Poufne informacje wyciekają już z ośmiu na dziesięć przedsiębiorstw!
![](http://www.wprost.pl/G/wprost_gfx/1246/s54w.jpg)
Ukraść colę
Szpiegostwo przemysłowe i kradzieże danych są jedną z najbardziej dochodowych branż, której roczne "obroty" w ciągu ostatnich sześciu lat wzrosły dwukrotnie i przekraczają 500 mld USD. Ostatnio amerykański koncern samolotowy Boeing zdecydował się na zapłacenie 1,6 mld USD kary, aby zakończyć śledztwo mające wyjaśnić zarzut kradzieży w latach 1997-1998 kilku tysięcy stron tajnych dokumentów na szkodę Lock-heeda Martina. Dokumenty dotyczyły wartego 2 mld USD kontraktu na wyrzutnie rakiet. Cenne dane, m.in. schematy najnowszych wynalazków, plany marketingu i listy klientów zdołano ostatnio wykraść z firm The Gillette Company i MasterCard. Poufne informacje wyciekają już z 80 proc. firm na świecie. Kilka tygodni temu w USA doszło do kradzieży stulecia. Joya Williams,
41-letnia menedżer Coca-Coli z Atlanty, próbowała sprzedać za 1,5 mln USD recepturę napoju największemu konkurentowi koncernu - PepsiCo. Do transakcji nie doszło, bo menedżerowie PepsiCo. zawiadomili policję, ogłaszając przy tym, że interesuje ich zwycięstwo w uczciwej walce. Jak twierdzą specjaliści, ów szlachetny gest w rzeczywistości był podyktowany brakiem możliwości komercyjnego wykorzystania skradzionej receptury z uwagi na grożące konsekwencje prawne.
Najsłabsze ogniwo
Tacy pracownicy jak Williams są dziś największym zagrożeniem dla firm. Przekonał się o tym koncern General Motors, gdy w 1993 r. José Ignacio López, szef sprzedaży, przeszedł do Volkswagena razem z 10 tys. dokumentów dotyczących badań, sprzedaży, produkcji i marketingu. Najważniejsze wśród nich były plany strategii GM mającej zlikwidować dominację VW na rynku małych samochodów, m.in. w Europie Wschodniej i Chinach. Straty GM liczono wówczas w setkach milionów dolarów.
Zyski nieuczciwego pracownika są nieporównywalnie mniejsze niż straty okradzionej firmy. Harold C. Worden, emerytowany pracownik Eastman Kodak Company, odchodząc na emeryturę w 1997 r., zabrał z sobą warte miliony dolarów informacje. Odsprzedał je konkurencyjnej firmie za niespełna 27 tys. USD. - Wówczas, aby wynieść dane, które zajmowały 25 segregatorów, potrzeba było kilku godzin pracy i paru pudełek. Dziś wystarczy zgrać wszystko na przenośny dysk i schować do kieszeni - mówi "Wprost" Peter Böhret, prezes firmy Kroll Ontrack, czołowego dostawcy usług odzyskiwania danych.
Dochodowy interes
Szpieg przemysłowy to dochodowa profesja. W Polsce oferty wynagrodzenia kandydatów na szpiega zaczynają się od 100 tys. zł. Cena zależy od wartości danych oraz ryzyka, jakie trzeba podjąć, by zdobyć pożądane informacje. Kilka miesięcy temu kierownik w firmie PKS Żary zabrał do domu firmowy twardy dysk, a skopiowane dane przekazał konkurentowi, firmie Marvel. Sprawa wyszła na jaw, gdy Marvel próbowało kupić PKS Żary. - Okazało się, że mają szczegółowe dane o sprzedaży biletów za ostatnie trzy lata - opowiada Józef Słowikowski, prezes PKS Żary. Szpieg został namierzony: jeden z pracowników widział go wynoszącego twardy dysk. Rok temu z poznańskiego zakładu VW próbowano wykraść dokumentację dotyczącą najnowszego modelu Caddy Maxi. Z firmy Fazos, producenta maszyn górniczych, skradziono warte 6 mln zł projekty nowych produktów. Przestępstwa są trudne do wykrycia, bo zwykle okradzione firmy robią wszystko, by nie upubliczniać sprawy, bo mogłoby to wpłynąć na ich wiarygodność. Tak uczyniła jedna z największych firm budowlanych specjalizujących się w projektowaniu i budowie maszyn przemysłowych, której pracownicy przekazali konkurencji projekty warte kilka milionów złotych. Czołowej ogólnopolskiej firmie spożywczej także nie zależało na nagłośnieniu faktu, że przez kilka ostatnich miesięcy jej pracownicy przekazywali informacje o recepturach nowych produktów.
