacząco wzrośnie. Zarówno polscy turyści, jak i biznesmeni będą częściej wybierali lotnisko berlińskie niż polskie Okęcie. Podróż do Warszawy przestaje się opłacać, bo z zachodnich rejonów Polski nawet nie ma jak dojechać. Brakuje autostrad, szybkich połączeń kolejowych, za drogi jest bilet lotniczy na liniach krajowych. W zachodnich miastach Polski jak grzyby po deszczu powstają firmy specjalizujące się w dowozie Polaków do Berlina. Lukratywny interes szybko zwietrzyły tanie linie: EasyJet, Germanwings i Duair, oferując loty z Poznania do Berlina. Już dziś na zachodzie Polski prowadzona jest kampania reklamowa, która ma przyciągnąć na berlińskie lotnisko jak najwięcej pasażerów z Polski. Firma Berliner Flughafen promuje nową lotniczą infrastrukturę miasta w polskiej wersji strony internetowej i gazetki "Foyer". Na każdym z berlińskich lotnisk znajdują się polskojęzyczne broszury promujące sklepy i usługi na lotniskach.
Spory o lokalizację
Taniec wokół lokalizacji nowego polskiego portu lotniczego trwa już dobrych kilka lat, a każda koncepcja zależy od widzimisię polityków lub ich wyborczych obietnic. Działające na zlecenie Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa hiszpańskie konsorcjum Ineco zaproponowało, aby przyszłe lotnisko powstało między dwiema ważnymi aglomeracjami: warszawską i łódzką. Teren zaproponowany przez Ineco leży między Mszczonowem, Puszczą Mariańską a Żyrardowem. Burmistrz Mszczonowa Józef Grzegorz Kurek już zaciera ręce. Miasto, którym zarządza, jest znane z umiejętności przyciągania inwestorów. We Mszczonowie firmy zainwestowały już ponad miliard dolarów. - Po wybudowaniu lotniska będzie ich kilkakrotnie więcej - cieszy się burmistrz.
Kilkadziesiąt tysięcy nowych miejsc pracy, boom w turystyce i gigantyczne zyski mogą jednak przejść koło nosa. Bo choć jest pomysł na lokalizację, to do wbicia pierwszej łopaty pod budowę pasa startowego droga wciąż daleka. Decyzję o wyborze lokalizacji podejmie rząd. Czy to zrobi? - Zamiar budowy centralnego lotniska jest tylko decyzją polityczną i jeszcze nie wiadomo, gdzie i czy na pewno ono powstanie - mówi Eugeniusz Wróbel, wiceminister infrastruktury odpowiedzialny za transport lotniczy.
- Niemcy mogą sobie budować nowe lotniska, bo mają dziesięciokrotnie większy od nas produkt krajowy brutto per capita, a my jesteśmy państwem na dorobku i nie stać nas na zbędne wydatki - ucina krótko Bronisław Komorowski (PO), wicemarszałek Sejmu. Według niego, w Polsce jest wystarczająco dużo lotnisk, także wojskowych, pozostałych po Układzie Warszawskim. Można je rewitalizować i stamtąd uruchamiać połączenia lotnicze. Na zezwolenie prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego czeka na przykład podwarszawskie lotnisko w Modlinie, które po przebudowie może przyjąć nawet 3 mln pasażerów rocznie.
Marszałkowi Komorowskiemu wtóruje jego partyjny kolega z PO Tadeusz Jarmuziewicz, wiceprzewodniczący sejmowej komisji infrastruktury. - Można snuć plany i wytyczać lokalizacje, wydając pieniądze podatników na kolejne projekty - stwierdza Jarmuziewicz. - Od szesnastu lat Polska nie dorobiła się dokumentu pod tytułem "Polityka transportowa", który by określał przyszłe węzły komunikacyjne, skrzyżowania nowoczesnych linii kolejowych z autostradami i lotniskami. Wskazana przez Ineco lokalizacja na razie niczego nie wyjaśnia.
