Tańczyła dla Stalina i Mao Zedonga, a swoją popisową rolę "Umierającego łabędzia" wykonywała setki razy. Choć zakazywano jej wyjazdów za granicę, w obawie, by nie uciekła, paradoksalnie stała się radzieckim towarem eksportowym i największą gwiazdą Teatru Bolszoj. 80-letnia Rosjanka Maja Plisiecka nie jest stetryczałą i wyblakłą gwiazdą baletu, która z rozrzewnieniem wspomina dawne lata. W dokumencie "Maja Lisiecka - Moje życie, mój taniec" ze swadą opowiada o swoim życiu. Za młodu słynęła nie tylko z fenomenalnej techniki i talentu aktorskiego. Udało się jej odświeżyć balet: do wielu przedstawień sama układała choreografię, dołączając do niej często elementy tańca nowoczesnego. To też stało się jedną z przyczyn konfliktu z dyrektorem Teatru Bolszoj Jurijem Grygorowiczem, którego po latach nazywała "małym Stalinem". W dokumencie o Plisieckiej rządzi Plisiecka. Jeśli pojawiają się inne głosy (w filmie należą do jej męża i choreografa), to wypowiadają się o niej wyłącznie pochlebnie. Szkoda, opowieść byłaby jeszcze bardziej interesująca, gdyby twórcy spróbowali wyjść poza wygodne ramy lukrowanego portretu wybitnej artystki.
Marta Nadzieja
"Maja Plisiecka - Moje życie, mój taniec", reż. Wolf Seesemann, 30 września, godz. 21.40, Planete
Więcej możesz przeczytać w 39/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.