Niedbałe stroje mogą latem nosić przeciętni ludzie, ale nie elity
George W. Bush, Tony Blair i Condoleezza Rice ze świata polityki oraz Ted Turner, Roman Abramowicz i Martha Stewart ze świata biznesu trafili do elementarzy szkół protokołu dyplomatycznego i etykiety. Uznano ich za najlepiej ubranych polityków i przedsiębiorców świata. Także w Polsce są "pomocą naukową", m.in. w The Protocol School of Poland czy na kursach ośrodka Konferencje w Zabytkach. Są u nas "eksponatami", bo trudno, zwłaszcza w wypadku polityków, znaleźć równie odpowiednio do sprawowanego urzędu ubrane osoby. Rodzimi politycy i biznesmeni przyjmują błędne założenie, że latem także ich dotyczy luz w ubiorze, i przesadnie demonstrują wyglądem własną "luźną" osobowość. Dla nich lato jest idealną okazją, by zepsuć budowany przez cały rok wizerunek.
Mediolan na Wiejskiej
W sejmowych korytarzach można się poczuć jak na korso: kwieciste spódnice, białe wypuszczone koszule i wyplatane koszyki. Jeśli krawaty, to poluzowane i w kwiatki lub groszki, a jeśli spodnie od garnituru - to bez paska i często bez marynarki. Jest wesoło i kolorowo. Waldemar Pawlak, który kiedyś jako premier zasłynął tym, że w seledynowym garniturze i kwiecistym krawacie udał się z wizytą do Stanów Zjednoczonych, nosi obecnie krawaty bardziej stonowane, ale za krótkie - do pępka. Podobnie jak Ludwik Dorn, czym obaj politycy wyprzedzają modę, bo na ostatnim Mediolańskim Tygodniu Mody marki Moschino i Iceberg zaproponowały takie krawaty na wiosnę przyszłego roku. Tyle że w połączeniu z bermudami, dżinsami i jasnymi swetrami, a nie znoszonymi garniturami.
Roman Giertych mediolańskimi wybiegami się nie inspiruje, raczej dawnym wizerunkiem sejmowych kolegów, m.in. Waldemara Pawlaka. Na posiedzeniu w sprawie rozwiązania WSI minister edukacji pojawił się w zaskakującym jak na orientację polityczną fioletowym krawacie w kwiatki. Z kolei karminowe maki i chabry zdobiły krótką spódnicę Hanny Gronkiewicz-Waltz podczas zebrania rady krajowej Platformy Obywatelskiej. Posłanka zestawiła spódnicę z bluzką z krótkim rękawkiem i klapkami (pomalowane na czerwono paznokcie miały zapewne pasować do maków), pokaźnym naszyjnikiem i - nie wiedzieć czemu - aż z dwiema torebkami, z których jedna była de facto wyplatanym koszyczkiem. Tym samym Hanna Gronkiewicz-Waltz pobiła wśród posłanek rekord w ignorancji etykiety. Nakazuje ona wszak zasłanianie stóp, noszenie marynarki lub żakietu, odrzucenie jaskrawych kolorów i dużej biżuterii. O dwóch torebkach etykieta nie wspomina, bo takiego pomysłu nie przewidziała.
Polscy parlamentarzyści nie wiedzą, że w wypadku ich profesji jedyne, co zmienia się latem w kodzie ubioru, to tkaniny, z jakich są uszyte ubrania - choćby mieszanka lnu i bawełny, która może zastąpić wełnę. Kolorystyka latem w takich miejscach jak Sejm też nie może urągać powadze, stąd mężczyzn obowiązuje identyczny zestaw kolorów jak zimą, u kobiet - tu etykieta jest łaskawsza - poszerzony o écru, beż i biel oraz stonowane, rozjaśnione pastele. Niektórzy reprezentanci władzy mylą jednak zarówno przywileje płci, jak i kolory. Najnowszym przykładem może być strój ministra obrony narodowej Radosława Sikorskiego podczas oficjalnego spotkania prezydentów Polski i Niemiec w Szczecinie. Minister pokazał się w szarym garniturze w kratkę, błękitnej koszuli w prążki i różowym krawacie w białe groszki, do czego założył ozdobne brązowe buty z nubuku i granatowe pasiaste skarpetki.
