W Polsce niby nic trwałego: od pór roku po politykę. A Rodowicz trwa
OBOP spróbował właśnie ustalić nasze największe dobro narodowe. Na pytanie, kto jest naszą najjaśniejszą gwiazdą w sezonie 2006, naród odpowiedział: Maryla Rodowicz. W Polsce niby nic trwałego: od pór roku po politykę. A Maryla trwa i śpiewa. Żeby jednak zajaśniała należytym blaskiem, warto rzucić Marylę na tło. A tło naszej Madonny RWPG rysuje się blado. Helena VondráŃckowá śpiewa tylko od okazji do okazji. Ale jest w porządku: w trakcie jednego z Sopotów na początku lat 90. przeprosiła światową publiczność, iż swoim śpiewem pomagała umacniać władzę ludową w Czechosłowacji. A potem to już mogła się spokojnie udzielać na festynach unii - a jakże! - Chrześcijańsko-Demokratycznej. Karela Gotta - ciągle w pierwszej setce najzamożniejszych Czechów - łatwiej zobaczyć w telewizjach byłej NRD niż na czeskiej wizji. Tam - po niemiecku! - podsyca "ostalgię". Zorganizował się nawet komitet wyborczy, który miał go wynieść na prezydenturę Czech (hasło: Gott mit uns!), ale bez widocznych efektów. Z kolei Ałła Pugaczowa - po usunięciu zmarszczek i odessaniu nadmiaru tłuszczu z ud i bioder - kandydowała nawet na posadę ministra kultury. Nie udało się, co odchorowała.
Tymczasem Maryla w najlepsze wygrywa plebiscyty, mimo iż IPN miałby na nią tonę haków. Nie dość, że chętnie fotografowała się z Fidelem, to jeszcze miała żal, gdy na zdjęciu u boku El Comandante przesłaniała ją Elżbieta Dmoch z 2+1. Gdy zawitała z kolejnym recitalem do Poznania, premierowicz Jaroszewicz fruwał samolotem nad miastem i zrzucał jej na powitanie bukieciki, co wzmagało zagraniczne zadłużenie naszej biednej ojczyzny. Nie dało się ukryć: żyła "na koszt klasy robotniczej", co przez całe lata wypominali jej taksówkarze, kelnerzy i personel hotelowy.
Maryla umiała jednak być ponad to. I umiała się kręcić. W sierpniu 1980 r., owszem, była na Wybrzeżu - ale ciągle jako flagowa gwiazda peerelowskiej estrady w "Szalonej lokomotywie" Grechuty. Ale już kilka miesięcy później, podczas pamiętnego zjazdu "Solidarności" w hali Olivia, została przedstawiona przewodniczącemu Wałęsie. Któremu było bardzo miło. I zaraz potem wyruszyła na zarobek do Chicago. A zarabiała do ósmego miesiąca ciąży, zasłaniając wysoki brzuch gitarą. "Jeździłam z koncertu na koncert. Rzygałam i śpiewałam - wspomina. Maryla pamiętała jednak: "Są granice, których przekraczać nie wolno!". I dlatego na początku lat 90. nie "odcinała się" od PRL-owskiej przeszłości i nie śpiewała po kościołach, choć była namawiana. Z zaznaczeniem, że "dobrze jej to zrobi na karierę".
W końcu awantury się odsiały i zostały wspomnienia. Kiedy na któreś Boże Narodzenie zległa na atak ślepej kiszki w leningradzkim szpitalu, choinkę specjalnie dla niej wycięto pod murem kremlowskim. Ktoś jeszcze ma takie wspomnienia? Nie widzę...
Tymczasem Maryla w najlepsze wygrywa plebiscyty, mimo iż IPN miałby na nią tonę haków. Nie dość, że chętnie fotografowała się z Fidelem, to jeszcze miała żal, gdy na zdjęciu u boku El Comandante przesłaniała ją Elżbieta Dmoch z 2+1. Gdy zawitała z kolejnym recitalem do Poznania, premierowicz Jaroszewicz fruwał samolotem nad miastem i zrzucał jej na powitanie bukieciki, co wzmagało zagraniczne zadłużenie naszej biednej ojczyzny. Nie dało się ukryć: żyła "na koszt klasy robotniczej", co przez całe lata wypominali jej taksówkarze, kelnerzy i personel hotelowy.
Maryla umiała jednak być ponad to. I umiała się kręcić. W sierpniu 1980 r., owszem, była na Wybrzeżu - ale ciągle jako flagowa gwiazda peerelowskiej estrady w "Szalonej lokomotywie" Grechuty. Ale już kilka miesięcy później, podczas pamiętnego zjazdu "Solidarności" w hali Olivia, została przedstawiona przewodniczącemu Wałęsie. Któremu było bardzo miło. I zaraz potem wyruszyła na zarobek do Chicago. A zarabiała do ósmego miesiąca ciąży, zasłaniając wysoki brzuch gitarą. "Jeździłam z koncertu na koncert. Rzygałam i śpiewałam - wspomina. Maryla pamiętała jednak: "Są granice, których przekraczać nie wolno!". I dlatego na początku lat 90. nie "odcinała się" od PRL-owskiej przeszłości i nie śpiewała po kościołach, choć była namawiana. Z zaznaczeniem, że "dobrze jej to zrobi na karierę".
W końcu awantury się odsiały i zostały wspomnienia. Kiedy na któreś Boże Narodzenie zległa na atak ślepej kiszki w leningradzkim szpitalu, choinkę specjalnie dla niej wycięto pod murem kremlowskim. Ktoś jeszcze ma takie wspomnienia? Nie widzę...
Więcej możesz przeczytać w 39/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.