W archiwach WSI znajdują się tajemnice wielkich afer i fortun III RP
Grzegorz Indulski
Jarosław Jakimczyk
Guzik mnie to obchodzi - tak I zastępca ministra obrony narodowej Aleksander Szczygło potraktował prośbę o rozmowę emerytowanego generała Zenona Poznańskiego. Ten doradca Samoobrony powoływał się na upoważnienie wicepremiera Andrzeja Leppera. Według doniesień mediów, Lepper widziałby w Poznańskim kandydata na szefa jednej z nowych służb specjalnych Wojska Polskiego. - Nie będę rozmawiał z kimś, kto po upadku komunizmu w proteście przeciwko zmianom w armii zdjął mundur - mówi "Wprost" Aleksander Szczygło o Poznańskim. Stosunek Szczygły do absolwenta akademii im. Klimenta Woroszyłowa w Moskwie, współtwórcy Fundacji Współpraca Nauka Kultura (założonej w 1991 r. przez SdRP i Komitet Centralny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego), pokazuje, że w wojsku, a szczególnie w wojskowych tajnych służbach wreszcie skończy się PRL.
Takich ludzi jak gen. Poznański chroniło to, że wiedza o nich i o tym, co robili, nie wychodziła poza WSI. Dziś ich teczki znajdują się w IPN i ta wiedza przekroczy wreszcie wąski krąg wtajemniczonych. A likwidacja WSI po raz pierwszy po 1989 r. umożliwi cywilom wgląd w tajemnice wojskowych służb, czyli w tajemnice PRL i początków III RP. Tym bardziej że w archiwach WSI znajdują się kopie wielu dokumentów cywilnych służb. Sądzono, że te dokumenty zostały zniszczone. Tym można m.in. tłumaczyć opór wielu środowisk przed likwidowaniem WSI.
Druga szansa Macierewicza
Aleksander Szczygło, dotychczas nadzorujący w MON przygotowania do reformy wojskowych służb, to człowiek, który - w przeciwieństwie do ministra Radosława Sikorskiego - nie zamierza być dyplomatą i jest odporny na stukanie przed nim obcasami. Dlatego bracia Kaczyńscy, którzy zgodnie z prawem jako prezydent i premier musieli wspólnie powołać komisję weryfikacyjną WSI, długo się zastanawiali, czy na jej czele nie powinien stanąć Szczygło. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że przeważył pogląd, iż ten zaufany człowiek Lecha Kaczyńskiego z czasów jego pracy w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego i NIK może w przyszłości zająć kluczowe stanowisko w sferze bezpieczeństwa narodowego. Weryfikacją WSI zajmie się Antoni Macierewicz. Już jako szef MSW w rządzie Jana Olszewskiego (1991-1992) miał zażądać dostępu do archiwów WSI. Napotkał jednak opór szefa tych służb gen. Mariana Sobolewskiego. Te zaszłości historyczne tłumaczą, dlaczego po długich konsultacjach Macierewicz wytargował dla siebie stanowisko podsekretarza stanu w MON, nadzorującego reformę wojskowych służb.
Władza nowego wiceministra obrony nie będzie jednak nieograniczona. Otrzymał on wprawdzie - jak informował o tym "Wprost" (nr 29) - stanowisko pełnomocnika premiera ds. organizacji Służby Kontrwywiadu Wojskowego. By jednak nie prowokować opozycji, której Macierewicz kojarzy się głównie z nieudaną próbą lustracji w 1992 r., organizację Służby Wywiadu Wojskowego premier powierzył dotychczasowemu szefowi WSI gen. Janowi Żukowskiemu. Bracia Kaczyńscy posłuchali ekspertów, którzy przekonywali, że reformą wywiadu wojskowego powinna się zajmować osoba gwarantująca stabilność i bezpieczeństwo operacji zagranicznych, zwłaszcza w Iraku i Afganistanie. Do SWW trafią jednak tylko ci żołnierze, którzy przejdą przez sito komisji weryfikacyjnej Macierewicza. Do 7 sierpnia żołnierze WSI, którzy chcą służyć w SKW i SWW, mają nadesłać specjalne oświadczenia. Powinni w nich wyjaśnić m.in., czy brali udział w prowokacjach i innych nielegalnych działaniach wobec polityków i dziennikarzy.
