W 1989 r. w sowieckiej jeszcze Rosji mieszkało 147 mln ludzi, w 2050 r. może ich tam mieszkać mniej niż 100 mln
Jedz cukierki. Naprawdę dobre, bo nasze" - zachęcała mnie kilka lat temu Olga Karasiowa, mieszkanka Karagandy w Kazachstanie. "Nasze", bo z Omska, rosyjskie. Wszystko "nasze" było lepsze niż "ich". Nasza telewizja, muzyka, lodówka... Jak potomkowie wszystkich kolonizatorów na świecie, rodzina Karasiowów była przekonana o własnej wyższości nad miejscową ludnością. Dlaczego przez 15 lat nie wracali do Rosji? Bo nikt tam ich nie chciał. Nie mieli rodziny ani znajomych. Z Karagandy wyjeżdżali ich sąsiedzi Niemcy, Polacy, Rosjanie, ale nie oni. Wreszcie jednak Rosja sobie o nich przypomniała. Rodzina Karasiowów w styczniu opuszcza Kazachstan. Na stałe.
Deska ratunku
Wybór terminu nie jest przypadkowy. Od 1 stycznia wchodzi w życie tzw. prawo do powrotu. Każdy Rosjanin, który mieszka na terytorium byłego ZSRR, ma prawo przyjechać do Rosji na koszt państwa. Co więcej, przez pół roku władze będą mu płacić około 100 USD miesięcznie. To za mało, by się utrzymać w Moskwie, ale na prowincji takie sumy pozwolą na skromne życie. Najłatwiej może być na rosyjskim Dalekim Wschodzie. Tamtejszy przedstawiciel prezydenta Kamil Ischakow tak się wystraszył chińskiej ekspansji, że obiecał każdej rodzinie przesiedleńców darmowe zakwaterowanie przez rok.
- Ten program to nie efekt wielkoduszności władz, ale szukanie ostatniej deski ratunku - mówi "Wprost" Żanna Zajonczkowska z Rosyjskiej Akademii Nauk, nestorka rosyjskiej demografii. Rosji grozi demograficzna katastrofa, dlatego władze szukają różnych sposobów, by ją powstrzymać. Ludność
Rosji systematycznie maleje. Według spisu z 1989 r., radziecką jeszcze Rosję zamieszkiwało 147 mln osób, w 2005 r. już tylko 143,5 mln, a w 2050 r., według ONZ, w Rosji może mieszkać mniej niż 100 mln. Jeszcze w XIX wieku w centralnych guberniach odczuwalny był głód ziemi. Spis w 2002 r. ujawnił, że w Federacji Rosyjskiej znajduje się 13 tys. opuszczonych miejscowości, i to nie tylko na Syberii czy Dalekim Wschodzie, ale i w środkowej części kraju.
Zapaść demograficzna zbiegła się z rozpadem ZSRR. W dziejach Rosji okresom chaosu towarzyszyły zwykle takie kryzysy. Tak było w czasach wielkiej smuty w XVII wieku i po przejęciu władzy przez bolszewików. Tym razem kryzys ma jednak poważniejszy charakter - podkreślają autorzy raportu Ośrodka Studiów Wschodnich "Sytua-cja demograficzna w Rosji". W przeszłości spadek liczby ludności następował w wyniku takich czynników, jak wojny, głód, epidemie, prześladowania polityczne. Po ich zakończeniu następował szybki wzrost liczby ludności. Tym razem nie ma co na to liczyć. Ros-ja, jak wszystkie kraje rozwinięte, ma ujemny wskaźnik urodzin. Do tego dochodzi wysoka śmiertelność, a dotyczy to szczególnie mężczyzn w wieku produkcyjnym.
Zajonczkowska uważa nawet, że to jest "rosyjską specyfiką". Rosjanie umierają z tzw. powodów zewnętrznych (nadmierne spożycie alkoholu, wypadki przy pracy, zabójstwa, samobójstwa) 3,6 razy częściej niż mieszkańcy UE i USA. Dotyczy to ponad 20 proc. zgonów wśród mężczyzn. W 2000 r. wieku emerytalnego dożywało średnio 56 proc. mężczyzn i 89 proc. kobiet. Przeciętny Rosjanin żyje 59 lat. Jednocześnie głównym środkiem antykoncepcyjnym pozostaje w Rosji przerywanie ciąży. Według oficjalnych danych, w 2004 r. wykonano 1,8 mln zabiegów aborcji, czyli więcej, niż przyjęto porodów.
