Rządzący etatyści podejrzliwie patrzą na wszystko, czego nie kontrolują
Od dawna twierdzę, że niewiele dobrego można oczekiwać od obecnie rządzącej ekipy. Nawet jeśli - w zamyśle - niektóre cele (pozaekonomiczne, bo ekonomiczne były bzdurne od zawsze!) miały bowiem jakiś sens, to ich realizacja przez obsesjonatów przyniesie więcej szkód niż pożytku. I tak jest w istocie. Tyle że nawet ja nie oczekiwałem aż takiej dawki bolszewizmu.
"Grab zagrabione!"
Bolszewickie obsesje zaczynają się od samej góry. Oto pan prezydent pytany przez żurnalistkę z "Dziennika" (22-23 lipca), dlaczego PiS nie realizuje zapowiadanej przed wyborami polityki społecznej, odpowiada: "Podjęcie dzisiaj rewolucji, która np. doprowadziłaby do sprawiedliwej dystrybucji majątku narodowego przejętego po roku 1989, do wywłaszczenia obecnych oligarchów, jest w sytuacji przynależności do UE całkowicie niemożliwe". Pomijam pokrętną formę, bo nie o nieumiejętność posługiwania się poprawną polszczyzną tutaj chodzi (nawet jeśli prof. Krasnodębski daje nam słowo honoru, że Lech Kaczyński jest zdolny do podjęcia dialogu z intelektualistami...). Znacznie bardziej niepokojąca jest treść tej wypowiedzi. Cóż bowiem właściwie mówi nam pan prezydent?
Otóż, po pierwsze - i kuriozalne - mówi nam, że dla niego polityka społeczna to nie są na przykład system emerytalny, zasiłki dla bezrobotnych czy pomoc społeczna dla najuboższych lub dotkniętych nieszczęściem i wymagających pomocy. Po drugie, że jest nią odebranie własności sprywatyzowanej (wedle Lecha Kaczyńskiego - nieuczciwie) i rozdanie jej na nowo. To jest właśnie owo leninowskie "grab zagrabione!". Skoro własność to oszustwo, więc zagrabienie jej i nowe rozdanie jest oczywistym lekarstwem. Dla żarliwego wyznawcy leninowskiej recepty nie są przeszkodą zasady prawne (na przykład zasada, że umów należy dotrzymywać); jedyny problem widzi w członkostwie w UE, skąd nadal chciałby otrzymywać różnorodne zasiłki.
Cel uświęca środki?
Od czasu do czasu któryś z braci Kaczyńskich czy któryś inny PiS-ak powie (wyuczony na pamięć) frazes o poparciu dla go-spodarki rynkowej. Na co dzień jednak PiS prowadzi walkę z tą gospodarką na różne sposoby. Najpierw - poważając i sukcesy transformacji, i kapitalistyczne reguły gry wprowadzone po 1989 r., a następnie stosując taktykę zastraszeń i pomówień na potrzeby bieżącej walki politycznej.
Zatrzymanie byłego wiceprezydenta Warszawy w asyście osiłków w kominiarkach czy zatrzymanie w podobny sposób byłego ministra skarbu Wąsacza należy do taktyki zastraszania. Takie kroki są zbędne, gdyż żaden z wymienionych nie zamierzał nigdzie uciekać (były wiceprezydent wracał z urlopu z zagranicy, a nie uciekał za granicę!). Ale były wiceprezydent należał niegdyś do PO i to właśnie jest wyjaśnienie takich zachowań.
Inny obsesjonat, Mariusz Kamiński, szef rodzącego się CBA, zapytany, czy potrzebne jest takie nadużywanie siły, powiedział, że ma to wartość edukacyjną. Proponuję min. Kamińskiemu, by zaproponował inne publicznie egzekwowane kary, na przykład pręgierz dla przestępców gospodarczych czy chłostę.
Tam gdzie nie można zademonstrować siły, używa się pomówień. Najczęściej karalnych (ale na rozpatrzenie takich spraw przez prokuraturę i sądy trzeba - zdaje się - poczekać na zmianę rządzącej ekipy!). Taką taktykę stosuje się wobec Leszka Balcerowicza. Jest to poniekąd ciekawe, bo Balcerowicz nie jest z PO ani z żadnej innej opozycyjnej partii. To po prostu zawiść małych ludzi (intelektualnie i moralnie) wobec kogoś nieporównanie większego formatu.
Ale takich samych pomówień używa się wobec polityków opozycji, co jest formą walki politycznej. Przy braku sukcesów jest to forma niemal jedyna. Przykładem są pomówienia wobec prezydenta Krakowa czy kandydata PO na prezydenta tego miasta; w innych miastach jest zresztą podobnie. Roch Kowalski prezesa Kaczyńskiego (czyli, jak pisałem kiedyś, poseł Artur Zawisza), udzielając wywiadu, mówił o "zderzeniu cywilizacji". Poseł Zawisza się myli. To, co obserwujemy, należy określić jako zderzenie PiS z cywilizacją. I przewiduję, że z tego zderzenia PiS nie wyjdzie cało.
Putiniada
Brakuje na to miejsca w jednym felietonie, ale warto zasygnalizować inne wschodnie inspiracje rządzących, mianowicie stosunek do stowarzyszeń pożytku publicznego i organizacji pozarządowych. Rządzący etatyści i obsesjonaci podejrzliwie patrzą na wszystko, czego nie kontrolują. Własnego zaplecza intelektualnego nie mają, a "obcych" nie chcą. I stąd biorą się, wzorem putinowskim, próby zwiększenia kontroli nad niezależnymi organizacjami oraz próby odcięcia ich od źródeł finansowania...
