Porządki w Ziemi Świętej do dziś reguluje dekret sułtana z 1852 roku
Zmiejsca, w którym kiedyś znajdował się szpital Augusty Wiktorii, widać wyraęnie dolinę Jozafata. Pewnego dnia zmartwychwstaną z niej wszyscy umarli od powstania świata. Jest mała i wąska, ale rozszerzy się cudownym sposobem. Jerozolima potrzebuje jednak więcej cudów. Plan separacji dwóch narodów wprowadzany w życie przez Ariela Szarona i jego następców sprawia, iż w terytorialnych rozrachunkach między Izraelem i Palestyńczykami najwięcej problemów będzie z miejscami świętymi. Warto się w związku z tym odwołać do zapomnianego precedensu, który jak ulał pasuje do miasta Dawida i może stanowić podstawę każdego przyszłego porozumienia: w 1871 r. doszło do ostrego sporu między Watykanem a Włochami. Poszło o to, że nie zważając na gwałtowne protesty papieża, rząd włoski ogłosił Rzym stolicą zjednoczonego państwa. Dopiero w 1929 r. osiągnięto porozumienie, w którego ramach pięć bazylik należących do Watykanu, ale usytuowanych poza jego terytorium, uzyskało specjalny status potwierdzony później gwarancjami międzynarodowymi.
Telefon od Hamasu
Ehud Olmert, desygnowany na premiera Izraela, nie ukrywa, że już teraz myśli o kolejnych krokach separacyjno-rozwodowych w stosunkach z Palestyńczykami. - Nie będziemy czekać na telefon od Hamasu - mówił niedawno na spotkaniu z grupą protestantów z USA. Logiczną konsekwencją polityki jednostronnych kroków byłaby decyzja o przyznaniu specjalnego statusu Wzgórzu Świątynnemu, meczetom Al-Aksa i Omara, Bazylice Grobu Pańskiego, Drodze Krzyżowej, Górze Oliwnej i kilku podobnym miejscom. Spotkałoby się to z poparciem światowej opinii publicznej, pod warunkiem że Izrael podzieliłby się odpowiedzialnością z odpowiednimi instytucjami międzynarodowymi. Musiałoby temu towarzyszyć zobowiązanie dotyczące zagwarantowania swobodnego dostępu do miejsc świętych wszystkim "bez względu na wyznanie, rasę i płeć".
W ostatnim dziesięcioleciu, szczególnie w okresie intifady, władze izraelskie od czasu do czasu ograniczały dostęp do niektórych obiektów kultu religijnego. Ograniczenia dotyczyły zarówno muzułmanów, jak chrześcijan i żydów. W obawie przed terrorystycznymi megazamachami mieszkańcy okupowanych terenów nie zawsze byli wpuszczani na teren meczetów. Od wielu lat zakaz wstępu na Wzgórze Świątynne mają żydowscy ekstremiści, którzy na miejscu Al-Aksy chcą odbudować biblijną świątynię króla Salomona. - Nasze świątynie są w niebezpieczeństwie - alarmują działacze Partii Islamskiej w Izraelu. I mimo że nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością, nie ulega wątpliwości, że ograniczenia i zakazy, podyktowane na ogół względami bezpieczeństwa, wywołują gniew i protesty ludności muzułmańskiej.
Budowa słynnego muru skomplikowała również życie chrześcijanom, którzy zostali odcięci od Betlejem. Częste blokady tego miasta, zapory i godziny policyjne utrudniają wiernym i pielgrzymom dostęp do Bazyliki Narodzenia Pańskiego, a wzrost wrogich nastrojów wśród muzułmanów czyni sytuację chrześcijan jeszcze trudniejszą.