Największe wyzwanie
O tym, że Rosja wymiera, mówią już nie tylko demografowie, ale także przedstawiciele władz. Władimir Putin w orędziu do narodu w maju tego roku nazwał kryzys demograficzny "największym wyzwaniem dzisiejszej Rosji". Elity polityczne najbardziej niepokoi to, że negatywne tendencje demograficzne mogą doprowadzić do degradacji międzynarodowej Rosji. Borys Gryzłow, przewodniczący Dumy, twierdzi, że utrzymanie pozycji mocarstwa nie będzie możliwe, jeśli ludność Rosji będzie się zmniejszać. Rosja już dziś nie może sobie poradzić z zagospodarowaniem odległych terytoriów Kaukazu, Syberii czy Dalekiego Wschodu. Dlatego politycy prześcigają się w pomysłach, jak taką tendencję zahamować. Najbardziej ekscentryczny w tej kwestii okazał się lider rosyjskich nacjonalistów Władimir Żyrinowski. Jego zdaniem, w Rosji powinna obowiązywać poligamia, a każda kobieta, która jeszcze nie urodziła dziecka, nie powinna mieć paszportu, by nie mogła wyjechać za granicę.
Władze próbują doprowadzić do wzrostu rozrodczości. Przyjęty niedawno przez parlament projekt ustawy zakłada wprowadzenie "becikowego": za drugie dziecko rodzina będzie otrzymywać około 10 tys. USD. Pieniądze będą lokowane na specjalnym rachunku. Mogą być przeznaczone jedynie na edukację dziecka i opiekę medyczną. "Projekt jest dobry, rodzice nie będą mieli w ręku tych pieniędzy, nie będą mogli ich wydać na przykład na alkohol" - uważa publicysta Dmitrij Babicz. Zajonczkowska ma jednak wątpliwości, czy "becikowe" będzie skuteczne.
Niechciani rodacy
Władze starają się też wprowadzać ułatwienia dla migrantów. 26 czerwca 2006 r. prezydent podpisał dekret zatwierdzający projekt zakrojonego na dużą skalę programu repatriacyjnego. Władze mają nadzieję, że do kraju wrócą przede wszystkim Rosjanie, którzy zamieszkują byłe republiki radzieckie. Po rozpadzie ZSRR poza granicami Federacji Rosyjskiej pozostało około 25 mln Rosjan oraz ponad 2 mln przedstawicieli innych rdzennych narodów Rosji: Tatarów, Czeczenów, Baszkirów. Przez lata nikt się nimi nie interesował. Jeżeli wracali, to na własny koszt. W ojczyźnie mieli problemy nie tylko ze znalezieniem pracy i mieszkania, ale także z otrzymaniem obywatelstwa. Dziś są największą nadzieją na zahamowanie spadku ludności Rosji.
Tyle że ogromna większość tych, którzy chcieli przyjechać, już wróciła - uważa Lidia Grafowa, broniąca praw imigrantów. Dlatego - jej zdaniem - konieczna jest zmiana definicji otieczestwiennika (rodaka): z prawa do powrotu powinni korzystać także mieszkańcy byłych radzieckich republik, którzy porozumiewają się po rosyjsku. Kirgizi, Ormianie czy Turkmeni mówią często wyłącznie po rosyjsku. Wszyscy oni powinni móc się osiedlić w Rosji i liczyć na pomoc rządu.
Ślady takiego myślenia można odnaleźć w koncepcjach tworzenia rosyjskiej armii. Kryzys demograficzny dotyka także mężczyzn w wieku poborowym. Ich liczba w najbliższych 10 latach ma spaść o połowę. Minister obrony Siergiej Iwanow zapowiedział stworzenie swoistej Legii Cudzoziemskiej - jednostki, w której będzie mógł służyć każdy mężczyzna, który urodził się w byłym ZSRR. Po dwóch latach służby oprócz żołdu otrzyma rosyjskie obywatelstwo, po pięciu latach mieszkanie w Federacji Rosyjskiej. Władze ułatwiły też emigrację zarobkową. Dotychczas o pozwolenie o pracę musiał występować pracodawca. Teraz sam pracownik, mieszkaniec byłego ZSRR, może swoje zajęcie zalegalizować, wysyłając zawiadomienie nawet pocztą. Nie zapłaci kary, jeśli dotychczas pracował nielegalnie.