Fot: Z. Furman
Ilustracja: D. Krupa
"Grab zagrabione!"
Bolszewickie obsesje zaczynają się od samej góry. Oto pan prezydent pytany przez żurnalistkę z "Dziennika" (22-23 lipca), dlaczego PiS nie realizuje zapowiadanej przed wyborami polityki społecznej, odpowiada: "Podjęcie dzisiaj rewolucji, która np. doprowadziłaby do sprawiedliwej dystrybucji majątku narodowego przejętego po roku 1989, do wywłaszczenia obecnych oligarchów, jest w sytuacji przynależności do UE całkowicie niemożliwe". Pomijam pokrętną formę, bo nie o nieumiejętność posługiwania się poprawną polszczyzną tutaj chodzi (nawet jeśli prof. Krasnodębski daje nam słowo honoru, że Lech Kaczyński jest zdolny do podjęcia dialogu z intelektualistami...). Znacznie bardziej niepokojąca jest treść tej wypowiedzi. Cóż bowiem właściwie mówi nam pan prezydent?
Otóż, po pierwsze - i kuriozalne - mówi nam, że dla niego polityka społeczna to nie są na przykład system emerytalny, zasiłki dla bezrobotnych czy pomoc społeczna dla najuboższych lub dotkniętych nieszczęściem i wymagających pomocy. Po drugie, że jest nią odebranie własności sprywatyzowanej (wedle Lecha Kaczyńskiego - nieuczciwie) i rozdanie jej na nowo. To jest właśnie owo leninowskie "grab zagrabione!". Skoro własność to oszustwo, więc zagrabienie jej i nowe rozdanie jest oczywistym lekarstwem. Dla żarliwego wyznawcy leninowskiej recepty nie są przeszkodą zasady prawne (na przykład zasada, że umów należy dotrzymywać); jedyny problem widzi w członkostwie w UE, skąd nadal chciałby otrzymywać różnorodne zasiłki.
Cel uświęca środki?
Od czasu do czasu któryś z braci Kaczyńskich czy któryś inny PiS-ak powie (wyuczony na pamięć) frazes o poparciu dla go-spodarki rynkowej. Na co dzień jednak PiS prowadzi walkę z tą gospodarką na różne sposoby. Najpierw - poważając i sukcesy transformacji, i kapitalistyczne reguły gry wprowadzone po 1989 r., a następnie stosując taktykę zastraszeń i pomówień na potrzeby bieżącej walki politycznej.
Zatrzymanie byłego wiceprezydenta Warszawy w asyście osiłków w kominiarkach czy zatrzymanie w podobny sposób byłego ministra skarbu Wąsacza należy do taktyki zastraszania. Takie kroki są zbędne, gdyż żaden z wymienionych nie zamierzał nigdzie uciekać (były wiceprezydent wracał z urlopu z zagranicy, a nie uciekał za granicę!). Ale były wiceprezydent należał niegdyś do PO i to właśnie jest wyjaśnienie takich zachowań.
Inny obsesjonat, Mariusz Kamiński, szef rodzącego się CBA, zapytany, czy potrzebne jest takie nadużywanie siły, powiedział, że ma to wartość edukacyjną. Proponuję min. Kamińskiemu, by zaproponował inne publicznie egzekwowane kary, na przykład pręgierz dla przestępców gospodarczych czy chłostę.
Tam gdzie nie można zademonstrować siły, używa się pomówień. Najczęściej karalnych (ale na rozpatrzenie takich spraw przez prokuraturę i sądy trzeba - zdaje się - poczekać na zmianę rządzącej ekipy!). Taką taktykę stosuje się wobec Leszka Balcerowicza. Jest to poniekąd ciekawe, bo Balcerowicz nie jest z PO ani z żadnej innej opozycyjnej partii. To po prostu zawiść małych ludzi (intelektualnie i moralnie) wobec kogoś nieporównanie większego formatu.
Ale takich samych pomówień używa się wobec polityków opozycji, co jest formą walki politycznej. Przy braku sukcesów jest to forma niemal jedyna. Przykładem są pomówienia wobec prezydenta Krakowa czy kandydata PO na prezydenta tego miasta; w innych miastach jest zresztą podobnie. Roch Kowalski prezesa Kaczyńskiego (czyli, jak pisałem kiedyś, poseł Artur Zawisza), udzielając wywiadu, mówił o "zderzeniu cywilizacji". Poseł Zawisza się myli. To, co obserwujemy, należy określić jako zderzenie PiS z cywilizacją. I przewiduję, że z tego zderzenia PiS nie wyjdzie cało.
Putiniada
Brakuje na to miejsca w jednym felietonie, ale warto zasygnalizować inne wschodnie inspiracje rządzących, mianowicie stosunek do stowarzyszeń pożytku publicznego i organizacji pozarządowych. Rządzący etatyści i obsesjonaci podejrzliwie patrzą na wszystko, czego nie kontrolują. Własnego zaplecza intelektualnego nie mają, a "obcych" nie chcą. I stąd biorą się, wzorem putinowskim, próby zwiększenia kontroli nad niezależnymi organizacjami oraz próby odcięcia ich od źródeł finansowania...
Fot: Z. Furman
Ilustracja: D. Krupa
Więcej możesz przeczytać w 39/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.