Biały, wykwalifikowany, dość tani pracownik to najbardziej poszukiwany obecnie "towar" w Unii Europejskiej
Potrzebujemy utalentowanych, wykształconych, pracowitych osób z Polski" - ogłosił ostatnio Tom McCabe, szkocki minister finansów. W sierpniu rząd Irlandii oplakatował polskie miasta billboardami z hasłem "Rozwiń swoją karierę zawodową. Irlandzkie firmy rekrutują cieśli, inżynierów, elektryków". Pracowników z Polski poszukują także Finowie i Szwedzi. W Unii Europejskiej może już pracować nawet 2 mln Polaków. Podczas gdy Polacy masowo wyjeżdżają za granicę, rodzimym przedsiębiorcom zaczyna brakować rąk do pracy, pustoszeją polskie budowy, szpitale, nie ma kto obsługiwać klientów w hipermarketach. "Chcesz wyjechać? Już nie musisz" oraz "Uwaga! Roboty dobrze płatne!" - tak poszukiwała pracowników na ulicach największych miast firma budowlana Budimex. Sieć supermarketów Carrefour rozwiesiła w Warszawie billboardy z hasłem "Gratulacje! Znalazłeś pracę! Zadzwoń". We wrześniu w Wielkiej Brytanii i Irlandii ruszyła wielka akcja mająca zachęcić Polaków do osiedlenia się we Wrocławiu, gdzie w najbliższych latach powstanie 100 tys. nowych miejsc pracy. W każdym centrum handlowym w Polsce wywieszone są informacje o naborze ludzi do pracy; przede wszystkim sprzedawców i pracowników restauracji. O tym, jak zacięta jest "wojna o głowy", która rozpoczęła się w Polsce, świadczy fakt, że dyrektorka przygranicznego szpitala w Bogatyni, aby zatrzymać lekarzy, musiała podwyższyć im zarobki do 10 tys. zł brutto miesięcznie. A to dopiero początek walki o pracowników. W ciągu najbliższych 25 lat liczba osób zdolnych do pracy w UE zmniejszy się o ponad 20 mln, do 280 mln osób. - Fakt, że w Polsce mieliśmy o jeden wyż demograficzny więcej niż na zachodzie kontynentu, sprawił, że staliśmy się źródłem siły roboczej dla starzejącej się Europy, ale już niedługo fachowców zabraknie także w Polsce - ostrzega Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha. Problem podobny do tego, z którym się boryka UE, będą miały także Rosja, Japonia i Korea Południowa. - Dla tych państw najbardziej poszukiwanym "dobrem naturalnym" stanie się ludzka praca - przewiduje Sadowski. Biały, wykwalifikowany, dość tani pracownik z podobnego kręgu kulturowego to obecnie najbardziej poszukiwany "towar" w UE.
Ostatni gasi światło
Czym się różni IV RP od PRL? Otóż PRL miała prawowity rząd w Londynie, a naród - w kraju. IV RP - odwrotnie. Ta anegdota w przerysowany sposób pokazuje to, co zaszło w Polsce w ostatnich miesiącach. Po przystąpieniu Polski do UE do Szkocji legalnie wyjechało 20 tys. Polaków, do Irlandii - 120 tys. (nieoficjalnie - dwa razy tyle). Najwięcej na polskich pracownikach zyskały Wielka Brytania i Irlandia, które otworzyły swoje rynki pracy 1 maja 2004 r. Później dołączyły do nich Hiszpania, Portugalia, Finlandia i Grecja.