Epidemia rozbierania
Letnie upały nie zwalniają, niestety, z przestrzegania kodu ubioru. W świecie polityki i dyplomacji, lecz także na wysokich stanowiskach w biznesie i administracji wakacje nie mogą być usprawiedliwieniem choćby zdjęcia marynarki czy noszenia koszuli z krótkim rękawem, bo obniża to prestiż i rangę instytucji oraz firmy, którą tak ubrane osoby reprezentują. Tymczasem w polskiej polityce mamy do czynienia z prawdziwą epidemią rozbierania. Jan Maria Rokita zrzucił marynarkę w pierwszych dniach wysokich temperatur, by chodzić w samej białej koszuli (notabene o trzy rozmiary za dużej), a podczas spotkania z młodzieżą w Sejmie w ogóle wypuścił koszulę ze spodni, dzięki czemu przypominała ona kaftan. Bez marynarki, w koszuli z krótkim rękawem w telewizyjnych programach politycznych pojawia się ekskomisarz Warszawy Mirosław Kochalski, a poseł PiS Tadeusz Cymański lubi udzielać wypowiedzi reporterom w zbyt prześwitującej koszuli z cienkiego lnu, która byłaby odpowiednia na pikniku.
W ubiegłym roku można było oglądać billboardy wyborcze Lecha Kaczyńskiego, na których obecny prezydent siedział w poważnie wyglądającym gabinecie w koszuli z krótkim rękawem i krawacie. Występowanie w samej koszuli często jest próbą zademonstrowania bycia "bliżej ludu" lub celowo ma sprawiać wrażenie niezwykłego natłoku pracy, co podziałało na korzyść Kaczyńskiego. - Tę socjotechnikę wykorzystuje brytyjski premier Tony Blair, któremu zdarza się zdejmować marynarkę podczas posiedzeń parlamentu. Stosuje ją też prezydent Stanów Zjednoczonych George W. Bush, który często zdejmuje ją w ciepłe dni i podwija rękawy (ma to dodawać mu męskości). W takim wypadku trzeba mieć jednak dobry zegarek - mówi dr Wiesław Gałązka, specjalista od reklamy politycznej z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Kobiety przez cały rok obowiązuje kostium - żakiet i spódnica, która nie może być krótsza niż do kolan. Nie mogą odsłaniać dekoltu ani zdejmować żakietu, jeśli pod spodem mają top bez rękawów, bo demonstrowanie pach jest co najmniej nieeleganckie. Wykluczone są także krótkie spódniczki. W obecnym parlamencie swoje wdzięki lubi pokazywać w taki sposób Joanna Senyszyn z SLD. Niedawno do programu "24 godziny" w TVN 24 przyszła w rozpiętej białej bluzce koszulowej z ogromnym dekoltem.
Erotyka krawata
Łamanie latem podstawowych zasad kodu ubioru przez polskich polityków to efekt brania przykładu "z dołu", czyli stosowania się do obiegowych prawd związanych z abc wakacyjnego ubioru. W powszechnej opinii właśnie latem przez cały dzień można nosić białe spodnie i marynarki, spodnie mogą być krótsze, wypada też założyć lekkie jasne buty na gołe stopy czy pozwolić sobie na ostrzejsze kolory. Panuje przekonanie, że len gniecie się szlachetnie, że za makijaż w letnie dni wystarczy opalenizna, że krawat można poluzować, a pod marynarkę zakładać koszule z krótkim rękawem. To są jednak przywileje osób, które nie zajmują wysokich stanowisk. Politycy czy biznesmeni mogą sobie pozwolić na takie poluzowanie tam, gdzie pojawiają się prywatnie. I to też nie zawsze, o czym można było się przekonać na koncercie Placida Dominga we Wrocławiu. Tam regionalna elita przyszła w szortach i koszulach z krótkim rękawem, kiedy zdecydowanie właściwsze byłoby założenie białej marynarki.
