Jest jednym z najbardziej tajemniczych świadków najbardziej tajemniczych wydarzeń II wojny światowej. Uczestniczył w drążeniu kompleksu Riese (Olbrzym) w Górach Sowich. Anthon Dalmus, niemiecki inżynier, główny energetyk podczas budowy podziemnego kompleksu, w 1945 r. z własnej woli został na Dolnym Śląsku. Dlaczego podjął taką decyzję? Wiedział przecież o zbrodniach popełnianych w Riese. A może został dlatego, że znał niedostępne fragmenty podziemi? Jakich sekretów pilnował przez 15 lat od zakończenia wojny?
Strażnik Dalmus
Podczas II wojny światowej hitlerowcy budowali w Górach Sowich na Dolnym Śląsku gigantyczne podziemne miasto. Dziś wiemy o siedmiu wydrążonych w skałach kompleksach. Oficjalnie zaczęły powstawać w 1941 r., z relacji świadków wynika jednak, że część sztolni drążono już w 1936 r. Jedna z hipotez mówi, że miały się w nich mieścić fabryki zbrojeniowe, kwatera Adolfa Hitlera i jego oficerów. Mieczysław Mołdawa, były więzień Gross Rosen, który z racji inżynierskiego wykształcenia miał w obozie dostęp do części dokumentacji projektowej kompleksu Riese, twierdzi, że Niemcy pracowali tam nad specjalną bronią elektroniczną, oscylatorami oraz podzespołami do rakiet, zwłaszcza elektronicznymi systemami naprowadzania. Inna hipoteza mówi, że tu miały być umieszczone podziemne laboratoria atomowe. Więźniowie pracujący w morderczych warunkach w Riese nie przeżyli. Wraz z nadzorującymi ich oficerami zniknęli pod koniec wojny. Została tylko jedna osoba: Anthon Dalmus, niemiecki inżynier, który nadzorował prace w podziemiach.
- Przez ostatnie dwa lata wojny Dalmus był jednym z najważniejszych ludzi tej budowy. Znał niemal wszystkie plany i wiedział, jakie jest prawdziwe przeznaczenie kompleksu. Był też zorientowany, jaką jego część udało się wykonać. Nikt na jego miejscu nie chciałby zostać po wojnie w Polsce. A on nie dość, że został, to natychmiast po wojnie objął bardzo eksponowane stanowisko w Ministerstwie Odbudowy - twierdzi Jacek Duszczak, eksplorator Gór Sowich. Dalmus pokazywał Polakom miejsca ukrycia niektórych urządzeń czy specjalnych kabli, na przykład kabla telefonicznego składającego się z 400 żył. Normalnie obiekty o dużym znaczeniu strategicznym miały najwyżej dwie linie, ale nie czterysta. Zdaniem Duszczaka, Dalmus pozostał w Górach Sowich, żeby strzec tajemnic III Rzeszy.
Anthon Dalmus miał 49 lat, kiedy pojawił się w Górach Sowich. W czasie I wojny światowej służył w austriackiej armii. Później pracował jako inżynier w firmie Siemens. W 1940 r. został powołany do wojska - służył we Francji, a następnie znalazł się w Organizacji Todt w Jedlinie Zdroju. W 1945 r. brał udział w pospiesznej likwidacji budowy tajemniczych sztolni w Górach Sowich. Widział żołnierzy pakujących sprzęt i urządzenia wiertnicze, widział maskowanie tuneli i zasypywanie przejść. - Dalmus musiał wiedzieć, czy Niemcy ukrywali w Górach Sowich jakieś skarby - mówi Zdzisław Łazanowski, dyrektor Zakładu Turystycznego Tajemnicze Podziemne Miasto Osówka w Głuszycy.
Pracując przy budowie Riese, Anthon Dalmus miał dostęp do dokumentacji projektowej. Ale w 1945 r., gdy uciekli wszyscy funkcyjni pracujący w podziemnych fabrykach Gór Sowich, Dalmus został. Jeszcze bardziej zagadkowe było to, że wprowadził się do luksusowej willi w Głuszycy i żył nie niepokojony. Został głównym energetykiem w zakładach przetwórstwa bawełny. Miał dostęp do wielu informacji i nikt się nie bał, że Niemiec, do tego wykształcony, może być sabotażystą. Żądano od niego tylko, żeby pokazywał różne fragmenty Riese członkom specjalnych komisji. Ujawniając część tajemnic, Dalmus mógł jednocześnie pilnować, żeby Polacy nie widzieli za dużo, żeby czegoś nie odkryli.
