Pieniądze polskich przedsiębiorców wyjeżdżają na Cypr, Maltę, Karaiby, do Beneluksu
Polskę ogarnia oddolna rewolta podatników. Polacy nie tylko przenoszą się do innych państw za pracą, wyższymi zarobkami i perspektywami na lepsze życie, ale przenoszą tam też swoje pieniądze zarobione w Polsce. Już około 12 mld zł wypłynęło w ubiegłym roku z Polski do krajów o niższych niż nasze podatkach. W ciągu ostatnich czterech lat ta kwota wzrosła czterokrotnie! A to dopiero początek ucieczki przed żarłocznym fiskusem.
Więcej niż zero
Już 60 tys. polskich przedsiębiorców (prawie 6 proc.) chce przenieść siedzibę swojej firmy lub część działalności do innego państwa unii - wynika z niedawnych badań Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. Ponad połowa z nich jako przyczynę wskazuje możliwość płacenia niższych podatków, a 60 proc. liczy na lepszą atmosferę wokół biznesu i sprawniejszą administrację za granicą. Od 1 maja 2004 r. wystarczy, że Polacy zarejestrują firmę w którymś z państw unii, by móc działać swobodnie na całym wspólnym rynku. Mogą to zrobić na przykład na Malcie lub Cyprze, faktycznych rajach podatkowych (offshore), które znalazły się w unii formalnie zwalczającej tzw. konkurencję podatkową.
"Nikt nie ma obowiązku płacenia podatków wyższych, niż wymaga tego prawo" - zauważył kiedyś Billings Learned Hand (zmarły w 1961 r.), jeden z najbardziej znanych amerykańskich sędziów. Wiedzą o tym rządy Holandii i Luksemburga, europejskich liderów w pozyskiwaniu wielkiego kapitału, które na przystąpienie do unii Malty i Cypru natychmiast zareagowały zmniejszeniem podatków u siebie. Tymczasem polscy politycy zadowoleni z obniżonego od 2004 r. do 19 proc. podatku dochodowego od firm (CIT) przeoczyli, że dziś podobne stawki nie robią wrażenia. Tym bardziej że inne podatki są u nas wyższe, a podstawowa 22-procentowa stawka VAT jest jedną z najwyższych w całej unii. - Ucieczki podatników nie da się całkowicie powstrzymać. Każda stawka podatku wciąż będzie wyższa od zera - stwierdza jeden z konsultantów podatkowych, wskazując, że w wielu innych państwach nawet nie ma funkcjonujących u nas danin publicznych (tzw. podatku Belki, podatku od dywidendy). Nawet 19-procentowy CIT omija dziś w Polsce kto może - płaci go tylko 21 proc. objętych nim spółek!
Wyspy szczęśliwe
W kwietniu 2006 r. jeden z urzędów skarbowych w Szwecji oskarżył Björna Ulvaeusa, jednego z liderów słynnego zespołu Abba, o uchylanie się od zapłacenia 11,8 mln USD podatków od tantiem, które otrzymał w latach 1998-2003 r. Ulvaeus wytransferował pieniądze do jednego z rajów podatkowych i utrzymuje, że operacja była zgodna ze szwedzkim prawem. Miesiąc później wyszło na jaw, że ten sam urząd skarbowy zlecił druk plakatów zachęcających Szwedów do terminowego opłacania należności firmie z Estonii, a produkcję spotu telewizyjnego - firmie z hiszpańskiej Majorki. Zrobił to, aby uniknąć wysokich szwedzkich podatków. "Kosztowałoby to nas 50-100 proc. więcej, gdybyśmy druk i produkcję zlecili w kraju" - bronił decyzji naczelnik urzędu. Jeszcze rozsądniej kalkulują obywatele.
Wielu polskich przedsiębiorców wciąż płaci podatki w kraju tylko dlatego, że znaleźli legalny, choć irracjonalny z punktu widzenia zdrowego rozsądku, sposób ich zmniejszenia. Nawet do zera. Spośród około 1,8 mln aktywnych firm według stawek CIT rozlicza się 250 tys. spółek z o.o. i akcyjnych. W 1998 r. zysk wykazywało 35 proc. podatników CIT, w 2004 r. - 21 proc. Oznacza to, że osiem na dziesięć dużych firm w Polsce nie płaci żadnego podatku. I to mimo że w ciągu ostatnich ośmiu lat stawka CIT spadła aż o 17 punktów procentowych. - Bez tej obniżki spadek odsetka firm płacących podatki byłby prawdopodobnie jeszcze większy - uważa Mirosław Barszcz z kancelarii Baker & MacKenzie, wiceminister finansów w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. Oczywiście, udziałowcy i akcjonariusze czerpią zyski z działalności formalnie nierentownych spółek w innej formie. Spółki-córki w rajach podatkowych tworzą zamożni biznesmeni, korzystają z nich duże koncerny, renomowane banki.