Mężczyznom często się wydaje, że pod garniturem nie widać, iż koszula ma krótki rękaw, choć można to zauważyć na przykład, kiedy opuszczają ręce, o czym zapominają choćby Ludwik Dorn czy Aleksander Gudzowaty. Podobnie jest z brakiem paska u spodni przy zapiętej marynarce - podczas siadania marynarka rozchyla się i brak paska widoczny jest m.in. u Waldemara Pawlaka z PSL i Krzysztofa Filipka z Samoobrony. Nagminne, zwłaszcza w wypadku premiera Jarosława Kaczyńskiego, jest poluzowywanie krawata u szyi, przez co węzeł jest obniżony nawet o centymetr. - Premier zapewne robi to nieświadomie, nie wiedząc, że w psychologii ubioru samo luzowanie krawata zdradza poszukiwanie wymyślnych doznań erotycznych - mówi ekspert kodu ubioru Bernard Hanaoka. Bezwiedne luzowanie krawata znane jest też w kodzie biznesu i oznacza koniec negocjacji, sugestię, by przejść do nieformalnej części spotkania, a także gotowość do wypicia alkoholu. Premier, który zaczyna wygłaszać exposé i od razu luzuje krawat, niechcący sprawia wrażenie, jakby raczej ustępował ze stanowiska. Zwłaszcza że prawie zawsze ma źle zapiętą marynarkę - albo na najwyższy z trzech guzików (podczas wręczania Kazimierzowi Marcinkiewiczowi nominacji na komisarza Warszawy), albo na środkowy z trzech guzików (podczas przyjmowania nominacji na premiera) - zamiast zapiętych dwóch górnych guzików.
Własną wizję ubioru ma większość polskich biznesmenów. Jak twierdzi Irena Kamińska-Radomska, szefowa The Protocol School of Poland, biznesmeni często tłumaczą, że gdyby się ubierali w zgodzie z konwenansami, straciliby osobowość. Trudno jednak stwierdzić, czy gdyby Aleksander Gudzowaty założył pod marynarkę zwykłą koszulę zamiast polo, straciłby na wyrazistości. Podobnie jest z zabawą stylami. - Elegancja nakazuje nosić tylko jeden element ubioru w deseń, bo łączenie dwóch elementów wzorzystych wymaga świetnego wyczucia, a Gudzowaty go nie ma - mówi Zdzisława Walkowiak, wykładowca protokołu dyplomatycznego i właścicielka firmy Konferencje w Zabytkach.
Większość biznesmenów lubi podkreślać swoją indywidualność w podobny sposób jak artyści, na przykład poprzez założenie fularu lub apaszki (Piotr Tymochowicz) czy golfu w takim samym kolorze jak marynarka (Michał Sołowow), co sprawia, że ich biznesowy wizerunek jest nieco niestabilny. Letni kod ubioru reinterpretują także bizneswomen. Grażyna Kulczyk lubi podkreślać swój dynamizm dużą biżuterią i wyraźnym makijażem. Z kolei podczas nieformalnych okazji (na przykład na zakończonym niedawno festiwalu teatralnym na poznańskiej Malcie, gdzie była prywatnie) ubiera się zbyt zwyczajnie, na przykład w bawełnianą koszulkę i dżinsy. Podobnie jest w wypadku Ireny Eris - jej sztruksowe spódnice czy luźne swetry i wypchane torby (jak na niedawnej imprezie golfowej Puchar Managera) świadczą o tym, że nie chce być elegancka kosztem wygody, co jest działaniem ryzykownym, zważywszy że Eris jest właścicielką firmy troszczącej się o piękno i urodę kobiet.