Delikatna równowaga
W 1852 r. władca Imperium Otomańskiego wydał dekret regulujący prawny i religijny status miejsc świętych. Na liście sułtana znalazło się 150 obiektów należących do wyznawców trzech religii monoteistycznych. Dekret ten obowiązuje do dzisiaj, być może również dlatego, że współczesne prawodawstwo izraelskie jest w dużej mierze oparte na kodeksie otomańskim. Lista jest traktowana ze szczególną skrupulatnością i pietyzmem przez Watykan, który uważa, że jakakolwiek zmiana status quo może wstrząsnąć delikatną równowagą religijną w Ziemi Świętej i na całym Bliskim Wschodzie. Mimo przyjaznych relacji na linii Watykan - Jerozolima za kulisami od kilku lat toczą się zmagania o kontrolę nad niektórymi miejscami świętymi. Wprawdzie już kilkanaście lat temu Stolica Apostolska podpisała konkordat z państwem żydowskim, ale nadal traktuje ona Jerozolimę jako corpus separatum - miejsce wydzielone, nie należące ani do Izraela, ani do przyszłego państwa palestyńskiego. Z dobrze poinformowanych źródeł w izraelskiej stolicy wiadomo, że ten problem został kilka dni temu poruszony podczas spotkania wicepremiera Szymona Peresa z Benedyktem XVI. Z pewnością Peres próbował tłumaczyć swoim watykańskim rozmówcom, że tego typu stanowisko nie ułatwia znalezienia rozwiązania we wszystkim, co dotyczy Jerozolimy.
Pod koniec ubiegłego roku Izrael przekazał Kościołowi katolickiemu budynek na jerozolimskiej górze Syjon z wielkim pomieszczeniem, w którym odbyła się ostatnia wieczerza Jezusa z apostołami, i przyległą Salę Ducha Świętego. Obiekt znajdował się na liście sułtańskiej z 1852 r., ale po powstaniu Państwa Izrael w 1948 r. był zarządzany przez Żydów. Po przekazaniu budynku Watykanowi doszło do gwałtownych demonstracji, ponieważ okazało się, że na parterze znajduje się "zapomniany" grób króla Dawida, święty zarówno dla żydów, jak i muzułmanów. Ortodoksi żydowscy nie przestali demonstrować nawet wtedy, gdy ujawniono, że w zamian Żydzi otrzymali synagogę w Toledo, zamienioną na kościół po wygnaniu ich z Hiszpanii.
Jednostronne przyznanie przez Izrael specjalnego statusu miejscom świętym zapewne spowoduje krzykliwe reakcje w świecie arabskim, w którego interesie leży, aby konflikt polityczny na Bliskim Wschodzie nabierał coraz więcej znamion konfliktu religijnego. Zdaniem Moszego Sassona, byłego ambasadora Izraela w Egipcie, po pierwszym szoku umiarkowane państwa muzułmańskie zaakceptują takie rozwiązanie. W takim wypadku Izrael będzie mógł nawet wyrazić zgodę na powstanie arabskich wielonarodowych sił porządkowych, które będą stacjonować w miejscach świętych dla islamu.
Boska suwerenność
Problem jest bardzo skomplikowany nie tylko dlatego, że w grę wchodzą irracjonalne argumenty i emocje, ale również dlatego, że prawie do każdego miejsca roszczą sobie pretensje patroni wszystkich religii istniejących na Bliskim Wschodzie. Tak jest na przykład na Wzgórzu Świątynnym, przy grobie Józefa, przy grobie Racheli, w Bazylice Zwiastowania w Nazarecie czy Grocie Patriarchów w Hebronie. Może dlatego warto odnotować oryginalne rozwiązanie zaproponowane przez prof. Ruth Lapidoth, światowej sławy uczoną izraelską, specjalistkę w dziedzinie prawa międzynarodowego. Twierdzi ona, że zarówno Izrael, jak i państwa arabskie powinny dobrowolnie zrezygnować z suwerenności w miejscach świętych i przekazać ją... Panu Bogu: "Suwerenność jest pojęciem wirtualnym, a przecież chodzi głównie o to, kto zarządza każdym miejscem. Trzeba tylko znaleźć odpowiedni tytuł tego planu. Sadzę, że formuła o 'boskiej autonomii' mogłaby zostać zaakceptowana przez wszystkie zainteresowane strony".
