Najlepszym sposobem walki z syndromami X w życiu publicznym jest uruchomienie mechanizmów samoregulacyjnych
Czujemy się zasadniczo dobrze, wyniki badań laboratoryjnych (a kto lubi je robić?) także tylko w nieznacznym stopniu odbiegają od normy. A tymczasem w organizmie człowieka trwa niszczący proces, który za kilka lat zaowocuje zawałem, wylewem albo cukrzycą. Okładkowy artykuł tego wydania "Wprost" (vide: "Syndrom X - cichy zabójca") daje narzędzia pozwalające na to, by względnie wcześnie zauważyć niebezpieczeństwo i zreformować swój styl życia na tyle, żeby nie zostać zaskoczonym przez nagły zawał.
Syndrom X jest dolegliwością metaboliczną. A właściwie gorzej, on nie jest dolegliwością, bo nie boli, nie jest dostrzegalny w sposób oczywisty. Żeby wypatrzyć jego objawy, trzeba sporej wiedzy i doświadczenia. Bo gdy już się objawia, bywa za późno na skuteczne leczenie.
Trudno ukryć, że X to doskonała nazwa nie tylko dla zjawisk medycznych. Jeszcze częściej objawy syndromów X odnotowuje się w życiu gospodarczym i społecznym. Niby wszystko idzie świetnie. Ot, pojawiają się małe zgrzyty, ale gdzież ich nie ma. Takim zgrzytem w gospodarce jest poszukiwanie przez przedsiębiorców szans na ucieczkę spod polskiej gilotyny podatkowej. Na razie tylko 6 proc. przedsiębiorców deklaruje chęć przeniesienia działalności za granicę. Ale jest to sygnał niepokojący. Skoro wielkim firmom opłaca się mieć centrale w Holandii czy na Cyprze, a małym w Czechach, to znaczy, że naszą gospodarkę zaczyna dręczyć podatkowy syndrom X (vide: "Wielka emigracja podatkowa"). Aktywności gospodarczej nie zabija się z dnia na dzień. A komunizm w Polsce na szczęście się skończył i nie można zabronić obywatelom prowadzenia biznesu w innych państwach, nie tylko tych należących do Unii Europejskiej.
Chociaż z tym końcem komunizmu to może jednak przesada. Prawdziwą arką Noego, chroniącą gatunki, które powinien wytrzebić potop wolności i kapitalizmu, okazały się Wojskowe Służby Informacyjne. Ich likwidacja i ujawnienie dokumentów przekazywanych wielce niechętnie do IPN może skłonić nas do pisania od nowa historii polskiej transformacji (vide: "Bomba teczkowa"). Niewątpliwie powołanie Antoniego Macierewicza na likwidatora WSI sprawiło, że czerwony syndrom, po cichu rozkładający polskie życie publiczne i gospodarcze, może się okazać uleczalny. Może, ale nie musi, jesteśmy bowiem dopiero w fazie identyfikowania skali spustoszeń poczynionych przez syndrom WSI w organizmie polskiego państwa.
Lekarze pouczają nas, że zapobieganie syndromowi X wymaga zmian w odżywianiu i sposobie życia. Zwalczanie epidemii groźnych syndromów w życiu publicznym wymaga zmian politycznych. Takie zmiany - zdaniem ekspertów zaproszonych do Konwentu "Wprost" - zapowiedział w swoim exposé premier Jarosław Kaczyński. Odmiennie od polującej na polskich liderów prasy "starej Europy" (vide: "Sezon na Kaczki") nasi eksperci dostrzegają szansę na rzeczywiste zmiany, związaną ze zmianą premiera. Jarosław Kaczyński jest ostatnia bronią PiS, a jak podkreśla Paweł Lisicki, "łącząc w exposé tak ściśle urząd premiera i swoją wizję państwa", niesłychanie wysoko podniósł poprzeczkę politycznego ryzyka.
Życząc premierowi sukcesu, nie powinniśmy jednak zapominać, że najlepszym sposobem walki z niezdrowymi syndromami w gospodarce i życiu publicznym jest uruchomienie mechanizmów samoregulacyjnych. A z tym Polacy radzą sobie całkiem nieźle. Wieszając psy na władzy, są jednocześnie jednym z najbardziej optymistycznych narodów Europy Środkowej. A niebywały sukces katedr konsumpcji - czyli gigantycznych centrów handlowych (vide: "Mall Polska") - dowodzi, że pozostawieni w spokoju zarówno dorabiamy się, jak i chętnie wydajemy zarobione pieniądze.