Kolonizatorzy szyku
Letni kod ubioru, podobnie zresztą jak tradycyjny kod ubioru polityki i biznesu stworzyli w połowie XIX wieku Brytyjczycy. O ile jednak kod tradycyjny był wypracowywany w czasie rewolucji przemysłowej i wzrostu znaczenia Albionu w międzynarodowej polityce i gospodarce, o tyle kod na lato wymyślili Brytyjczycy z kolonii. W upalnych koloniach, takich jak Indie, starali się trzymać fason i kilkakrotnie w ciągu dnia przebierali się, a wieczorem, kiedy chcieli się napić ginu z tonikiem, zakładali smokingi. Dzięki temu byli wzorcami polityki Imperium Brytyjskiego - pokazywali, że można im ufać. Na kontynencie europejskim robiło to takie wrażenie, że stopniowo zaczęto i tam eliminować dopuszczalne wcześniej odstępstwa od zasad ubioru, panujących w chłodniejsze pory roku. Do dziś zresztą Anglosasi najwierniej stosują się do tych reguł. Irena Kamińska-Radomska mówi, że prezydent George W. Bush może nie znać dobrze zasad etykiety i na przykład często wkładać rękę do kieszeni, ale strój ma zawsze w pełni zgodny z zasadami - właściwą długość spodni, idealną fałdę ze spodni na czarnych butach i nawet kołnierzyk koszuli wystaje znad marynarki na pół centymetra. Do tego zakłada czerwony (a więc podkreślający zdolności przywódcze) krawat zawiązany na wąski supeł (co dodaje dynamiki i wysmukla sylwetkę). Podobnie prezentują się właściciel CNN Ted Turner czy osiadły w Wielkiej Brytanii Roman Abramowicz. Wśród polskich parlamentarzystów najbliżsi wzoru Busha są były premier Kazimierz Marcinkiewicz, Wojciech Olejniczak z SLD i - na swój sposób - Andrzej Lepper. Z kolei do Turnera i Abramowicza najbliżej Janowi Kulczykowi.
Prezydent Stanów Zjednoczonych dba też o jakość ubrań i drobiazgów świadczących o ich elegancji - na niedawnym szczycie G8 w Sankt Petersburgu odsłonił rękaw marynarki szefa komisji UE José Barrosa, by porównać jakość tkanin koszul i obejrzeć spinki. Wzorem kobiecej elegancji w polityce i biznesie są sekretarz stanu USA Condoleezza Rice i guru amerykańskich gospodyń domowych Martha Stewart - ze swymi delikatnymi makijażami i dyskretnie umalowanymi paznokciami, czym u nas mogą się pochwalić tylko Jolanta Szymanek-Deresz z SLD i Ewa Kopacz z PO.
Za najlepiej ubranego przywódcę europejskiego uchodzi Tony Blair, który w mniej formalnych sytuacjach pozwala sobie na zakładanie granatowej marynarki do szarych spodni. Ale też w krajach anglosaskich ignorowanie kodu ubioru nawet latem i w prywatnych okolicznościach jest źle odbierane. Dlatego doradcy Billa Clintona zabronili mu rozmawiać z dziennikarzami podczas porannego joggingu i fotografować się, bo był spocony i czerwony na twarzy, a polityk musi wyglądać poważnie. Doradcom George'a W. Busha udało się z kolei ocenzurować w irlandzkiej telewizji zdjęcia w T-shircie, nagrane podczas szczytu USA-UE, kiedy prezydent na chwilę wychylił się z okna swego apartamentu.
Gorzej kod ubioru przyjmują znani z miłości do mody Włosi, choć włoski premier Romano Prodi - w granatowym garniturze w delikatne prążki - jest nieporównywalnie bardziej zestandaryzowany od swego poprzednika, ekstrawaganckiego Silvia Berlusconiego, który pozwalał sobie latem w oficjalnych sytuacjach nosić na głowie bandankę. Rosjanom - przynajmniej w stroju - zdecydowanie bliżej jest do Anglosasów niż Niemcom: rozczulająca Angela Merkel z osławionymi już fatalnymi fryzurami, legginsami, złymi krojami kostiumów o nieodpowiedniej długości i dziwnym przywiązaniem do zgrzebnej garderoby (ma na przykład co najmniej cztery takie same żakiety - różniące się tylko kolorem) wygląda jak uboga krewna Władimira Putina, który prezentuje się w znakomitych jakościowo taliowanych garniturach. Jedna Angela Merkel, choćby nawet i w czasie napiętych ostatnio stosunków na linii Warszawa - Berlin, nie powinna być dla nas jednak pocieszeniem i przykładem.