O skali zaangażowania krajowego biznesu w operacje offshore świadczy to, że firmy z Cypru zainwestowały w Polsce w 2004 r. 1,1 mld USD - więcej niż przedsiębiorcy z Irlandii czy Hiszpanii. W dużej części jest to polski kapitał, reinwestowany za pośrednictwem podmiotów z tej wyspy. Z kolei największym zagranicznym inwestorem u nas jest Holandia (do tej pory firmy z tego kraju ulokowały w Polsce 11,5 mld USD). I tu część tych pieniędzy to w rzeczywistości polski kapitał. Na przykład Zygmunt Solorz-Żak kontroluje telewizję Polsat poprzez spółkę Polsat Media BV, zarejestrowaną właśnie w Holandii. Grupa ITI (kontroluje m.in. TVN i Onet.pl) ma siedzibę w Luksemburgu, ale jej główni udziałowcy - Jan Bohdan Wejchert, Mariusz Walter i Bruno Valsangiacomo - działają poprzez spółki zarejestrowane na karaibskim Curaćao, części Antyli Holenderskich. Ilu polskich przedsiębiorców działa za pośrednictwem firm z Seszeli, Kajmanów czy Bermudów - nikt nawet nie próbuje szacować.
Bramy do raju
Dla małych przedsiębiorców, którzy obawiali się kłopotów organizacyjnych i prawnych, związanych z operacjami offshore, bramą do podatkowego raju stały się przede wszystkim "niezatapialne sejfy" - Malta i Cypr. Malta przed wejściem do unii podniosła stawkę CIT z 4,17 proc. do 35 proc., tyle że inwestorom zwraca 85 proc. pobranych należności. Z kolei Cypr przed akcesją do UE został przez Brukselę zmuszony do rezygnacji z preferencyjnego opodatkowania zagranicznych firm (podatek dochodowy dla nich wynosił 4,25 proc.) i zrównania ich praw z miejscowymi (te płaciły aż 30 proc.). Cypryjczycy jednak sprytnie ustanowili jednolity, najniższy w historii unii, podatek w wysokości 10 proc. Obrócili hipokryzję "starej unii" przeciwko niej samej, tłumacząc, że stawka musi być tak niska, bo przecież Cypr jest biedniejszy od Irlandii i musi szybciej nadrabiać zaległości, a Irlandia ma 12,5-procentową stawkę CIT. W dodatku rząd w Nikozji zgodnie z prawem unii przeforsował wiele zwolnień podatkowych: na Cyprze nie płaci się podatku od dywidendy, od opłat z licencji, od zysków kapitałowych, a także od dochodów ze sprzedaży udziałów w spółkach. W ten sposób wyspa zniknęła z unijnej "czarnej listy" rajów podatkowych, znalazła się we wspólnocie, a zarazem pozostała atrakcyjna dla inwestorów. O ile w 2002 r. (przed podwyższeniem podatku) zarejestrowano na Cyprze 8,5 tys. nowych zagranicznych spółek, o tyle w 2005 r. było ich 14 tys. Na przykład w skład holdingu Amica, polskiego producenta AGD, wchodzi cypryjska spółka Sidegrove Holdings Ltd. - właściciel kilku firm w grupie i jej ramię inwestycyjne. "Od dziewięciu lat dokonujemy inwestycji przez tę spółkę i jest to jak najlepsze rozwiązanie" - stwierdził niedawno prezes Amiki Jacek Rutkowski.