Weryfikator Nizieński
Żeby weryfikacja zakończyła się sukcesem, Antoni Macierewicz będzie potrzebował w komisji doświadczonych specjalistów, znających tajniki pracy operacyjnej. Zbigniew Wassermann, koordynator służb specjalnych, ujawnia "Wprost", że chce wprowadzić do komisji weryfikacyjnej sędziego Bogusława Nizieńskiego, byłego rzecznika interesu publicznego. Pytany przez nas o to sędzia Nizieński nie chciał sprawy komentować. Przez lata pracy na stanowisku RIP zdobył on unikatową wiedzę o tajemnicach WSI
i wojskowych archiwach. Wie, o co pytać, gdzie szukać informacji. I tego wielu się obawia, bo dotychczas wiedza o WSI nie wypływała poza te służby także dlatego, że nikt
z zewnątrz nie wiedział, o co te służby pytać, by nie być zbytym lub wręcz oszukanym.
Zbigniew Wassermann zapowiada, że w komisji weryfikacyjnej znajdą się też dawni współpracownicy sędziego Nizieńskiego z Biura Rzecznika Interesu Publicznego, archiwiści z IPN oraz osoby z doświadczeniem procesowo-śledczym, ale bez związków ze służbami. - Widzę tu miejsce dla kogoś z Centralnego Biura Śledczego lub ze stażem prokuratorskim - wyjaśnia Wassermann.
Tajemnice sejfu jednostki 4088
Powszechne jest przekonanie, że akta WSI kryją tajemnice, których ujawnienie może wyjaśnić kulisy wielu ważnych wydarzeń politycznych i gospodarczych w III RP. Tych informacji nie ma w IPN, choć dawno powinny się tam znaleźć. A jeśli nawet są, to pozostają niedostępne dla historyków, gdyż trafiły do tzw. zbioru zastrzeżonego. Dostęp do niego możliwy jest za zgodą i wiedzą szefów MON i WSI, wyłącznie w asyście żołnierza tych służb. Wcześniej te dokumenty były tak tajne, że przez kilka lat nie szukano w nich nawet odpowiedzi na zapytania rzecznika interesu publicznego, który sprawdzał prawdziwość oświadczeń lustracyjnych. Chodziło o kilka tysięcy takich zapytań, co w istocie podważało wiarygodność lustracji.
To, co WSI przesłały do IPN, jest zaledwie ułamkiem materiałów archiwalnych, jakie zachowały się po tajnych służbach Ludowego Wojska Polskiego. W postanowieniu o umorzeniu śledztwa dotyczącego niszczenia dokumentów wojskowych organów bezpieczeństwa PRL przez żołnierzy WSI, które 20 października 2005 r. wydał mjr Ryszard Witkowski z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, można przeczytać: "Wojskowe Służby Informacyjne przekazały do Instytutu Pamięci Narodowej jedynie te teczki, które były w ich dyspozycji i nie zostały przekazane wcześniej przez organy bezpieczeństwa państwa wyspecjalizowanym instytucjom Ministerstwa Obrony Narodowej, mianowicie do właściwych terytorialnie Wojskowych Komend Uzupełnień, Wojewódzkich Sztabów Wojskowych oraz Okręgowych Archiwów Wojskowych i Centralnego Archiwum Wojskowego". Mjr Witkowski stwierdza też, że wszystkie te instytucje do września 2004 r. przekazały materiały po wojskowych tajnych służbach do IPN. Tyle że stan znacznej części wojskowych archiwaliów, które trafiły do IPN, wzbudził poważne wątpliwości.