O podobnym rozwiązaniu myślał kiedyś poprzedni król Jordanii Husajn, tyle że przy okazji chciał objąć "boską suwerennością" całe Stare Miasto w Jerozolimie. Również Abu Mazen, obecny szef Autonomii, już w liście intencyjnym z 1995 r. pisał, że sprawa przyszłego statusu religijnej przestrzeni w Jerozolimie i na terenach okupowanych może zostać rozwiązana na mocy zasady "wyższej suwerenności". Ta sprawa absorbowała nawet Jasera Arafata, szczególnie po tym, gdy pierwszy raz zasiadł na honorowym miejscu w kościele podczas pasterki w Betlejem. Na spotkaniu z grupą amerykańskich rabinów zaproponował, aby suwerenem przy Ścianie Płaczu, w Bazylice Grobu Pańskiego, przy Drodze Krzyżowej i w innych miejscach w arabskiej części Jerozolimy była ambasada Państwa Izrael w przyszłym państwie palestyńskim.
Ojciec Pierbattista Pizzaballa, franciszkanin z Betlejem, któremu Jan Paweł II kilka tygodni przed śmiercią przyznał tytuł Strażnika Ziemi Świętej, w wywiadzie prasowym z okazji nadchodzących świąt wielkanocnych powiedział, że jedynym pożądanym rozwiązaniem problemu byłoby umiędzynarodowienie wszystkich miejsc świętych. Mało tego, ich status winien być zagwarantowany przez stałą obecność sił międzynarodowych. Pizzaballa wyraża oficjalne i od dawna znane stanowisko Watykanu, ale zarówno z punktu widzenia Izraela, jak i większości państw arabskich jest ono mało realne.
Ostatnie wydarzenia polityczne w Izrae-lu i Palestynie, a szczególnie dojście do władzy Hamasu i wzrost siły skrajnych nurtów islamskich, jeszcze bardziej oddalają możliwość osiągnięcia porozumienia politycznego i religijnego w tej części świata. Wytworzoną sytuacją zaniepokojeni są nie tylko żydzi, ale również chrześcijanie - w tym arabscy - którzy coraz częściej na własnej skórze odczuwają nietolerancję i fanatyzm muzułmańskich sąsiadów. Nie ulega wątpliwości, że problem miejsc świętych zostanie ostatecznie rozwiązany dopiero w ramach porozumienia zainteresowanych stron. Jednostronne kroki Izraela mogą przyspieszyć cały proces, ale na razie Pan Bóg musi jeszcze poczekać.
Telefon od Hamasu
Ehud Olmert, desygnowany na premiera Izraela, nie ukrywa, że już teraz myśli o kolejnych krokach separacyjno-rozwodowych w stosunkach z Palestyńczykami. - Nie będziemy czekać na telefon od Hamasu - mówił niedawno na spotkaniu z grupą protestantów z USA. Logiczną konsekwencją polityki jednostronnych kroków byłaby decyzja o przyznaniu specjalnego statusu Wzgórzu Świątynnemu, meczetom Al-Aksa i Omara, Bazylice Grobu Pańskiego, Drodze Krzyżowej, Górze Oliwnej i kilku podobnym miejscom. Spotkałoby się to z poparciem światowej opinii publicznej, pod warunkiem że Izrael podzieliłby się odpowiedzialnością z odpowiednimi instytucjami międzynarodowymi. Musiałoby temu towarzyszyć zobowiązanie dotyczące zagwarantowania swobodnego dostępu do miejsc świętych wszystkim "bez względu na wyznanie, rasę i płeć".