Demograficzny dramat ma swoją drugą stronę - w Rosji narastają tendencje ksenofobiczne. Zwiększa się liczba zabójstw popełnianych na tle etnicznym. Ostatnio w Kondopodze, miasteczku w Karelii, rosyjscy mieszkańcy domagali się wysiedlenia przybyszów z Kaukazu. Przyczyną zamieszek była bójka pod miejscową knajpą, która zakończyła się śmiercią dwóch uczestniczących w niej Rosjan. Do takich sytuacji dochodzi coraz częściej, zarówno w Moskwie, jak i na Kaukazie, Syberii czy Dalekim Wschodzie. Niektóre syberyjskie miasta nie pozwalają na osiedlanie się ludzi urodzonych na Kaukazie. Tak jest w Nowym Urengoju na Półwys-pie Jamalskim, gdzie średnia pensja wynosi 1500 euro i poziom życia jest znacznie wyższy niż w środkowej Rosji.
Islamska rezerwa
Liczba etnicznych Rosjan, którzy mieszkają w Rosji, spada. W 1979 r. stanowili oni 82,6 proc. mieszkańców, w 2002 r. już tylko 79,8 proc. W tym samym czasie zamieszkujące Federację Rosyjską narody Kaukazu przeżywają boom demograficzny. Największy przyrost naturalny notują muzułmanie: Czeczeni, Ingusze, Awarowie. Powoduje to także, że Rosjanie są wypierani z części skolonizowanych przez siebie terytoriów, głównie z północnego Kaukazu.
W rosyjskim filmie "Babuszki" wioskę na Syberii zamieszkują już tylko stare kobiety. Młodzi wyjechali, mężczyźni zapili się na śmierć. Wioska umiera. Pewnego dnia władze sprowadzają tam wielopokoleniową rodzinę z Kirgistanu, wokół której szybko koncentruje się życie. Dla większości mieszkanek Kirgizi pozostają jednak obcy, więcej nawet - zagrażają starym porządkom. Dlatego dochodzi do tragedii i wioska zmusza ich do powrotu do Kirgistanu. Tak też jest z Rosją. Teoretycznie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że kraj wymiera, a jedynym lekarstwem jest liberalizacja emigracji. Wśród emigrantów będzie wielu nie-Rosjan. Będą przyjeżdżać ci, których Rosja kusi poziomem życia: mieszkańcy Kaukazu i Azji Środkowej. Mimo to niechęć do emigrantów narasta.
I chociaż na razie władze wykorzystują ją do własnych celów, w końcu będą musiały się zmierzyć i z tym problemem.
Współpraca: Leszek Szerepka
Autor raportu Ośrodka Studiów Wschodnich na temat sytuacji demograficznej w Rosji
Deska ratunku
Wybór terminu nie jest przypadkowy. Od 1 stycznia wchodzi w życie tzw. prawo do powrotu. Każdy Rosjanin, który mieszka na terytorium byłego ZSRR, ma prawo przyjechać do Rosji na koszt państwa. Co więcej, przez pół roku władze będą mu płacić około 100 USD miesięcznie. To za mało, by się utrzymać w Moskwie, ale na prowincji takie sumy pozwolą na skromne życie. Najłatwiej może być na rosyjskim Dalekim Wschodzie. Tamtejszy przedstawiciel prezydenta Kamil Ischakow tak się wystraszył chińskiej ekspansji, że obiecał każdej rodzinie przesiedleńców darmowe zakwaterowanie przez rok.
- Ten program to nie efekt wielkoduszności władz, ale szukanie ostatniej deski ratunku - mówi "Wprost" Żanna Zajonczkowska z Rosyjskiej Akademii Nauk, nestorka rosyjskiej demografii. Rosji grozi demograficzna katastrofa, dlatego władze szukają różnych sposobów, by ją powstrzymać. Ludność
Rosji systematycznie maleje. Według spisu z 1989 r., radziecką jeszcze Rosję zamieszkiwało 147 mln osób, w 2005 r. już tylko 143,5 mln, a w 2050 r., według ONZ, w Rosji może mieszkać mniej niż 100 mln. Jeszcze w XIX wieku w centralnych guberniach odczuwalny był głód ziemi. Spis w 2002 r. ujawnił, że w Federacji Rosyjskiej znajduje się 13 tys. opuszczonych miejscowości, i to nie tylko na Syberii czy Dalekim Wschodzie, ale i w środkowej części kraju.