Źródła przecieku
Dochodowy zawód złodzieja tajemnic firmy sprawił, że równie intratne stało się ich łapanie. Do niedawna prywatni detektywi trudnili się głównie udowadnianiem niewierności małżonków. Dziś ich głównym źródłem dochodów jest łapanie szpiegów w firmach. W USA furorę zrobiła ostatnio książka Williama Klausmana, właściciela trzech sklepów w Portland. Przez ostatnie 30 lat autor prowadził drugie życie jako łowca szpiegów w firmach. Opisał, jak łapał przemysłowych szpiegów, na przykład chińskiego podwykonawcę, który w dzień pracował na zlecenie amerykańskiej firmy obuwniczej, a w nocy produkował identyczne buty i sprzedawał je na własną rękę.
Rok wcześniej głośno było o sprawie wynajęcia przez koncern Hewlett-Packard detektywów, którzy mieli ustalić, jak dziennikarze "The Wall Street Journal" zdobywali informacje o firmie. Szefów HP do wściekłości doprowadziły relacje ze spotkań zarządu, podczas których pod nieobecność ówczesnej prezes Carly Fioriny ostro ją krytykowano. Kiedy serwis internetowy CNET ujawnił plany spółki omawiane na poufnym spotkaniu, zarząd zatrudnił zawodowców. Detektywi śledzili i podsłuchiwali czterech dziennikarzy oraz trzech członków zarządu, przeglądali śmietniki pracowników firmy. Sukces osiągnięto, gdy jeden z detektywów, podając się za zmęczonego złym traktowaniem menedżera HP, nawiązał kontakt mailowy z dziennikarką z serwisu CNET. W e-mailu, w którym wysłał dziennikarce wiadomość o nowym produkcie, ukrył załącznik-szpiega. Założono, że dziennikarka będzie próbowała potwierdzić u prawdziwego informatora zdobyte informacje i prześle mu e-mail. Tak się stało i adres internetowy informatora został przesłany do detektywa.
Walka z wiatrakami?
Sebastian Małycha, prezes Media Recovery, jednej z największych w Polsce firm zajmujących się chronieniem danych, przyznaje, że nie ma gwarantowanego sposobu utajnienia danych. - Firmy stosują najróżniejsze zabezpieczenia systemowe. Paradoksem jest jednak, że do wartych 200 tys. zł drzwi do pokoju informatyków ma dostęp zarabiający 800 zł miesięcznie portier - opowiada Małycha. Taka sytuacja wydarzyła się w jednej z największych polskich sieci teleinformatycznych. Sprzątaczka okazała się sprawnym hakerem i przed rozpoczęciem pracy w biurze lub po niej dostawała się do komputera prezesa, by kopiować dane. W Polsce firmy szukające przecieków są wynajmowane już po szkodzie.
- 90 proc. wykonywanych przez nas badań na wykrywaczu kłamstw dotyczy pracowników, którzy działali na szkodę firm. Przeprowadzenie takiego badania wśród kandydatów na pracowników praktycznie eliminuje ryzyko zatrudnienia nieuczciwej osoby - opowiada Jacek Giermek, wiceprezes Instytutu Bezpieczeństwa Biznesu, który m.in. przeprowadza badania personelu na wariografie. Takie badanie zrobiono ostatnio w jednej z sieci hipermarketów, co pozwoliło uniknąć zatrudnienia kilku osób wyrzuconych za kradzież z poprzedniej pracy. Branża zajmująca się łapaniem szpiegów w firmach przeżywa prawdziwy boom. - Żeby sprostać wszystkim zamówieniom, musieliśmy zwiększyć zatrudnienie o 400 proc. W ubiegłym roku wykonaliśmy 700 analiz, w tym roku będzie ich o jedną trzecią więcej - mówi Małycha.
DYSK PRAWDĘ CI POWIE |
---|
Doskonałym źródłem informacji są stare firmowe komputery, które bez trudu można kupić na internetowych aukcjach. Tak jak większość ludzi nie zadaje sobie trudu, by skorzystać z niszczarki, ale wyrzuca do koszta przedarte na pół ważne dokumenty, tak też większość (60 proc.) tylko kasuje dane ze swojego komputera, 34,6 proc. - formatuje dysk, a zaledwie 3 proc. pierwotnych właścicieli usuwa dane za pomocą programu do ich zamazywania, a więc trwale. |
Ilustracja: D. Krupa
Więcej możesz przeczytać w 44/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.