Anatol France napisał kiedyś o francuskiej III Republice, że jest dobra, bo "rządzi niedużo". Sukces premiera Kaczyńskiego zależeć będzie właśnie od tego, czy władza zdoła się samoograniczyć, jednocześnie skutecznie lecząc objawy narodowych syndromów X.
Syndrom X jest dolegliwością metaboliczną. A właściwie gorzej, on nie jest dolegliwością, bo nie boli, nie jest dostrzegalny w sposób oczywisty. Żeby wypatrzyć jego objawy, trzeba sporej wiedzy i doświadczenia. Bo gdy już się objawia, bywa za późno na skuteczne leczenie.
Trudno ukryć, że X to doskonała nazwa nie tylko dla zjawisk medycznych. Jeszcze częściej objawy syndromów X odnotowuje się w życiu gospodarczym i społecznym. Niby wszystko idzie świetnie. Ot, pojawiają się małe zgrzyty, ale gdzież ich nie ma. Takim zgrzytem w gospodarce jest poszukiwanie przez przedsiębiorców szans na ucieczkę spod polskiej gilotyny podatkowej. Na razie tylko 6 proc. przedsiębiorców deklaruje chęć przeniesienia działalności za granicę. Ale jest to sygnał niepokojący. Skoro wielkim firmom opłaca się mieć centrale w Holandii czy na Cyprze, a małym w Czechach, to znaczy, że naszą gospodarkę zaczyna dręczyć podatkowy syndrom X (vide: "Wielka emigracja podatkowa"). Aktywności gospodarczej nie zabija się z dnia na dzień. A komunizm w Polsce na szczęście się skończył i nie można zabronić obywatelom prowadzenia biznesu w innych państwach, nie tylko tych należących do Unii Europejskiej.
Chociaż z tym końcem komunizmu to może jednak przesada. Prawdziwą arką Noego, chroniącą gatunki, które powinien wytrzebić potop wolności i kapitalizmu, okazały się Wojskowe Służby Informacyjne. Ich likwidacja i ujawnienie dokumentów przekazywanych wielce niechętnie do IPN może skłonić nas do pisania od nowa historii polskiej transformacji (vide: "Bomba teczkowa"). Niewątpliwie powołanie Antoniego Macierewicza na likwidatora WSI sprawiło, że czerwony syndrom, po cichu rozkładający polskie życie publiczne i gospodarcze, może się okazać uleczalny. Może, ale nie musi, jesteśmy bowiem dopiero w fazie identyfikowania skali spustoszeń poczynionych przez syndrom WSI w organizmie polskiego państwa.
Lekarze pouczają nas, że zapobieganie syndromowi X wymaga zmian w odżywianiu i sposobie życia. Zwalczanie epidemii groźnych syndromów w życiu publicznym wymaga zmian politycznych. Takie zmiany - zdaniem ekspertów zaproszonych do Konwentu "Wprost" - zapowiedział w swoim exposé premier Jarosław Kaczyński. Odmiennie od polującej na polskich liderów prasy "starej Europy" (vide: "Sezon na Kaczki") nasi eksperci dostrzegają szansę na rzeczywiste zmiany, związaną ze zmianą premiera. Jarosław Kaczyński jest ostatnia bronią PiS, a jak podkreśla Paweł Lisicki, "łącząc w exposé tak ściśle urząd premiera i swoją wizję państwa", niesłychanie wysoko podniósł poprzeczkę politycznego ryzyka.
Życząc premierowi sukcesu, nie powinniśmy jednak zapominać, że najlepszym sposobem walki z niezdrowymi syndromami w gospodarce i życiu publicznym jest uruchomienie mechanizmów samoregulacyjnych. A z tym Polacy radzą sobie całkiem nieźle. Wieszając psy na władzy, są jednocześnie jednym z najbardziej optymistycznych narodów Europy Środkowej. A niebywały sukces katedr konsumpcji - czyli gigantycznych centrów handlowych (vide: "Mall Polska") - dowodzi, że pozostawieni w spokoju zarówno dorabiamy się, jak i chętnie wydajemy zarobione pieniądze.
Anatol France napisał kiedyś o francuskiej III Republice, że jest dobra, bo "rządzi niedużo". Sukces premiera Kaczyńskiego zależeć będzie właśnie od tego, czy władza zdoła się samoograniczyć, jednocześnie skutecznie lecząc objawy narodowych syndromów X.
Więcej możesz przeczytać w 30/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.