Bez imigrantów rozwój gospodarczy w tych krajach zostałby zahamowany. Już obecnie siłą napędową "starej Europy" są przybysze z nowych państw unii. To dzięki nim w 2005 r. PKB Irlandii był wyższy o 2,5 proc. Gdyby nie imigranci, wiele brytyjskich firm mogłoby nawet zbankrutować - wynika z opublikowanego w 2006 r. raportu brytyjskiego Home Office (Ministerstwo Spraw Wewnętrznych), analizującego sytuację na tamtejszym rynku pracy. "Polacy zrewolucjonizowali rynek pracy, przyjmując oferty, które odrzucała większość z 1,68 miliona bezrobotnych Brytyjczyków. Nie poradzilibyśmy sobie bez nich" - powiedział sir Digby Jones, były prezes brytyjskiej organizacji pracodawców. Według wspomnianego raportu Home Office, "niektórzy pracodawcy obawiają się wręcz, że kiedy polepszy się sytuacja ekonomiczna w nowych krajach unijnych, ucierpi na tym Wielka Brytania, tracąc tanią siłę roboczą". Zdaniem przedstawicieli brytyjskiego rządu, Europejczycy ze wschodniej i środkowej części kontynentu, a zwłaszcza Polacy, są siłą napędową brytyjskiej gospodarki. Przyczynili się do utrzymania konkurencyjnych płac i inflacji na nie zmienionym poziomie (2,5 proc.). Najbardziej skorzystał na tym Londyn. Miasto to rozwija się gospodarczo w tempie 2 proc. rocznie, wpłacając do budżetu państwa 20 mld funtów. To właśnie tam polscy robotnicy zostali okrzyknięci "bohaterami klasy średniej", bo świadczą usługi tanio, solidnie i punktualnie.
Wymarzeni imigranci
Zdaniem szkockiego ministra finansów Toma McCabe'a, to imigranci przyczyniają się do zahamowania dramatycznego procesu wyludniania wielu regionów w Szkocji, takich jak Highlands (zaledwie przed dwoma laty szacowano, że liczba ludności będzie się tam zmniejszać o 800 osób rocznie), oraz wspomagają rozwój gospodarczy kraju. Aby jednak zachować 5-procentowe tempo wzrostu, kraj ten co roku musi przyjmować 30-40 tys. imigrantów (obecnie przyjmuje około 10 tys.). Rocznie szkoły opuszcza 45 tys. absolwentów, a nowych miejsc pracy przybywa dwukrotnie więcej. Tylko w tym roku szkockie firmy budowlane chcą zatrudnić 156 tys. nowych pracowników.
Podobnie jest w Irlandii, gdzie dzięki napływowi imigrantów (ponad 50 proc. to Polacy) liczba mieszkańców jest obecnie najwyższa od 150 lat. W ciągu najbliższych czterech lat znajdzie tam zatrudnienie kolejnych 50 tys. pracowników z Polski. - Nie stanowimy zagrożenia dla kultury kraju przyjmującego, szybko się asymilujemy - zwraca uwagę prof. Andrzej Koźmiński, rektor Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania w Warszawie. Polacy nie wyjeżdżają na Zachód po to, by wykonywać tylko proste prace. Maciej Sarnowski, ekonomista z Warszawy, wraz z żoną Agatą, architektem, wyjechali do Belfastu pół roku temu i oboje bez problemu znaleźli zatrudnienie w swoich zawodach. Jego żona w firmie, w której jedna trzecia z 30 architektów to Polacy. Do Belfastu wyjechał także wraz z narzeczoną Marcin Skromny z Opola. - Zaczynaliśmy od ciężkich prac fizycznych. Szybko udało nam się znaleźć posady na miarę naszego wykształcenia. Obecnie pracujemy w biurze Outbound Technical Sales Agent. Po dwóch latach pracy w Irlandii stać nas na kupienie niezłego samochodu, a nawet mieszkania w Polsce. Poza tym mamy pewność, że w razie utraty pracy szybko znajdziemy nową - mówi Skromny. Pierwsza pensja osób z wyższym wykształceniem wynosi na Wyspach Brytyjskich w przeliczeniu od 6 tys. zł do 20 tys. zł miesięcznie.
