Kroi nam się IV Rzeczpospolita z lichego materiału
Kroi nam się IV Rzeczpospolita z wielce lichego, zarówno profesjonalnie, jak i moralnie, materiału. Warto się przyjrzeć, jakie standardy oferują nam rządzący jako wzorce, co jednocześnie jest prognozą przyszłego kształtu polityki w naszym kraju. Pominę (litościwie) problemy osobowościowe pana prezydenta, czyli aferę z jakimś lewicowym berlińskim szmatławcem, bądź cierpiącego na biegunkę pomysłów wicepremiera Giertycha zachowującego się w ministerstwie oświaty jak Fredrowska małpa w kąpieli.
Standard kadrowy
Wytłumaczenie, dlaczego PiS mianuje na stanowiska w przedsiębiorstwach państwowych ludzi znikąd, bez żadnych kwalifikacji do kierowania wielkimi organizmami gospodarczymi, zaoferował w wywiadzie prezes Kaczyński. Oczywiście dlatego że wszyscy w firmach państwowych, od prezesa do ostatniego zakładowego ciury, są skażeni układem.
Pan prezes oburzał się za porównywanie go z Gomułką przez prof. Niesiołowskiego. Taką politykę kadrową można jednak porównać z okresem wcześniejszym niż gomułkowski. W latach stalinowskich ktoś w MSZ (czy wyżej) wpadł na równie genialny jak w obecnej polityce kadrowej pomysł. Ażeby nasi dyplomaci pozostali na placówkach nieskażeni miazmatami imperialistycznego układu, postanowiono wysyłać ludzi, którzy nie znali żadnych języków. Sam trzymałem dawno temu w ręku ankietę osobową pewnego działacza, w której było jak byk napisane: "ślusarz narzędziowy w ...", a następnie: "radca ambasady w ...". A o naszym ambasadorze w jednym z krajów skandynawskich powstała legenda; był to bowiem łódzki komunista, włókniarz z zawodu. Nie znając żadnego języka, na raucie dyplomatycznym zaczynał nieraz "rozmowę" od podejścia do kolegi ambasadora, wzięcia go za rękaw marynarki i odzywki: "setka, no nie?".
Standard Ludwika XIV
"Państwo to ja" - zwykł mawiać Król Słońce. Takie standardy wobec siebie w państwie demokratycznym śmieszą, ale i z lekka przerażają, gdy w umysłach obrażalskich frustratów kpina z któregoś z nich jest traktowana jak przestępstwo, niemalże obraza majestatu. Prezes Kaczyński zagadnięty w wywiadzie o sprawę Kurskiego powiedział, że Kurskiemu "włos z głowy nie spadnie", bo przecież poseł Niesiołowski wygłasza skrajnie obraźliwe przemówienia (przypominam: porównując mentalność Kaczyńskich do mentalności Gomułki). W przedziwnym umyśle Jarosława Kaczyńskiego następuje zrównanie stopnia przestępczego charakteru wypowiedzi dotyczącej jego umysłowości z oskarżeniem Donalda Tuska przez Kurskiego o przestępcze machinacje wyborcze. Obraza któregoś z braci Kaczyńskich (prawników) traktowana jest więc przez nich samych na równi z pomówieniem kogoś przez ich człowieka o przestępstwo.
Standard dowodów procesowych
Standardem w państwie prawa jest konieczność przedstawienia dowodów przez oskarżyciela publicznego lub stronę w procesie cywilnym. Tymczasem w oskarżeniu Donalda Tuska o machinacje z kampanią reklamową i Jarosław Kaczyński, i sam specjalista od pomówień wprowadzają nowe standardy dowodowe. Obaj jednym głosem mówią, że "jeśli się rzeczywiście coś złego działo, to pewnie dokumenty wyeliminowano...". Czyli pojawiają się nowe standardy: brak dowodów jest dowodem przestępstwa, gdyż dowody (najprawdopodobniej) zostały zniszczone. To samo kubek w kubek mówił w innym wywiadzie Kurski. Wprawdzie ekipa wymiaru sprawiedliwości, która wkroczyła do PZU, zaprzeczyła, aby jakieś dowody były niszczone, ale było to jej ostatnie oświadczenie publiczne. Od czasu, gdy PO wskazała, że z firmami robiącymi reklamy o piratach drogowych dla PZU współpracował sztab prezydenta Kaczyńskiego, a nie Donalda Tuska, słowa nie słychać na ten temat z prokuratury czy policji.
Standard medialnego populizmu
Chyba najobrzydliwszy z opisywanych jest standard wykorzystywania telewizji do reklamy "bezkompromisowości" w walce z korupcją. Zdjęcia Pawła Bujalskiego, jak to podkreślano wszędzie - byłego działacza PO w Warszawie, z wykręconymi do tyłu rękami prowadzonego przez antyterrorystów w kominiarkach, przypominają inne, równie obrzydliwe, wypadki. Nie wiem, czy pan Bujalski jest winien korupcji, czy też nie, ale - jak wynika z reportaży - wracał z urlopu za granicą. Nie uciekał nigdzie za granicę. Wysłanie pisma prokuratorskiego do domu byłoby równie wystarczające.