Kwiatkowski pilnie poszukiwany
Podczas gdy polscy politycy zastanawiają się, czy nas stać na budowę centralnego lotniska, Niemcy - nie zważając na zadłużenie państwa, które w połowie 2005 r. sięgało 1,5 bln euro, i kryzysową sytuację w budżecie samego Berlina - zainwestują w nowe międzynarodowe lotnisko 2,4 mld euro. - Jestem przekonany, że banki bez problemu udzielą nam kredytu, bo lotnisko stanie się siłą napędową gospodarki - mówi Eric Schweitzer, prezes berlińskiej Izby Przemysłowo-Handlowej. Schweitzer wierzy, że pieniądze nie zostaną zmarnowane. Według najnowszych obliczeń prof. Herberta Bauma z uniwersytetu w Kolonii, do 2012 r. na lotnisku znajdzie dodatkowo zatrudnienie 40. tys. osób. BBI przejmie pasażerów 60 innych zachodnioeuropejskich portów lotniczych, które - według Zrzeszenia Europejskich Portów Lotniczych - za 15 lat osiągną maksymalną przepustowość. Dwadzieścia z nich kompletnie się zatka. Zdaniem władz Berlina, dzięki lotnisku w mieście pojawi się więcej turystów, a hotele zapełnią się kongresowymi i targowymi gośćmi. Taką perspektywę mogłaby też mieć Warszawa. Czas ucieka, a to nie wróży nic dobrego. Jedno jest pewne: przydałby się charyzmatyczny polityk na miarę twórcy Gdyni, który przekonałby nawet największych sceptyków.
Fot: Z. Furman
Opieszałość Polaków w sprawie budowy nowoczesnego lotniska wykorzystali Niemcy, którzy tuż u naszych granic wznoszą gigantyczny port lotniczy Berlin Brandenburg International (BBI). Właśnie ze względu na niemiecką konkurencję na czele rady nadzorczej LOT postawiono Władysława Bartoszewskiego, polityka mającego świetne notowania w Niemczech, bowiem w dzisiejszych czasach decyzje o tego typu inwestycjach to nie tylko gospodarka, ale przede wszystkim polityka. Dobitnie pokazała to sprawa budowy gazociągu bałtyckiego. O ile jednak w sprawie rury Polaków pominięto, o tyle sprawę budowy nowoczesnego portu lotniczego wszystkie ekipy rządzące po 1989 r. po prostu przespały. Jeżeli w ciągu dziesięciu lat w Polsce nie powstanie centralny port lotniczy, zostaniemy zepchnięci na cywilizacyjny margines Europy.
Zapchane Okęcie
- Czasu zostało niewiele, za dwa, trzy lata może już być za późno - ocenia Marek Sławatyniec, ekspert lotniczy. W ubiegłym roku polskie lotniska obsłużyły ponad 11,5 mln pasażerów, o ponad 30 proc. więcej niż dwa lata temu. To najlepszy wynik w Europie. Według prognoz Urzędu Lotnictwa Cywilnego, podróżujących samolotami nadal będzie przybywać. W 2020 r. liczba odprawionych pasażerów w Polsce może wynieść prawie 42 mln, a w 2030 r. - przekroczyć 63 mln. Czy jesteśmy na to przygotowani? Lotnisko Warszawa Okęcie wyczerpie swoje możliwości za niespełna dziesięć lat. Nawet po rozbudowie nie odprawi się tutaj więcej niż 15 mln pasażerów rocznie.