Zapaść demograficzna zbiegła się z rozpadem ZSRR. W dziejach Rosji okresom chaosu towarzyszyły zwykle takie kryzysy. Tak było w czasach wielkiej smuty w XVII wieku i po przejęciu władzy przez bolszewików. Tym razem kryzys ma jednak poważniejszy charakter - podkreślają autorzy raportu Ośrodka Studiów Wschodnich "Sytua-cja demograficzna w Rosji". W przeszłości spadek liczby ludności następował w wyniku takich czynników, jak wojny, głód, epidemie, prześladowania polityczne. Po ich zakończeniu następował szybki wzrost liczby ludności. Tym razem nie ma co na to liczyć. Ros-ja, jak wszystkie kraje rozwinięte, ma ujemny wskaźnik urodzin. Do tego dochodzi wysoka śmiertelność, a dotyczy to szczególnie mężczyzn w wieku produkcyjnym.
Zajonczkowska uważa nawet, że to jest "rosyjską specyfiką". Rosjanie umierają z tzw. powodów zewnętrznych (nadmierne spożycie alkoholu, wypadki przy pracy, zabójstwa, samobójstwa) 3,6 razy częściej niż mieszkańcy UE i USA. Dotyczy to ponad 20 proc. zgonów wśród mężczyzn. W 2000 r. wieku emerytalnego dożywało średnio 56 proc. mężczyzn i 89 proc. kobiet. Przeciętny Rosjanin żyje 59 lat. Jednocześnie głównym środkiem antykoncepcyjnym pozostaje w Rosji przerywanie ciąży. Według oficjalnych danych, w 2004 r. wykonano 1,8 mln zabiegów aborcji, czyli więcej, niż przyjęto porodów.
Największe wyzwanie
O tym, że Rosja wymiera, mówią już nie tylko demografowie, ale także przedstawiciele władz. Władimir Putin w orędziu do narodu w maju tego roku nazwał kryzys demograficzny "największym wyzwaniem dzisiejszej Rosji". Elity polityczne najbardziej niepokoi to, że negatywne tendencje demograficzne mogą doprowadzić do degradacji międzynarodowej Rosji. Borys Gryzłow, przewodniczący Dumy, twierdzi, że utrzymanie pozycji mocarstwa nie będzie możliwe, jeśli ludność Rosji będzie się zmniejszać. Rosja już dziś nie może sobie poradzić z zagospodarowaniem odległych terytoriów Kaukazu, Syberii czy Dalekiego Wschodu. Dlatego politycy prześcigają się w pomysłach, jak taką tendencję zahamować. Najbardziej ekscentryczny w tej kwestii okazał się lider rosyjskich nacjonalistów Władimir Żyrinowski. Jego zdaniem, w Rosji powinna obowiązywać poligamia, a każda kobieta, która jeszcze nie urodziła dziecka, nie powinna mieć paszportu, by nie mogła wyjechać za granicę.
Władze próbują doprowadzić do wzrostu rozrodczości. Przyjęty niedawno przez parlament projekt ustawy zakłada wprowadzenie "becikowego": za drugie dziecko rodzina będzie otrzymywać około 10 tys. USD. Pieniądze będą lokowane na specjalnym rachunku. Mogą być przeznaczone jedynie na edukację dziecka i opiekę medyczną. "Projekt jest dobry, rodzice nie będą mieli w ręku tych pieniędzy, nie będą mogli ich wydać na przykład na alkohol" - uważa publicysta Dmitrij Babicz. Zajonczkowska ma jednak wątpliwości, czy "becikowe" będzie skuteczne.
Niechciani rodacy
Władze starają się też wprowadzać ułatwienia dla migrantów. 26 czerwca 2006 r. prezydent podpisał dekret zatwierdzający projekt zakrojonego na dużą skalę programu repatriacyjnego. Władze mają nadzieję, że do kraju wrócą przede wszystkim Rosjanie, którzy zamieszkują byłe republiki radzieckie. Po rozpadzie ZSRR poza granicami Federacji Rosyjskiej pozostało około 25 mln Rosjan oraz ponad 2 mln przedstawicieli innych rdzennych narodów Rosji: Tatarów, Czeczenów, Baszkirów. Przez lata nikt się nimi nie interesował. Jeżeli wracali, to na własny koszt. W ojczyźnie mieli problemy nie tylko ze znalezieniem pracy i mieszkania, ale także z otrzymaniem obywatelstwa. Dziś są największą nadzieją na zahamowanie spadku ludności Rosji.