Kontrola wewnętrzna w IPN wykazała, że na 7748 teczek osobowych żołnierzy Wojskowej Służby Wewnętrznej (kontrwywiad wojskowy w latach 1957-1990) przekazanych od sierpnia do września 2001 r. do instytutu przez Oddział Kadr WSI aż 2232 mają różne wady (brakuje oryginalnych okładek lub zawierają w większości jedynie kserokopie dokumentów, bez zachowania ciągłości ich paginacji). Wskazuje to, że teczki były rozpruwane i usuwano z nich dokumenty. Poza tym w PRL przez wojskowe służby przewinęło się kilkakrotnie więcej osób, niż wynikałoby to z liczby przekazanych do IPN teczek.
Dowodem na ukrywanie przez WSI części archiwaliów jest historia dokumentów ze szkoły wywiadu i kontrwywiadu w Janówku pod Modlinem. 21 maja 2003 r. w sejfie Jednostki Wojskowej 4088 odnaleziono 353 teczki z tajnymi dokumentami wojskowych organów bezpieczeństwa PRL. Znalezione tam dokumenty powinny natychmiast trafić do IPN, lecz WSI przekazały je dopiero po roku. Według archiwistów z IPN, zbiór ukryty w sejfie jednostki w Janówku zawierał teczki pracy osobowych źródeł informacji i nie był włączony do udostępnionej wcześniej pracownikom instytutu ewidencji materiałów archiwalnych WSI. Śledztwo, które ma wyjaśnić, czy w szkole w Janówku niszczono teczki WSI, prowadzi Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Warszawie.
Przyjaciele biznesu
Mimo zniszczenia i zaginięcia wielu dokumentów te, które się zachowały, nie pozostawiają wątpliwości, że - wbrew temu, co przez lata starano się wmówić opinii publicznej - wojskowe służby nie zajmowały się wyłącznie ochroną kontrwywiadowczą sił zbrojnych i nie zbierały tylko informacji o potencjale militarnym przeciwnika. Wojskowe służby interesowały się biznesem, infiltrowały firmy, zakładały własne spółki. Potwierdzają to informacje zdobyte przez "Wprost" o kilku raportach z operacji wciąż objętych tajemnicą. W IPN zachował się na przykład raport płk. Romana Misztala (dziś emerytowanego generała dywizji), w latach 1981-1990 szefa Zarządu II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, czyli wywiadu wojskowego PRL. W raporcie omawiającym działania wywiadu w latach 1980-1987 Misztal stwierdził, że trzeba werbować cywilów, gdyż w wojsku nie ma "chętnych" do pracy dla wywiadu. Chodziło głównie o specjalistów od zarządzania czy marketingu. W ten sposób otworzono furtkę do świata biznesu. Furtkę tę zresztą otwierano już wcześniej, o czym świadczy wciąż chroniona tajemnicą państwową historia utworzonego na polecenie Rosjan Agenturalnego Wywiadu Operacyjnego - tajnej komórki Zarządu II, z którą współpracował m.in. Józef Oleksy. AWO werbowała głównie cywilów, absolwentów uczelni, szczególnie chętnie z SGPiS (obecnie SGH), znających języki, jeżdżących po świecie. Taką osobą był Józef Oleksy. Rzecznik interesu publicznego przy okazji sprawy lustracyjnej Oleksego wykazał, czym zajmował się AWO, na przykładzie 27 teczek innych wywiadowców szkolonych przez tę komórkę.
W archiwach wojskowych służb należy szukać odpowiedzi, dlaczego w otoczeniu najbogatszych Polaków znajduje się tylu byłych żołnierzy WSI (niegdyś Zarządu II lub WSW) i jaką rolę odegrali przy narodzinach polskiego kapitalizmu. Świadczy o tym choćby udział wojskowych służb w aferze FOZZ. Ujawnienie dokumentów wojskowych służb rzuciłoby światło na kulisy powstania wielu polskich fortun. Niektórzy znani obecnie biznesmeni byli współpracownikami wojskowych służb, inni byli przez nie rozpracowywani.