Fot: K. Pacuła
Mediolan na Wiejskiej
W sejmowych korytarzach można się poczuć jak na korso: kwieciste spódnice, białe wypuszczone koszule i wyplatane koszyki. Jeśli krawaty, to poluzowane i w kwiatki lub groszki, a jeśli spodnie od garnituru - to bez paska i często bez marynarki. Jest wesoło i kolorowo. Waldemar Pawlak, który kiedyś jako premier zasłynął tym, że w seledynowym garniturze i kwiecistym krawacie udał się z wizytą do Stanów Zjednoczonych, nosi obecnie krawaty bardziej stonowane, ale za krótkie - do pępka. Podobnie jak Ludwik Dorn, czym obaj politycy wyprzedzają modę, bo na ostatnim Mediolańskim Tygodniu Mody marki Moschino i Iceberg zaproponowały takie krawaty na wiosnę przyszłego roku. Tyle że w połączeniu z bermudami, dżinsami i jasnymi swetrami, a nie znoszonymi garniturami.
Roman Giertych mediolańskimi wybiegami się nie inspiruje, raczej dawnym wizerunkiem sejmowych kolegów, m.in. Waldemara Pawlaka. Na posiedzeniu w sprawie rozwiązania WSI minister edukacji pojawił się w zaskakującym jak na orientację polityczną fioletowym krawacie w kwiatki. Z kolei karminowe maki i chabry zdobiły krótką spódnicę Hanny Gronkiewicz-Waltz podczas zebrania rady krajowej Platformy Obywatelskiej. Posłanka zestawiła spódnicę z bluzką z krótkim rękawkiem i klapkami (pomalowane na czerwono paznokcie miały zapewne pasować do maków), pokaźnym naszyjnikiem i - nie wiedzieć czemu - aż z dwiema torebkami, z których jedna była de facto wyplatanym koszyczkiem. Tym samym Hanna Gronkiewicz-Waltz pobiła wśród posłanek rekord w ignorancji etykiety. Nakazuje ona wszak zasłanianie stóp, noszenie marynarki lub żakietu, odrzucenie jaskrawych kolorów i dużej biżuterii. O dwóch torebkach etykieta nie wspomina, bo takiego pomysłu nie przewidziała.
Polscy parlamentarzyści nie wiedzą, że w wypadku ich profesji jedyne, co zmienia się latem w kodzie ubioru, to tkaniny, z jakich są uszyte ubrania - choćby mieszanka lnu i bawełny, która może zastąpić wełnę. Kolorystyka latem w takich miejscach jak Sejm też nie może urągać powadze, stąd mężczyzn obowiązuje identyczny zestaw kolorów jak zimą, u kobiet - tu etykieta jest łaskawsza - poszerzony o écru, beż i biel oraz stonowane, rozjaśnione pastele. Niektórzy reprezentanci władzy mylą jednak zarówno przywileje płci, jak i kolory. Najnowszym przykładem może być strój ministra obrony narodowej Radosława Sikorskiego podczas oficjalnego spotkania prezydentów Polski i Niemiec w Szczecinie. Minister pokazał się w szarym garniturze w kratkę, błękitnej koszuli w prążki i różowym krawacie w białe groszki, do czego założył ozdobne brązowe buty z nubuku i granatowe pasiaste skarpetki.