Jacek Kowalski, Robert Kudelski i Zbigniew Rekuć, autorzy książki "Tajemnica Riese. Na tropach największej kwatery Hitlera", twierdzą, że Dalmus współpracował z działającym po wojnie na Dolnym Śląsku niemieckim podziemiem. W powiecie wałbrzyskim aż do 1950 r. działały cztery grupy Wehrwolfu. - Trudno przypuszczać, że w czasach, gdy niemiecki Wehrwolf bezkarnie działał na ziemi dolnośląskiej, jeden z głównych budowniczych tajnego projektu Riese opowiadał polskim władzom o sekretach III Rzeszy. Gdyby tak rzeczywiście było, najprawdopodobniej zapłciłby za to życiem - mówi Robert Kudelski.
Atomowe miasteczko
W 1947 r. Zbigniew Mosingiewicz, dziennikarz "Słowa Polskiego", wyruszył z Dalmusem na wyprawę po Riese. Dotarli do tzw. Kasyna - wielkiej budowli stojącej nad podziemiami w Osówce. Ten bunkier, jak twierdził Dalmus, miał służyć sztabowi Hitlera. - Czy opowieści mieszkańców na temat mającego tu powstać atomowego podziemnego miasteczka były prawdziwe? - spytał w pewnym momencie Mosingiewicz. Reakcja była zastanawiająca. "Czerwona twarz Dalmusa robi się miejscami blada. Łapie się za twarz nerwowym ruchem - jakby chciał odepchnąć pytanie - i dopiero po chwili zaczyna mówić: - Nie, to nie jest prawda - waży starannie każde słowo. Plany podziemnego miasta widziałem w głównym biurze Organisation Todt w Berlinie i mogę na to przysiąc" - relacjonował Mosingiewicz.
Jerzy Cera, znany badacz Gór Sowich, pojechał kiedyś z osobą dobrze znającą Dalmusa do Kasyna w Osówce. Kiedy znaleźli się na wprost wejścia, ten człowiek gwałtownie zatrzymał Cerę. Mówił, że Dalmus ostrzegał go, że to miejsce może "wylecieć". Czyli mogło być zaminowane.
Człowiek o dwóch twarzach
To, że Dalmus pozostał po wojnie na terenach, które stały się częścią Polski, mogłoby sugerować, że zgodził się na jakąś formę współpracy z polskimi władzami. Czy chodziło o ujawnienie niektórych tajemnic kompleksu Riese? Legenda głosi, że Dalmus spotkał się z szefem UB i zaproponował mu sprzedaż planów podziemnych kompleksów w Górach Sowich. Komu zależało na tym, by Dalmus został w Polsce przez 15 lat od zakończenia wojny? Dlaczego potem bez problemu pozwolono mu wyjechać do RFN, mimo że mógłby być świadkiem w sprawie zniknięcia więźniów pracujących w Riese? Dalmus zmarł w Niemczech w 1973 r.
Do dziś ocalały nieliczne dokumenty dotyczące Anthona Dalmusa. - Jego powojenna działalność wynikała z poczucia obowiązku wobec tych, którym służył. Został, prowadził dziwną grę, wprowadzał w błąd. Czy jednak Polak, który wiedziałby, że we Lwowie jego rząd ukrył coś cennego, zachowywałby się inaczej? Na pewno nie poszedłby do Rosjan i nie powiedział, co jest tam ukryte. Dalmus wierzył, że Dolny Śląsk wróci do Niemiec i - moim zdaniem - starał się zachować tajemnice do tego czasu - mówi Robert Kudelski. Dalmus zawsze zjawiał się na miejscu prowadzonych prac badawczych czy poszukiwań. Czy pod pozorem współpracy z "okupantem" pilnował powierzonych mu sekretów? Wiele na to wskazuje, bo jego informacje częściej odwracały uwagę od interesujących miejsc, niż naprowadzały na tajemnice.
W 1944 r. tacy ludzie jak Dalmus musieli już wiedzieć, że wojna jest przegrana, i zaczęli się przygotowywać do tego, co nastąpi po wojnie, myśleć o ochronie tajemnic czy przechowaniu jakichś cennych rzeczy do lepszych czasów. Taką cenną rzeczą mógł być przywieziony w ostatnich miesiącach wojny w Góry Sowie jakiś związek chemiczny o nadzwyczajnych właściwościach. Być może do dziś ta substancja jest ukryta we wnętrzu Olbrzyma? Jerzy Cera twierdzi, że Dalmus strzegł sekretu większego niż Bursztynowa Komnata czy złoto. Z niemieckich przekazów wiemy, że cały podziemny kompeks miał 36 wejść. Dziś znamy zaledwie 23. Czy te sekrety zabrał z sobą do grobu, czy zostaną kiedyś wyjaśnione?