Zostańcie z nami
O tym, jak cenni stali się w ostatnim czasie pracownicy, świadczą coraz to nowe granty, jakie oferują im pracodawcy. Bank Irlandzki niedawno wprowadził język polski do opisów podstawowych usług bankowych; zakłady rybne w Highlands oferują zagranicznemu personelowi darmowe lekcje angielskiego, w Dublinie organizowane są bezpłatne kursy językowe dla obcokrajowców. Także Hiszpanie i Szwedzi finansują polskim lekarzom kursy językowe i pomagają sprowadzić rodziny. Rząd szkocki przeznaczył dużą kwotę na nowych nauczycieli i dodatkowe zajęcia z języka angielskiego dla dzieci imigrantów oraz opracował przewodnik w języku polskim, pomagający się poruszać po tym kraju mieszkającym w nim Polakom. We Francji, gdzie dla 250 tys. Polaków otwarto rynek pracy w sektorach, w których brakuje siły roboczej, w znalezieniu zatrudnienia pomaga publiczna agencja pośrednictwa pracy. Francuski rząd zadeklarował także, że polscy pracownicy od początku będą korzystać z pełni praw socjalnych, a gwarantowana minimalna pensja to 8 euro za godzinę. Polscy pracownicy będą mogli też korzystać z zasiłków dla bezrobotnych, dodatków dla dzieci i niepracującego współmałżonka. Dla Polaków pracujących za granicą nie jest problemem, aby wyjechać na kilka dni do domu. - Kiedy powiedziałam pracodawcy, że wracam do Polski, aby skończyć studia, szef namawiał mnie na wszelkie możliwe sposoby, żebym została - mówi Karolina Brzostowska z województwa suwalskiego, która pracę w biurze w Dublinie znalazła w ciągu jednego dnia. Niektóre firmy z Irlandii czy Belgii cztery razy w roku opłacają pracownikom przeloty do Polski. Polskim pracownikom czeskich fabryk raz na dwa miesiące przysługuje tygodniowy wyjazd do domu. Niedługo dojdzie do tego, że firma zajmie się wszystkim: zrobi zakupy, pranie, zawiezie i odbierze dzieci pracowników z przedszkola czy szkoły. - Praktykę taką stosowały firmy z Doliny Krzemowej podczas boomu informatycznego z końca lat 90. Tak cenna była bowiem dla nich godzina pracy informatyka - informuje Kazimierz Sedlak, właściciel firmy doradztwa personalnego Sedlak & Sedlak i portalu Wynagrodzenia.pl, który monitoruje płace na świecie.
Pan pracownik
Problemy ze znalezieniem specjalistów - zarówno inżynierów, jak i innych wykwalifikowanych pracowników - ma już co szósta polska firma. Pracowników brakuje w co piątym przedsiębiorstwie z branży budowlanej, u co czwartego producenta mebli i w co trzeciej spółce działającej w przemyśle drzewnym. - Ten niekorzystny proces będzie się pogłębiał w związku z otwieraniem się europejskich rynków dla polskich fachowców - potwierdza Andrzej Malinowski, szef Konfederacji Pracodawców Polskich. - Takiej sytuacji na rynku jeszcze nie było. Mamy problemy ze znalezieniem nie tylko wysoko wyspecjalizowanych pracowników, lecz także najprostszych robotników. Kiedyś ludzie niemal stali pod bramą, dziś brygadzisty trzeba szukać co najmniej kilka miesięcy - mówi "Wprost" Marek Moczulski, prezes spółki "Mieszko", jednego z największych w kraju producentów cukierków. - To, co się dzieje na rynku, to tragedia. W sumie odeszło od nas już 250 pracowników. Nawet 30 pracowników potrafi zniknąć w ciągu dnia, w ogóle nas o tym nie informując - mówi Kazimierz Pazgan, prezes grupy Konspol, jednego z największych w kraju producentów drobiu. Prezes Budimeksu Marek Michałowski w rozmowie z "Wprost" deklaruje, że mimo zakończonej sukcesem kampanii reklamowej jego firmy, która poszukuje pracowników, gotów jest zatrudnić 500 osób. - Muszę rezygnować z części kontraktów, które bym przyjął jeszcze rok, dwa lata temu, bo nie ma wystarczającej liczby robotników - tłumaczy Michałowski. Na deficyt pracowników cierpią wszystkie branże. - Kiedyś wystarczyło zamieścić ogłoszenie w prasie, żeby zgłosiło się kilkaset osób, dziś podobne ogłoszenie pozostaje bez odzewu - mówi Lidia Głowacka-Michejda, headhunter z SAM Headhunting, czołowej firmy tej branży w Europie.