Tyle że ogromna większość tych, którzy chcieli przyjechać, już wróciła - uważa Lidia Grafowa, broniąca praw imigrantów. Dlatego - jej zdaniem - konieczna jest zmiana definicji otieczestwiennika (rodaka): z prawa do powrotu powinni korzystać także mieszkańcy byłych radzieckich republik, którzy porozumiewają się po rosyjsku. Kirgizi, Ormianie czy Turkmeni mówią często wyłącznie po rosyjsku. Wszyscy oni powinni móc się osiedlić w Rosji i liczyć na pomoc rządu.
Ślady takiego myślenia można odnaleźć w koncepcjach tworzenia rosyjskiej armii. Kryzys demograficzny dotyka także mężczyzn w wieku poborowym. Ich liczba w najbliższych 10 latach ma spaść o połowę. Minister obrony Siergiej Iwanow zapowiedział stworzenie swoistej Legii Cudzoziemskiej - jednostki, w której będzie mógł służyć każdy mężczyzna, który urodził się w byłym ZSRR. Po dwóch latach służby oprócz żołdu otrzyma rosyjskie obywatelstwo, po pięciu latach mieszkanie w Federacji Rosyjskiej. Władze ułatwiły też emigrację zarobkową. Dotychczas o pozwolenie o pracę musiał występować pracodawca. Teraz sam pracownik, mieszkaniec byłego ZSRR, może swoje zajęcie zalegalizować, wysyłając zawiadomienie nawet pocztą. Nie zapłaci kary, jeśli dotychczas pracował nielegalnie.
Demograficzny dramat ma swoją drugą stronę - w Rosji narastają tendencje ksenofobiczne. Zwiększa się liczba zabójstw popełnianych na tle etnicznym. Ostatnio w Kondopodze, miasteczku w Karelii, rosyjscy mieszkańcy domagali się wysiedlenia przybyszów z Kaukazu. Przyczyną zamieszek była bójka pod miejscową knajpą, która zakończyła się śmiercią dwóch uczestniczących w niej Rosjan. Do takich sytuacji dochodzi coraz częściej, zarówno w Moskwie, jak i na Kaukazie, Syberii czy Dalekim Wschodzie. Niektóre syberyjskie miasta nie pozwalają na osiedlanie się ludzi urodzonych na Kaukazie. Tak jest w Nowym Urengoju na Półwys-pie Jamalskim, gdzie średnia pensja wynosi 1500 euro i poziom życia jest znacznie wyższy niż w środkowej Rosji.
Islamska rezerwa
Liczba etnicznych Rosjan, którzy mieszkają w Rosji, spada. W 1979 r. stanowili oni 82,6 proc. mieszkańców, w 2002 r. już tylko 79,8 proc. W tym samym czasie zamieszkujące Federację Rosyjską narody Kaukazu przeżywają boom demograficzny. Największy przyrost naturalny notują muzułmanie: Czeczeni, Ingusze, Awarowie. Powoduje to także, że Rosjanie są wypierani z części skolonizowanych przez siebie terytoriów, głównie z północnego Kaukazu.
W rosyjskim filmie "Babuszki" wioskę na Syberii zamieszkują już tylko stare kobiety. Młodzi wyjechali, mężczyźni zapili się na śmierć. Wioska umiera. Pewnego dnia władze sprowadzają tam wielopokoleniową rodzinę z Kirgistanu, wokół której szybko koncentruje się życie. Dla większości mieszkanek Kirgizi pozostają jednak obcy, więcej nawet - zagrażają starym porządkom. Dlatego dochodzi do tragedii i wioska zmusza ich do powrotu do Kirgistanu. Tak też jest z Rosją. Teoretycznie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że kraj wymiera, a jedynym lekarstwem jest liberalizacja emigracji. Wśród emigrantów będzie wielu nie-Rosjan. Będą przyjeżdżać ci, których Rosja kusi poziomem życia: mieszkańcy Kaukazu i Azji Środkowej. Mimo to niechęć do emigrantów narasta.
I chociaż na razie władze wykorzystują ją do własnych celów, w końcu będą musiały się zmierzyć i z tym problemem.