W ostatnim dziesięcioleciu, szczególnie w okresie intifady, władze izraelskie od czasu do czasu ograniczały dostęp do niektórych obiektów kultu religijnego. Ograniczenia dotyczyły zarówno muzułmanów, jak chrześcijan i żydów. W obawie przed terrorystycznymi megazamachami mieszkańcy okupowanych terenów nie zawsze byli wpuszczani na teren meczetów. Od wielu lat zakaz wstępu na Wzgórze Świątynne mają żydowscy ekstremiści, którzy na miejscu Al-Aksy chcą odbudować biblijną świątynię króla Salomona. - Nasze świątynie są w niebezpieczeństwie - alarmują działacze Partii Islamskiej w Izraelu. I mimo że nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością, nie ulega wątpliwości, że ograniczenia i zakazy, podyktowane na ogół względami bezpieczeństwa, wywołują gniew i protesty ludności muzułmańskiej.
Budowa słynnego muru skomplikowała również życie chrześcijanom, którzy zostali odcięci od Betlejem. Częste blokady tego miasta, zapory i godziny policyjne utrudniają wiernym i pielgrzymom dostęp do Bazyliki Narodzenia Pańskiego, a wzrost wrogich nastrojów wśród muzułmanów czyni sytuację chrześcijan jeszcze trudniejszą.
Delikatna równowaga
W 1852 r. władca Imperium Otomańskiego wydał dekret regulujący prawny i religijny status miejsc świętych. Na liście sułtana znalazło się 150 obiektów należących do wyznawców trzech religii monoteistycznych. Dekret ten obowiązuje do dzisiaj, być może również dlatego, że współczesne prawodawstwo izraelskie jest w dużej mierze oparte na kodeksie otomańskim. Lista jest traktowana ze szczególną skrupulatnością i pietyzmem przez Watykan, który uważa, że jakakolwiek zmiana status quo może wstrząsnąć delikatną równowagą religijną w Ziemi Świętej i na całym Bliskim Wschodzie. Mimo przyjaznych relacji na linii Watykan - Jerozolima za kulisami od kilku lat toczą się zmagania o kontrolę nad niektórymi miejscami świętymi. Wprawdzie już kilkanaście lat temu Stolica Apostolska podpisała konkordat z państwem żydowskim, ale nadal traktuje ona Jerozolimę jako corpus separatum - miejsce wydzielone, nie należące ani do Izraela, ani do przyszłego państwa palestyńskiego. Z dobrze poinformowanych źródeł w izraelskiej stolicy wiadomo, że ten problem został kilka dni temu poruszony podczas spotkania wicepremiera Szymona Peresa z Benedyktem XVI. Z pewnością Peres próbował tłumaczyć swoim watykańskim rozmówcom, że tego typu stanowisko nie ułatwia znalezienia rozwiązania we wszystkim, co dotyczy Jerozolimy.
Pod koniec ubiegłego roku Izrael przekazał Kościołowi katolickiemu budynek na jerozolimskiej górze Syjon z wielkim pomieszczeniem, w którym odbyła się ostatnia wieczerza Jezusa z apostołami, i przyległą Salę Ducha Świętego. Obiekt znajdował się na liście sułtańskiej z 1852 r., ale po powstaniu Państwa Izrael w 1948 r. był zarządzany przez Żydów. Po przekazaniu budynku Watykanowi doszło do gwałtownych demonstracji, ponieważ okazało się, że na parterze znajduje się "zapomniany" grób króla Dawida, święty zarówno dla żydów, jak i muzułmanów. Ortodoksi żydowscy nie przestali demonstrować nawet wtedy, gdy ujawniono, że w zamian Żydzi otrzymali synagogę w Toledo, zamienioną na kościół po wygnaniu ich z Hiszpanii.
Jednostronne przyznanie przez Izrael specjalnego statusu miejscom świętym zapewne spowoduje krzykliwe reakcje w świecie arabskim, w którego interesie leży, aby konflikt polityczny na Bliskim Wschodzie nabierał coraz więcej znamion konfliktu religijnego. Zdaniem Moszego Sassona, byłego ambasadora Izraela w Egipcie, po pierwszym szoku umiarkowane państwa muzułmańskie zaakceptują takie rozwiązanie. W takim wypadku Izrael będzie mógł nawet wyrazić zgodę na powstanie arabskich wielonarodowych sił porządkowych, które będą stacjonować w miejscach świętych dla islamu.