Zdyscyplinowani pracownicy
Polscy pracodawcy stoją na straconej pozycji: firmy zachodnie, płacąc mało, i tak płacą więcej niż polskie. Do pracy na Zachód wyjechało ponad 2 tys. polskich stoczniowców. - Pensja jest taka jak w Polsce, tyle że nie w złotówkach, ale w euro - mówi Andrzej Buczkowski, naczelny dyrektor Stoczni Gdańskiej. - Prawda jest brutalna: jeżeli chce się, aby lekarze pracowali, trzeba im dobrze płacić - mówi Elżbieta Zakrzewska, dyrektor wspomnianego szpitala w Bogatyni, w którym niektórzy lekarze oprócz wysokich zarobków mają także opłacone mieszkania.
Brak fachowców w budownictwie i siły roboczej do zbiorów czy pielenia wykorzystują więzienia i szkolą więźniów w najbardziej poszukiwanych zawodach. Kiedyś więźniowie marzyli o pracy poza murami więzienia, dziś to pracodawcy ustawiają się po nich w kolejce. Osoby skazane za mniej poważne przestępstwa są idealnymi pracownikami: niezwykle zdyscyplinowani (nie opłaca im się sprawiać kłopotów ani uciekać), a do tego tani: więźnia można zatrudnić już za 450 zł miesięcznie. W płockim zakładzie karnym pracę poza murami znalazła większość osób skazanych za mniej poważne przestępstwa, w Olsztynie więźniów zatrudnia już 30 przedsiębiorstw.
Praca leży na ulicy
Najwięcej na otwarciu rynku pracy dla obywateli nowych członków UE zyskaliby Niemcy, gdzie od kilku lat jest niemal 1,5 mln miejsc pracy, których nikt nie chce. Tamtejsi politycy wolą jednak stagnację gospodarczą niż ryzyko narażenia się na zarzut działania na szkodę niemieckich pracowników (konkurencja musi oznaczać mniejsze płace). Podobną samobójczą politykę prowadzi chroniąca swój rynek pracy Francja, gdzie jest 250 tys. nie obsadzonych miejsc pracy. We Włoszech czeka na pracowników 170 tys. miejsc pracy, a w Norwegii - 20 tys.
Co ciekawe, podobną samobójczą taktykę stosują polscy politycy, którzy głośno sprzeciwiają się otwarciu polskiego rynku pracy. - Im wcześniej otworzymy rynek pracy dla obywateli dawnych republik radzieckich, tym więcej zyska nasza gospodarka - przewiduje prof. Koźmiński (w administracji na jego uczelni pracują już Ukraińcy i Białorusini). Im szybciej to zrobimy, tym mniej ucierpi nasza gospodarka. Problemy z niedoborem pracowników mają bowiem także Łotwa, Litwa, Słowacja i Czechy. Na razie nasi politycy wolą nie dostrzegać problemu, chociaż oczywiste jest, że przy obecnym tempie emigracji za kilka lat na wizytę do lekarza umawiać się będziemy w Berlinie.
Ostatni gasi światło
Czym się różni IV RP od PRL? Otóż PRL miała prawowity rząd w Londynie, a naród - w kraju. IV RP - odwrotnie. Ta anegdota w przerysowany sposób pokazuje to, co zaszło w Polsce w ostatnich miesiącach. Po przystąpieniu Polski do UE do Szkocji legalnie wyjechało 20 tys. Polaków, do Irlandii - 120 tys. (nieoficjalnie - dwa razy tyle). Najwięcej na polskich pracownikach zyskały Wielka Brytania i Irlandia, które otworzyły swoje rynki pracy 1 maja 2004 r. Później dołączyły do nich Hiszpania, Portugalia, Finlandia i Grecja.