Byli oficerowie WSI po odejściu ze służby trafiali do spółek działających w strategicznych dziedzinach gospodarki. Na przykład gen. Konstanty Malejczyk, szef WSI w latach 1994-1996, zasiadał w radzie nadzorczej Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych Pol-Aqua, które wykonywało roboty specjalistyczne przy budowie III nitki rurociągu Przyjaźń. Pol-Aqua ma też koncesję na import gazu ziemnego.
Zasłony dymne
Likwidacja WSI, a tym samym spodziewane ujawnienie zawartości wojskowych archiwów uaktywniło byłych oficerów tej formacji. Mimo ujawnianych przez media kolejnych skandali, w jakie byli zamieszani, na przykład nielegalnego handlu bronią, oficerowie tych służb zawsze spadali na cztery łapy. Przykładem może być kontradmirał Kazimierz Głowacki, który był szefem WSI w latach 1996-1997. W 2002 r. Głowacki został szefem biura kontroli wewnętrznej PZU. To Głowacki stoi za kolportowanymi ostatnio niepochlebnymi opiniami na temat szefostwa WSI w czasach rządów AWS. To on skontaktował dziennikarza "Wprost" ze swoim - jak to określił - "przyjacielem" Markiem Ciskiem, byłym szefem Cenreksu, niegdyś adeptem Wojskowej Akademii Politycznej im. Feliksa Dzierżyńskiego. Cenrex - obok spółki Steo - był zamieszany w nielegalny handel bronią, który odkryto w 1996 r. na granicy łotewsko-estońskiej. Broń trafiała w ręce mafii, terrorystów i do krajów objętych embargiem.
Cisek trafił do aresztu, a potem został oskarżony. Teraz twierdzi, że zwalczał "przestępcze działania ekipy Rusaka [Tadeusza, szefa WSI w rządzie Buzka]". "Oficerowie WSI weszli w struktury firmy Cenrex, zaczęli kierować tą firmą, a stosując szantaż i prowokację dążyli do całkowitego przejęcia tego przedsiębiorstwa" - pisał Cisek 4 sierpnia 2003 r. do gen. Marka Dukaczewskiego, ówczesnego szefa WSI. Dlaczego "przyjaciele" Kazimierza Głowackiego tak chętnie dzielą się obecnie rewelacjami o Cenreksie? Czy chodzi o wywołanie chaosu informacyjnego mającego utrudnić likwidację WSI?
Wojsko i SB - przyjaciółki dwie
Według rozmówców "Wprost", WSI przejęły dużą część dokumentacji dawnej Służby Bezpieczeństwa, zdobywając wiedzę o współpracownikach SB. Mogą to potwierdzać niedawne skandale lustracyjne, choćby ten dotyczący Zyty Gilowskiej. Niektóre przesłanki wskazują na to, że dowody w tej sprawie mogą pochodzić z archiwów WSI.
O tym, że to wojsko było wykorzystywane do "zabezpieczania", a także niszczenia dokumentacji cywilnych instytucji, świadczy historia z 1989 r. Wtedy to gen. Wojciech Jaruzelski wydał płk. Bogusławowi Kołodziejczakowi (jego dossier z archiwów WSI trafiło do IPN) polecenie zabezpieczenia bezcennych stenogramów z posiedzeń Biura Politycznego. Zawierały one informacje o kulisach najważniejszych wydarzeń u schyłku PRL. W akcję ukrycia stenogramów zaangażowali się gen. Florian Siwicki i gen. Czesław Kiszczak, a koordynował ją właśnie płk Kołodziejczak. Worki ze stenogramami zostały najpierw zdeponowane w Sztabie Generalnym. Według ustaleń warszawskiej prokuratury, która w 1992 r. prowadziła w tej sprawie śledztwo, stenogramy zniszczono w papierni w Konstancinie w grudniu 1989 r. Czy zapobiegliwi wojskowi nie zrobili ich kopii - tak na wszelki wypadek? Historyczną szansę na wyjaśnienie tej zagadki otrzymał właśnie Antoni Macierewicz.