Współpraca: Leszek Szerepka
Autor raportu Ośrodka Studiów Wschodnich na temat sytuacji demograficznej w Rosji
Zagrożenie dla tożsamości Zdaniem Dmitrija Babicza, dziennikarza miesięcznika "Russia Profile", kryzys społeczno-ekonomiczny, który rozpoczął się wskutek rozpadu ZSRR, doprowadził do zjawisk patologicznych trwających do dziś. "To wówczas nastąpił kryzys rodziny, rozpowszechnił się alkoholizm, przestępczość czy narkomania - główne przyczyny wysokiej śmiertelności" - uważa Babicz. Nie ulega wątpliwości, że to wówczas zaniedbano kwestie edukacji seksualnej. Do dzisiaj przerywanie ciąży jest w Rosji głównym środkiem antykoncepcyjnym. Według oficjalnych statystyk, w 2004 roku wykonano 1,8 mln zabiegów aborcji, czyli więcej, niż przyjęto porodów. Pogłębiająca się od początku lat 90. katastrofalna sytuacja ludnościowa kraju od dawna była znana rosyjskim elitom. Przez lata jednak sprawę spychano na plan dalszy, a pogrążona w kryzysie społeczno-ekonomicznym Rosja koncentrowała się na bieżących problemach, takich jak tendencje separatystyczne czy spadek produkcji. Sytuacja zmieniła się po dojściu do władzy Władimira Putina, który już w swoim pierwszym prezydenckim orędziu wspominał o niekorzystnej sytuacji demograficznej. Dwa lata temu Rada ds. Polityki Zagranicznej i Obronnej w raporcie "Rosja w XXI wieku, strategia rozwoju" informowała o konieczności natychmiastowego zahamowania kryzysu, który zagraża tożsamości kulturowej państwa. Porozmawiajmy o dzieciach "Porozmawiajmy teraz o miłości, kobietach i dzieciach. To w tym momencie największy problem, przed jakim stoi nasz kraj"- alarmował w swoim majowym orędziu do narodu Władimir Putin, prezydent Rosji. Zaniepokojone dramatyczną sytuacją władze szukają różnych sposobów, aby ten negatywny proces zatrzymać. Od 1 stycznia wchodzi w Rosji w życie tzw. prawo do powrotu. Każdy Rosjanin, który mieszka na terytorium byłego ZSRR, ma prawo przyjechać do Rosji na koszt państwa. Przez pół roku władze będą mu płacić około 100 USD miesięcznie. - Ten program to nie efekt wielkoduszności władz, ale szukanie ostatniej deski ratunku - mówi "Wprost" Żanna Zajonczkowska z Rosyjskiej Akademii Nauk, nestorka rosyjskiej demografii. Aby doprowadzić do wzrostu rozrodczości, parlament przyjął projekt ustawy związanego z Kremlem przywódcy "Partii Żyzni" Siergieja Mironowa. Zakłada on wprowadzenie swoistego "becikowego" w niespotykanej w Rosji skali finansowej. Za każde drugie dziecko rodzina ma otrzymywać od państwa ok. 10 tysięcy USD. Pieniądze będą umieszczone na specjalnym rachunku. Mogą być przeznaczone przez rodziców jedynie na edukację dziecka i opiekę medyczną. "To bardzo dobrze, że rodzice dostaną na dzieci więcej pieniędzy nie zahamuje to jednak negatywnych tendencji. Zapłacenie pieniędzy nic tu nie zmieni"- uważa Żanna Zajonczkowska. Co ciekawe, w rosyjskiej debacie publicznej praktycznie nie pojawiają się propozycje zakazu aborcji. Co najwyżej mówi o tym nieśmiało Cerkiew prawosławna i niezbyt wpływowi politycy prawicy. Teoretycznie wszyscy zdają sobie sprawę, że kraj wymiera. Jedyną metodą zmiany tej tendencji jest liberalizacja emigracji. Nie ma też możliwości, żeby emigracja składała się wyłącznie z etnicznych Rosjan. Bo większość z nich już wróciła. Do Rosji będą przyjeżdżać ci, których kusi ona poziomem życia: mieszkańcy Kaukazu i Azji Środkowej. Przyjazd migrantów, który dla demografów jest ostatnią szansą, dla wielu polityków i dużej części społeczeństwa jest śmiertelnym wręcz zagrożeniem. Nie ma zgody na uznanie za "otieczestwienników" ludności nierosyjskiej z byłych republik radzieckich, a niechęć do emigrantów narasta. I chociaż na razie władze wykorzystują ją do własnych celów, w pewnym momencie będą musiały się z tym problemem zmierzyć. |
Więcej możesz przeczytać w 39/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.