Bez imigrantów rozwój gospodarczy w tych krajach zostałby zahamowany. Już obecnie siłą napędową "starej Europy" są przybysze z nowych państw unii. To dzięki nim w 2005 r. PKB Irlandii był wyższy o 2,5 proc. Gdyby nie imigranci, wiele brytyjskich firm mogłoby nawet zbankrutować - wynika z opublikowanego w 2006 r. raportu brytyjskiego Home Office (Ministerstwo Spraw Wewnętrznych), analizującego sytuację na tamtejszym rynku pracy. "Polacy zrewolucjonizowali rynek pracy, przyjmując oferty, które odrzucała większość z 1,68 miliona bezrobotnych Brytyjczyków. Nie poradzilibyśmy sobie bez nich" - powiedział sir Digby Jones, były prezes brytyjskiej organizacji pracodawców. Według wspomnianego raportu Home Office, "niektórzy pracodawcy obawiają się wręcz, że kiedy polepszy się sytuacja ekonomiczna w nowych krajach unijnych, ucierpi na tym Wielka Brytania, tracąc tanią siłę roboczą". Zdaniem przedstawicieli brytyjskiego rządu, Europejczycy ze wschodniej i środkowej części kontynentu, a zwłaszcza Polacy, są siłą napędową brytyjskiej gospodarki. Przyczynili się do utrzymania konkurencyjnych płac i inflacji na nie zmienionym poziomie (2,5 proc.). Najbardziej skorzystał na tym Londyn. Miasto to rozwija się gospodarczo w tempie 2 proc. rocznie, wpłacając do budżetu państwa 20 mld funtów. To właśnie tam polscy robotnicy zostali okrzyknięci "bohaterami klasy średniej", bo świadczą usługi tanio, solidnie i punktualnie.
Wymarzeni imigranci
Zdaniem szkockiego ministra finansów Toma McCabe'a, to imigranci przyczyniają się do zahamowania dramatycznego procesu wyludniania wielu regionów w Szkocji, takich jak Highlands (zaledwie przed dwoma laty szacowano, że liczba ludności będzie się tam zmniejszać o 800 osób rocznie), oraz wspomagają rozwój gospodarczy kraju. Aby jednak zachować 5-procentowe tempo wzrostu, kraj ten co roku musi przyjmować 30-40 tys. imigrantów (obecnie przyjmuje około 10 tys.). Rocznie szkoły opuszcza 45 tys. absolwentów, a nowych miejsc pracy przybywa dwukrotnie więcej. Tylko w tym roku szkockie firmy budowlane chcą zatrudnić 156 tys. nowych pracowników.
Podobnie jest w Irlandii, gdzie dzięki napływowi imigrantów (ponad 50 proc. to Polacy) liczba mieszkańców jest obecnie najwyższa od 150 lat. W ciągu najbliższych czterech lat znajdzie tam zatrudnienie kolejnych 50 tys. pracowników z Polski. - Nie stanowimy zagrożenia dla kultury kraju przyjmującego, szybko się asymilujemy - zwraca uwagę prof. Andrzej Koźmiński, rektor Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania w Warszawie. Polacy nie wyjeżdżają na Zachód po to, by wykonywać tylko proste prace. Maciej Sarnowski, ekonomista z Warszawy, wraz z żoną Agatą, architektem, wyjechali do Belfastu pół roku temu i oboje bez problemu znaleźli zatrudnienie w swoich zawodach. Jego żona w firmie, w której jedna trzecia z 30 architektów to Polacy. Do Belfastu wyjechał także wraz z narzeczoną Marcin Skromny z Opola. - Zaczynaliśmy od ciężkich prac fizycznych. Szybko udało nam się znaleźć posady na miarę naszego wykształcenia. Obecnie pracujemy w biurze Outbound Technical Sales Agent. Po dwóch latach pracy w Irlandii stać nas na kupienie niezłego samochodu, a nawet mieszkania w Polsce. Poza tym mamy pewność, że w razie utraty pracy szybko znajdziemy nową - mówi Skromny. Pierwsza pensja osób z wyższym wykształceniem wynosi na Wyspach Brytyjskich w przeliczeniu od 6 tys. zł do 20 tys. zł miesięcznie.