Współpraca: Jakub Urbański
Ilustracja: D. Krupa
Jarosław Jakimczyk
Guzik mnie to obchodzi - tak I zastępca ministra obrony narodowej Aleksander Szczygło potraktował prośbę o rozmowę emerytowanego generała Zenona Poznańskiego. Ten doradca Samoobrony powoływał się na upoważnienie wicepremiera Andrzeja Leppera. Według doniesień mediów, Lepper widziałby w Poznańskim kandydata na szefa jednej z nowych służb specjalnych Wojska Polskiego. - Nie będę rozmawiał z kimś, kto po upadku komunizmu w proteście przeciwko zmianom w armii zdjął mundur - mówi "Wprost" Aleksander Szczygło o Poznańskim. Stosunek Szczygły do absolwenta akademii im. Klimenta Woroszyłowa w Moskwie, współtwórcy Fundacji Współpraca Nauka Kultura (założonej w 1991 r. przez SdRP i Komitet Centralny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego), pokazuje, że w wojsku, a szczególnie w wojskowych tajnych służbach wreszcie skończy się PRL.
Takich ludzi jak gen. Poznański chroniło to, że wiedza o nich i o tym, co robili, nie wychodziła poza WSI. Dziś ich teczki znajdują się w IPN i ta wiedza przekroczy wreszcie wąski krąg wtajemniczonych. A likwidacja WSI po raz pierwszy po 1989 r. umożliwi cywilom wgląd w tajemnice wojskowych służb, czyli w tajemnice PRL i początków III RP. Tym bardziej że w archiwach WSI znajdują się kopie wielu dokumentów cywilnych służb. Sądzono, że te dokumenty zostały zniszczone. Tym można m.in. tłumaczyć opór wielu środowisk przed likwidowaniem WSI.
Druga szansa Macierewicza
Aleksander Szczygło, dotychczas nadzorujący w MON przygotowania do reformy wojskowych służb, to człowiek, który - w przeciwieństwie do ministra Radosława Sikorskiego - nie zamierza być dyplomatą i jest odporny na stukanie przed nim obcasami. Dlatego bracia Kaczyńscy, którzy zgodnie z prawem jako prezydent i premier musieli wspólnie powołać komisję weryfikacyjną WSI, długo się zastanawiali, czy na jej czele nie powinien stanąć Szczygło. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że przeważył pogląd, iż ten zaufany człowiek Lecha Kaczyńskiego z czasów jego pracy w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego i NIK może w przyszłości zająć kluczowe stanowisko w sferze bezpieczeństwa narodowego. Weryfikacją WSI zajmie się Antoni Macierewicz. Już jako szef MSW w rządzie Jana Olszewskiego (1991-1992) miał zażądać dostępu do archiwów WSI. Napotkał jednak opór szefa tych służb gen. Mariana Sobolewskiego. Te zaszłości historyczne tłumaczą, dlaczego po długich konsultacjach Macierewicz wytargował dla siebie stanowisko podsekretarza stanu w MON, nadzorującego reformę wojskowych służb.
Władza nowego wiceministra obrony nie będzie jednak nieograniczona. Otrzymał on wprawdzie - jak informował o tym "Wprost" (nr 29) - stanowisko pełnomocnika premiera ds. organizacji Służby Kontrwywiadu Wojskowego. By jednak nie prowokować opozycji, której Macierewicz kojarzy się głównie z nieudaną próbą lustracji w 1992 r., organizację Służby Wywiadu Wojskowego premier powierzył dotychczasowemu szefowi WSI gen. Janowi Żukowskiemu. Bracia Kaczyńscy posłuchali ekspertów, którzy przekonywali, że reformą wywiadu wojskowego powinna się zajmować osoba gwarantująca stabilność i bezpieczeństwo operacji zagranicznych, zwłaszcza w Iraku i Afganistanie. Do SWW trafią jednak tylko ci żołnierze, którzy przejdą przez sito komisji weryfikacyjnej Macierewicza. Do 7 sierpnia żołnierze WSI, którzy chcą służyć w SKW i SWW, mają nadesłać specjalne oświadczenia. Powinni w nich wyjaśnić m.in., czy brali udział w prowokacjach i innych nielegalnych działaniach wobec polityków i dziennikarzy.