Strażnik Dalmus
Podczas II wojny światowej hitlerowcy budowali w Górach Sowich na Dolnym Śląsku gigantyczne podziemne miasto. Dziś wiemy o siedmiu wydrążonych w skałach kompleksach. Oficjalnie zaczęły powstawać w 1941 r., z relacji świadków wynika jednak, że część sztolni drążono już w 1936 r. Jedna z hipotez mówi, że miały się w nich mieścić fabryki zbrojeniowe, kwatera Adolfa Hitlera i jego oficerów. Mieczysław Mołdawa, były więzień Gross Rosen, który z racji inżynierskiego wykształcenia miał w obozie dostęp do części dokumentacji projektowej kompleksu Riese, twierdzi, że Niemcy pracowali tam nad specjalną bronią elektroniczną, oscylatorami oraz podzespołami do rakiet, zwłaszcza elektronicznymi systemami naprowadzania. Inna hipoteza mówi, że tu miały być umieszczone podziemne laboratoria atomowe. Więźniowie pracujący w morderczych warunkach w Riese nie przeżyli. Wraz z nadzorującymi ich oficerami zniknęli pod koniec wojny. Została tylko jedna osoba: Anthon Dalmus, niemiecki inżynier, który nadzorował prace w podziemiach.
- Przez ostatnie dwa lata wojny Dalmus był jednym z najważniejszych ludzi tej budowy. Znał niemal wszystkie plany i wiedział, jakie jest prawdziwe przeznaczenie kompleksu. Był też zorientowany, jaką jego część udało się wykonać. Nikt na jego miejscu nie chciałby zostać po wojnie w Polsce. A on nie dość, że został, to natychmiast po wojnie objął bardzo eksponowane stanowisko w Ministerstwie Odbudowy - twierdzi Jacek Duszczak, eksplorator Gór Sowich. Dalmus pokazywał Polakom miejsca ukrycia niektórych urządzeń czy specjalnych kabli, na przykład kabla telefonicznego składającego się z 400 żył. Normalnie obiekty o dużym znaczeniu strategicznym miały najwyżej dwie linie, ale nie czterysta. Zdaniem Duszczaka, Dalmus pozostał w Górach Sowich, żeby strzec tajemnic III Rzeszy.
Anthon Dalmus miał 49 lat, kiedy pojawił się w Górach Sowich. W czasie I wojny światowej służył w austriackiej armii. Później pracował jako inżynier w firmie Siemens. W 1940 r. został powołany do wojska - służył we Francji, a następnie znalazł się w Organizacji Todt w Jedlinie Zdroju. W 1945 r. brał udział w pospiesznej likwidacji budowy tajemniczych sztolni w Górach Sowich. Widział żołnierzy pakujących sprzęt i urządzenia wiertnicze, widział maskowanie tuneli i zasypywanie przejść. - Dalmus musiał wiedzieć, czy Niemcy ukrywali w Górach Sowich jakieś skarby - mówi Zdzisław Łazanowski, dyrektor Zakładu Turystycznego Tajemnicze Podziemne Miasto Osówka w Głuszycy.
Pracując przy budowie Riese, Anthon Dalmus miał dostęp do dokumentacji projektowej. Ale w 1945 r., gdy uciekli wszyscy funkcyjni pracujący w podziemnych fabrykach Gór Sowich, Dalmus został. Jeszcze bardziej zagadkowe było to, że wprowadził się do luksusowej willi w Głuszycy i żył nie niepokojony. Został głównym energetykiem w zakładach przetwórstwa bawełny. Miał dostęp do wielu informacji i nikt się nie bał, że Niemiec, do tego wykształcony, może być sabotażystą. Żądano od niego tylko, żeby pokazywał różne fragmenty Riese członkom specjalnych komisji. Ujawniając część tajemnic, Dalmus mógł jednocześnie pilnować, żeby Polacy nie widzieli za dużo, żeby czegoś nie odkryli.