Epidemia rozbierania
Letnie upały nie zwalniają, niestety, z przestrzegania kodu ubioru. W świecie polityki i dyplomacji, lecz także na wysokich stanowiskach w biznesie i administracji wakacje nie mogą być usprawiedliwieniem choćby zdjęcia marynarki czy noszenia koszuli z krótkim rękawem, bo obniża to prestiż i rangę instytucji oraz firmy, którą tak ubrane osoby reprezentują. Tymczasem w polskiej polityce mamy do czynienia z prawdziwą epidemią rozbierania. Jan Maria Rokita zrzucił marynarkę w pierwszych dniach wysokich temperatur, by chodzić w samej białej koszuli (notabene o trzy rozmiary za dużej), a podczas spotkania z młodzieżą w Sejmie w ogóle wypuścił koszulę ze spodni, dzięki czemu przypominała ona kaftan. Bez marynarki, w koszuli z krótkim rękawem w telewizyjnych programach politycznych pojawia się ekskomisarz Warszawy Mirosław Kochalski, a poseł PiS Tadeusz Cymański lubi udzielać wypowiedzi reporterom w zbyt prześwitującej koszuli z cienkiego lnu, która byłaby odpowiednia na pikniku.
W ubiegłym roku można było oglądać billboardy wyborcze Lecha Kaczyńskiego, na których obecny prezydent siedział w poważnie wyglądającym gabinecie w koszuli z krótkim rękawem i krawacie. Występowanie w samej koszuli często jest próbą zademonstrowania bycia "bliżej ludu" lub celowo ma sprawiać wrażenie niezwykłego natłoku pracy, co podziałało na korzyść Kaczyńskiego. - Tę socjotechnikę wykorzystuje brytyjski premier Tony Blair, któremu zdarza się zdejmować marynarkę podczas posiedzeń parlamentu. Stosuje ją też prezydent Stanów Zjednoczonych George W. Bush, który często zdejmuje ją w ciepłe dni i podwija rękawy (ma to dodawać mu męskości). W takim wypadku trzeba mieć jednak dobry zegarek - mówi dr Wiesław Gałązka, specjalista od reklamy politycznej z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Kobiety przez cały rok obowiązuje kostium - żakiet i spódnica, która nie może być krótsza niż do kolan. Nie mogą odsłaniać dekoltu ani zdejmować żakietu, jeśli pod spodem mają top bez rękawów, bo demonstrowanie pach jest co najmniej nieeleganckie. Wykluczone są także krótkie spódniczki. W obecnym parlamencie swoje wdzięki lubi pokazywać w taki sposób Joanna Senyszyn z SLD. Niedawno do programu "24 godziny" w TVN 24 przyszła w rozpiętej białej bluzce koszulowej z ogromnym dekoltem.
Erotyka krawata
Łamanie latem podstawowych zasad kodu ubioru przez polskich polityków to efekt brania przykładu "z dołu", czyli stosowania się do obiegowych prawd związanych z abc wakacyjnego ubioru. W powszechnej opinii właśnie latem przez cały dzień można nosić białe spodnie i marynarki, spodnie mogą być krótsze, wypada też założyć lekkie jasne buty na gołe stopy czy pozwolić sobie na ostrzejsze kolory. Panuje przekonanie, że len gniecie się szlachetnie, że za makijaż w letnie dni wystarczy opalenizna, że krawat można poluzować, a pod marynarkę zakładać koszule z krótkim rękawem. To są jednak przywileje osób, które nie zajmują wysokich stanowisk. Politycy czy biznesmeni mogą sobie pozwolić na takie poluzowanie tam, gdzie pojawiają się prywatnie. I to też nie zawsze, o czym można było się przekonać na koncercie Placida Dominga we Wrocławiu. Tam regionalna elita przyszła w szortach i koszulach z krótkim rękawem, kiedy zdecydowanie właściwsze byłoby założenie białej marynarki.