Niektóre kraje wyspecjalizowały się w poszczególnych branżach, oferując firmom korzystne ulgi i zwolnienia podatkowe lub liberalne przepisy dotyczące ich działalności: w sektorze IT dużą popularnością cieszy się Singapur, firmy z branży muzycznej, filmowej lub telewizyjnej upodobały sobie Holandię, zaś Luksemburg to oaza dla instytucji z błyskawicznie rozwijającego się ostatnio sektora usług finansowych - sekurytyzacji. W zasięgu małych polskich firm są dziś nawet egzotyczne raje podatkowe. Na Mauritiusie założenie przez Internet spółki (z wszystkimi opłatami) kosztuje około 1800 zł, wliczając podatek za rejestrację, stworzenie dla firmy własnej strony w sieci, wirtualnego biura (przekierowuje ewentualne telefony i maile na wskazane numery i adresy). Podatek od firm, które kwalifikują się tam do uzyskania ulg, wynosi 15 proc., a VAT w ogóle nie ma. Taka założona na Mauritiusie spółka może działać na całym świecie, w tym na obszarze unii - dzięki umowom między tą wyspą a Cyprem, członkiem unii.
Ucieczka przed biurokracją
Przy naszych przepisach i praktyce działania aparatu skarbowego, rajami podatkowymi są dla Polaków nie tylko Karaiby lub małe księstwa europejskie w rodzaju Liechtensteinu, Monako lub Andory, ale nawet Czechy. Aneta Włodkowska, współwłaścicielka firmy Software Konferencje w Warszawie, zajmującej się organizacją targów, szkoleń i wydawaniem pism specjalistycznych, w styczniu 2006 r. założyła nową firmę w Czechach i przeniosła do niej część działalności. - Cała procedura trwała dwa dni i kosztowała nas o połowę mniej, niż wyniosłoby to w Polsce - mówi Włodkowska. Przyznaje, że głównym powodem przeprowadzki na południe były względy podatkowe. - Polski urząd skarbowy domagał się od nas podatku VAT od biletów wstępu na konferencje. Czeski uznał, że unijne prawo nas z tego zwalnia - wyjaśnia Włodkowska. Dziś firma Polki organizuje m.in. szkolenia dla naszych biznesmenów, którzy chcą przenieść działalność do Czech, na Słowację i Ukrainę. Chętnych przybywa: tylko na Morawach działa niemal 500 firm z polskim kapitałem.
Tych, których nie skusiły niższe podatki, za granicę wypycha polska biurokracja. - Łatwiej polskim spedytorom odprawić towary na eksport do Rosji za pośrednictwem partnerów w Finlandii niż w kraju. U nas celnik zawsze może stwierdzić, że dokument przewozowy wypełniony innym atramentem niż niebieski nie jest oryginałem - mówi Marek Różycki, prezes GeoPost w Europie Środkowej i Wschodniej (właściciela m.in. firmy logistycznej Masterlink Express). Coraz bardziej dają też o sobie znać lata zaniedbań w rozwoju infrastruktury. Na przykład duża część wymiany handlowej północ - południe z Polski wywędrowała do Niemiec, gdzie powstają nowe autostrady, kanały, rozbudowywane są porty. Jak wskazuje Marek Różycki, polskim firmom logistycznym bardziej opłaca się wyładować transport towarów w Rotterdamie lub Hamburgu i przewieźć do Polski niż w Gdańsku czy Szczecinie. Mimo że usługi zachodnich portów są droższe, administracja działa dużo sprawniej, a w dobie gospodarki globalnej liczą się dostawy just in time.
Walka z wiatrakami
Gdy w czerwcu 2006 r. Gordon Brown, brytyjski minister finansów, wypowiedział wojnę firmom, które zmniejszają wysokość płaconych podatków, w odpowiedzi przedstawiciele czterech największych brytyjskich firm konsultingowych stwierdzili, że chcą przenieść swoje siedziby do rajów podatkowych. Hiscox, jedna z większych brytyjskich firm ubezpieczeniowych, właśnie "ucieka" na Bermudy. Wcześniej zrobił to jej największy konkurent - Catlin. W Gibraltarze ziemię sprzedaje się na cale, dlatego że posiadanie kawałka gruntu uprawnia do otrzymania tam statusu rezydenta i płacenia niskich podatków, więc chętnych jest mnóstwo.