Weryfikator Nizieński
Żeby weryfikacja zakończyła się sukcesem, Antoni Macierewicz będzie potrzebował w komisji doświadczonych specjalistów, znających tajniki pracy operacyjnej. Zbigniew Wassermann, koordynator służb specjalnych, ujawnia "Wprost", że chce wprowadzić do komisji weryfikacyjnej sędziego Bogusława Nizieńskiego, byłego rzecznika interesu publicznego. Pytany przez nas o to sędzia Nizieński nie chciał sprawy komentować. Przez lata pracy na stanowisku RIP zdobył on unikatową wiedzę o tajemnicach WSI
i wojskowych archiwach. Wie, o co pytać, gdzie szukać informacji. I tego wielu się obawia, bo dotychczas wiedza o WSI nie wypływała poza te służby także dlatego, że nikt
z zewnątrz nie wiedział, o co te służby pytać, by nie być zbytym lub wręcz oszukanym.
Zbigniew Wassermann zapowiada, że w komisji weryfikacyjnej znajdą się też dawni współpracownicy sędziego Nizieńskiego z Biura Rzecznika Interesu Publicznego, archiwiści z IPN oraz osoby z doświadczeniem procesowo-śledczym, ale bez związków ze służbami. - Widzę tu miejsce dla kogoś z Centralnego Biura Śledczego lub ze stażem prokuratorskim - wyjaśnia Wassermann.
Tajemnice sejfu jednostki 4088
Powszechne jest przekonanie, że akta WSI kryją tajemnice, których ujawnienie może wyjaśnić kulisy wielu ważnych wydarzeń politycznych i gospodarczych w III RP. Tych informacji nie ma w IPN, choć dawno powinny się tam znaleźć. A jeśli nawet są, to pozostają niedostępne dla historyków, gdyż trafiły do tzw. zbioru zastrzeżonego. Dostęp do niego możliwy jest za zgodą i wiedzą szefów MON i WSI, wyłącznie w asyście żołnierza tych służb. Wcześniej te dokumenty były tak tajne, że przez kilka lat nie szukano w nich nawet odpowiedzi na zapytania rzecznika interesu publicznego, który sprawdzał prawdziwość oświadczeń lustracyjnych. Chodziło o kilka tysięcy takich zapytań, co w istocie podważało wiarygodność lustracji.
To, co WSI przesłały do IPN, jest zaledwie ułamkiem materiałów archiwalnych, jakie zachowały się po tajnych służbach Ludowego Wojska Polskiego. W postanowieniu o umorzeniu śledztwa dotyczącego niszczenia dokumentów wojskowych organów bezpieczeństwa PRL przez żołnierzy WSI, które 20 października 2005 r. wydał mjr Ryszard Witkowski z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, można przeczytać: "Wojskowe Służby Informacyjne przekazały do Instytutu Pamięci Narodowej jedynie te teczki, które były w ich dyspozycji i nie zostały przekazane wcześniej przez organy bezpieczeństwa państwa wyspecjalizowanym instytucjom Ministerstwa Obrony Narodowej, mianowicie do właściwych terytorialnie Wojskowych Komend Uzupełnień, Wojewódzkich Sztabów Wojskowych oraz Okręgowych Archiwów Wojskowych i Centralnego Archiwum Wojskowego". Mjr Witkowski stwierdza też, że wszystkie te instytucje do września 2004 r. przekazały materiały po wojskowych tajnych służbach do IPN. Tyle że stan znacznej części wojskowych archiwaliów, które trafiły do IPN, wzbudził poważne wątpliwości.