Zostańcie z nami
O tym, jak cenni stali się w ostatnim czasie pracownicy, świadczą coraz to nowe granty, jakie oferują im pracodawcy. Bank Irlandzki niedawno wprowadził język polski do opisów podstawowych usług bankowych; zakłady rybne w Highlands oferują zagranicznemu personelowi darmowe lekcje angielskiego, w Dublinie organizowane są bezpłatne kursy językowe dla obcokrajowców. Także Hiszpanie i Szwedzi finansują polskim lekarzom kursy językowe i pomagają sprowadzić rodziny. Rząd szkocki przeznaczył dużą kwotę na nowych nauczycieli i dodatkowe zajęcia z języka angielskiego dla dzieci imigrantów oraz opracował przewodnik w języku polskim, pomagający się poruszać po tym kraju mieszkającym w nim Polakom. We Francji, gdzie dla 250 tys. Polaków otwarto rynek pracy w sektorach, w których brakuje siły roboczej, w znalezieniu zatrudnienia pomaga publiczna agencja pośrednictwa pracy. Francuski rząd zadeklarował także, że polscy pracownicy od początku będą korzystać z pełni praw socjalnych, a gwarantowana minimalna pensja to 8 euro za godzinę. Polscy pracownicy będą mogli też korzystać z zasiłków dla bezrobotnych, dodatków dla dzieci i niepracującego współmałżonka. Dla Polaków pracujących za granicą nie jest problemem, aby wyjechać na kilka dni do domu. - Kiedy powiedziałam pracodawcy, że wracam do Polski, aby skończyć studia, szef namawiał mnie na wszelkie możliwe sposoby, żebym została - mówi Karolina Brzostowska z województwa suwalskiego, która pracę w biurze w Dublinie znalazła w ciągu jednego dnia. Niektóre firmy z Irlandii czy Belgii cztery razy w roku opłacają pracownikom przeloty do Polski. Polskim pracownikom czeskich fabryk raz na dwa miesiące przysługuje tygodniowy wyjazd do domu. Niedługo dojdzie do tego, że firma zajmie się wszystkim: zrobi zakupy, pranie, zawiezie i odbierze dzieci pracowników z przedszkola czy szkoły. - Praktykę taką stosowały firmy z Doliny Krzemowej podczas boomu informatycznego z końca lat 90. Tak cenna była bowiem dla nich godzina pracy informatyka - informuje Kazimierz Sedlak, właściciel firmy doradztwa personalnego Sedlak & Sedlak i portalu Wynagrodzenia.pl, który monitoruje płace na świecie.
Pan pracownik
Problemy ze znalezieniem specjalistów - zarówno inżynierów, jak i innych wykwalifikowanych pracowników - ma już co szósta polska firma. Pracowników brakuje w co piątym przedsiębiorstwie z branży budowlanej, u co czwartego producenta mebli i w co trzeciej spółce działającej w przemyśle drzewnym. - Ten niekorzystny proces będzie się pogłębiał w związku z otwieraniem się europejskich rynków dla polskich fachowców - potwierdza Andrzej Malinowski, szef Konfederacji Pracodawców Polskich. - Takiej sytuacji na rynku jeszcze nie było. Mamy problemy ze znalezieniem nie tylko wysoko wyspecjalizowanych pracowników, lecz także najprostszych robotników. Kiedyś ludzie niemal stali pod bramą, dziś brygadzisty trzeba szukać co najmniej kilka miesięcy - mówi "Wprost" Marek Moczulski, prezes spółki "Mieszko", jednego z największych w kraju producentów cukierków. - To, co się dzieje na rynku, to tragedia. W sumie odeszło od nas już 250 pracowników. Nawet 30 pracowników potrafi zniknąć w ciągu dnia, w ogóle nas o tym nie informując - mówi Kazimierz Pazgan, prezes grupy Konspol, jednego z największych w kraju producentów drobiu. Prezes Budimeksu Marek Michałowski w rozmowie z "Wprost" deklaruje, że mimo zakończonej sukcesem kampanii reklamowej jego firmy, która poszukuje pracowników, gotów jest zatrudnić 500 osób. - Muszę rezygnować z części kontraktów, które bym przyjął jeszcze rok, dwa lata temu, bo nie ma wystarczającej liczby robotników - tłumaczy Michałowski. Na deficyt pracowników cierpią wszystkie branże. - Kiedyś wystarczyło zamieścić ogłoszenie w prasie, żeby zgłosiło się kilkaset osób, dziś podobne ogłoszenie pozostaje bez odzewu - mówi Lidia Głowacka-Michejda, headhunter z SAM Headhunting, czołowej firmy tej branży w Europie.