Jacek Kowalski, Robert Kudelski i Zbigniew Rekuć, autorzy książki "Tajemnica Riese. Na tropach największej kwatery Hitlera", twierdzą, że Dalmus współpracował z działającym po wojnie na Dolnym Śląsku niemieckim podziemiem. W powiecie wałbrzyskim aż do 1950 r. działały cztery grupy Wehrwolfu. - Trudno przypuszczać, że w czasach, gdy niemiecki Wehrwolf bezkarnie działał na ziemi dolnośląskiej, jeden z głównych budowniczych tajnego projektu Riese opowiadał polskim władzom o sekretach III Rzeszy. Gdyby tak rzeczywiście było, najprawdopodobniej zapłciłby za to życiem - mówi Robert Kudelski.
Atomowe miasteczko
W 1947 r. Zbigniew Mosingiewicz, dziennikarz "Słowa Polskiego", wyruszył z Dalmusem na wyprawę po Riese. Dotarli do tzw. Kasyna - wielkiej budowli stojącej nad podziemiami w Osówce. Ten bunkier, jak twierdził Dalmus, miał służyć sztabowi Hitlera. - Czy opowieści mieszkańców na temat mającego tu powstać atomowego podziemnego miasteczka były prawdziwe? - spytał w pewnym momencie Mosingiewicz. Reakcja była zastanawiająca. "Czerwona twarz Dalmusa robi się miejscami blada. Łapie się za twarz nerwowym ruchem - jakby chciał odepchnąć pytanie - i dopiero po chwili zaczyna mówić: - Nie, to nie jest prawda - waży starannie każde słowo. Plany podziemnego miasta widziałem w głównym biurze Organisation Todt w Berlinie i mogę na to przysiąc" - relacjonował Mosingiewicz.
Jerzy Cera, znany badacz Gór Sowich, pojechał kiedyś z osobą dobrze znającą Dalmusa do Kasyna w Osówce. Kiedy znaleźli się na wprost wejścia, ten człowiek gwałtownie zatrzymał Cerę. Mówił, że Dalmus ostrzegał go, że to miejsce może "wylecieć". Czyli mogło być zaminowane.
Człowiek o dwóch twarzach
To, że Dalmus pozostał po wojnie na terenach, które stały się częścią Polski, mogłoby sugerować, że zgodził się na jakąś formę współpracy z polskimi władzami. Czy chodziło o ujawnienie niektórych tajemnic kompleksu Riese? Legenda głosi, że Dalmus spotkał się z szefem UB i zaproponował mu sprzedaż planów podziemnych kompleksów w Górach Sowich. Komu zależało na tym, by Dalmus został w Polsce przez 15 lat od zakończenia wojny? Dlaczego potem bez problemu pozwolono mu wyjechać do RFN, mimo że mógłby być świadkiem w sprawie zniknięcia więźniów pracujących w Riese? Dalmus zmarł w Niemczech w 1973 r.
Do dziś ocalały nieliczne dokumenty dotyczące Anthona Dalmusa. - Jego powojenna działalność wynikała z poczucia obowiązku wobec tych, którym służył. Został, prowadził dziwną grę, wprowadzał w błąd. Czy jednak Polak, który wiedziałby, że we Lwowie jego rząd ukrył coś cennego, zachowywałby się inaczej? Na pewno nie poszedłby do Rosjan i nie powiedział, co jest tam ukryte. Dalmus wierzył, że Dolny Śląsk wróci do Niemiec i - moim zdaniem - starał się zachować tajemnice do tego czasu - mówi Robert Kudelski. Dalmus zawsze zjawiał się na miejscu prowadzonych prac badawczych czy poszukiwań. Czy pod pozorem współpracy z "okupantem" pilnował powierzonych mu sekretów? Wiele na to wskazuje, bo jego informacje częściej odwracały uwagę od interesujących miejsc, niż naprowadzały na tajemnice.
W 1944 r. tacy ludzie jak Dalmus musieli już wiedzieć, że wojna jest przegrana, i zaczęli się przygotowywać do tego, co nastąpi po wojnie, myśleć o ochronie tajemnic czy przechowaniu jakichś cennych rzeczy do lepszych czasów. Taką cenną rzeczą mógł być przywieziony w ostatnich miesiącach wojny w Góry Sowie jakiś związek chemiczny o nadzwyczajnych właściwościach. Być może do dziś ta substancja jest ukryta we wnętrzu Olbrzyma? Jerzy Cera twierdzi, że Dalmus strzegł sekretu większego niż Bursztynowa Komnata czy złoto. Z niemieckich przekazów wiemy, że cały podziemny kompeks miał 36 wejść. Dziś znamy zaledwie 23. Czy te sekrety zabrał z sobą do grobu, czy zostaną kiedyś wyjaśnione?
Więcej możesz przeczytać w 30/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.