- Bez centralnego portu przesiadkowego i rozwiniętej komunikacji lotniczej nie może być mowy o nowoczesnym państwie - przestrzega prof. Władysław Bartoszewski. Jego zdaniem, przyszłe centralne lotnisko ma szansę stać się portem tranzytowym, który obsłuży nie tylko kraje nadbałtyckie, Ukrainę i Białoruś, ale będzie też miejscem przesiadki dla podróżnych z Tadżykistanu, Uzbekistanu i innych krajów tamtego regionu. - Przed polską gospodarką stoi też nowe wyzwanie: współpraca z azjatyckimi tygrysami - zauważa prof. Bartoszewski. Bez sprawnych połączeń lotniczych z Chinami czy Indiami nie mamy szans na współpracę biznesową i udział w klubie najlepszych.
Berlin dla Polaków
Choć od zakończenia wojny minęło ponad 60 lat, to jednak tzw. ziemie odzyskane w komunikacyjnym sensie nie zostały przyłączone do Polski. Podróż z Wrocławia do Warszawy (przez Poznań!) trwa ponad pięć godzin. Dla Szczecina naturalną stolicą kulturalną stał się Berlin, do którego można się dostać w ciągu godziny. Zbliżające się mistrzostwa świata w piłce nożnej jeszcze tę tendencję wzmocnią. Prawdą jest bowiem, że patrząc na berlińskie inwestycje - plac Poczdamski, nową dzielnicę rządową, Kultur Forum, główny dworzec kolejowy czy wreszcie BBI - trudno odczuwać dumę z Dworca Centralnego czy Okęcia. Można oczywiście wydziwiać, że Niemcy budują swoją stolicę na kredyt i Berlin jest zadłużony po uszy, jednak nie sposób nie dostrzec, że polityka ta jest skuteczna. Dość powiedzieć, że pod względem turystyki Berlin dogania już takie potęgi jak Rzym i Paryż.
Berlin Brandenburg International, którego budowa zakończy się w 2011 r., będzie trzecim co do wielkości niemieckim portem lotniczym i największym węzłem przesiadkowym w Niemczech. Rocznie będzie obsługiwać 22 mln pasażerów. Zdaniem niemieckiego ministra gospodarki Haralda Wolfa, leżące 70 km od polskiej granicy lotnisko przyczyni się do szybszego rozwoju całego regionu. - Wymierne korzyści gospodarcze odniosą też polskie miasta: Szczecin, Poznań i Wrocław - mówi "Wprost" Harald Wolf. Już dziś ponad milion Polaków wylatuje z Berlina. Po otwarciu nowego portu ta liczba znacząco wzrośnie. Zarówno polscy turyści, jak i biznesmeni będą częściej wybierali lotnisko berlińskie niż polskie Okęcie. Podróż do Warszawy przestaje się opłacać, bo z zachodnich rejonów Polski nawet nie ma jak dojechać. Brakuje autostrad, szybkich połączeń kolejowych, za drogi jest bilet lotniczy na liniach krajowych. W zachodnich miastach Polski jak grzyby po deszczu powstają firmy specjalizujące się w dowozie Polaków do Berlina. Lukratywny interes szybko zwietrzyły tanie linie: EasyJet, Germanwings i Duair, oferując loty z Poznania do Berlina. Już dziś na zachodzie Polski prowadzona jest kampania reklamowa, która ma przyciągnąć na berlińskie lotnisko jak najwięcej pasażerów z Polski. Firma Berliner Flughafen promuje nową lotniczą infrastrukturę miasta w polskiej wersji strony internetowej i gazetki "Foyer". Na każdym z berlińskich lotnisk znajdują się polskojęzyczne broszury promujące sklepy i usługi na lotniskach.
Spory o lokalizację
Taniec wokół lokalizacji nowego polskiego portu lotniczego trwa już dobrych kilka lat, a każda koncepcja zależy od widzimisię polityków lub ich wyborczych obietnic. Działające na zlecenie Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa hiszpańskie konsorcjum Ineco zaproponowało, aby przyszłe lotnisko powstało między dwiema ważnymi aglomeracjami: warszawską i łódzką. Teren zaproponowany przez Ineco leży między Mszczonowem, Puszczą Mariańską a Żyrardowem. Burmistrz Mszczonowa Józef Grzegorz Kurek już zaciera ręce. Miasto, którym zarządza, jest znane z umiejętności przyciągania inwestorów. We Mszczonowie firmy zainwestowały już ponad miliard dolarów. - Po wybudowaniu lotniska będzie ich kilkakrotnie więcej - cieszy się burmistrz.