Zdyscyplinowani pracownicy
Polscy pracodawcy stoją na straconej pozycji: firmy zachodnie, płacąc mało, i tak płacą więcej niż polskie. Do pracy na Zachód wyjechało ponad 2 tys. polskich stoczniowców. - Pensja jest taka jak w Polsce, tyle że nie w złotówkach, ale w euro - mówi Andrzej Buczkowski, naczelny dyrektor Stoczni Gdańskiej. - Prawda jest brutalna: jeżeli chce się, aby lekarze pracowali, trzeba im dobrze płacić - mówi Elżbieta Zakrzewska, dyrektor wspomnianego szpitala w Bogatyni, w którym niektórzy lekarze oprócz wysokich zarobków mają także opłacone mieszkania.
Brak fachowców w budownictwie i siły roboczej do zbiorów czy pielenia wykorzystują więzienia i szkolą więźniów w najbardziej poszukiwanych zawodach. Kiedyś więźniowie marzyli o pracy poza murami więzienia, dziś to pracodawcy ustawiają się po nich w kolejce. Osoby skazane za mniej poważne przestępstwa są idealnymi pracownikami: niezwykle zdyscyplinowani (nie opłaca im się sprawiać kłopotów ani uciekać), a do tego tani: więźnia można zatrudnić już za 450 zł miesięcznie. W płockim zakładzie karnym pracę poza murami znalazła większość osób skazanych za mniej poważne przestępstwa, w Olsztynie więźniów zatrudnia już 30 przedsiębiorstw.
Praca leży na ulicy
Najwięcej na otwarciu rynku pracy dla obywateli nowych członków UE zyskaliby Niemcy, gdzie od kilku lat jest niemal 1,5 mln miejsc pracy, których nikt nie chce. Tamtejsi politycy wolą jednak stagnację gospodarczą niż ryzyko narażenia się na zarzut działania na szkodę niemieckich pracowników (konkurencja musi oznaczać mniejsze płace). Podobną samobójczą politykę prowadzi chroniąca swój rynek pracy Francja, gdzie jest 250 tys. nie obsadzonych miejsc pracy. We Włoszech czeka na pracowników 170 tys. miejsc pracy, a w Norwegii - 20 tys.
Co ciekawe, podobną samobójczą taktykę stosują polscy politycy, którzy głośno sprzeciwiają się otwarciu polskiego rynku pracy. - Im wcześniej otworzymy rynek pracy dla obywateli dawnych republik radzieckich, tym więcej zyska nasza gospodarka - przewiduje prof. Koźmiński (w administracji na jego uczelni pracują już Ukraińcy i Białorusini). Im szybciej to zrobimy, tym mniej ucierpi nasza gospodarka. Problemy z niedoborem pracowników mają bowiem także Łotwa, Litwa, Słowacja i Czechy. Na razie nasi politycy wolą nie dostrzegać problemu, chociaż oczywiste jest, że przy obecnym tempie emigracji za kilka lat na wizytę do lekarza umawiać się będziemy w Berlinie.