Sytuacja wielu europejskich budżetów staje się na tyle dramatyczna, że pojawiają się pomysły stworzenia nowego modelu systemu podatkowego - takiego, który pozwoliłby im przeżyć w obliczu masowej ucieczki obywateli i firm do rajów podatkowych. Rozgłos zyskał m.in. pomysł prof. Keesa van Raada z holenderskiego uniwersytetu w Lejdzie, autora koncepcji fractional taxation. Upraszczając, według niego, jeśli na przykład zamieszkały w kraju Polak ma firmę zarejestrowaną na Cyprze, a prowadzi działalność w Szwajcarii, to powinno się zebrać do jednego worka wszystkie podatki, jakie płaci w każdym z tych państw, i każde z nich powinno otrzymać ułamek tej kwoty według ustalonego algorytmu. Tyle że pomysł van Raada to utopia, podobnie jak bezowocna krucjata, jaką Komisja Europejska i OECD zorganizowały przeciwko rajom podatkowym.
Jedyną drogą jest ta, którą wybrała Holandia. Na podatkową "promocję" Cypru i Malty odpowiedziała ona własnymi obniżkami: od 1 stycznia 2007 r. zmniejsza podatek CIT z 29,6 proc. do 25,5 proc. i obniża podatek od dywidendy z 25 proc. do 15 proc. Jeśli różnica między podatkami w rajach i państwach unii będzie mniejsza, te ostatnie mają szanse wygrać walkę o portfele obywateli i inwestorów dzięki przejrzystemu prawu, gwarantowanemu bezpieczeństwu obrotów, infrastrukturze. - W 2005 r. średnia stawka CIT w krajach unii spadła o 0,28 proc., do 25,04 proc., dzięki obniżkom we Francji, Grecji i Holandii. Po akcesji dziesięciu nowych państw zwiększyła się konkurencja na rynku podatkowym - mówi Loughlin Hickey, szef globalnego działu podatkowego KPMG.
Zamiast zwalczać raje, niektóre państwa po cichu tworzą własne quasi-raje (wydzielone strefy, rodzaje działalności zwolnionej z części podatków). Na przykład Luksemburg stosuje najniższą podstawową stawkę podatku VAT w unii (15 proc.), mimo że Bruksela usiłuje zmusić innych do stosowania dużo wyższej. Siedem obszarów (portugalska wyspa Madera, Hiszpania, Belgia, Luksemburg, Holandia, Szwecja, Dania, Malta i Cypr) objętych jest tzw. participation exemption. Mogą stosować mechanizmy zwalniające podatników od podwójnego opodatkowania licznych danin (podatków od dywidend, kapitałowych itp.). - Raje podatkowe są jak domy publiczne. Władze je potępiają, a nieoficjalnie czerpią z nich korzyści finansowe - podsumowuje Krzysztof Kubala, szef warszawskiej firmy Taxways, świadczącej usługi w zakresie międzynarodowego planowania podatkowego.
Więcej niż zero
Już 60 tys. polskich przedsiębiorców (prawie 6 proc.) chce przenieść siedzibę swojej firmy lub część działalności do innego państwa unii - wynika z niedawnych badań Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. Ponad połowa z nich jako przyczynę wskazuje możliwość płacenia niższych podatków, a 60 proc. liczy na lepszą atmosferę wokół biznesu i sprawniejszą administrację za granicą. Od 1 maja 2004 r. wystarczy, że Polacy zarejestrują firmę w którymś z państw unii, by móc działać swobodnie na całym wspólnym rynku. Mogą to zrobić na przykład na Malcie lub Cyprze, faktycznych rajach podatkowych (offshore), które znalazły się w unii formalnie zwalczającej tzw. konkurencję podatkową.
"Nikt nie ma obowiązku płacenia podatków wyższych, niż wymaga tego prawo" - zauważył kiedyś Billings Learned Hand (zmarły w 1961 r.), jeden z najbardziej znanych amerykańskich sędziów. Wiedzą o tym rządy Holandii i Luksemburga, europejskich liderów w pozyskiwaniu wielkiego kapitału, które na przystąpienie do unii Malty i Cypru natychmiast zareagowały zmniejszeniem podatków u siebie. Tymczasem polscy politycy zadowoleni z obniżonego od 2004 r. do 19 proc. podatku dochodowego od firm (CIT) przeoczyli, że dziś podobne stawki nie robią wrażenia. Tym bardziej że inne podatki są u nas wyższe, a podstawowa 22-procentowa stawka VAT jest jedną z najwyższych w całej unii. - Ucieczki podatników nie da się całkowicie powstrzymać. Każda stawka podatku wciąż będzie wyższa od zera - stwierdza jeden z konsultantów podatkowych, wskazując, że w wielu innych państwach nawet nie ma funkcjonujących u nas danin publicznych (tzw. podatku Belki, podatku od dywidendy). Nawet 19-procentowy CIT omija dziś w Polsce kto może - płaci go tylko 21 proc. objętych nim spółek!
