Wizja historii najnowszej w polskim filmie jest głęboko zafałszowana
Polscy widzowie chętnie zobaczyliby serial o życiu księdza Popiełuszki, którego zamordowano, bo nie można mu było zamknąć ust. Albo historię wypraw kurierskich Jana Nowaka-Jeziorańskiego do Anglii, gdzie dowiedział się od Churchilla, że Europa została już podzielona i Polska wpadnie w łapy Sowietów, a mimo to po powrocie do kraju walczył w powstaniu warszawskim. Dużą widownię miałby też z pewnością serial dokumentalny o takich historiach, jak sprawa Rywina czy afera FOZZ. Niestety - dzięki skostniałym instytucjom - Polacy mogą ich nigdy nie zobaczyć.
Krytyk filmowy Krzysztof Kłopotowski od lat namawia reżyserów, by tego typu tematy podejmowali. Wyrzucany z jednych redakcji za "niepoprawność polityczną" i nieposzanowanie reguł panujących w establishmencie filmowym, pisze do innych. Proponując tematy do realizacji, bierze jednak w nawias istotny fakt, że o tym, jakie filmy powstają, decydują nie tylko reżyserzy, ale też instytucje i politycy.
Bardzo dobry scenariusz Rafała Wieczyńskiego "Popiełuszko" nie skłonił TVP do zainwestowania w ten projekt. Maria Zmarz-Koczanowicz nie mogła zrobić filmu o sprawie Rywina, a Jerzy Zalewski o "Gazecie Wyborczej". W sprawie zablokowanego projektu Juliusza Machulskiego, "Kurier z Warszawy", Andrzej Wajda pisał kilka lat temu do prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego (bez skutku), a i prezes Dworak nie spieszył się z jego realizacją. Istnieje też osobna kategoria filmów dokumentalnych, ukazujących kawałek naszej najnowszej historii, które nie mogą się przebić na antenę lub pokazywane są tylko raz, często po północy. Artur Janicki zrealizował na przykład film dokumentalny o Jedwabnem i telewizja nie chce go pokazać. Alina Czerniakowska nie może liczyć na wyemitowanie "Zwycięstwa" i "O nas się Polska jeszcze upomni", a po emisji obrazu "Musieli zwyciężyć" została zwolniona z TVP (jak pisała prasa - podobno na skutek interwencji Leszka Millera). Film "Łupaszko" Mariusza Pietrowskiego został wyemitowany po północy, bez zapowiedzi. Takich sytuacji jest więcej.
Obraz wydarzeń z najnowszej historii Polski w filmie fabularnym i serialu, a także w filmach dokumentalnych, z nielicznymi wyjątkami, jest zafałszowany albo w ogóle go nie ma. A filmy kształtują świadomość, wyobraźnię i opinię społeczną na długie lata. Tu więc należy szukać prawdziwej przyczyny tej sytuacji. Powstało kilka produkcji nawiązujących do okresu stanu wojennego (Kazimierza Kutza, Macieja Dejczera, Waldemara Krzystka), ale żadna z nich nie stawia fundamentalnych pytań, takich jak na przykład, czym tak naprawdę była "Solidarność" i dlaczego postanowiono ją zniszczyć.
Mamy za to inne filmy szeroko oglądane i wielokrotnie powtarzane. Choćby zabawne "Rozmowy kontrolowane" Sylwestra Chęcińskiego, gdzie bohater podziemia jest oszustem i hochsztaplerem. Lub komedię Jacka Bromskiego "Kariera Nikosia Dyzmy", w której negatywni bohaterowie to byli działacze "Solidarności" - złodzieje i malwersanci. Nie mamy za to obrazów dokumentalnych o 100 zabitych z "Solidarności", o powiązaniach polityków z mafią, o moskiewskich pieniądzach itd. Filmy przewartościowujące doświadczenia minionych lat mogą być inspirujące nie tylko dla nas, mogą być cenione i oglądane na świecie. Tak jak produkcje naszych sąsiadów: Czechów - "Kola" (1996) Jana Sveraka (Oscar i Złoty Glob), czy Niemców - "Good bye, Lenin" (2003) Wolfganga Beckera (Niebieski Anioł na festiwalu w Berlinie).