KONKURS PŁAC | NAJMNIEJ | NAJWIĘCEJ | ||||
Wynagrodzenie miesięczne płacone w euro | ||||||
Niemcy | Irlandia | Polska | Wielka Brytania | Hiszpania | Szwecja | |
architekt | 2083-4600 | 1666-4166 | 675 | 4000-5000 | 2000 | 5820 |
barman* | 770-1540 | 1224-1704 | 363 | 1625-2000 | 1000 | 2350 |
blacharz | 1592 | 1440-1760 | 538 | 2682 | 1000 | 2000 |
dyrektor dużego przedsiębiorstwa | 6750 | 6000 | 1868 | 11 742 | 4554 | 7040 |
dziennikarz | 3333 | 1666-3750 | 375-1000 | 3792 | 1552 | 3272 |
farmaceuta | 3167 | 5833 + bonusy | 625-750 | 3750 | 2047 | 3144 |
fryzjerka | 1166-1333 | 1400-2000 | 225-625 | 1000 | 1000 | 2192 |
handlowiec | 2500-5000 | 6400 + prowizje | 625-875 | 4375 | 2000-3500 | 4773 |
hydraulik | 1600-2100 | 2200 | 380 | 2125-2500 | 1083 | 2267 |
informatyk | 2066-3333 | 2000 | 1025 | 3125 | 1957 | 3704 |
glazurnik | 1700 | 1600 | 350 | 2016 | 800 | 2074 |
kasjerka w supermarkecie | 1967 | 1224 | 320-360 | 1560-1800 | 1200 | 2170 |
kelner* | 770-1540 | 1224-2560 | 300 | 2880-4560 | 1000 | 2203 |
kierowca ciężarówki | 1817 | 1500-2466 | 475 | 1956-2472 | 1354 | 2149 |
kosmetyczka | 1083 | 1440 | 420 | 1470 | 800 | 2250 |
księgowy | 3650 | 3750-4833 | 563 | 3500-4125 | 1083 | 2354 |
kucharz | 3050 | 1440-1600 | 350 | 3360-4560 | 1200 | 3140 |
lekarz | 3200-4500 | do 10 000 | 413 | 2500-10 000 | 2166 | 4773 |
marynarz | 3833 | 1600-3500 | 725 | 3000 | 1648 | 5150 |
mechanik | 1917 | 1440-1600 | 550 | 1800-2400 | 1677 | 2527 |
monter | 1947 | 1600-2600 | 450 | 2520 | 1398 | 3563 |
murarz | 3950 | 1600 | 488 | 2880-3840 | 1300 | 2287 |
nauczyciel | 4433 | 3000 | 650 | 3630-4620 | 2166 | 2494 |
ochroniarz | 2917 | 1304 | 338 | 1680-2400 | 987 | 2613 |
operator koparki | 1700 | 1600 | 525 | 1920-2640 | 1316 | 2265 |
opiekunka do dziecka | 1500 | 1224 | 350 | 2640-3300 | 600 | 2062 |
piekarz | 1836 | 1580 | 338 | 3120-4080 | od 800 | 2179 |
pielęgniarka | 2050 | 1800 | 225-425 | 2200-2838 | 1360 | 2905 |
pokojówka w hotelu | 2475 | 1176 | 325 | 1476 | 1200 | 2200 |
poligraf | 3733 | 2500 | 413 | 2976 | 1120-1600 | 2339 |
pomoc domowa | 1208 | 1224 | 300 | 1812 | 1320 | 1965 |
pomocnik kucharza | 1500 | 1120 | 340 | 1446 | 980 | 1760 |
pracownik rolny | 1155 | 1276-1600 | 338 | 1440-1920 | 1227 | 1857 |
pracownik fabryki | 1232-2464 | 1281 | 350 | 1680-2400 | 1025 | 1900 |
prawnik | 5833 | 5416-6250 | 1363 | 3125-3750 | 3342 | 4708 |
programista | 4546 | 4166-5000 | 875 | 9000 | 1507 | 7537 |
przedszkolanka | 1500 | 1500 | 400 | 1500-1875 | od 1000 | 2235 |
recepcjonistka | 2967 | 1280 | 388 | 1500-1750 | 1100 | 2246 |
sekretarka | 3009 | 2045 | 397 | 2532 | 1702 | 2613 |
sprzątaczka | 1212 | 1280 | 313 | 1626 | 728 | 1771 |
sprzedawca | 1949 | 1325 | 215 | 1641 | 1102 | 1693 |
stolarz | 1936 | 1440 | 362 | 2640-4320 | 1059 | 1121 |
stomatolog | 3633 | od 5000 | 287-2750 | 3750-6000 | 3240 | 4854-5398 |
tłumacz | 2083-4166 | 4800 | 875 | 3000-3500 | 1333 | 4320 |
wykładowca na uniwersytecie | 4166-8333 | 4000 | 1088 | 3875-4875 | 2083 | 3369 |
Więcej możesz przeczytać w 39/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.