W kwietniu 2006 r. jeden z urzędów skarbowych w Szwecji oskarżył Björna Ulvaeusa, jednego z liderów słynnego zespołu Abba, o uchylanie się od zapłacenia 11,8 mln USD podatków od tantiem, które otrzymał w latach 1998-2003 r. Ulvaeus wytransferował pieniądze do jednego z rajów podatkowych i utrzymuje, że operacja była zgodna ze szwedzkim prawem. Miesiąc później wyszło na jaw, że ten sam urząd skarbowy zlecił druk plakatów zachęcających Szwedów do terminowego opłacania należności firmie z Estonii, a produkcję spotu telewizyjnego - firmie z hiszpańskiej Majorki. Zrobił to, aby uniknąć wysokich szwedzkich podatków. "Kosztowałoby to nas 50-100 proc. więcej, gdybyśmy druk i produkcję zlecili w kraju" - bronił decyzji naczelnik urzędu. Jeszcze rozsądniej kalkulują obywatele.
Wielu polskich przedsiębiorców wciąż płaci podatki w kraju tylko dlatego, że znaleźli legalny, choć irracjonalny z punktu widzenia zdrowego rozsądku, sposób ich zmniejszenia. Nawet do zera. Spośród około 1,8 mln aktywnych firm według stawek CIT rozlicza się 250 tys. spółek z o.o. i akcyjnych. W 1998 r. zysk wykazywało 35 proc. podatników CIT, w 2004 r. - 21 proc. Oznacza to, że osiem na dziesięć dużych firm w Polsce nie płaci żadnego podatku. I to mimo że w ciągu ostatnich ośmiu lat stawka CIT spadła aż o 17 punktów procentowych. - Bez tej obniżki spadek odsetka firm płacących podatki byłby prawdopodobnie jeszcze większy - uważa Mirosław Barszcz z kancelarii Baker & MacKenzie, wiceminister finansów w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. Oczywiście, udziałowcy i akcjonariusze czerpią zyski z działalności formalnie nierentownych spółek w innej formie. Spółki-córki w rajach podatkowych tworzą zamożni biznesmeni, korzystają z nich duże koncerny, renomowane banki.
O skali zaangażowania krajowego biznesu w operacje offshore świadczy to, że firmy z Cypru zainwestowały w Polsce w 2004 r. 1,1 mld USD - więcej niż przedsiębiorcy z Irlandii czy Hiszpanii. W dużej części jest to polski kapitał, reinwestowany za pośrednictwem podmiotów z tej wyspy. Z kolei największym zagranicznym inwestorem u nas jest Holandia (do tej pory firmy z tego kraju ulokowały w Polsce 11,5 mld USD). I tu część tych pieniędzy to w rzeczywistości polski kapitał. Na przykład Zygmunt Solorz-Żak kontroluje telewizję Polsat poprzez spółkę Polsat Media BV, zarejestrowaną właśnie w Holandii. Grupa ITI (kontroluje m.in. TVN i Onet.pl) ma siedzibę w Luksemburgu, ale jej główni udziałowcy - Jan Bohdan Wejchert, Mariusz Walter i Bruno Valsangiacomo - działają poprzez spółki zarejestrowane na karaibskim Curaćao, części Antyli Holenderskich. Ilu polskich przedsiębiorców działa za pośrednictwem firm z Seszeli, Kajmanów czy Bermudów - nikt nawet nie próbuje szacować.