Kilkadziesiąt tysięcy nowych miejsc pracy, boom w turystyce i gigantyczne zyski mogą jednak przejść koło nosa. Bo choć jest pomysł na lokalizację, to do wbicia pierwszej łopaty pod budowę pasa startowego droga wciąż daleka. Decyzję o wyborze lokalizacji podejmie rząd. Czy to zrobi? - Zamiar budowy centralnego lotniska jest tylko decyzją polityczną i jeszcze nie wiadomo, gdzie i czy na pewno ono powstanie - mówi Eugeniusz Wróbel, wiceminister infrastruktury odpowiedzialny za transport lotniczy.
- Niemcy mogą sobie budować nowe lotniska, bo mają dziesięciokrotnie większy od nas produkt krajowy brutto per capita, a my jesteśmy państwem na dorobku i nie stać nas na zbędne wydatki - ucina krótko Bronisław Komorowski (PO), wicemarszałek Sejmu. Według niego, w Polsce jest wystarczająco dużo lotnisk, także wojskowych, pozostałych po Układzie Warszawskim. Można je rewitalizować i stamtąd uruchamiać połączenia lotnicze. Na zezwolenie prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego czeka na przykład podwarszawskie lotnisko w Modlinie, które po przebudowie może przyjąć nawet 3 mln pasażerów rocznie.
Marszałkowi Komorowskiemu wtóruje jego partyjny kolega z PO Tadeusz Jarmuziewicz, wiceprzewodniczący sejmowej komisji infrastruktury. - Można snuć plany i wytyczać lokalizacje, wydając pieniądze podatników na kolejne projekty - stwierdza Jarmuziewicz. - Od szesnastu lat Polska nie dorobiła się dokumentu pod tytułem "Polityka transportowa", który by określał przyszłe węzły komunikacyjne, skrzyżowania nowoczesnych linii kolejowych z autostradami i lotniskami. Wskazana przez Ineco lokalizacja na razie niczego nie wyjaśnia.
Kwiatkowski pilnie poszukiwany
Podczas gdy polscy politycy zastanawiają się, czy nas stać na budowę centralnego lotniska, Niemcy - nie zważając na zadłużenie państwa, które w połowie 2005 r. sięgało 1,5 bln euro, i kryzysową sytuację w budżecie samego Berlina - zainwestują w nowe międzynarodowe lotnisko 2,4 mld euro. - Jestem przekonany, że banki bez problemu udzielą nam kredytu, bo lotnisko stanie się siłą napędową gospodarki - mówi Eric Schweitzer, prezes berlińskiej Izby Przemysłowo-Handlowej. Schweitzer wierzy, że pieniądze nie zostaną zmarnowane. Według najnowszych obliczeń prof. Herberta Bauma z uniwersytetu w Kolonii, do 2012 r. na lotnisku znajdzie dodatkowo zatrudnienie 40. tys. osób. BBI przejmie pasażerów 60 innych zachodnioeuropejskich portów lotniczych, które - według Zrzeszenia Europejskich Portów Lotniczych - za 15 lat osiągną maksymalną przepustowość. Dwadzieścia z nich kompletnie się zatka. Zdaniem władz Berlina, dzięki lotnisku w mieście pojawi się więcej turystów, a hotele zapełnią się kongresowymi i targowymi gośćmi. Taką perspektywę mogłaby też mieć Warszawa. Czas ucieka, a to nie wróży nic dobrego. Jedno jest pewne: przydałby się charyzmatyczny polityk na miarę twórcy Gdyni, który przekonałby nawet największych sceptyków.
Fot: Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 15/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.