Mężczyznom często się wydaje, że pod garniturem nie widać, iż koszula ma krótki rękaw, choć można to zauważyć na przykład, kiedy opuszczają ręce, o czym zapominają choćby Ludwik Dorn czy Aleksander Gudzowaty. Podobnie jest z brakiem paska u spodni przy zapiętej marynarce - podczas siadania marynarka rozchyla się i brak paska widoczny jest m.in. u Waldemara Pawlaka z PSL i Krzysztofa Filipka z Samoobrony. Nagminne, zwłaszcza w wypadku premiera Jarosława Kaczyńskiego, jest poluzowywanie krawata u szyi, przez co węzeł jest obniżony nawet o centymetr. - Premier zapewne robi to nieświadomie, nie wiedząc, że w psychologii ubioru samo luzowanie krawata zdradza poszukiwanie wymyślnych doznań erotycznych - mówi ekspert kodu ubioru Bernard Hanaoka. Bezwiedne luzowanie krawata znane jest też w kodzie biznesu i oznacza koniec negocjacji, sugestię, by przejść do nieformalnej części spotkania, a także gotowość do wypicia alkoholu. Premier, który zaczyna wygłaszać exposé i od razu luzuje krawat, niechcący sprawia wrażenie, jakby raczej ustępował ze stanowiska. Zwłaszcza że prawie zawsze ma źle zapiętą marynarkę - albo na najwyższy z trzech guzików (podczas wręczania Kazimierzowi Marcinkiewiczowi nominacji na komisarza Warszawy), albo na środkowy z trzech guzików (podczas przyjmowania nominacji na premiera) - zamiast zapiętych dwóch górnych guzików.
Własną wizję ubioru ma większość polskich biznesmenów. Jak twierdzi Irena Kamińska-Radomska, szefowa The Protocol School of Poland, biznesmeni często tłumaczą, że gdyby się ubierali w zgodzie z konwenansami, straciliby osobowość. Trudno jednak stwierdzić, czy gdyby Aleksander Gudzowaty założył pod marynarkę zwykłą koszulę zamiast polo, straciłby na wyrazistości. Podobnie jest z zabawą stylami. - Elegancja nakazuje nosić tylko jeden element ubioru w deseń, bo łączenie dwóch elementów wzorzystych wymaga świetnego wyczucia, a Gudzowaty go nie ma - mówi Zdzisława Walkowiak, wykładowca protokołu dyplomatycznego i właścicielka firmy Konferencje w Zabytkach.
Większość biznesmenów lubi podkreślać swoją indywidualność w podobny sposób jak artyści, na przykład poprzez założenie fularu lub apaszki (Piotr Tymochowicz) czy golfu w takim samym kolorze jak marynarka (Michał Sołowow), co sprawia, że ich biznesowy wizerunek jest nieco niestabilny. Letni kod ubioru reinterpretują także bizneswomen. Grażyna Kulczyk lubi podkreślać swój dynamizm dużą biżuterią i wyraźnym makijażem. Z kolei podczas nieformalnych okazji (na przykład na zakończonym niedawno festiwalu teatralnym na poznańskiej Malcie, gdzie była prywatnie) ubiera się zbyt zwyczajnie, na przykład w bawełnianą koszulkę i dżinsy. Podobnie jest w wypadku Ireny Eris - jej sztruksowe spódnice czy luźne swetry i wypchane torby (jak na niedawnej imprezie golfowej Puchar Managera) świadczą o tym, że nie chce być elegancka kosztem wygody, co jest działaniem ryzykownym, zważywszy że Eris jest właścicielką firmy troszczącej się o piękno i urodę kobiet.