Dla małych przedsiębiorców, którzy obawiali się kłopotów organizacyjnych i prawnych, związanych z operacjami offshore, bramą do podatkowego raju stały się przede wszystkim "niezatapialne sejfy" - Malta i Cypr. Malta przed wejściem do unii podniosła stawkę CIT z 4,17 proc. do 35 proc., tyle że inwestorom zwraca 85 proc. pobranych należności. Z kolei Cypr przed akcesją do UE został przez Brukselę zmuszony do rezygnacji z preferencyjnego opodatkowania zagranicznych firm (podatek dochodowy dla nich wynosił 4,25 proc.) i zrównania ich praw z miejscowymi (te płaciły aż 30 proc.). Cypryjczycy jednak sprytnie ustanowili jednolity, najniższy w historii unii, podatek w wysokości 10 proc. Obrócili hipokryzję "starej unii" przeciwko niej samej, tłumacząc, że stawka musi być tak niska, bo przecież Cypr jest biedniejszy od Irlandii i musi szybciej nadrabiać zaległości, a Irlandia ma 12,5-procentową stawkę CIT. W dodatku rząd w Nikozji zgodnie z prawem unii przeforsował wiele zwolnień podatkowych: na Cyprze nie płaci się podatku od dywidendy, od opłat z licencji, od zysków kapitałowych, a także od dochodów ze sprzedaży udziałów w spółkach. W ten sposób wyspa zniknęła z unijnej "czarnej listy" rajów podatkowych, znalazła się we wspólnocie, a zarazem pozostała atrakcyjna dla inwestorów. O ile w 2002 r. (przed podwyższeniem podatku) zarejestrowano na Cyprze 8,5 tys. nowych zagranicznych spółek, o tyle w 2005 r. było ich 14 tys. Na przykład w skład holdingu Amica, polskiego producenta AGD, wchodzi cypryjska spółka Sidegrove Holdings Ltd. - właściciel kilku firm w grupie i jej ramię inwestycyjne. "Od dziewięciu lat dokonujemy inwestycji przez tę spółkę i jest to jak najlepsze rozwiązanie" - stwierdził niedawno prezes Amiki Jacek Rutkowski.
Niektóre kraje wyspecjalizowały się w poszczególnych branżach, oferując firmom korzystne ulgi i zwolnienia podatkowe lub liberalne przepisy dotyczące ich działalności: w sektorze IT dużą popularnością cieszy się Singapur, firmy z branży muzycznej, filmowej lub telewizyjnej upodobały sobie Holandię, zaś Luksemburg to oaza dla instytucji z błyskawicznie rozwijającego się ostatnio sektora usług finansowych - sekurytyzacji. W zasięgu małych polskich firm są dziś nawet egzotyczne raje podatkowe. Na Mauritiusie założenie przez Internet spółki (z wszystkimi opłatami) kosztuje około 1800 zł, wliczając podatek za rejestrację, stworzenie dla firmy własnej strony w sieci, wirtualnego biura (przekierowuje ewentualne telefony i maile na wskazane numery i adresy). Podatek od firm, które kwalifikują się tam do uzyskania ulg, wynosi 15 proc., a VAT w ogóle nie ma. Taka założona na Mauritiusie spółka może działać na całym świecie, w tym na obszarze unii - dzięki umowom między tą wyspą a Cyprem, członkiem unii.
Ucieczka przed biurokracją
Przy naszych przepisach i praktyce działania aparatu skarbowego, rajami podatkowymi są dla Polaków nie tylko Karaiby lub małe księstwa europejskie w rodzaju Liechtensteinu, Monako lub Andory, ale nawet Czechy. Aneta Włodkowska, współwłaścicielka firmy Software Konferencje w Warszawie, zajmującej się organizacją targów, szkoleń i wydawaniem pism specjalistycznych, w styczniu 2006 r. założyła nową firmę w Czechach i przeniosła do niej część działalności. - Cała procedura trwała dwa dni i kosztowała nas o połowę mniej, niż wyniosłoby to w Polsce - mówi Włodkowska. Przyznaje, że głównym powodem przeprowadzki na południe były względy podatkowe. - Polski urząd skarbowy domagał się od nas podatku VAT od biletów wstępu na konferencje. Czeski uznał, że unijne prawo nas z tego zwalnia - wyjaśnia Włodkowska. Dziś firma Polki organizuje m.in. szkolenia dla naszych biznesmenów, którzy chcą przenieść działalność do Czech, na Słowację i Ukrainę. Chętnych przybywa: tylko na Morawach działa niemal 500 firm z polskim kapitałem.