Propaganda sukcesu
Dlaczego TVP czy Polski Instytut Sztuki Filmowej (PISF) nie inspirują reżyserów, nie wspierają takich projektów? Wydawałoby się, że to ich podstawowe zadanie jako mecenasów filmu.
Na spotkaniu Komisji Kultury Senatu 4 lipca - poświęconemu "białym plamom w polskim filmie" - Jacek Fuksiewicz odczytał długą listę tytułów "z historii Polski", które wpłynęły do PISF. Także asystentka dyrektora Agencji Filmowej (reprezentująca TVP) oświadczyła, że wszystko jest OK! Nikt nie zająknął się, że problem jest poważny, skoro duża część projektów jest blokowana, i nie przedstawił koncepcji realizacji pakietu takich filmów - z tej przyczyny, że jej nie ma!
Gdyby papież Paweł III nie zamówił "dzieła artystycznego" i nie walił od czasu do czasu Michała Anioła laską, "Sąd Ostateczny" w Kaplicy Sykstyńskiej zapewne by nie powstał. TVP jest skomercjalizowana i zdemoralizowana. Jeśli prowadziła w tych sprawach politykę, to raczej negatywną. PISF wygląda na następcę Komitetu Kinematografii z podstawowym programem wspierania produkcji filmów (krewnych i znajomych królika). Konkurs na scenariusz o powstaniu warszawskim to trochę mało. Film i serial "Popiełuszko", serial "Kurier z Warszawy", wiele filmów dokumentalnych - czeka na realizację. Historia zmagań o te projekty, intryg i przeszkód to materiał na osobną opowieść.
Dostęp do środków na realizację filmów o najnowszej historii Polski (opłaty z abonamentu telewizyjnego, opłaty na PISF) powinny mieć wszystkie podmioty prywatne. Małe firmy, wolne od obciążeń urzędników i politruków, korzystając ze środków i tak ustawowo przeznaczanych na istniejące instytucje, mogłyby się zająć produkcją głównie takich filmów. Ale nie za pośrednictwem instytucji. W taki sposób nigdy nie opowiemy obecnym i przyszłym pokoleniom o tym, jak powstała III RP, o dramatach okresu stalinowskiego, o tym, jakie były i są doświadczenia ludzi, którzy od lat walczyli o własną godność i wolność Polski.
Ilustracja: D. Krupa
Krytyk filmowy Krzysztof Kłopotowski od lat namawia reżyserów, by tego typu tematy podejmowali. Wyrzucany z jednych redakcji za "niepoprawność polityczną" i nieposzanowanie reguł panujących w establishmencie filmowym, pisze do innych. Proponując tematy do realizacji, bierze jednak w nawias istotny fakt, że o tym, jakie filmy powstają, decydują nie tylko reżyserzy, ale też instytucje i politycy.
Bardzo dobry scenariusz Rafała Wieczyńskiego "Popiełuszko" nie skłonił TVP do zainwestowania w ten projekt. Maria Zmarz-Koczanowicz nie mogła zrobić filmu o sprawie Rywina, a Jerzy Zalewski o "Gazecie Wyborczej". W sprawie zablokowanego projektu Juliusza Machulskiego, "Kurier z Warszawy", Andrzej Wajda pisał kilka lat temu do prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego (bez skutku), a i prezes Dworak nie spieszył się z jego realizacją. Istnieje też osobna kategoria filmów dokumentalnych, ukazujących kawałek naszej najnowszej historii, które nie mogą się przebić na antenę lub pokazywane są tylko raz, często po północy. Artur Janicki zrealizował na przykład film dokumentalny o Jedwabnem i telewizja nie chce go pokazać. Alina Czerniakowska nie może liczyć na wyemitowanie "Zwycięstwa" i "O nas się Polska jeszcze upomni", a po emisji obrazu "Musieli zwyciężyć" została zwolniona z TVP (jak pisała prasa - podobno na skutek interwencji Leszka Millera). Film "Łupaszko" Mariusza Pietrowskiego został wyemitowany po północy, bez zapowiedzi. Takich sytuacji jest więcej.