Kontrola wewnętrzna w IPN wykazała, że na 7748 teczek osobowych żołnierzy Wojskowej Służby Wewnętrznej (kontrwywiad wojskowy w latach 1957-1990) przekazanych od sierpnia do września 2001 r. do instytutu przez Oddział Kadr WSI aż 2232 mają różne wady (brakuje oryginalnych okładek lub zawierają w większości jedynie kserokopie dokumentów, bez zachowania ciągłości ich paginacji). Wskazuje to, że teczki były rozpruwane i usuwano z nich dokumenty. Poza tym w PRL przez wojskowe służby przewinęło się kilkakrotnie więcej osób, niż wynikałoby to z liczby przekazanych do IPN teczek.
Dowodem na ukrywanie przez WSI części archiwaliów jest historia dokumentów ze szkoły wywiadu i kontrwywiadu w Janówku pod Modlinem. 21 maja 2003 r. w sejfie Jednostki Wojskowej 4088 odnaleziono 353 teczki z tajnymi dokumentami wojskowych organów bezpieczeństwa PRL. Znalezione tam dokumenty powinny natychmiast trafić do IPN, lecz WSI przekazały je dopiero po roku. Według archiwistów z IPN, zbiór ukryty w sejfie jednostki w Janówku zawierał teczki pracy osobowych źródeł informacji i nie był włączony do udostępnionej wcześniej pracownikom instytutu ewidencji materiałów archiwalnych WSI. Śledztwo, które ma wyjaśnić, czy w szkole w Janówku niszczono teczki WSI, prowadzi Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Warszawie.
Przyjaciele biznesu
Mimo zniszczenia i zaginięcia wielu dokumentów te, które się zachowały, nie pozostawiają wątpliwości, że - wbrew temu, co przez lata starano się wmówić opinii publicznej - wojskowe służby nie zajmowały się wyłącznie ochroną kontrwywiadowczą sił zbrojnych i nie zbierały tylko informacji o potencjale militarnym przeciwnika. Wojskowe służby interesowały się biznesem, infiltrowały firmy, zakładały własne spółki. Potwierdzają to informacje zdobyte przez "Wprost" o kilku raportach z operacji wciąż objętych tajemnicą. W IPN zachował się na przykład raport płk. Romana Misztala (dziś emerytowanego generała dywizji), w latach 1981-1990 szefa Zarządu II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, czyli wywiadu wojskowego PRL. W raporcie omawiającym działania wywiadu w latach 1980-1987 Misztal stwierdził, że trzeba werbować cywilów, gdyż w wojsku nie ma "chętnych" do pracy dla wywiadu. Chodziło głównie o specjalistów od zarządzania czy marketingu. W ten sposób otworzono furtkę do świata biznesu. Furtkę tę zresztą otwierano już wcześniej, o czym świadczy wciąż chroniona tajemnicą państwową historia utworzonego na polecenie Rosjan Agenturalnego Wywiadu Operacyjnego - tajnej komórki Zarządu II, z którą współpracował m.in. Józef Oleksy. AWO werbowała głównie cywilów, absolwentów uczelni, szczególnie chętnie z SGPiS (obecnie SGH), znających języki, jeżdżących po świecie. Taką osobą był Józef Oleksy. Rzecznik interesu publicznego przy okazji sprawy lustracyjnej Oleksego wykazał, czym zajmował się AWO, na przykładzie 27 teczek innych wywiadowców szkolonych przez tę komórkę.
W archiwach wojskowych służb należy szukać odpowiedzi, dlaczego w otoczeniu najbogatszych Polaków znajduje się tylu byłych żołnierzy WSI (niegdyś Zarządu II lub WSW) i jaką rolę odegrali przy narodzinach polskiego kapitalizmu. Świadczy o tym choćby udział wojskowych służb w aferze FOZZ. Ujawnienie dokumentów wojskowych służb rzuciłoby światło na kulisy powstania wielu polskich fortun. Niektórzy znani obecnie biznesmeni byli współpracownikami wojskowych służb, inni byli przez nie rozpracowywani.