Tych, których nie skusiły niższe podatki, za granicę wypycha polska biurokracja. - Łatwiej polskim spedytorom odprawić towary na eksport do Rosji za pośrednictwem partnerów w Finlandii niż w kraju. U nas celnik zawsze może stwierdzić, że dokument przewozowy wypełniony innym atramentem niż niebieski nie jest oryginałem - mówi Marek Różycki, prezes GeoPost w Europie Środkowej i Wschodniej (właściciela m.in. firmy logistycznej Masterlink Express). Coraz bardziej dają też o sobie znać lata zaniedbań w rozwoju infrastruktury. Na przykład duża część wymiany handlowej północ - południe z Polski wywędrowała do Niemiec, gdzie powstają nowe autostrady, kanały, rozbudowywane są porty. Jak wskazuje Marek Różycki, polskim firmom logistycznym bardziej opłaca się wyładować transport towarów w Rotterdamie lub Hamburgu i przewieźć do Polski niż w Gdańsku czy Szczecinie. Mimo że usługi zachodnich portów są droższe, administracja działa dużo sprawniej, a w dobie gospodarki globalnej liczą się dostawy just in time.
Walka z wiatrakami
Gdy w czerwcu 2006 r. Gordon Brown, brytyjski minister finansów, wypowiedział wojnę firmom, które zmniejszają wysokość płaconych podatków, w odpowiedzi przedstawiciele czterech największych brytyjskich firm konsultingowych stwierdzili, że chcą przenieść swoje siedziby do rajów podatkowych. Hiscox, jedna z większych brytyjskich firm ubezpieczeniowych, właśnie "ucieka" na Bermudy. Wcześniej zrobił to jej największy konkurent - Catlin. W Gibraltarze ziemię sprzedaje się na cale, dlatego że posiadanie kawałka gruntu uprawnia do otrzymania tam statusu rezydenta i płacenia niskich podatków, więc chętnych jest mnóstwo.
Sytuacja wielu europejskich budżetów staje się na tyle dramatyczna, że pojawiają się pomysły stworzenia nowego modelu systemu podatkowego - takiego, który pozwoliłby im przeżyć w obliczu masowej ucieczki obywateli i firm do rajów podatkowych. Rozgłos zyskał m.in. pomysł prof. Keesa van Raada z holenderskiego uniwersytetu w Lejdzie, autora koncepcji fractional taxation. Upraszczając, według niego, jeśli na przykład zamieszkały w kraju Polak ma firmę zarejestrowaną na Cyprze, a prowadzi działalność w Szwajcarii, to powinno się zebrać do jednego worka wszystkie podatki, jakie płaci w każdym z tych państw, i każde z nich powinno otrzymać ułamek tej kwoty według ustalonego algorytmu. Tyle że pomysł van Raada to utopia, podobnie jak bezowocna krucjata, jaką Komisja Europejska i OECD zorganizowały przeciwko rajom podatkowym.
Jedyną drogą jest ta, którą wybrała Holandia. Na podatkową "promocję" Cypru i Malty odpowiedziała ona własnymi obniżkami: od 1 stycznia 2007 r. zmniejsza podatek CIT z 29,6 proc. do 25,5 proc. i obniża podatek od dywidendy z 25 proc. do 15 proc. Jeśli różnica między podatkami w rajach i państwach unii będzie mniejsza, te ostatnie mają szanse wygrać walkę o portfele obywateli i inwestorów dzięki przejrzystemu prawu, gwarantowanemu bezpieczeństwu obrotów, infrastrukturze. - W 2005 r. średnia stawka CIT w krajach unii spadła o 0,28 proc., do 25,04 proc., dzięki obniżkom we Francji, Grecji i Holandii. Po akcesji dziesięciu nowych państw zwiększyła się konkurencja na rynku podatkowym - mówi Loughlin Hickey, szef globalnego działu podatkowego KPMG.
Zamiast zwalczać raje, niektóre państwa po cichu tworzą własne quasi-raje (wydzielone strefy, rodzaje działalności zwolnionej z części podatków). Na przykład Luksemburg stosuje najniższą podstawową stawkę podatku VAT w unii (15 proc.), mimo że Bruksela usiłuje zmusić innych do stosowania dużo wyższej. Siedem obszarów (portugalska wyspa Madera, Hiszpania, Belgia, Luksemburg, Holandia, Szwecja, Dania, Malta i Cypr) objętych jest tzw. participation exemption. Mogą stosować mechanizmy zwalniające podatników od podwójnego opodatkowania licznych danin (podatków od dywidend, kapitałowych itp.). - Raje podatkowe są jak domy publiczne. Władze je potępiają, a nieoficjalnie czerpią z nich korzyści finansowe - podsumowuje Krzysztof Kubala, szef warszawskiej firmy Taxways, świadczącej usługi w zakresie międzynarodowego planowania podatkowego.
Więcej możesz przeczytać w 30/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.