Obraz wydarzeń z najnowszej historii Polski w filmie fabularnym i serialu, a także w filmach dokumentalnych, z nielicznymi wyjątkami, jest zafałszowany albo w ogóle go nie ma. A filmy kształtują świadomość, wyobraźnię i opinię społeczną na długie lata. Tu więc należy szukać prawdziwej przyczyny tej sytuacji. Powstało kilka produkcji nawiązujących do okresu stanu wojennego (Kazimierza Kutza, Macieja Dejczera, Waldemara Krzystka), ale żadna z nich nie stawia fundamentalnych pytań, takich jak na przykład, czym tak naprawdę była "Solidarność" i dlaczego postanowiono ją zniszczyć.
Mamy za to inne filmy szeroko oglądane i wielokrotnie powtarzane. Choćby zabawne "Rozmowy kontrolowane" Sylwestra Chęcińskiego, gdzie bohater podziemia jest oszustem i hochsztaplerem. Lub komedię Jacka Bromskiego "Kariera Nikosia Dyzmy", w której negatywni bohaterowie to byli działacze "Solidarności" - złodzieje i malwersanci. Nie mamy za to obrazów dokumentalnych o 100 zabitych z "Solidarności", o powiązaniach polityków z mafią, o moskiewskich pieniądzach itd. Filmy przewartościowujące doświadczenia minionych lat mogą być inspirujące nie tylko dla nas, mogą być cenione i oglądane na świecie. Tak jak produkcje naszych sąsiadów: Czechów - "Kola" (1996) Jana Sveraka (Oscar i Złoty Glob), czy Niemców - "Good bye, Lenin" (2003) Wolfganga Beckera (Niebieski Anioł na festiwalu w Berlinie).
Propaganda sukcesu
Dlaczego TVP czy Polski Instytut Sztuki Filmowej (PISF) nie inspirują reżyserów, nie wspierają takich projektów? Wydawałoby się, że to ich podstawowe zadanie jako mecenasów filmu.
Na spotkaniu Komisji Kultury Senatu 4 lipca - poświęconemu "białym plamom w polskim filmie" - Jacek Fuksiewicz odczytał długą listę tytułów "z historii Polski", które wpłynęły do PISF. Także asystentka dyrektora Agencji Filmowej (reprezentująca TVP) oświadczyła, że wszystko jest OK! Nikt nie zająknął się, że problem jest poważny, skoro duża część projektów jest blokowana, i nie przedstawił koncepcji realizacji pakietu takich filmów - z tej przyczyny, że jej nie ma!
Gdyby papież Paweł III nie zamówił "dzieła artystycznego" i nie walił od czasu do czasu Michała Anioła laską, "Sąd Ostateczny" w Kaplicy Sykstyńskiej zapewne by nie powstał. TVP jest skomercjalizowana i zdemoralizowana. Jeśli prowadziła w tych sprawach politykę, to raczej negatywną. PISF wygląda na następcę Komitetu Kinematografii z podstawowym programem wspierania produkcji filmów (krewnych i znajomych królika). Konkurs na scenariusz o powstaniu warszawskim to trochę mało. Film i serial "Popiełuszko", serial "Kurier z Warszawy", wiele filmów dokumentalnych - czeka na realizację. Historia zmagań o te projekty, intryg i przeszkód to materiał na osobną opowieść.
Dostęp do środków na realizację filmów o najnowszej historii Polski (opłaty z abonamentu telewizyjnego, opłaty na PISF) powinny mieć wszystkie podmioty prywatne. Małe firmy, wolne od obciążeń urzędników i politruków, korzystając ze środków i tak ustawowo przeznaczanych na istniejące instytucje, mogłyby się zająć produkcją głównie takich filmów. Ale nie za pośrednictwem instytucji. W taki sposób nigdy nie opowiemy obecnym i przyszłym pokoleniom o tym, jak powstała III RP, o dramatach okresu stalinowskiego, o tym, jakie były i są doświadczenia ludzi, którzy od lat walczyli o własną godność i wolność Polski.
Ilustracja: D. Krupa
Więcej możesz przeczytać w 30/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.