Byli oficerowie WSI po odejściu ze służby trafiali do spółek działających w strategicznych dziedzinach gospodarki. Na przykład gen. Konstanty Malejczyk, szef WSI w latach 1994-1996, zasiadał w radzie nadzorczej Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych Pol-Aqua, które wykonywało roboty specjalistyczne przy budowie III nitki rurociągu Przyjaźń. Pol-Aqua ma też koncesję na import gazu ziemnego.
Zasłony dymne
Likwidacja WSI, a tym samym spodziewane ujawnienie zawartości wojskowych archiwów uaktywniło byłych oficerów tej formacji. Mimo ujawnianych przez media kolejnych skandali, w jakie byli zamieszani, na przykład nielegalnego handlu bronią, oficerowie tych służb zawsze spadali na cztery łapy. Przykładem może być kontradmirał Kazimierz Głowacki, który był szefem WSI w latach 1996-1997. W 2002 r. Głowacki został szefem biura kontroli wewnętrznej PZU. To Głowacki stoi za kolportowanymi ostatnio niepochlebnymi opiniami na temat szefostwa WSI w czasach rządów AWS. To on skontaktował dziennikarza "Wprost" ze swoim - jak to określił - "przyjacielem" Markiem Ciskiem, byłym szefem Cenreksu, niegdyś adeptem Wojskowej Akademii Politycznej im. Feliksa Dzierżyńskiego. Cenrex - obok spółki Steo - był zamieszany w nielegalny handel bronią, który odkryto w 1996 r. na granicy łotewsko-estońskiej. Broń trafiała w ręce mafii, terrorystów i do krajów objętych embargiem.
Cisek trafił do aresztu, a potem został oskarżony. Teraz twierdzi, że zwalczał "przestępcze działania ekipy Rusaka [Tadeusza, szefa WSI w rządzie Buzka]". "Oficerowie WSI weszli w struktury firmy Cenrex, zaczęli kierować tą firmą, a stosując szantaż i prowokację dążyli do całkowitego przejęcia tego przedsiębiorstwa" - pisał Cisek 4 sierpnia 2003 r. do gen. Marka Dukaczewskiego, ówczesnego szefa WSI. Dlaczego "przyjaciele" Kazimierza Głowackiego tak chętnie dzielą się obecnie rewelacjami o Cenreksie? Czy chodzi o wywołanie chaosu informacyjnego mającego utrudnić likwidację WSI?
Wojsko i SB - przyjaciółki dwie
Według rozmówców "Wprost", WSI przejęły dużą część dokumentacji dawnej Służby Bezpieczeństwa, zdobywając wiedzę o współpracownikach SB. Mogą to potwierdzać niedawne skandale lustracyjne, choćby ten dotyczący Zyty Gilowskiej. Niektóre przesłanki wskazują na to, że dowody w tej sprawie mogą pochodzić z archiwów WSI.
O tym, że to wojsko było wykorzystywane do "zabezpieczania", a także niszczenia dokumentacji cywilnych instytucji, świadczy historia z 1989 r. Wtedy to gen. Wojciech Jaruzelski wydał płk. Bogusławowi Kołodziejczakowi (jego dossier z archiwów WSI trafiło do IPN) polecenie zabezpieczenia bezcennych stenogramów z posiedzeń Biura Politycznego. Zawierały one informacje o kulisach najważniejszych wydarzeń u schyłku PRL. W akcję ukrycia stenogramów zaangażowali się gen. Florian Siwicki i gen. Czesław Kiszczak, a koordynował ją właśnie płk Kołodziejczak. Worki ze stenogramami zostały najpierw zdeponowane w Sztabie Generalnym. Według ustaleń warszawskiej prokuratury, która w 1992 r. prowadziła w tej sprawie śledztwo, stenogramy zniszczono w papierni w Konstancinie w grudniu 1989 r. Czy zapobiegliwi wojskowi nie zrobili ich kopii - tak na wszelki wypadek? Historyczną szansę na wyjaśnienie tej zagadki otrzymał właśnie Antoni Macierewicz.
Współpraca: Jakub Urbański
Ilustracja: D. Krupa
Więcej możesz przeczytać w 30/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.