Przykłady szczególnych standardów można by mnożyć. Ale zakończę jedną refleksją dotyczącą standardów moralnych rodzącej się IV Rzeczypospolitej. Pod rozwagę jej twórcom. Czy nowym standardem staje się sytuacja, że wicepremierem nie może być osoba podejrzewana o kłamstwo lustracyjne, ale może być kryminalista z wyrokami sądowymi i dłuższą jeszcze listą spraw sądowych, nie zakończonych wyrokami tylko z racji zręcznych uników?
Ilustracja: D. Krupa
Fot: Z. Furman
Standard kadrowy
Wytłumaczenie, dlaczego PiS mianuje na stanowiska w przedsiębiorstwach państwowych ludzi znikąd, bez żadnych kwalifikacji do kierowania wielkimi organizmami gospodarczymi, zaoferował w wywiadzie prezes Kaczyński. Oczywiście dlatego że wszyscy w firmach państwowych, od prezesa do ostatniego zakładowego ciury, są skażeni układem.
Pan prezes oburzał się za porównywanie go z Gomułką przez prof. Niesiołowskiego. Taką politykę kadrową można jednak porównać z okresem wcześniejszym niż gomułkowski. W latach stalinowskich ktoś w MSZ (czy wyżej) wpadł na równie genialny jak w obecnej polityce kadrowej pomysł. Ażeby nasi dyplomaci pozostali na placówkach nieskażeni miazmatami imperialistycznego układu, postanowiono wysyłać ludzi, którzy nie znali żadnych języków. Sam trzymałem dawno temu w ręku ankietę osobową pewnego działacza, w której było jak byk napisane: "ślusarz narzędziowy w ...", a następnie: "radca ambasady w ...". A o naszym ambasadorze w jednym z krajów skandynawskich powstała legenda; był to bowiem łódzki komunista, włókniarz z zawodu. Nie znając żadnego języka, na raucie dyplomatycznym zaczynał nieraz "rozmowę" od podejścia do kolegi ambasadora, wzięcia go za rękaw marynarki i odzywki: "setka, no nie?".
Standard Ludwika XIV
"Państwo to ja" - zwykł mawiać Król Słońce. Takie standardy wobec siebie w państwie demokratycznym śmieszą, ale i z lekka przerażają, gdy w umysłach obrażalskich frustratów kpina z któregoś z nich jest traktowana jak przestępstwo, niemalże obraza majestatu. Prezes Kaczyński zagadnięty w wywiadzie o sprawę Kurskiego powiedział, że Kurskiemu "włos z głowy nie spadnie", bo przecież poseł Niesiołowski wygłasza skrajnie obraźliwe przemówienia (przypominam: porównując mentalność Kaczyńskich do mentalności Gomułki). W przedziwnym umyśle Jarosława Kaczyńskiego następuje zrównanie stopnia przestępczego charakteru wypowiedzi dotyczącej jego umysłowości z oskarżeniem Donalda Tuska przez Kurskiego o przestępcze machinacje wyborcze. Obraza któregoś z braci Kaczyńskich (prawników) traktowana jest więc przez nich samych na równi z pomówieniem kogoś przez ich człowieka o przestępstwo.
Standard dowodów procesowych
Standardem w państwie prawa jest konieczność przedstawienia dowodów przez oskarżyciela publicznego lub stronę w procesie cywilnym. Tymczasem w oskarżeniu Donalda Tuska o machinacje z kampanią reklamową i Jarosław Kaczyński, i sam specjalista od pomówień wprowadzają nowe standardy dowodowe. Obaj jednym głosem mówią, że "jeśli się rzeczywiście coś złego działo, to pewnie dokumenty wyeliminowano...". Czyli pojawiają się nowe standardy: brak dowodów jest dowodem przestępstwa, gdyż dowody (najprawdopodobniej) zostały zniszczone. To samo kubek w kubek mówił w innym wywiadzie Kurski. Wprawdzie ekipa wymiaru sprawiedliwości, która wkroczyła do PZU, zaprzeczyła, aby jakieś dowody były niszczone, ale było to jej ostatnie oświadczenie publiczne. Od czasu, gdy PO wskazała, że z firmami robiącymi reklamy o piratach drogowych dla PZU współpracował sztab prezydenta Kaczyńskiego, a nie Donalda Tuska, słowa nie słychać na ten temat z prokuratury czy policji.
Standard medialnego populizmu
Chyba najobrzydliwszy z opisywanych jest standard wykorzystywania telewizji do reklamy "bezkompromisowości" w walce z korupcją. Zdjęcia Pawła Bujalskiego, jak to podkreślano wszędzie - byłego działacza PO w Warszawie, z wykręconymi do tyłu rękami prowadzonego przez antyterrorystów w kominiarkach, przypominają inne, równie obrzydliwe, wypadki. Nie wiem, czy pan Bujalski jest winien korupcji, czy też nie, ale - jak wynika z reportaży - wracał z urlopu za granicą. Nie uciekał nigdzie za granicę. Wysłanie pisma prokuratorskiego do domu byłoby równie wystarczające.
Przykłady szczególnych standardów można by mnożyć. Ale zakończę jedną refleksją dotyczącą standardów moralnych rodzącej się IV Rzeczypospolitej. Pod rozwagę jej twórcom. Czy nowym standardem staje się sytuacja, że wicepremierem nie może być osoba podejrzewana o kłamstwo lustracyjne, ale może być kryminalista z wyrokami sądowymi i dłuższą jeszcze listą spraw sądowych, nie zakończonych wyrokami tylko z racji zręcznych uników?
Ilustracja: D. Krupa
Fot: Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 30/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.