Kolonizatorzy szyku
Letni kod ubioru, podobnie zresztą jak tradycyjny kod ubioru polityki i biznesu stworzyli w połowie XIX wieku Brytyjczycy. O ile jednak kod tradycyjny był wypracowywany w czasie rewolucji przemysłowej i wzrostu znaczenia Albionu w międzynarodowej polityce i gospodarce, o tyle kod na lato wymyślili Brytyjczycy z kolonii. W upalnych koloniach, takich jak Indie, starali się trzymać fason i kilkakrotnie w ciągu dnia przebierali się, a wieczorem, kiedy chcieli się napić ginu z tonikiem, zakładali smokingi. Dzięki temu byli wzorcami polityki Imperium Brytyjskiego - pokazywali, że można im ufać. Na kontynencie europejskim robiło to takie wrażenie, że stopniowo zaczęto i tam eliminować dopuszczalne wcześniej odstępstwa od zasad ubioru, panujących w chłodniejsze pory roku. Do dziś zresztą Anglosasi najwierniej stosują się do tych reguł. Irena Kamińska-Radomska mówi, że prezydent George W. Bush może nie znać dobrze zasad etykiety i na przykład często wkładać rękę do kieszeni, ale strój ma zawsze w pełni zgodny z zasadami - właściwą długość spodni, idealną fałdę ze spodni na czarnych butach i nawet kołnierzyk koszuli wystaje znad marynarki na pół centymetra. Do tego zakłada czerwony (a więc podkreślający zdolności przywódcze) krawat zawiązany na wąski supeł (co dodaje dynamiki i wysmukla sylwetkę). Podobnie prezentują się właściciel CNN Ted Turner czy osiadły w Wielkiej Brytanii Roman Abramowicz. Wśród polskich parlamentarzystów najbliżsi wzoru Busha są były premier Kazimierz Marcinkiewicz, Wojciech Olejniczak z SLD i - na swój sposób - Andrzej Lepper. Z kolei do Turnera i Abramowicza najbliżej Janowi Kulczykowi.
Prezydent Stanów Zjednoczonych dba też o jakość ubrań i drobiazgów świadczących o ich elegancji - na niedawnym szczycie G8 w Sankt Petersburgu odsłonił rękaw marynarki szefa komisji UE José Barrosa, by porównać jakość tkanin koszul i obejrzeć spinki. Wzorem kobiecej elegancji w polityce i biznesie są sekretarz stanu USA Condoleezza Rice i guru amerykańskich gospodyń domowych Martha Stewart - ze swymi delikatnymi makijażami i dyskretnie umalowanymi paznokciami, czym u nas mogą się pochwalić tylko Jolanta Szymanek-Deresz z SLD i Ewa Kopacz z PO.
Za najlepiej ubranego przywódcę europejskiego uchodzi Tony Blair, który w mniej formalnych sytuacjach pozwala sobie na zakładanie granatowej marynarki do szarych spodni. Ale też w krajach anglosaskich ignorowanie kodu ubioru nawet latem i w prywatnych okolicznościach jest źle odbierane. Dlatego doradcy Billa Clintona zabronili mu rozmawiać z dziennikarzami podczas porannego joggingu i fotografować się, bo był spocony i czerwony na twarzy, a polityk musi wyglądać poważnie. Doradcom George'a W. Busha udało się z kolei ocenzurować w irlandzkiej telewizji zdjęcia w T-shircie, nagrane podczas szczytu USA-UE, kiedy prezydent na chwilę wychylił się z okna swego apartamentu.
Gorzej kod ubioru przyjmują znani z miłości do mody Włosi, choć włoski premier Romano Prodi - w granatowym garniturze w delikatne prążki - jest nieporównywalnie bardziej zestandaryzowany od swego poprzednika, ekstrawaganckiego Silvia Berlusconiego, który pozwalał sobie latem w oficjalnych sytuacjach nosić na głowie bandankę. Rosjanom - przynajmniej w stroju - zdecydowanie bliżej jest do Anglosasów niż Niemcom: rozczulająca Angela Merkel z osławionymi już fatalnymi fryzurami, legginsami, złymi krojami kostiumów o nieodpowiedniej długości i dziwnym przywiązaniem do zgrzebnej garderoby (ma na przykład co najmniej cztery takie same żakiety - różniące się tylko kolorem) wygląda jak uboga krewna Władimira Putina, który prezentuje się w znakomitych jakościowo taliowanych garniturach. Jedna Angela Merkel, choćby nawet i w czasie napiętych ostatnio stosunków na linii Warszawa - Berlin, nie powinna być dla nas jednak pocieszeniem i przykładem.
Fot: K. Pacuła
Więcej możesz przeczytać w 30/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.