Boska suwerenność
Problem jest bardzo skomplikowany nie tylko dlatego, że w grę wchodzą irracjonalne argumenty i emocje, ale również dlatego, że prawie do każdego miejsca roszczą sobie pretensje patroni wszystkich religii istniejących na Bliskim Wschodzie. Tak jest na przykład na Wzgórzu Świątynnym, przy grobie Józefa, przy grobie Racheli, w Bazylice Zwiastowania w Nazarecie czy Grocie Patriarchów w Hebronie. Może dlatego warto odnotować oryginalne rozwiązanie zaproponowane przez prof. Ruth Lapidoth, światowej sławy uczoną izraelską, specjalistkę w dziedzinie prawa międzynarodowego. Twierdzi ona, że zarówno Izrael, jak i państwa arabskie powinny dobrowolnie zrezygnować z suwerenności w miejscach świętych i przekazać ją... Panu Bogu: "Suwerenność jest pojęciem wirtualnym, a przecież chodzi głównie o to, kto zarządza każdym miejscem. Trzeba tylko znaleźć odpowiedni tytuł tego planu. Sadzę, że formuła o 'boskiej autonomii' mogłaby zostać zaakceptowana przez wszystkie zainteresowane strony".
O podobnym rozwiązaniu myślał kiedyś poprzedni król Jordanii Husajn, tyle że przy okazji chciał objąć "boską suwerennością" całe Stare Miasto w Jerozolimie. Również Abu Mazen, obecny szef Autonomii, już w liście intencyjnym z 1995 r. pisał, że sprawa przyszłego statusu religijnej przestrzeni w Jerozolimie i na terenach okupowanych może zostać rozwiązana na mocy zasady "wyższej suwerenności". Ta sprawa absorbowała nawet Jasera Arafata, szczególnie po tym, gdy pierwszy raz zasiadł na honorowym miejscu w kościele podczas pasterki w Betlejem. Na spotkaniu z grupą amerykańskich rabinów zaproponował, aby suwerenem przy Ścianie Płaczu, w Bazylice Grobu Pańskiego, przy Drodze Krzyżowej i w innych miejscach w arabskiej części Jerozolimy była ambasada Państwa Izrael w przyszłym państwie palestyńskim.
Ojciec Pierbattista Pizzaballa, franciszkanin z Betlejem, któremu Jan Paweł II kilka tygodni przed śmiercią przyznał tytuł Strażnika Ziemi Świętej, w wywiadzie prasowym z okazji nadchodzących świąt wielkanocnych powiedział, że jedynym pożądanym rozwiązaniem problemu byłoby umiędzynarodowienie wszystkich miejsc świętych. Mało tego, ich status winien być zagwarantowany przez stałą obecność sił międzynarodowych. Pizzaballa wyraża oficjalne i od dawna znane stanowisko Watykanu, ale zarówno z punktu widzenia Izraela, jak i większości państw arabskich jest ono mało realne.
Ostatnie wydarzenia polityczne w Izrae-lu i Palestynie, a szczególnie dojście do władzy Hamasu i wzrost siły skrajnych nurtów islamskich, jeszcze bardziej oddalają możliwość osiągnięcia porozumienia politycznego i religijnego w tej części świata. Wytworzoną sytuacją zaniepokojeni są nie tylko żydzi, ale również chrześcijanie - w tym arabscy - którzy coraz częściej na własnej skórze odczuwają nietolerancję i fanatyzm muzułmańskich sąsiadów. Nie ulega wątpliwości, że problem miejsc świętych zostanie ostatecznie rozwiązany dopiero w ramach porozumienia zainteresowanych stron. Jednostronne kroki Izraela mogą przyspieszyć cały proces, ale na razie Pan Bóg musi jeszcze poczekać.
Więcej możesz przeczytać w 15/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.